Quantcast
Channel: ŻOŁNIERZE WYKLĘCI
Viewing all 289 articles
Browse latest View live

Muzeum Żołnierzy Wyklętych - wizualizacja

$
0
0
Wizualizacja projektu Muzeum Żołnierzy Wyklętych w Ostrołęce



Zapraszam do obejrzenia wizualizacji Muzeum Żołnierzy Wyklętych w Ostrołęce, którego projekt robi ogromne wrażenie. Przy przeglądaniu slajdów natychmiast nasuwają się skojarzenia z Muzeum Powstania Warszawskiego.
- To będzie instytucją na miarę dwudziestego pierwszego wieku. Oczywiście nie mam tu na myśli tylko multimediów, choć to muzeum będzie naszpikowane elektroniką i cyfrową technologią – podkreśla w rozmowie z nami Janusz Kotowski, prezydent Ostrołęki.
Całkowity koszt inwestycji ma wynieść 32 mln złotych. Miasto będzie ubiegało się o dofinansowanie w ramach programu „Konserwacja i rewitalizacja dziedzictwa kulturowego”, który jest współfinansowany z Mechanizmu Finansowego Europejskiego Obszaru Gospodarczego 2009-2014,a także Norweskiego Mechanizmu Finansowego na lata 2009-2014. Wysokość dofinansować to ponad 25 mln złotych, zatem wkład własny Ostrołęki wynosi ponad 6 mln złotych.


Miejscy urzędnicy nie kryją, że liczą na zewnętrzne dofinansowanie. W przypadku pozyskania dotacji powstanie nowoczesne, pierwsze w Polsce Muzeum Żołnierzy Wyklętych. To, czy pieniądze uda się zdobyć, dowiemy się niebawem – na przełomie października i listopada mija termin, w którym organ przyznający fundusze, powinien podjąć decyzję.
- Przygotowaliśmy poważny i potężny projekt w ramach tzw. funduszy norweskich. Wypełniliśmy we wniosku wszystko – włącznie z pozyskaniem norweskiego partnera do współpracy – a teraz czekamy na rozstrzygnięcie – tłumaczy Janusz Kotowski, prezydent Ostrołęki.
Na przełomie października i listopada spodziewamy się odpowiedzi, bo to właśnie wtedy mija termin ustosunkowania się do naszego wniosku instytucji, która zajmuje się funduszami norweskimi. Uważamy, że projekt został przygotowany bardzo dobrze, ponieważ pozyskanie środków zewnętrznych jest warunkiem podstawowym, który pozwoli nam rozpocząć inwestycję w zaplanowanej skali – zaznacza.


Kotowski podkreśla, że zarówno wniosek o dofinansowanie jak i sam projekt muzeum wymagał wiele pracy. Wszystko zostało dopięte na ostatni guzik – włącznie z dokumentacją techniczną obiektu – w związku z czym urzędnicy nie kryją, iż liczą na pieniądze z zewnątrz.
- Żeby ten projekt złożyć, trzeba było wykonać sporo pracy, także tej z zakresu dokumentacji technicznej. Zrobiliśmy w moim przekonaniu bardzo bogaty projekt, z funkcjami edukacyjnymi i poznawczymi oraz martyrologicznymi– ocenia prezydent.
Gdyby udało się te pieniądze pozyskać, to trzeba przyznać, że Muzeum Żołnierzy Wyklętych będzie instytucją na miarę dwudziestego pierwszego wieku. Oczywiście nie mam tu na myśli tylko multimediów, choć to muzeum będzie naszpikowane elektroniką i cyfrową technologią– zaznacza.
Chodzi głównie o przekaz, który doprowadzi do tego, że jak młody człowiek wyjdzie z muzeum, to historia Żołnierzy Niezłomnych w nim zostanie. Chodzi o to, aby młodzież dotknęła idei i uzyskała odpowiedź na pytanie, dlaczego ludzie niewiele starsi od nich, ryzykowali swoje życie dla ojczyzny. To jest wyjątkowo ważne, by muzeum taki przekaz pozostawiało. Stąd zaprojektowany przez nas szlak edukacyjny, ze wszystkimi filmami, salami konferencyjnymi itd. Jednak decyzja o tym, czy ruszamy z budową, zapadnie z chwilą odpowiedzi na pytanie, czy dostaniemy środki zewnętrzne – dodaje.


Prezydent Ostrołęki jest przekonany o unikatowości projektu. Według Kotowskiego ma on duże szanse powodzenia.
- Jestem przekonany, że projekt jest wyjątkowy w skali całego naszego kraju. Wiem, że wniosek o fundusze norweskie składano na przykład – z całym szacunkiem – na odnowienie jakiejś biblioteki, czy jakiegoś obiektu już istniejącego. Bez wątpienia Muzeum Żołnierzy Wyklętych jest nowym pomysłem w Polsce i sądzę, że po wzięciu pod uwagę przesłanek merytorycznych naszego projektu, mamy bardzo duże szanse na pieniądze– ocenia.
Ostatecznej odpowiedzi jednak jeszcze nie mamy i tak naprawdę nie chcę snuć żadnych przypuszczeń. Wydaje mi się, że zrobiliśmy wszystko jak najlepiej, z dobrym projektem budowlanym i technicznym włącznie. Jednak nie wiem, jak ostatecznie się rzecz rozstrzygnie – zastanawia się prezydent. – Wierzę mocno w nasz sukces i bardzo mi na tym zależy, jednak myślę, że nie czas jeszcze na jakiekolwiek obstawianie– podsumowuje.


Pierwsze w Polsce Muzeum Żołnierzy Wyklętych powstaje w budynkach po byłym areszcie śledczym przy ul. Traugutta. Budowla powstała w 1903 roku jako więzienie carskie; w dwudziestoleciu międzywojennym również służyła za więzienie, tak było też podczas okupacji i po 1944 roku. Areszt śledczy przeniósł się stąd do podostrołęckich Przytuł w 2012 roku.




Więcej na temat Muzeum czytaj:
Źródło: epowiatostrolecki.pl
Fot. Artur Kozłowski

Strona główna>
Wsparcie>

64. rocznica śmierci ostatniego komendanta NZW

$
0
0
64. rocznica śmierci p or. Kazimierza Żebrowskiego "Bąka"

...Nie dajmy zginąć poległym.
Zbigniew Herbert
Por. Kazimierz Żebrowski "Bąk", ostatni komendant III Okręgu NZW Białystok. Poległ 3 grudnia 1949 r.

64 lata temu, rankiem 3 grudnia 1949 r., w wyniku doniesienia agenturalnego, zabudowania w Mężeninie (pow. Łomża), gdzie przebywał komendant białostockiego Okręgu Narodowego Zjednoczenia Wojskowego por. Kazimierz Żebrowski "Bąk" wraz ze swoim synem Jerzym ps. "Konar", zostały otoczone przez grupę operacyjną II Brygady KBW i UB. Dowodzący operacją wezwał partyzantów do poddania się. W odpowiedzi "Konar" wystrzelił serię z automatu i wybiegli z ojcem przez tylne drzwi stodoły, ale i tam natknęli się na linię obławy, którą ostrzeliwując się próbowali sforsować. Teofil Lipka, gospodarz, u którego się ukrywali, tak wspominał ostatnie chwile Komendanta:

[...] "Bąk" z synem biegną w kierunku olszyny. Ci z podwórka grzeją do nich. "Konar" zachwiał się, krzyczy: "Tato! Jestem ranny" – i zwalił się na ziemię. "Bąk" zaraz się wrócił, ukląkł przy głowie syna, przeżegnał się, przystawił mu pistolet do głowy i dwa razy strzelił. Tamci krzyczą, żeby przestał się bić. "Bąk" strzelił sobie w głowę. Bój się skończył.

Ciało ostatniego komendanta białostockiego Okręgu NZW zastygło obok ciała jego syna. Walczyli i zginęli razem. Stało się tak, jak często w rozmowach z Teofilem Lipką zapowiadali. Mówili mu, że jeżeli znajdą się w sytuacji bez wyjścia, nie dadzą się wziąć żywcem. Wedle rachuby: zginąć, ale nikogo nie wydać. Uznawali, że są to winni ludziom, którzy przez lata udzielali im schronienia; wedle przyrzeczenia "Bąka", że z komunistami "będzie się bił do ostatniego naboju, a ten ostatni nabój zostawi dla siebie". Słowa dotrzymali!

JerzyŻebrowski "Konar", syn Kazimierza Żebrowskiego. Żołnierz NZW Okręgu Białystok. W konspiracji od 1941 r. Poległ 3 grudnia 1949 r.

GLORIA VICTIS !

Więcej informacji o por. Żebrowskim znajdziesz w artykule:
Strona główna>
Wsparcie>

67. rocznica śmierci por. "Jeża"

$
0
0
67. rocznica śmierci por. Zacheusza Nowowiejskiego "Jeża"

...Nie dajmy zginąć poległym.
Zbigniew Herbert

Por. Wiktor Zacheusz Nowowiejski "Jeż" (1915-1946)

67 lat temu, 6 grudnia 1946 r., oddział funkcjonariuszy UB z Przasnysza, silnie wzmocniony przez pluton żołnierzy z 3. Pułku Ułanów Warszawskich (LWP), przeprowadził obławę na Zembrzus, rodzinną wieś por. Wiktora Zacheusza Nowowiejskiego „Jeża”, w której wówczas przebywał na kwaterze.

Przeciwko jednemu partyzantowi rzucono kilkadziesiąt uzbrojonych po zęby osób. Por. Nowowiejski nie poddał się - zawsze mówił, że nie da się wziąć żywy - i podjął próbę przebicia w kierunku pobliskich bagien. Kapitan Radaj, dowódca pułku LWP, oparł karabin o płot i strzelał do uciekającego partyzanta. Ranny „Jeż”, będąc bez szans na przerwanie pierścienia okrążenia, przyłożył do głowy pistolet i ostatni strzał przeznaczył dla siebie.

Północne Mazowsze, 1946 r. Żołnierze oddziału por. Wiktora Zacheusza Nowowiejskiego "Jeża". Od lewej stoją: Stanisław Borzuchowski "Niedźwiedź", Tadeusz Piotrowski "Zbyszek", Mieczysław Szczepkowski "Beton", por. Zacheusz Nowowiejski "Jeż", klęczy Mirosław Krajewski "Wiesiek".

Wiktor Zacheusz Nowowiejski urodził się 28 grudnia 1915 r. we wsi Zembrzus w gminie Janowo, w dawnym powiecie przasnyskim, w patriotycznej rodzinie szlacheckiej. Rodzice, Władysław i Marianna z Zembrzuskich, posiadali 50-hektarowe gospodarstwo rolne. Po ukończeniu szkoły gminnej w Janowie, uczył się w Seminarium Nauczycielskim w Mławie. Seminarium ukończył w 1936 r. i wkrótce rozpoczął służbę wojskową w Szkole Podchorążych w Zambrowie. Po zakończeniu służby podjął pracę nauczyciela w szkole podstawowej. Brał udział w wojnie obronnej 1939 r. Po udanej ucieczce z obozu jenieckiego, powrócił w rodzinne strony. Wraz z innymi nauczycielami zorganizował siatkę tajnego nauczania. Był członkiem Związku Walki Zbrojnej, następnie Armii Krajowej. Posługiwał się pseudonimem „Jeż”. Latem 1943 r. włączył się do oddziału partyzanckiego AK kierowanego przez Stefana Rudzińskiego „Wiktora”. Oddział ten wsławił się wieloma brawurowymi akcjami przeciwko Niemcom na terenie Prus.
Po wkroczeniu sowietów na tereny powiatu przasnyskiego, nie złożył broni. Wraz z innymi partyzantami prowadził akcje, w których bronił ludzi represjonowanych przez komunistów. Na „Jeża” organizowano obławy, szczególnie w jego rodzinnej wsi, prześladowano rodzinę. 6 grudnia 1946 r. grupa funkcjonariuszy UB z Przasnysza wspierana przez pluton żołnierzy z 3. Pułku Ułanów Warszawskich doprowadziła do śmierci Nowowiejskiego w Zembrzusie, niedaleko jego własnego domu. Trafiony kulą, próbował ucieczki, a gdy ta okazała się niemożliwa, strzałem w głowę pozbawił się życia. Ciało „Jeża” zabrano do Przasnysza. Miejsce jego pochówku do dziś pozostaje nieznane.

Wykonana przez funkcjonariuszy UB z Przasnysza fotografia por. Wiktora Zacheusza Nowowiejskiego "Jeża", poległego w walce 6 XII 1946 r. w miejscowości Zembrzus - Mokry Grunt.
GLORIA VICTIS !

Więcej na temat por. Zacheusza Nowowiejskiego "Jeża" czytaj:
Strona główna>
Wsparcie>

WARTO PRZECZYTAĆ... (67)

$
0
0

Tadeusz Wolsza
Więzienia stalinowskie w Polsce. System, codzienność, represje
Wydawnictwo RM 2013, s. 312, format: 158x213, oprawa miękka


Książka profesora Tadeusza Wolszy to pierwsza w kraju udana próba pełnego spojrzenia na życie codzienne więźniów politycznych w różnego rodzaju miejscach odosobnienia – więzieniach, obozach, ośrodkach pracy więźniów – w Polsce, w latach stalinowskiego terroru (1945–1956).

Korzystając z niedostępnej jeszcze do niedawna dokumentacji Departamentu Więziennictwa i Obozów MBP oraz obficie czerpiąc z memuarystyki, autor przedstawił codzienność w więziennej celi i w obozowym baraku, metody represji, niewolniczą pracę w kopalniach, kamieniołomach czy gospodarstwach rolnych.

Odtworzył pobyt skazanych i ostatnie chwile życia w celi śmierci, między innymi mjr. Hieronima Dekutowskiego "Zapory" i mjr. Zygmunta Szendzielarza "Łupaszki". W pasjonujący sposób opisał też ucieczki więźniów z konwojów i zakładów karnych, na przykład z Krakowa, Sieradza, Strzelec Opolskich i więzienia mokotowskiego w Warszawie. W końcu imiennie wskazał na najbardziej brutalnych funkcjonariuszy straży więziennej – odpowiadających za skrytobójcze mordy popełnione na żołnierzach wyklętych.

Ta znakomita praca historyczna to niezwykle interesująca i poruszająca lektura dla wszystkich zainteresowanych powojenną historią Polski XX wieku.



Prof. dr hab. Tadeusz Wolsza (ur. 1956 r.), pracuje w Instytucie Historii PAN w Warszawie (m.in. jest redaktorem naczelnym „Dziejów Najnowszych” i wiceprzewodniczącym Rady Naukowej) oraz w Instytucie Nauk Politycznych Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy, gdzie kieruje Zakładem Dziejów Polonii i Ruchów Migracyjnych. W 2007 r. odebrał nominację profesorską od śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego. W 2011 r. został powołany przez Sejm na członka Rady Instytutu Pamięci Narodowej. Prof. Tadeusz Wolsza prowadzi badania naukowe dotyczące dziejów polskiej powojennej emigracji w Wielkiej Brytanii, historii polskiego więziennictwa w latach 1944–1956 oraz zbrodni katyńskiej. W dorobku naukowym ma około 200 publikacji naukowych.

Zobacz film promujący książkę na youtube:


Książka do nabycia m.in. w:
Strona główna>
Wsparcie>

67. rocznica śmierci por. "Jastrzębia"

$
0
0
6 7. rocznica śmierci por. Leona Taraszkiewicza "Jastrz ę bia"

...Nie dajmy zginąć poległym.
Zbigniew Herbert


Por. Leon Taraszkiewicz "Jastrząb", "Zawieja" (1925-1947)

Dzisiaj, 3 stycznia 2014 roku, mija 67 lat od śmierci legendarnego dowódcy oddziału partyzanckiego Obwodu WiN Włodawa , por. Leona Taraszkiewicza ps. "Jastrząb", "Zawieja" . Zmarł on w wyniku ran odniesionych podczas ataku na grupę ochronno - propagandową "ludowego" WP stacjonującą w Siemieniu.

Po akcji w Okalewie [w trakcie odwrotu z Radzynia Podlaskiego], nocą z 1 na 2 stycznia 1947 r., oddział wycofał się do kolonii Sarnów [gm. Stanin, pow. łukowski], gdzie doszło do spotkania z oficerami radzyńskiego Obwodu WiN, zastępcą Jerzego Skolińca „Kruka” - Januszem Traczem „Kłosem” oraz z komendantem placówki Miłków [gm. Siemień, pow. radzyński] Józefem Stanisławskim „Trutniem”. Podczas narady podjęto decyzję o rozbiciu, liczącego 29 żołnierzy, oddziału „ludowego” WP stacjonującego w Siemieniu [pow. radzyński]. Wieczorem 2 stycznia 1947 r. partyzanci ruszyli do akcji, która okazać się miała jedną z najtragiczniejszych w historii oddziału.

Zdecydowano się na podejście grupą czołową do budynku szkoły, w którym kwaterowali żołnierze i wezwanie ich do złożenia broni. Na wypadek oporu zastosowano manewr okrążenia, który miała wykonać grupa „Żelaznego”. Początkowo wszystko przebiegało zgodnie z planem. Obie grupy zajęły stanowiska. Pierwsza pod osobistym dowództwem „Jastrzębia”, udając oddział wojska, zaczęła zbliżać się w kierunku budynku szkoły, w którym kwaterowali żołnierze KBW. Tuż przed samym budynkiem grupa została zatrzymana przez wartownika. Dalej wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Po krótkiej wymianie ognia budynek szkoły został zdobyty przez partyzantów, żołnierzy rozbrojono. Partyzanci rozstrzelali komendanta grupy ochronno - propagandowej, sierż. Stefana Rabendę, kaprala Magdziaka za to, że miał ordery „za walkę z bandami”, strzelca Hamala, gdyż telefonował po pomoc do UB do Parczewa i Radzynia oraz strzelca Uruska, gdyż powiadomił dowódcę o zbliżaniu się partyzantów. Następnie partyzanci wyprowadzili żołnierzy na zewnątrz, zdjęli z nich mundury i kazali położyć się na ziemi. „Żelazny” wygłosił przemówienie, w którym nawoływał żołnierzy do przyłączenia się do partyzantki. Atakujący, oprócz mundurów, zdobyli 3 rkm, 21 PPSz i 4 kb. Akcja rozpoczęła się o godz. 1.00 i trwała 45 minut. Jedynym poszkodowanym wśród partyzantów był dowódca oddziału Leon Taraszkiewicz „Jastrząb”. Został on ciężko ranny w brzuch, w wyniku czego po kilku godzinach, podczas transportowania go przez Janusza Tracza „Kłosa” na placówkę terenową, zmarł 3 stycznia 1947 r.

Do dzisiaj nie są do końca jasne okoliczności ranienia „Jastrzębia”. Według jednej z wersji, został on postrzelony przez domniemanego agenta UB o ps. „Bolek”-„Łapka” [N.N.], ulokowanego w oddziale. Śledztwo przeprowadzone przez brata dowódcy ppor. Edwarda Taraszkiewicza „Żelaznego” miało potwierdzić te podejrzenia i niedługo później agent został zlikwidowany.
Wersja ta budzi jednak spore wątpliwości, choćby w świetle raportu Naczelnika Wydziału I Departamentu III MBP mjr. Łanina z dnia 10 stycznia 1947 r., w którym pisał on:

[...] kiedy banda podeszła pod budynek zajmowany przez grupę ochronną KBW z Bydgoszczy, „Jastrząb” rozkazał wszystkim bandytom rozsypać się w tyralierę i lec na ziemi, a sam podszedł do wartownika na odległość paru metrów. Na krzyk wartownika „stój, kto idzie” „Jastrząb” odpowiedział „Wojsko Polskie”. Wartownik zapytał wtedy o hasło, na co „Jastrząb” nie odpowiedział nic i począł się zbliżać do wartownika. Wtedy wartownik otworzył ogień z PPsz i trafił 4-ma kulami w brzuch „Jastrzębia”, z których dwie przeszły na wylot, a dwie pozostały w ciele. Bandyci widząc rannego „Jastrzębia” rzucili się do szturmu, zamordowali wartownika i pierwszym impetem zdobyli budynek mordując komendanta ochrony i dwóch jeszcze żołnierzy, resztę rozbroili i rozmundurowali do bielizny.

Podobnie zapamiętał to zdarzenie, biorący udział w tej akcji, Jan Jarmuł „Wąż”, który tak relacjonował okoliczności ranienia swojego dowódcy:

[…] Zawsze Leon pierwszy, w każdej akcji... nie to, że ludzi posyłał - on pierwszy szedł. Wartownik stał przy szkole na warcie i on [„Jastrząb”] krzyczy do wartownika „ręce do góry” (to słyszeliśmy). Wartownik do strzału się mierzy... i równocześnie jeden drugiego trzasnął. Ten wartownik Leona tu [po brzuchu] przejechał, a Leon jego na śmierć położył... wymiana strzałów była. Ja to tak widziałem....


Por. Leon Taraszkiewicz "Jastrząb" (1925-1947). Zdjęcie ze stycznia 1946 r.

3 stycznia 1947 r. zginął, obdarzony niebywałą fantazją, najprawdziwszy zagończyk oraz jeden z najwybitniejszych dowódców partyzanckich antykomunistycznego podziemia w Polsce po 1944 r. Por. "Jastrząb" pochowany został na cmentarzu w Siemieniu . Dzięki temu, że jego koledzy zrobili to potajemnie, jako jeden z nielicznych dowódców antykomunistycznego podziemia spoczywa we własnej mogile w poświęconej ziemi, choć do 1990 r. na prostym brzozowym krzyżu mógł widnieć jedynie tajemniczy napis "Leon". Dopiero 30 czerwca 1991 r. odbył się powtórny uroczysty pogrzeb i poświęcenie grobu por. Leona Taraszkiewicza "Jastrzębia".

Styczeń 1946 r. Część oddziału por. „Jastrzębia”. Dowódca siedzi przy rkm-ach.

Kułaków [gm. Wołoskowola], 15 lutego 1946 r. Przy trumnie poległego trzy dni wcześniej, podczas starcia pod Marianką, Józefa Piaseckiego „Sokoła”, stoją od lewej: N.N., Jan Grzywaczewski, N.N., Franciszek Grzywaczewski, Stanisław Dembiński „Bąk”, Leon Taraszkiewicz „Jastrząb” (oznaczony cyfrą 1), N.N., Walenty Sołoń „Szpula”, Piotr Kwiatkowski „Dąbek”, Edward Taraszkiewicz „Grot”, „Żelazny”. Siedzą od lewej: Ryszard Jakubowski „Kruk”, Zdzisław Kogut „Ryś”, Piotr Popielewicz „Tygrys”, Antoni Gliński „Kruk”, Wacław Kondracki „Sybirak”.

Grób por. Leona Taraszkiewicza "Jastrzębia" na cmentarzu w Siemieniu .

62 lata od śmierci por. "Jastrzębia" i 58 lat po śmierci jego brata ppor. "Żelaznego", postanowieniem z dnia 20 sierpnia 2009 r. Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Lech Kaczyński nadał pośmiertnie obu braciom, legendarnym dowódcom oddziału partyzanckiego Obwodu WiN Włodawa - por. Leonowi Taraszkiewiczowi ps. "Jastrząb" i ppor. Edwardowi Taraszkiewiczowi ps. "Żelazny", Krzyże Wielkie Orderu Odrodzenia Polski, Polonia Restituta .

Te, jedne z najwyższych polskich odznaczeń państwowych, nadane za wybitne zasługi dla niepodległości Rzeczypospolitej Polskiej, odebrała w imieniu poległych dowódców ich siostra Pani Rozalia Taraszkiewicz - Otta w dniu 25 września 2010 r.

Rozalia Tarszkiewicz-Otta, siostra por. "Jastrzębia" i ppor. "Żelaznego", 25 IX 2010 r.

GLORIA VICTIS ! ! !

Z racji tej smutnej rocznicy chciałbym przypomnieć trzy z wielu [kalendarium działań bojowych, część: 1> , 2> , 3> ] , najbardziej spektakularne akcje, jakie wykonał oddział pod dowództwem por. "Jastrzębia" w 1946 r., a mianowicie zajęcie Parczewa, atak na Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego we Włodawie i bitwę pod Świerszczowem. Wprawdzie była jeszcze bezprecedensowa akcja uprowadzenia rodziny B. Bieruta, ale o tym można przeczytać tutaj:
Artykuły znajdują się w kategorii: „JASTRZĄB" I "ŻELAZNY" – OBWÓD WiN WŁODAWA, pt.:
Więcej o walce por. Leona Taraszkiewicza "Jastrzębia" i jego brata ppor. Edwarda Taraszkiewicza "Żelaznego" czytaj: Strona główna>
Wsparcie>

O ludziach bez grobów... refleksja wokół pomnika w Radomsku - część 2/2

$
0
0
FILM

Odwrót partyzantów „Klingi” po uderzeniu KWP na więzienie w Radomsku przyniósł ze sobą kilka jeszcze, poza walką pod Grabami, emocjonujących zdarzeń, których suma zasługuje na film fabularny. Ale taki film póki co nie powstał, co nie oznacza, że żadna z wymienionych przeze mnie w tekście osób nie została uwieczniona obrazem filmowym. Doczekał się tego „Z-24”. Ten sam, który od budki z napojami, przy której pojmano „Klingę”, odszedł nie niepokojony. Był bardzo skutecznym agentem Zarządu Głównego Informacji Wojskowej. W szeregi KWP przeniknął tuż po aresztowaniu „Warszyca”, gdy pozbawiona dowódcy i osłabiona aresztowaniami organizacja przeżywała poważny kryzys. Podawał się za wysłannika gen. Andersa (po wojnie „Z-24” służył przez kilka miesięcy w PSZ na Zachodzie). Na kanwie jego osiągnięć w walce z KWP powstał film „Akcja Brutus”. Ta peerelowska produkcja została zrealizowana w 1970 roku. Należy ją zaliczyć do  klasycznych przykładów materializacji ducha moczarowskiego w sztuce filmowej. „Akcja Brutus” jest ekranizacją powieści Zbigniewa Nienackiego „Worek Judaszów, którą autor przygód Pana Samochodzika popełnił w 1961 roku.

Plakat reklamujący film "Akcja Brutus"


Temat potraktowano bardzo poważnie, wszak opowieść dotyczyła okresu utrwalania władzy ludowej. Scenariusz filmu napisał sam Nienacki, a reżyserował Jerzy Passendorfer. Konsultantem historycznym filmu był Tadeusz Maj „Łokietek” (w okresie okupacji niemieckiej dowodził oddziałem Armii Ludowej, miał na sumieniu morderstwa na Żydach i zasługi w zwalczaniu partyzantki niepodległościowej; w okresie walki z reakcją był najpierw oficerem KBW a następnie szefem prokuratury w Łodzi). W „Akcji Brutus” wystąpiła plejada znanych i lubianych aktorów. W rolę ekranowego odpowiednika „Z-24” (jest pokazany w filmie nie jako agent Informacji Wojskowej, lecz oficer UB, który, udając zrzutka z „Londynu”, zyskuje zaufanie bandytów) wcielił się Zygmunt Hübner, przez wielu uznawany za najlepszego aktora tamtych czasów. Kreację postaci dowódcy bandy zawdzięczamy niezawodnemu Witoldowi Pyrkoszowi (wcześniej aktor ten znakomicie wcielił się w rolę herszta bandy, „Malutkiego”, w filmie Jerzego Kawalerowicza„Cień” nakręconym na podstawie scenariusza Aleksandra Ścibora-Rylskiego; warto przy tym wspomnieć, że inny przywódca bandy reakcyjnego podziemia, nie pokazany, a jedynie przywoływany w tym dziele późniejszego reżysera „Quo vadis”, nosił  pseudonim będący prostą emanacją tęsknoty za wolnością i z tego też powodu bardzo popularny w szeregach leśnej braci: „Pompiarz”). Wtyczkę bandy w UB zagrał powszechnie lubiany Marian Kociniak, a cyngla (egzekutora) bandy nie mniej popularny Wojciech Pokora. Łączniczką dowódcy bandy była niezapomniana Ewa Krzyżewska. W rolę szefa lokalnego UB, szczerego, ale i stanowczego towarzysza, wcielił się Tadeusz Szmidt.

[kliknij i zobacz fragmenty filmu "Akcja Brutus"]

Obsada „Akcji Brutus” jest zatem gwiazdorska. Ale jak każde dzieło propagandowe, a ten film należy do tej kategorii, obraz wywołuje raczej smutne wrażenie. I to jest refleksja pozafilmowa, dotyczy kondycji ludzkiej. Henryk Elzenberg napisał, że „o człowieku nigdy nie można myśleć dość pesymistycznie”. Mnie się zdaje, że „Akcja Brutus” - owoc podjętego w roku 1970 wysiłku twórczego szeregu osób - może służyć za przykład, drobniuteńki, z nieskończonego zbioru ludzkich postaw, że przywołana myśl tego filozofa jest nader trafna. Jeśli chodzi natomiast o wymiar artystyczny filmu, to gdy kilka lat temu oglądałem go, pamiętając, że został nakręcony bardzo na poważnie i miał widza trzymać w napięciu, towarzyszyło mi nieodparte wrażenie, że człowiek nie znający kontekstu historycznego, w tym realiów, w jakich obraz ten powstał, taki dajmy na to Amerykanin, może w sposób uzasadniony odebrać „Akcję Brutus” jako mało udaną parodię obrazów sensacyjnych z  wątkiem szpiegowskim; coś w rodzaju produkcji z nieodżałowanym Leslie Nielsenem, typu „Naga broń”, tyle że ze znacznie wolniejszym tempem akcji oraz mniej wyrazistą manierą szyderstwa i kpiny. W każdym razie jeżeli dla twórców jest porażką, gdy poważne w ich założeniu dzieło przeradza się w sposób niezamierzony w jego własną parodię, to w mojej ocenie „Akcja Brutus” jest takiej porażki klasycznym wręcz przykładem.

DYGRESYJNIE O PEERELOWSKIEJ SZKOLE FILMOWEJ

Jedna kwestia w ramach wywołanego wątku filmowego wydaje mi się warta zaakcentowania. Pisząc o „Akcji Brutus”, że jest to produkcja peerelowska, nie miałem na celu wyrządzenia komuś przykrości czy wyostrzenia oceny dla uzyskania lepszego efektu u odbiorcy tego tekstu. Chciałem po prostu być w miarę precyzyjny w opisie. Poruszałem już w jednym ze swych tekstów  ten temat  (patrz: O NIENAKRĘCONYM ODCINKU SERIALU „CZTEREJ PANCERNI I PIES” ORAZ DWÓCH FILMACH ANDRZEJA WAJDY, CZYLI ZDAŃ KILKA NA TEMAT PEERELOWSKIEJ SZKOŁY FILMOWEJ ), ale ponieważ wydaję mi się on ważny, pozwolę sobie powtórzyć, że zagadnienie czy filmy powstałe w okresie rządów partii komunistycznej w Polsce należy zaliczyć do polskiej czy peerelowskiej szkoły filmowej (?) warte jest głębszej refleksji. Uznaję je za zbyt poważne, abym pozwolił sobie tylko na wynurzenia własne, bez właściwego wsparcia.
Otóż  w 1967 r. podobną kwestię, w znakomitym artykule „Droga Pani”, podjął Józef Mackiewicz. Wprawdzie tekst Mackiewicza poświęcony jest rozważaniom na temat literatury z okresu Peerelu, ale gdyby zamienić w nim wyraz „literatura” na „film” a przemyślenia adresowane przez Pisarza do pojęcia „literatura” zastąpić, przy zachowaniu ich istoty, właściwymi dla terminu „film”, to wydaje się on idealnie pasować do wywołanego przeze mnie zagadnienia. Mackiewicz napisał:
"jestem osobiście jedynym bodaj wyjątkiem, który nie uważa literatury PRLu w  jej całości, za literaturę, i w tradycyjnym, i w ścisłym znaczeniu: polską. Podobnie jak nikomu nie przyszłoby nawet do głowy przed wojną literaturę sowiecką - nawet tę z okresu leninowskiego NEPu, która cieszyła się o wiele większą swobodą, niż dzisiejsza „peerelowska” w komunistycznej Polsce - nazywać „rosyjską”. Termin byłby wówczas zgoła niezrozumiały. Literatura rosyjska, to była ta sprzed rewolucji bolszewickiej, plus jej kontynuatorka na emigracji. Pod Sowietami zaś powstała: sowiecka, jako całość; choćby poszczególne książki traktowały o dziecinnych zabawach, czy zawiedzionej miłości. I tak to cały świat rozumiał. Po ostatniej wojnie, od czasu „ewolucyjnego” konkursu rozpisanego w świecie zachodnim: kto niżej w pas pokłoni się komunistom (...), to już się dawno zmieniło. Osobiście jednak zachowałem przedrewolucyjny pogląd, i tak też patrzę na całość literatury peerelowskiej. Sprawdzianem każdej literatury jest, moim zdaniem, jej szczerość. Komunista piszący w wolnym świecie, jeżeli nie jest wyjątkowo funkcjonariuszem, lecz, załóżmy, szczerze wypowiada swe komunistyczne poglądy, należy niewątpliwie do całości literatury narodowej swego kraju. Natomiast nie tylko komunista, ale i nie-komunista piszący w państwach komunistycznych, tzn. podlegający i fizycznej, i psychicznej reglamentacji, ustanowionej przez ustrój komunistyczny, nie należy już do literatury swego kraju, lecz do literackiego typu temu krajowi narzuconego. (Mówię tu ciągle o całości literatury jako takiej, a nie o poszczególnych dziełach). Sprawdzianem tego typu przestaje być indywidualna szczerość twórcy, lecz nadrzędny postulat obowiązujący (stale, i w jakimś stopniu) każdą indywidualność literacką. Słowem to, co, jak wspomniałem wyżej, Miłosz nazywa „zniewolony umysł”, Jedlicki „relatywizm prawdy”, a przedwojenny Stanisław Mackiewicz „myśl w obcęgach”.”
To jest dla mnie bardzo przekonywujący wywód. Uważam, że powinniśmy mówić o literaturze peerelowskiej i filmie peerelowskim. Bynajmniej nie z tendencji, wynikającej np. z wysoce negatywnego stosunku do tamtego czasu, lecz z potrzeby ścisłości.

PRAWDA CZASU I PRAWDA EKRANU

Z szeregu paskudnych scen w „Akcji Brutus” jedna zapadła mi w pamięć. Otóż w finałowych  sekwencjach filmu członkowie leśnego oddziału, czyli ekranowej bandy, mają być przerzuceni przez filmowego odpowiednika agenta „Z-24” na inny teren, na Lubelszczyznę, do „Żelaznego”. Zanim wyruszą w tę podróż, ostatnią w swoim życiu, stoją karnie na zbiórce. Kamera robi bliski najazd na stojące w szeregu postacie, kolejno przesuwając się po nich. I wtedy widzimy na ekranie twarze, z których znakomita większość to ponure gęby, przy których fotografie z albumu Lombroso mogą być śmiało zakwalifikowane jako katalog zdjęć pretendentów do tytułu Mister World. Dodajmy, że bandyci sportretowani we wspomnianej scenie „Akcji Brutus” nie dotarli na Lubelszczyznę. Zgodnie z planem prowokacyjnego przerzutu mieli zostać aresztowani, jednak w przypadkowym w sumie, kończącym film starciu z plutonem MO wszyscy zginęli. Stało się tak na skutek eksplozji amunicji i granatów złożonych na skrzyni samochodu ciężarowego, którym podróżowali i z którego otworzyli ogień do milicjantów.

Finałowe sceny przerzutu i śmierci grupy zbrojnych w filmie „Akcja Brutus” nawiązują do mającej miejsce w rzeczywistości zagłady części oddziału Adama Dulęby „Jura” z KWP. To właśnie partyzantów z tej grupy „Z-24”, w ramach prowokacji zaplanowanej przez Zarząd Główny Informacji Wojskowej, „przerzucał” na Lubelszczyznę. Do pomocy miał kierowcę, przydzielonego przez UB z Łodzi. 9 września 1946 r. w godzinach rannych na skrzynię ciężarówki wsiadło trzynastu partyzantów KWP. Wyruszyli z okolic Prusicka (ok. 15 km na zachód od Radomska). Za kierownicą siedział wspomniany funkcjonariusz UB, obok niego „Z-24”. Wszystko potoczyło się zgodnie z planem operacji. Nieopodal Garwolina samochód wiozący partyzantów stanął w miejscu, w którym miał stanąć. Kierowca i „Z-24” wyskoczyli z szoferki i ukryli się w przydrożnym rowie. Wtedy z boku szosy zagrały cztery cekaemy ustawione tam wcześniej przez Informację Wojskową i UB. Żaden z partyzantów nie zdołał nawet zeskoczyć ze skrzyni ciężarówki. Zadowolony z siebie „Z-24” mógł zaraportować do swoich mocodawców:
"Wykonałem wszystko w myśl planu, z auta nikt nie wyszedł, wszyscy zostali zlikwidowani".
Można tylko jeszcze dodać, że później pogrzebano Ich, niczym martwe zwierzęta, gdzieś nieopodal drogi, na której zostali rozstrzelani pociskami z cekaemów. Wspomnijmy chociaż pseudonimy kilku z nich: „Jur”, „Kmicic”, „Odważny”, ”Księżyc”, „Twardy”, „Morus”. I miejmy nadzieję, że kiedyś Krzysztof Szwagrzyk i jego współpracownicy zlokalizują miejsce, w którym spoczywają doczesne szczątki tych partyzantów, i że ci żołnierze KWP zostaną pochowani jak ludzie, z należnymi im honorami. Do tego czasu zaś symbolicznym grobem niech będzie dla nich pomnik wzniesiony w Radomsku, na którym utrwalone zostały ich leśne imiona i (o ile mieliśmy taką wiedzę) nazwiska.

O DWUTOROWOŚCI DZIEJÓW

Własnego grobu nie ma także „Z-24”, czyli Zygmunt Lercel, który działał jako agent Informacji Wojskowej do jesieni 1948 r. Wtedy to popadł w niełaskę komunistów, a ponieważ o stosowanych przez nich metodach wiedział za dużo, został aresztowany, oskarżony o okupacyjną kolaborację z Niemcami (w czasie wojny należał  do AK, ale miał też krótki epizod pracy w niemieckiej policji kryminalnej Kripo) i skazany na karę śmierci.

Zygmunt Lercel ps. "Siwiński" oraz "Z-24", agent specjalny Głównego Zarządu Informacji WP.

Czekając na wykonanie wyroku napisał list do swych, niedawnych jeszcze, mocodawców z Zarządu Głównego Informacji Wojskowej. Zawarł w nim  następujące słowa:
„[…] pragnąłem dosłużyć się i dostać mundur, być Waszym kolegą i żyć wśród Was. […]”.
Munduru mu nie dano, 1 czerwca 1950 r. dostał  natomiast kulę w tył głowy. Wyrok śmierci na Lercelu wykonano w warszawskim więzieniu przy ul. Rakowieckiej a jego zwłoki pogrzebano na znanej dziś chyba wszystkim Łączce, na której udało się ekipie kierowanej przez Krzysztofa Szwagrzyka odnaleźć m.in. szczątki legendarnych dowódców polowych antykomunistycznego podziemia: Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki” i Hieronima Dekutowskiego „Zapory”. Zapewne szczątki „Z-24” też już ekshumowano. Swoją drogą, fakt, że Lercel spoczywał obok takich ludzi, jak wspomniani dowódcy partyzanccy jawi się jako ponury raczej paradoks. A piszącemu te słowa nasuwa na myśl kolejną bardzo trafną i wartą powtarzania refleksję Henryka Elzenberga, zanotowaną przez niego w sztambuchu pod datą 5 grudnia 1941 roku:
"Ale przecież w głębi jakiś stosunek do zdarzeń kształtować się musi (…). Poczucie absolutnej dwutorowości dziejów – dziejów zbrodni i dziejów ducha, idących obok siebie bez najmniejszego wzajemnego oddziaływania, tworzonych przez gatunki ontologicznie bardziej sobie obce niż w zoologii jaszczury i amonity."

Grzegorz Wąsowski
adwokat, współkieruje pracami Fundacji "Pamiętamy" , zajmującej się przywracaniem pamięci o żołnierzach polskiego podziemia niepodległościowego
z lat 1944-1954

PS (i)„droga pod górę zwaną czaszka” – fraza wiersza Zbigniewa Herberta „Na marginesie procesu”; (ii) we fragmentach tekstu przywołujących fakty z dziejów Konspiracyjnego Wojska Polskiego oparłem się na pracy monograficznej autorstwa Ksawerego Jasiaka „Działalność  partyzancka Konspiracyjnego Wojska Polskiego. Z dziejów II Konspiracji w środkowej Polsce w latach 1945–1955”, Wieluń – Opole 2008; czytelnikom zainteresowanym historią KWP gorąco polecam tę pozycję; (iii) refleksja Henryka Elzenberga „o człowieku nigdy nie można myśleć dość pesymistycznie” została przez niego zanotowana pod datą 21 grudnia 1941 r. (Henryk Elzenberg „Kłopoty z istnieniem”, Wydawnictwo Znak, Kraków 1994 r.); (iv) tekst Józefa Mackiewicza „Droga Pani” ukazał się po raz pierwszy w londyńskich „Wiadomościach” 1967 nr 10, za: Józef Mackiewicz Barbara Toporska „Droga Pani...” Kontra. Londyn 1993 r.; (v) fakty z życiorysu Zygmunta Lercela, w tym fragment jego listu  z więzienia, przywołałem za tekstem Jerzego Bednarka „Zagadka kapitana „Z 24”, Biuletyn Instytutu Pamięci Narodowej (nr 1-2 z 2007 roku); (vi) końcowy fragment tekstu za: Henryk Elzenberg „Kłopoty z istnieniem”, Wydawnictwo Znak, Kraków 1994 r.

O ludziach bez grobów... refleksja wokół pomnika w Radomsku - część 1/2>
Strona główna>
Wsparcie>

O ludziach bez grobów... refleksja wokół pomnika w Radomsku - część 1/2

$
0
0
Grzegorz Wąsowski
[wybór zdjęć - autor strony]

O SIOSTRZE ZAKONNEJ, FILMIE PEERELOWSKIM Z PLEJADĄ GWIAZD, LUDZIACH BEZ GROBÓW I DWUTOROWOŚCI DZIEJÓW, CZYLI KRÓTKA REFLEKSJA WOKÓŁ POMNIKA W  RADOMSKU

SIOSTRA

„Po nocach śni się brat, który zginął, któremu oczy żywcem wykłuto, któremu kości kijem złamano” – napisał w wierszu „Pokolenie” Krzysztof Kamil Baczyński. Ciężar i siłę tej poetyckiej frazy zrozumiałem z całą mocą podczas uroczystości odsłonięcia pomnika poświęconego ponad dwustu trzydziestu żołnierzom Konspiracyjnego Wojska Polskiego poległym i pomordowanym w walce z komunistami w latach 1945 – 1955.


Odsłonięty 26 września 2010 r. w Radomsku pomnik poświęcony pamięci żołnierzy i współpracowników Konspiracyjnego Wojska Polskiego poległych i pomordowanych w walce z komunistycznym zniewoleniem.

Ceremonia ta odbyła się w Radomsku we wrześniu 2010 r. Miałem zaszczyt uroczystość tę współorganizować, w ścisłej współpracy z Prezydent Radomska Anną Milczanowską (jako warszawiak, ciężko doświadczony wolą większości głosujących w stolicy w ostatnich dwóch wyborach samorządowych, mogę tylko zazdrościć mieszkańcom Radomska gospodarza miasta), i prowadzić. Chwilę po tym, jak zapowiedziałem odczytanie apelu pamięci podeszła do mnie starsza wiekiem zakonnica. Była drobnej budowy i niewielkiego wzrostu. Miała delikatne rysy i dobrotliwą twarz. W rękach trzymała różaniec. Od razu widać było, że silnie przeżywa wydarzenia pod pomnikiem. Powiedziała do mnie: jestem siostrą rodzoną Ryszarda Nurkowskiego. Nic nie odpowiedziałem, bo i co też miałem tej kobiecie wówczas powiedzieć. Pochyliłem się jedynie w głębokim przed nią ukłonie. Staliśmy blisko siebie, gdy oficer Wojska Polskiego wzywał do apelu kolejnych poległych i pomordowanych żołnierzy KWP. Po kilku minutach ludzie zgromadzeni przy pomniku usłyszeli:
"Was wzywam!

Żołnierze piotrkowskiego batalionu KWP kryptonim „Żniwiarka”: Janie Rogulko „Grocie”, Ryszardzie Kapczyński „Szary”, Benedykcie Ratajski „Mikusiu”, Ryszardzie Chmielewski „Blondynie”, Ryszardzie Nurkowski „Mewo”, Czesławie Turlejski, Stanisławie Wersalu, Karolu Wielochu, Piotrze Proszewski „Wrono”, Józefie Koniarski, Tadeuszu Schabowski, Leopoldzie Słomczyński, którzyście z 19 na 20 kwietnia 1946 roku przynieśli wolność braciom naszym, więzionym przez komunistów w radomszczańskim więzieniu, a 12 maja 1946 roku, bestialsko pomordowani przez komunistów, swoje młode życie Bogu i Polsce w ofierze złożyli.

Stańcie do apelu!"
I na to odpowiedź pododdziału Wojska Polskiego:
"zginęli śmiercią męczeńską!"


Moja uwaga skupiona była wtedy na stojącej obok mnie zakonnicy. Gdy wyczytano nazwisko jej brata skuliła ramiona i na dłuższą chwilę przymknęła oczy. To wtedy przyszła mi na myśl przywołana na początku tego tekstu fraza wiersza Baczyńskiego. Skojarzenie chyba było adekwatne, bo przecież brata tej pani i jedenastu innych żołnierzy Konspiracyjnego Wojska Polskiego komuniści zamordowali ze szczególnym okrucieństwem. Zrobili to w zemście za udział tej dwunastki w akcji opanowania Radomska, której efektem było rozbicie miejscowego więzienia i uwolnienie 70 skazańców.

Uderzenie oddziałów KWP na Radomsko miało miejsce w nocy  z 19 na 20 kwietnia 1946 r. Ryszard Nurkowski był jednym z 167 uczestników tej akcji. Został aresztowany przez UB już dwa dni później, 22 kwietnia 1946 r. 7 maja 1946 r. zasiadł wraz z szesnastoma innymi żołnierzami KWP jako oskarżony w pokazowym procesie w sali radomszczańskiego kina „Kinema”.

Ryszard Nurkowski, żołnierz KWP, uczestnik akcji na więzienie w Radomsku, skazany na śmierć i zamordowany przez komunistów w maju 1946 r.

Jeszcze nim zapadł zmierzch dwunastu żołnierzy KWP zostało skazanych na karę śmierci. Wszyscy oni zostali zamordowani w okrutny sposób przez komunistów w nocy z 12 na 13 maja 1946 r. (niektóre relacje podają, że do mordu doszło w nocy z 9 na 10 maja 1946 r.). Zwłoki ofiar  porzucono  w poniemieckim bunkrze  w lesie blisko Bąkowej Góry. Przypadkowym świadkiem tego był kilkunastoletni chłopiec z pobliskiej wsi, który powiadomił jej mieszkańców. Przybyli na miejsce ludzie wynieśli ciała z bunkra. Wezwano lekarza, zaprzysiężonego członka KWP, który dokonał  oględzin zwłok. To między innymi z jego relacji, przekazanej towarzyszom broni pomordowanych, wiadomo, że ciała nosiły ślady okrutnych okaleczeń, a kończyny i żebra ofiar były połamane. W chwili swej męczeńskiej śmierci Ryszard Nurkowski miał 20 lat. Ponad sześćdziesiąt lat później, gdy Radomsko oddawało honory swoim bohaterom, stałem obok jego rodzonej siostry. Byłem wówczas i nadal jestem przekonany, że brat śnił się jej wielokrotnie a i wtedy, przy pomniku, po raz kolejny miała go przed oczami.

Zbiorowa mogiła 12 zamordowanych przez komunistów żołnierzy KWP.

"KLINGA" I ROZSTRZELANIE SOWIETÓW

Niedawne jeszcze usytuowanie mojej kancelarii powodowało, że prawie codziennie przechodziłem przez ulicę Nowogrodzką, w miejscu jej zetknięcia z ulicą Chałubińskiego. To ścisłe centrum Warszawy. Dawno temu, w 1946 roku, na rogu Nowogrodzkiej i Chałubińskiego, na chodniku po drugiej stronie Nowogrodzkiej niż zbudowany w końcu lat 80–tych ubiegłego stulecia hotel Marriott stała budka z napojami.
31 sierpnia 1946 r. zatrzymało się przy niej dwóch mężczyzn. Chcieli ugasić pragnienie. Nie zdążyli. Jeden z nich został obezwładniony przez kilku osiłków z Informacji Wojskowej, którzy wyrośli jak spod ziemi, i zawleczony do zaparkowanego nieopodal auta. Miał przed sobą niespełna sześć miesięcy życia, choć bez wielkiej przesady można powiedzieć, że w chwili gdy wrzucono go wówczas do samochodu był już martwy. Pozostała mu tylko pełna męki „droga pod górę zwaną czaszka”; był jednym z tysięcy naszych rodaków, którym za sprawą komunistów przemierzyć przyszło tę najtrudniejszą z ludzkich dróg. Nazywał się Henryk Glapiński, nosił pseudonim „Klinga” i, w mojej ocenie, zasłużył na miano najlepszego dowódcy polowego  KWP. Towarzyszący mu wówczas mężczyzna odszedł z miejsca zdarzenia nie niepokojony. Wcale nie dlatego, że miał szczęście i umknął uwadze tych, którzy pojmali „Klingę”. Po prostu nie mieli oni żadnego powodu, aby go zatrzymać. Przeciwnie, zasłużył na ich pochwałę, gdyż w sposób perfekcyjny wykonał swoje zadanie. „Z-24”. To on zaprowadził „Klingę” na śmierć (przywiózł Glapińskiego oraz dwóch innych żołnierzy KWP do Warszawy pod pretekstem rozpoznania możliwości przerzutu za granicę). Zresztą, nie tylko „Klingę”…

Por. Henryk Glapiński "Klinga", dowódca Oddziału Partyzanckiego Służby Ochrony Społeczeństwa "Warszawa", walczącego w pow. radomszczańskim.

W ataku na Radomsko, który, wbrew dość powszechnym sądom, zakończył się tylko połowicznym sukcesem partyzantów KWP (rozbito więzienie, ale nie opanowano miejscowego Urzędu Bezpieczeństwa i nie uwolniono przetrzymywanych tam ludzi), „Klinga” dowodził jednym z oddziałów biorących udział w tej operacji. Podczas odwrotu z miasta oddział „Klingi” najpierw zatrzymał wojskową ciężarówkę wiozącą mundury i zaopatrzenie dla jednostki KBW z Katowic, a chwilę potem samochód wojskowy, w którym jechało ośmiu enkawudzistów. Ich dowódca, w stopniu lejtnanta, słusznie, co do zasady, uznając, że w kwietniu 1946 r. na ziemi polskiej podbitej przez komunistów to on decyduje, co komu wolno, a co nie, i że nikt mu tu jego samochodu nie będzie zatrzymywał, starał się krzykiem zaprowadzić porządek a dla dodania sobie autorytetu sięgnął po broń. Miał pecha. Nie mógł wiedzieć, bo i skąd, że zasada jego funkcjonowania w zniewolonej Polsce doznaje właśnie wyjątku. Zapewne sądził, że ludzie, którzy mieli czelność zatrzymać samochód, w którym jechał, są jakąś miejscową komunistyczną formacją mundurową. Po prostu popełnił błąd w ocenie. Chwilę potem już nie żył, zastrzelony przez ochraniającego „Klingę” żołnierza. Pozostali enkawudziści zostali zabrani przez partyzantów.
Oddział „Klingi”, wykorzystując dwa zarekwirowane samochody, przemieścił się w rejon gajówki Borowe, położonej nieco ponad kilometr od wsi Graby (ok. 20 km na południe od Radomska), i tam zatrzymał się na odpoczynek. Sowietom nakazano (służyli w kompanii łączności) założyć linię telefoniczną łączącą wysuniętą w kierunku wsi czujkę partyzanckiego oddziału z gajówką, w której stały główne siły „Klingi”. Wkrótce zwiad oddziału przyniósł informację, że wieś Graby została zajęta przez UB i KBW. Walka z obławą była już tylko kwestią czasu. W tej sytuacji „Klinga” podjął decyzję o likwidacji siedmiu enkawudzistów. Zostali rozstrzelani przez wydzieloną w tym celu sekcję z plutonu Mariana Knopa „Własowa”.

Plut. Marian Knop "Własow", "Wicher", fotografia wykonana po aresztowaniu przez GZI WP (zamordowany przez komunistów 19 II 1947 r.)

Uderzenie sił komunistycznych na 46-osobowy wówczas  oddział „Klingi” nastąpiło 20 kwietnia 1946 r. około godziny 18.00. Grupa operacyjna atakująca partyzantów KWP liczyła około 180 ludzi i była uzbrojona m.in. w działko oraz ciężkie karabiny maszynowe. Główne siły oddziału „Klingi”, uprzedzone meldunkiem przekazanym z wykorzystaniem polowej linii telefonicznej, wytrzymały napór atakujących a następnie przeszły do kontrataku, wyrzucając grupę pościgową z lasu na otwartą przestrzeń. To był klucz do sukcesu partyzantów. W zaciętej i zwycięskiej dla KWP walce pod Grabami zginął dowodzący ścigającą oddział „Klingi” grupą operacyjną kapitan o czysto polskim nazwisku Kuzarow a także kilku innych oficerów. Łączne straty po stronie atakujących wyniosły 11 zabitych i 16 rannych; kilkunastu innych poddało się partyzantom, reszta uciekła z pola walki. Partyzanci zdobyli czternaście ciężkich karabinów maszynowych i większą liczbę broni automatycznej a także jedno działko i kilka samochodów. Po stronie oddziału „Klingi” poległ jeden żołnierz (Jerzy Karnicki „Bursztyn”). Należy podkreślić, że wszyscy ranni  i wzięci do niewoli w  tym starciu członkowie grupy operacyjnej zostali przez partyzantów „Klingi” puszczeni wolno, a dodatkowo partyzanci zwolnili na potrzeby rannych dwa spośród przejętych samochodów.

Por. Henryk Glapiński "Klinga", dowódca oddziału partyzanckiego SOS "Warszawa". W czasie odwrotu po ataku na Radomsko dowodzony przez niego oddział stoczył 20 kwietnia 1946 r. zwycięską walkę z żołnierzami 6. pp WP, po której część z nich przeszła na stronę KWP.

Niemniej wydarzenia pod Grabami posłużyły komunistom do celów propagandowych. Podczas procesu I Komendy Głównej KWP reżimowa prasa mocno eksponowała fakt rozstrzelania siedmiu Sowietów, oczywiście nie wspominając, że służyli w NKWD. Pośród sądzonych wówczas byli m.in. twórca i dowódca KWP Stanisław Sojczyński „Warszyc”, Henryk Glapiński „Klinga” i Marian Knop „Własow” (cała ta trójka wraz z trzema innymi skazanymi w tym procesie na karę śmierci została zamordowana przez komunistów 19 lutego 1947 r.; miejsce pogrzebania Ich ciał pozostaje nieznane).

Proces "Warszyca" i jego 11 podkomendnych przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Łodzi, w dniach 9-14 grudnia 1946 r. Na zdjęciu: Kpt. Stanisław Sojczyński "Warszyc" (na pierwszym planie), por. Ksawery Błasiak "Albert" (drugi z prawej), por. Czesław Kijak "Romaszewski" (pierwszy z prawej), sierż. Marian Knop "Własow" (pierwszy z lewej), Albin Ciesielski "Montwiłł" (drugi z lewej).

„Warszyc”, jak można sądzić powodowany troską o właściwy obraz KWP w opinii publicznej, mimo że ona (jeżeli pod pojęciem opinii publicznej rozumieć niezależne od władzy podmioty przekazujące wiadomości do masowego odbiorcy) w tamtych czasach nie istniała, potępił „Klingę” za wydanie rozkazu likwidacji Sowietów. „Klinga” twierdził zaś, że działał pod wpływem zamroczenia alkoholowego i niewiele pamięta, co zresztą pozwoliło mu zasłaniać się niepamięcią także odnośnie tego, kto jego rozkaz wykonał.

Czemu o tym wspominam? Dlatego, że niektórzy współcześni mędrcy, przywołując wyjaśnienia „Warszyca” i „Klingi” złożone przez przed sądem komunistycznym i snując na ich podstawie dywagacje na temat podziemia, sprawiają wrażenie, że nie potrafią uczynić użytku z wiedzy, że kazamaty UB, w których więźniów oprawiano długo, metodycznie i z całą bezwzględną fachowością, a przed procesem zapowiadano im, że jeżeli nie będą odpowiednio zachowywać się na rozprawie, to ponownie zasmakują przyjemności spotkania ze śledczymi, nie były miejscami sprzyjającymi przygotowaniu do naturalnej w kontekście wydarzeń pod Grabami obrony, to znaczy powiedzeniu prawdy wyrażonej  np. takimi słowy:
"wydałem rozkaz rozstrzelania tych enkawudzistów, gdyż ludzi służących w tej formacji traktowaliśmy jak wcześniej, w czasie okupacji niemieckiej, traktowaliśmy esesmanów. To znaczy nie puszczaliśmy ich żywych. Nie dysponowałem aresztem, a poza tym, w tej konkretnej sytuacji, czekała mnie walka z grupą pościgową. Nie mogłem ich wypuścić, bo zdradziliby pozycje obronne i liczebność mojego oddziału, nie mogłem też tych Sowietów dłużej przetrzymywać, bo co najmniej dwóch moich żołnierzy musiałoby ich pilnować w czasie walki, w której broniliśmy się przed kilkakrotnie liczniejszym i znacznie lepiej uzbrojonym przeciwnikiem; nie mogłem i nie chciałem dodatkowo osłabiać na naszą niekorzyść proporcji sił. Dlatego zostali rozstrzelani".
Warto mieć to na uwadze, ferując współcześnie sądy o podjętej wówczas przez „Klingę” decyzji, bez wątpienia trudnej, ale przy pewnym wysiłku myślowym i poszanowaniu dla prawdy życia, w pełni zrozumiałej.

O ludziach bez grobów... refleksja wokół pomnika w Radomsku - część 2/2>
Strona główna>
Wsparcie>

WARTO PRZECZYTAĆ... (68)

$
0
0

"Zeszyty Historyczne WiN-u" nr 38, rok XXII, grudzień 2013 r.

Ukazał się nowy numer „Zeszytów Historycznych WiN-u” (nr 38, rok XXII, ss. 340). W numerze m.in.:
  • artykuł Marcina Jurka Czarna legenda „Ognia”. Kreacja wizerunku Józefa Kurasia w latach 1945-1989 ,
  • podsumowanie dotychczasowych  prac ekshumacyjnych na Łączce autorstwa dr. hab. Krzysztofa Szwagrzyka ( Kwatera „Ł” )
  • opracowana przez dr. Wojciecha Frazika relacja kuriera Jana Freislera na temat jego działalności podczas okupacji niemieckiej.
Najnowszy numer dostępny jest w cenie 30,00 zł.
Zamówienie za pośrednictwem:
ksiegarnia@zhwin.pl



Strona główna>
Wsparcie>

68. rocznica śmierci por. Jana Borysewicza "Krysi"

$
0
0
68. rocznica śmierci por. Jana Borysewicza ps. "Krysia", "Mściciel".

...Nie dajmy zginąć poległym.
Zbigniew Herbert

Por. Jan Borysewicz "Krysia", Mściciel" (1913-1945). Zdjęcie przedwojenne.

68 lat temu, 21 stycznia 1945 r., w walce z zasadzką zorganizowaną przez grupę operacyjną 105 Oddziału Pogranicznego NKWD koło wsi Kowalki pod Naczą poległ por. Jan Borysewicz "Krysia" . Ciało komendanta, pozostawione przez podkomendnych podczas odwrotu w śniegu, wpadło w ręce bolszewików. Sowieci obwozili je potem po terenie, prezentując je ludności. Śmierć legendarnego dowódcy miała złamać ducha oporu ludności polskiej.

Jan Borysewicz „Krysia” był jednym z najwybitniejszych dowódców partyzanckich Armii Krajowej w Nowogródzkim Okręgu ZWZ-AK. Jego wielkość tworzy jednak nie tylko ocena dokonań organizacyjnych i bojowych, ale też i społeczny odbiór jego postaci przez mieszkańców Ziemi Mickiewicza. Jeszcze za życia stał się bowiem symbolem kresowego żołnierza Polski Walczącej. Nie było chyba bardziej popularnego dowódcy jednostki partyzanckiej na Nowogródczyźnie niż „Krysia” - a przecież w Nowogródzkim Okręgu AK działało, nie licząc mniejszych jednostek, dziewięć partyzanckich batalionów AK prowadzonych przez dzielnych oficerów, także słynnych i cieszących się popularnością wśród ludności. Por. „Krysia” stał się symbolem walki o Polskę - ale też i obrony kresowej ojcowizny, pochodził bowiem z rodziny z dziada pradziada zamieszkałej na tych ziemiach. Jednakowo skutecznie bił obu okupantów. Był dowódcą - i przywódcą - jak to się dziś określa „charyzmatycznym”. Pierwsze strzały oddawał w wojnie obronnej 1939 r. - ostatnie, po pięciu latach walki - bojach z nowym - sowieckim okupantem, z Wojskami Wewnętrznymi NKWD. Poszedł „do lasu” z siedmioma podkomendnymi - a po roku miał pod swymi rozkazami pełny batalion. Całe wyposażenie i uzbrojenie „Krysia” i jego podkomendni zorganizowali sobie lub zdobyli w walce sami. Tu nie było ani jednego zrzutu alianckiego, a z nikłych dostaw wyposażenia przysyłanego przez Centralę Zaopatrzenia Terenu Kedywu KG AK - nie otrzymali ani jednej sztuki broni. Wśród ścierania się wpływów niemieckich, sowieckich, litewskich i białoruskich - poprowadził por. Jan Borysewicz miejscową społeczność polską do skutecznej walki, zorganizowanej na wzór wojskowy. Był przy tym autentycznym obrońcą kresowych wiosek i zaścianków - każdy, kto występował przeciw społeczności polskiej, bez względu na to pod jakimi znakami działał, spotykał się z jego przeciwdziałaniem. Był świetnym oficerem, wybitnym organizatorem, a nade wszystko - przyzwoitym człowiekiem, świetnie rozumiejącym się z żołnierzami i ludnością, bez poparcia której żadna działalność konspiracyjna czy partyzancka nie byłaby możliwa... [czytaj dalej]>

Por. Jan Borysewicz "Krysia".

Jan Borysewicz. Zdjęcie prze dwojenne ze Szkoły Podchorążych Piechoty w Ostrowii Mazowieckiej - Komorowie.

Jan Borysewicz (drugi od prawej, bez czapki) w Szkole Podchorążych Piechoty w Ostrowii Mazowieckiej - Komorowie.

Jan Borysewicz (pierwszy od prawej, bez czapki) w Szkole Podchorążych Piechoty w Ostrowii Mazowieckiej - Komorowie.

Ppor. Jan Borysewicz podczas służby w 41 pułku piech oty WP w Suwałkach.

GLORIA VICTIS !!!



Więcej na temat por. Jana Borysewicza "Krysi" czytaj tutaj:
Zainteresowanych historią walki polskich partyzantów na Kresach Wschodnich II Rzeczypospolitej, m.in.:
po wkroczeniu Sowietów, zapraszam do lektury kategorii Im poświęconej:


Strona główna>
Wsparcie>

WARTO PRZECZYTAĆ... (69)

$
0
0

Kazimierz Krajewski
Jan Borysewicz
"Krysia", "Mściciel" 1913-1945
Oficyna Wydawnicza RYTM 2013, format 175x250 mm., s. 216, oprawa twarda


Biografia por. Jana Borysewicza "Mściciela", "Krysi", jednego z najwybitniejszych dowódców partyzantki AK na Kresach Północno-Wschodnich, absolwenta seminarium nauczycielskiego w Szczuczynie Nowogródzkim, oficera służby stałej Wojska Polskiego.

Jeszcze za życia stał się postacią legendarną i taką pozostaje do dzisiaj - nie tylko dla stale zmniejszającego się grona Kresowiaków z Ziem Utraconych. Gdy w połowie 1943 roku wyruszał w pole, by podjąć otwartą walkę z Niemcami, towarzyszyło mu zaledwie kilku ochotników. Po roku dowodził już dwoma batalionami partyzanckimi Nowogródzkiego Okręgu AK (II i V batalionem 77 pp AK), liczącymi ponad tysiąc ludzi. Oddziały "Krysi" wykonywały spektakularne operacje bojowe odbijając więźniów (m.in. z więzienia w Lidzie) oraz likwidując niemieckie posterunki i garnizony. W poczuciu odpowiedzialności za ludzi i teren - pozostał na Kresach w warunkach nowej, sowieckiej okupacji. Stał się symbolem polskiego oporu wobec obu okupantów. Poległ 21 stycznia 1945 roku w walce z NKWD we wsi Kowalki.

Por. Jan Borysewicz "Krysia", Mściciel" (1913-1945)

Książka do nabycia m.in. w:

W ięcej na temat por. Jana Borysewicza "Krysi" czytaj tutaj:
Zainteresowanych historią walki polskich partyzantów na Kresach Wschodnich II Rzeczypospolitej, m.in.:
po wkroczeniu Sowietów, zapraszam do lektury kategorii Im poświęconej:


Strona główna>
Wsparcie>

Informacja o prawach autorskich !

$
0
0


INFORMACJA O PRAWACH AUTORSKICH

Zawartość niniejszej witryny jest wartością intelektualną, chronioną prawem autorskim.


W związku z coraz częstszym bezprawnym wykorzystywaniem w celach komercyjnych (zarobkowych) materiałów opublikowanych na stronie „Żołnierze Wyklęci – Zapomniani Bohaterowie” (http://podziemiezbrojne.blox.pl) informuję, że zgodnie z przepisami ustawy  z dnia  4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych (Dz. U. z 2006 r. Nr 90, poz. 631 z późn. zm.), kopiowanie, modyfikowanie oraz transmitowanie (elektronicznie lub w inny sposób), a także powielanie, wykorzystywanie, dystrybucja i rozpowszechnianie zawartych na stronie http://podziemiezbrojne.blox.pl materiałów, zarówno w całości jak i we fragmentach, wymaga pisemnej zgody autora lub autorów, za których zgodą materiały zostały tu zamieszczone.

Ponadto informuję, że wszystkie artykuły opublikowane na stronie http://podziemiezbrojne.blox.pl  bez podania informacji o imieniu i nazwisku ich twórcy, a jedynie zawierające nick: GREGG71, są mojego, czyli twórcy strony http://podziemiezbrojne.blox.pl, autorstwa, zaś pozostałe teksty opublikowano za zgodą ich autorów i każdorazowo podpisane są ich imieniem i nazwiskiem.

Warunkiem uzyskania zgody na wykorzystanie materiałów, do których prawa autorskie posiada twórca strony http://podziemiezbrojne.blox.pl jest przytoczenie ich (w całości lub części) wraz z widocznym i wyraźnym oznaczeniem: „Źródło: podziemiezbrojne.blox.pl” oraz podanie imienia i nazwiska autora, jeśli zaś publikacja ma ukazać się w Internecie - wraz z aktywnym linkiem do strony http://podziemiezbrojne.blox.pl.

Wymaga to jednak każdorazowo pisemnej zgody twórcy strony http://podziemiezbrojne.blox.pl  lub innego autora tekstu, który ma być wykorzystany.

GRZEGORZ MAKUS
twórca strony
"Żołnierze Wyklęci – Zapomniani Bohaterowie"

(http://podziemiezbrojne.blox.pl)
e-mail: allman(at)op.pl

Strona główna>

Z Zeszytów Historycznych WiN-u... (8)

$
0
0

Wraz z ukazaniem się kolejnego numeru periodyku "Zeszyty Historyczne WiN-u" nr 3 8, rok XXII, grudzień 2013, zapraszam do lektury fragmentu jednego z opublikowanych tam artykułów, którego autorem jest historyk łódzkiego oddziału IPN, dr Jerzy Bednarek, pt. "Grupa Śmierci" pod dowództwem Stanisława Szymfelda (1946–1948) . Zeszyty Historyczne WiN-u, nr 38/2013

Jerzy Bednarek
"Grupa Śmierci" pod dowództwem Stanisława Szymfelda (1946–1948)


Historia powojennego antykomunistycznego podziemia zbrojnego pełna jest nieznanych szerzej losów lokalnych i niewielkich grup zbrojnej konspiracji. Oddział zorganizowany przez pochodzącego z Ozorkowa (woj. łódzkie) robotnika Stanisława Szymfelda jest typowym przykładem takiej grupy. Kilkuosobowy, utworzony oddolnie, nazwany przez dowódcę „Grupą Śmierci”, niezwiązany z żadną większą organizacją konspiracji niepodległościowej, działał samodzielnie w latach 1946–1948 w północnej części woj. łódzkiego, głównie w powiecie łęczyckim 1 .


Stanisław Szymfeld (1928–1948), zdjęcie z okresu okupacji (ze zbiorów IPN).

Początki grupy sięgają lata 1946 r. Od tego czasu konspiratorzy regularnie dokonywali różnego rodzaju rekwizycji, zastraszając członków PPR i sympatyków „ludowej” władzy. Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w Łęczycy przez dwa lata nie potrafił jednak zidentyfikować żołnierzy oddziału. Z pewnością przyczynił się do tego fakt, iż konspiratorzy podczas każdej akcji byli całkowicie zamaskowani. Dopiero w lutym 1948 r. funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa w Łęczycy postanowili zintensyfikować działania w celu likwidacji „bandy”. W opracowanym specjalnym planie dotyczącym tzw. bandytyzmu w powiecie łęczyckim można m.in. przeczytać:
Od miesiąca listopada 1946 r. na terenie pow. łęczyckiego działa banda „Czarnego Orła”, nie licząca więcej jak czterech ludzi. Jest to grupa typu sanacyjnego, gdyż przy napadach podają się jako członkowie AK. Na napady chodzą w mundurach wojskowych, zamaskowani i uzbrojeni w pistolety. […] Według posiadanych danych bazą i punktem wypadowym jest miasto Ozorków. W okresie tego czasu banda dokonała 16 napadów z bronią w ręku, a w tym 3 morderstwa i 3 postrzelenia. Zamordowanym zabrali przede wszystkim broń. Z wartościowych przedmiotów zabierają pieniądze, biżuterię, aparaty radiowe, buty oraz bieliznę. W wielu wypadkach oddziałują demoralizująco na ludność, pytając się o poglądy polityczne i przynależność partyjną. Między innymi żądają pokazywania medalików 2 .
Likwidacją oddziału miał zająć się utworzony w Ozorkowie specjalny sztab oraz grupa operacyjna złożona z funkcjonariuszy UB i MO. Dodatkowo wzmocniono obsadę milicyjnych posterunków, a nawet – aby szybciej reagować na zagrożenie – wprowadzono nocne dyżury przy pozostających w dyspozycji miasta samochodach. Przy okazji podliczono także posiadaną w terenie agenturę i ormowców. Okazało się, że w pow. łęczyckim do dyspozycji milicji było 21 agentów, kolejnych 76 współpracowało z Urzędem Bezpieczeństwa, odnotowano również aż 553 aktywnych członków ORMO. Wszyscy mieli się włączyć w likwidację oddziału „Czarnego Orła” 3 .
Starano się wykorzystać każdą okazję w celu likwidacji grupy. Gdy na przykład konspiratorzy nałożyli kontrybucję na jednego z gospodarzy w miejscowości Solca Wielka (gm. Tkaczew), funkcjonariusze UB z Łęczycy przez trzy tygodnie czekali w ukryciu we wskazanym gospodarstwie na przybycie żołnierzy z „Grupy Śmierci”. Gdy ci wreszcie się pojawili, wywiązała się krótka strzelanina, po której konspiratorzy zdołali zbiec z miejsca zasadzki 4 .

Przełom w sprawie nastąpił dopiero kilka miesięcy później. 12 VIII 1948 r. dwóch zamaskowanych mężczyzn próbowało dokonać napadu na Zarząd Gminy w Wypychowie. Podczas akcji postrzelili śmiertelnie funkcjonariusza MO z Gieczna – Henryka Jędryszczaka 5 . Natychmiastowy pościg za sprawcami nie przyniósł początkowo rezultatu. O przeprowadzonej akcji zaalarmowano jednak wszystkie okoliczne posterunki. Wieczorem grupa operacyjna ze Zgierza natknęła się w okolicach Grotnik na podejrzanych mężczyzn. Po krótkiej strzelaninie jednego z nich zdołano aresztować 6 . Jak się okazało, był to pochodzący z Ozorkowa członek „Grupy Śmierci” Henryk Wyszkowski „Kat” 7 .
Przekazano go do PUBP w Łęczycy. Śledztwo prowadził chor. Józef Nowicki – funkcjonariusz znany z okrucieństwa wobec aresztowanych 8 . Wyszkowski w trakcie śledztwa przyznał, że „Grupę Śmierci” wspólnie z nim tworzyło czterech mieszkańców Ozorkowa oraz jeden pomocnik. „Badany” przez funkcjonariuszy UB podał dane i pseudonimy pozostałych konspiratorów oraz dokładne adresy ich zamieszkania. Dopiero wtedy funkcjonariusze UB dowiedzieli się, że twórcą i dowódcą grupy był dwudziestoletni robotnik, mieszkaniec Ozorkowa, Stanisław Szymfeld 9 .

Józef Nowicki (1917–1953), znany z okrucieństwa funkcjonariusz PUBP w Łęczycy, który prowadził śledztwo w sprawie członków "Grupy Śmierci" (ze zbiorów IPN).

W sprawie okoliczności powstania oddziału i jego oblicza ideowego Wyszkowski zeznał m.in.:
Zapytawszy razu pewnego Szymfelda, jaką będzie przejawiał działalność z utworzoną przez niego grupą, ten oświadczył mi, że zadaniem jej będzie mordowanie funkc[jonariuszy] UB i MO, aktywnych członków partii politycznych oraz rabować ww. mienie, ażeby inni nie zapisywali się do partii […]. Szymfeld mówił mi również o tym, że nastąpi w niedługim czasie wojna między Związkiem Radzieckim a Anglią i Ameryką i że po pokonaniu Związku Radzieckiego do kraju powróci przebywający dotąd na emigracji w Anglii rząd […]. Szymfeld mówił mi, że jak powróci Rząd z Londynu to za działalność naszą będziemy mieli dobrze całe życie 10 .
Już następnego dnia po aresztowaniu Wyszkowskiego funkcjonariusze UB udali się do miejsca zamieszkania Szymfelda w Ozorkowie. Jego nie znaleziono, ale zarekwirowano za to m.in. broń, aparaty radiowe i oficerski mundur 11 . Już jednak dzień później aresztowano kolejnego konspiratora – Leona Fabicha „Czarnego” 12 oraz współpracownika oddziału Józefa Michalaka 13 , który „melinował” partyzantów w Pełczyskach pod Ozorkowem. 16 sierpnia zatrzymano kolejnego członka oddziału – Stefana Ciesielczyka „Szczupłego” 14 . [...]
Strona główna>
Prawa autorskie>

PRZYPISY:

1.
W pow. łęczyckim konspiracja antykomunistyczna była aktywna już od sierpnia 1945 r. Na tamtym terenie działał m.in. poakowski oddział sierż. Eugeniusza Kokolskiego „Groźnego”, współpracujący z nim oddział Grupa Dywersyjna Armii Krajowej „Błyskawica”, dowodzony przez por. Józefa Kubiaka „Pawła”, czy też oddział „Iskra-Lot”, utworzony przez Franciszka Targalskiego „Sławę Sławińskiego”.
2. IPN Ld pf 10/710, Raporty specjalne PUBP w Łęczycy dot. napadów rabunkowych dokonanych na terenie pow. łęczyckiego [dalej: IPN Ld pf 10/710], t. 2, k. 242–245, Plan rozpracowania bandytyzmu na terenie pow. łęczyckiego z 26 II 1948 r. sporządzony przez szefa PUBP w Łęczycy.
3. Ibidem, k. 244–245; Ibidem, k. 246, Wykaz członków ORMO pow. łęczyckiego, Łęczyca, 17 II 1948; Ibidem, k. 247, Wykaz agentury rozpracowującej teren, [Łęczyca, luty 1948].
4. Ibidem, k. 242, Plan rozpracowania bandytyzmu na terenie pow. łęczyckiego z 26 II 1948 r. sporządzony przez szefa PUBP w Łęczycy.
5. IPN Ld 094/88, Akta sprawy operacyjnej przeciwko H. Wyszkowskiemu i in. [dalej: IPN Ld 094/88], b.p., Sprawozdanie chor. Władysława Turkowskiego z KP MO w Łęczycy, 30 IX 1948.
6. IPN Ld 011/1618, Akta sprawy operacyjnej przeciwko S. Szymfeldowi i in. [dalej: IPN Ld 011/1618], t. 1, k. 41, Pismo kierownika Sekcji Miejskiej PUBP w Zgierzu do szefa PUBP w Łodzi, Zgierz, 13 VIII 1948.
7. Henryk Wyszkowski, ur. 1 VII 1927 r. w Ozorkowie, s. Józefa. Ukończył cztery klasy szkoły powszechnej. Podczas okupacji pracował jako robotnik w jednej z niemieckich firm w Ozorkowie. Po wojnie pomagał ojcu w zakładzie szewskim. Jego starszy brat – Zygmunt – został skazany na karę śmierci i stracony w Łodzi w czerwcu 1947 r. za działalność w oddziale Józefa Kubiaka „Pawła”. IPN Ld pf 10/710, t. 2, k. 14–15, Protokół przesłuchania H. Wyszkowskiego, Łęczyca, 16 VIII 1948; IPN Ld pf 12/2324, Akta sprawy kontrolno-śledczej przeciwko H. Wyszkowskiemu i in. [dalej: IPN Ld pf 12/2324], k. 50–53, Arkusz informacyjny dotyczący Wyszkowskiego Henryka; IPN Ld 6/103, Akta sprawy karnej przeciwko K. Maciejewskiemu, t. 3, k. 225, Protokół wykonania kary śmierci wobec Zygmunta Wyszkowskiego, 3 VI 1947.
8. Okręgowa Komisja Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Łodzi 26 III 1992 r. wszczęła śledztwo w sprawie zbrodni popełnionych w l. 1945–1953 przez funkcjonariuszy PUBP w Łęczycy. Ustalono dane 368 funkcjonariuszy, którzy w podanym okresie służyli w PUBP w Łęczycy. Pomimo iż śledztwo umorzono w 1998 r. z powodu „niewykrycia sprawców przestępstwa”, to zachowane protokoły przesłuchań świadków informują, jakich metod śledczych używał m.in. Józef Nowicki. Na przykład Wacław Wyszkowski w OKBZpNP w Łodzi zeznał w 1992 r. m.in.: Pamiętam, że przesłuchiwał mnie Nowicki. On był najgorszy. Bił mnie „nahajem” i kopał (IPN Ld 421/138, GKBZpNP-IPN. Funkcjonariusze PUBP w Łęczycy podejrzani o zbrodnie popełnione nad osobami osadzonymi w areszcie PUBP w Łęczycy w l. 1945–1953 [dalej: IPN Ld 421/138], t. 1, k. 102, Protokół przesłuchania świadka Wacława Wyszkowskiego, 18 IX 1992). Inny z aresztowanych, Leon Domalążek, współpracownik oddziału „Pawła”, w 1997 r. oświadczył: Nowicki znęcał się nade mną, bił mnie rękoma, różnymi narzędziami po całym ciele, głównie po głowie. Rzucał moim ciałem o ścianę, ciągnął mnie za włosy. Kazał mi siedzieć na odwróconym taborecie i wtedy mnie przesłuchiwał. Takie przesłuchania połączone z biciem trwały bardzo długo. Ja traciłem przytomność. Byłem wtedy oblewany wodą (IPN Ld 421/138, t. 2, k. 102, Protokół przesłuchania świadka Leona Domalążka, 17 XI 1997). W kwietniu 1953 r. Nowicki zastrzelił w Łodzi swoją żonę i następnie popełnił samobójstwo. Wydział ds. Funkcjonariuszy WUBP w Łodzi, po przeprowadzeniu dochodzenia ustalił, że bezpośrednią przyczyną tragedii było nadużywanie alkoholu przez Nowickiego. Zob. IPN Ld 421/138, t. 2, k. 136–138, Kopia raportu naczelnika Wydziału ds. Funkcjonariuszy WUBP w Łodzi do szefa WUBP w Łodzi w sprawie zabójstwa popełnionego przez Józefa Nowickiego, Łódź, 29 IV 1953.
9. Stanisław Szymfeld, ur. 1 IV 1928 r. w Ozorkowie, s. Stanisława. Ukończył cztery klasy szkoły powszechnej. Podczas okupacji pracował dorywczo w gospodarstwach rolnych. W 1944 r. Niemcy wywieźli go do prac przymusowych przy kopaniu okopów. Do Ozorkowa powrócił w końcu 1944 r. Pracował jako robotnik w fabryce trepów. W kwietniu 1946 r. wstąpił do poakowskiego oddziału por. Józefa Kubiaka „Pawła”, z którym współpracował do czerwca 1946 r. Zob. IPN Ld 011/1618, t. 2, k. 320, Omówienie materiałów na ukrywającego się dowódcę zlikwidowanej bandy „Grupa Śmierci” ps. „Czarny Orzeł”; IPN Ld 6/847, Akta sprawy karnej przeciwko T. Widulińskiemu [dalej: IPN Ld 6/847], k. 27v, Protokół przesłuchania Tadeusza Widulińskiego, Łódź, 5 IV 1949; Ibidem, k. 18/1–18/2, Raport Szymfelda Stanisława z 16 X 1948.
10. IPN Ld pf 10/710, t. 2, k. 15, Protokół przesłuchania Wyszkowskiego Henryka, Łęczyca, 16 VIII 1948.
11. IPN Ld 011/1618, t. 2, k. 277, Protokół przesłuchania Janiny Szymfeld, Łęczyca, 2 X 1948.
12. Leon Fabich, ur. 21 XII 1927 r. w Ozorkowie, s. Andrzeja. Ukończył cztery klasy szkoły powszechnej. Po wojnie pracował jako przędzalnik w Państwowych Zakładach Przemysłu Bawełnianego w Ozorkowie. IPN Ld pf 12/2324, k. 54–57, Arkusz informacyjny dotyczący Fabicha Leona.
13. Józef Michalak, ur. 16 I 1889 r. w Pełczyskach, s. Antoniego. Ukończył cztery klasy szkoły powszechnej, rolnik. IPN Ld pf 12/2324, k. 62–65, Arkusz informacyjny dotyczący Michalaka Józefa.
14. Stefan Ciesielczyk, ur. 6 VIII 1929 r. w Ozorkowie, s. Ignacego. Ukończył pięć klas szkoły powszechnej. Podczas okupacji pracował jako tkacz. Po wojnie został zatrudniony na stanowisku tkacza w Państwowych Zakładach Przemysłu Bawełnianego w Ozorkowie. IPN Ld pf 10/710, t. 2, k. 32–33, Protokół przesłuchania S. Ciesielczyka, Łęczyca, 17 VIII 1948; IPN Ld pf 12/2324, k. 58–61, Arkusz informacyjny dotyczący Ciesielczyka Stefana. Por. IPN Ld 011/1618, t. 1, k. 158, Raport specjalny szefa PUBP w Łęczycy do naczelnika Wydziału III WUBP w Łodzi, Łęczyca, 17 VIII 1948.

Uroczystości w rocznicę śmierci mjr. "Łupaszki"

63. rocznica śmierci mjr. "Łupaszki"

$
0
0
63. rocznica zamordowania mjr. Zygmunta Szendzielarza "Łupaszk i "

...Nie dajmy zginąć poległym.
Zbigniew Herbert


Mjr Zygmunt Szendzielarz "Łupaszka" (12 III 1910 r. - 8 II 1951 r.)

63 lata temu, 8 lutego 1951 roku,  komunistyczni oprawcy zamordowali mjr. Zygmunta Szendzielarza  ps. "Łupaszka", jednego z najwybitniejszych oficerów Wojska Polskiego i Armii Krajowej, dowódcę 5. Brygady Wileńskiej AK , dwukrotnego kawalera  orderu Virtuti Militari .

Major"Łupaszka" został aresztowany przez UB 30 czerwca 1948 r. w Osielcu na Podhalu i po ciężkimśledztwie, 2 listopada 1950 r. skazany przez Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie, pod przewodnictwem sędziego Mieczysława Widaja [czyt.: Stalinowski sędzia..., Zmarły, nieosądzony ] na 18-krotną karę śmierci. Wyrok wykonano 8 lutego 1951 r. w więzieniu na Rakowieckiej - strzałem w tył głowy.

Wraz z nim zamordowano trzech innych oficerów wileńskiej Armii Krajowej: ppłk Antoniego Olechnowicza ps. "Pohorecki", ppor. Lucjana Minkiewicza ps. "Wiktor" i kpt. Henryka Borowego - Borowskiego ps. "Trzmiel".

Ich ciała posypano wapnem i wdeptano w ziemię w nieznanym do niedawna miejscu na warszawskich Powązkach.

Ppłk Antoni Olechnowicz ps. "Pohorecki"


Ppor. Lucjan Minkiewicz ps. "Wiktor"


Kpt. Henryk Borowy-Borowski "Trzmiel"

W czwartek, 8 lutego 1951 r. kat wywołał z celi majora "Łupaszkę". Za chwilę miał się znaleźć na schodach krwawej mokotowskiej piwnicy. Wszystkie piwnice są do siebie podobne, więc mokotowska pewnie nie różniła się zbytnio od tej w Twerze, w siedzibie NKWD przy ul. Sowieckiej 5, gdzie w kwietniu i w maju 1940 r. na polskich majorów czekał w gumowym fartuchu i z naganem w łapie major NKWD Błochin. Jak się nazywał morderca z Mokotowa, który tego dnia "pełnił służbę" i przyłożył majorowi "Łupaszce" nagana do karku? Nie wiemy, są tylko przypuszczenia, ale to nie ważne, bo i on, i Błochin to dzieci tego samego diabła. A propos dzieci: pewnie je dobrze wykształcił, bo miały dużo dodatkowych punktów na egzaminach wstępnych. Może te dzieci i ich dzieci są teraz sędziami albo prokuratorami? Pewnie ojciec miał w tej branży znajomości. Major powiedziałby na to wszystko tak, jak zwykł mawiać w podobnych okolicznościach: "Kat z nimi !". Zanim wyszedł ze zbiorowej celi, stanął przez chwilę nieruchomo, popatrzył po raz ostatni na swoich towarzyszy niedoli i – jak relacjonował potem najmłodszy więzień z celi, o pseudonimie "Młodzik" - powiedział głośno: "Czołem, Panowie !"

Czołem, Panie Majorze! Polacy pamiętają! *


Zygmunt Szendzielarz urodził się 12 marca 1910 r. w Stryju (woj. stanisławowskie), w wielodzietnej rodzinie urzędnika kolejowego Karola i Eufrozyny z domu Osieckiej. Miał dwie siostry i trzech braci. Zygmunt uczył się we Lwowie i Stryju, gdzie w 1929 r. ukończył gimnazjum, a następnie wstąpił do szkoły podchorążych zawodowych w Różanie, którą ukończył w 1931 r. Następnie trafił do Centrum Wyszkolenia Kawalerii w Grudziądzu, po którego ukończeniu w stopniu podporucznika został przydzielony do 4 pułku ułanów zaniemeńskich w Wilnie. W połowie 1936 r. otrzymał stanowisko dowódcy 2 szwadronu.

W szeregach 4 pułku ułanów brał udział w wojnie obronnej 1939 r. w składzie Wileńskiej Brygady Kawalerii WP. W końcowym okresie walk dołączył ze swym szwadronem do Grupy Operacyjnej Kawalerii dowodzonej przez gen. Andersa. 27 września 1939 r. dostał się do niewoli sowieckiej, z której uciekł po kilku dniach i przedostał się do Lwowa. W listopadzie 1939 r. powrócił do Wilna, gdzie ukrywał się przed aresztowaniem pod fałszywym nazwiskiem Władysław Chawling i uczestniczył w działalności konspiracyjnej. W sierpniu 1943 r. na mocy rozkazu Komendanta Wileńskiego Okręgu AK ppłk. Krzyżanowskiego „Wilka” został skierowany na stanowisko dowódcy oddziału partyzanckiego AK ppor. Antoniego Burzyńskiego „Kmicica”. Dotarł w rejon jego bazy nad Jeziorem Narocz już po rozbiciu tej jednostki przez sowiecką brygadę Fiodora Markowa (zamordowano wówczas „Kmicica” i około 80 żołnierzy AK). Z niedobitków zorganizował nowy oddział partyzancki, od listopada 1943 r. noszący nazwę 5 Brygady Wileńskiej AK, na czele której wykonał kilkadziesiąt udanych akcji przeciwko Niemcom, kolaborującym Litwinom, a przede wszystkim partyzantce sowieckiej.


Dowodzona przez niego brygada, po uzgodnieniu tego z komendantem „Wilkiem”, nie wzięła udziału w operacji „Ostra Brama”, lecz atakując oddziały niemieckie wycofała się na zachód. 23 lipca 1944 r. część żołnierzy „Łupaszki” została rozbrojona przez Armię Czerwoną w Puszczy Grodzieńskiej, reszta w niewielkich grupach przedzierała się dalej na zachód, z zamiarem ponownego połączenia się w Puszczy Augustowskiej. W sierpniu 1944 r. część partyzantów wileńskich zebrała się  ponownie pod rozkazami „Łupaszki” na terenie powiatu bielskiego, gdzie podporządkowali się Komendzie Białostockiego Okręgu AK, która awansowała Zygmunta Szendzielarza na stopień majora i „dowódcę partyzantki okręgu”. Odtworzona przez mjr. „Łupaszkę” 5. Brygada Wileńska AK ponownie wyszła w pole 5 kwietnia 1945 r. Oddział, którego liczebność początkowo wahała się w granicach 20-30 partyzantów, w szczytowym okresie rozwoju, latem 1945 r. osiągnął stan ok. 250 żołnierzy i był jedną z najsilniejszych, a z pewnością najlepszą jednostką partyzancką w Okręgu AKO Białystok. Podobnie jak na Wileńszczyźnie „Łupaszka” zastosował w prowadzeniu działań dywersyjnych taktykę operowania jednocześnie kilkoma pododdziałami spotykającymi się co kilka tygodni na wyznaczanych z góry koncentracjach. Działania jego podkomendnych cechowały dyscyplina, karność i wojskowy dryl, konsekwentnie egzekwowany przez dowódcę, lecz także zdecydowanie i radykalizm w walce z sowieckim okupantem i jego komunistycznymi poplecznikami. Funkcjonariusze UB - uznawani za członków organizacji zbrodniczej, podobnie jak wcześniej gestapo - byli przez nich likwidowani, tak samo jak i funkcjonariusze NKWD. W sumie dowodzona przez „Łupaszkę” 5. Brygada Wileńska, działając od kwietnia do września 1945 r., przeprowadziła na Białostocczyźnie około 80 akcji przeciw NKWD oraz UBP i ich agenturze, a także przeciw MO i KBW. W początkach września 1945 r. na rozkaz Komendy Okręgu Białostockiego AKO wydany w związku z zarządzoną przez Delegaturą Sił Zbrojnych akcją „rozładowywania lasów” „Łupaszka” polecił rozformować Brygadę. W polu pozostał jedynie niewielki pododdział dowodzony przez ppor. Lucjana Minkiewicza „Wiktora”, na bazie którego powstała wkrótce 6. Brygada Wileńska AK, nad którą dowodzenie objął kpt. Władysław Łukasiuk „Młot”.

Zygmunt Szendzielarz wyjechał jesienią 1945 r. na Pomorze, gdzie podporządkował się komendantowi eksterytorialnego Okręgu Wileńskiego AK, ppłk. Antoniemu Olechnowiczowi „Pohoreckiemu” i w 1946 r. wznowił działalność bojową. Początkowo na jego rozkaz zorganizowano cztery patrole dywersyjne, a w kwietniu 1946 r. ponownie wyszedł w pole w Borach Tucholskich zawiązek odtworzonej 5. Brygady Wileńskiej, nad którą objął osobiste dowództwo. Jednostka ta liczyła początkowo dwa, a od czerwca 1946 r. trzy kadrowe pododdziały zwane szwadronami (ok. 70 ludzi).  W ciągu zaledwie 7 miesięcy działalności na Pomorzu wykonały one 170 akcji, w tym rozbiły 27 posterunków milicji i placówek NKWD.

Jesienią 1946 r. mjr Szendzielarz na czele  4. szwadronu dowodzonego przez ppor. Henryka Wieliczkę „Lufę” przeszedł na teren woj. białostockiego, gdzie dołączył do 6. Brygady Wileńskiej. Jeszcze zimą 1947 r. „Łupaszka” osobiście dowodził niektórymi akcjami, jednak po koncentracji 6. Brygady w końcu marca 1947 r. opuścił oddział. Początkowo przebywał w Warszawie, następnie w okolicach Głubczyc, wreszcie w Osielcu na Podhalu, gdzie został  aresztowany przez funkcjonariuszy MBP 30 czerwca 1948 r.

Mjr Zygmunt Szendzielarz "Łupaszka", zdjęcie sygnalityczne wykonane przez UB w 1948 r.

Kpt. Henryk Borowy-Borowski "Trzmiel", zdjęcie sygnalityczne wykonane przez UB w 1948 r.

Po długotrwałym śledztwie 2 listopada 1950 r. został skazany przez Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie pod przewodnictwem sędziego Mieczysława Widaja na 18-krotną karę śmierci. Podczas śledztwa zachował godną postawę, biorąc na siebie pełną odpowiedzialność za działania podległych mu oddziałów. Został zamordowany strzałem w tył głowy w podziemiach więzienia MBP przy ul. Rakowieckiej w Warszawie w dniu 8 lutego 1951 r. Jego ciało pogrzebano w bezimiennej mogile na warszawskich Powązkach.

W wyniku prac ekshumacyjnych, prowadzonych od lata 2012 roku w kwaterze „Ł” Cmentarza Wojskowego na Powązkach w Warszawie, w ramach projektu naukowo-badawczego "Poszukiwania nieznanych miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego z lat 1944-1956" realizowanego przez Instytut Pamięci Narodowej, Radę Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa oraz Ministerstwo Sprawiedliwości we współpracy z Miastem Stołecznym Warszawa, w 2013 r. odnaleziono i zidentyfikowano szczątki mjr. Zygmunta Szendzielarza "Łupaszki" i kpt. Henryka Borowego-Borowskiego "Trzmiela".

Konferencja IPN w sprawie identyfikacji szczątków mjr. "Łupaszki" i innych zamordowanych przez komunistów(kliknij w zdjęcie i obejrzyj zapis konferencji na youtube) .

Więcej na temat ekshumacji ofiar terroru komunistycznego czytaj:


Wbrew kilkudziesięcioletnim zabiegom komunistów, którzy starali się wszelkimi sposobami zohydzić jego postać, mjr Zygmunt Szendzielarz przeszedł do historii jako jeden z najwybitniejszych polskich dowódców partyzanckich. Jak napisali znawcy historii Brygad Wileńskich, dr K. Krajewski i dr T.Łabuszewski:
mjr „Łupaszka”był patriotą konsekwentnym, bez względu na zmieniające się teatry działań bojowych, na piętrzące się przeciwności losu, był nim wbrew kalkulacjom politycznym, wbrew znikomym, a później już żadnym szansom na zwycięstwo. Z potrzeby dawaniaświadectwa, wierności złożonej kiedyś przysiędze.
GLORIA VICTIS !!!

Na temat mjr. "Łupaszki" i jego żołnierzy czytaj:
* Fragment tekstu pochodzi z artykułu Piotra Szubarczyka Czołem, Panie Majorze! , który ukazał się w Nr 1/2010 (#47) Niezależnej Gazety Polskiej - Nowe Państwo.

Strona główna>
Prawa autorskie>

63. rocznica śmierci por. "Burty"

$
0
0
63. rocznica śmierci por. Jana Leonowicza "Burty"

...Nie dajmy zginąć poległym.
Zbigniew Herbert

Por. Jan Leonowicz "Burta" (15 I 1912 - 9 II 1951)

63 lata temu, 9 lutego 1951 r., w zasadzce zorganizowanej we wsi Nowiny przez grupę operacyjną UB pod dowództwem sierż. Ryszarda Trąbki,   zginął por. Jan Leonowicz ps. "Burta" ,żołnierz Armii Krajowej, dowódca jednego z najdłużej walczących z komunistami oddziałów partyzanckich samodzielnego Obwodu WiN Tomaszów Lubelski.

Jego zwłoki przewieziono do Tomaszowa Lub., gdzie przez dwa tygodnie wystawione były na widok publiczny przed budynkiem PUBP. Do dzisiaj nie wiadomo gdzie zostało pogrzebane ciało  por. "Burty". Zakopano je najprawdopodobniej na dziedzińcu tomaszowskiego PUBP lub na nowym cmentarzu przy drodze do Zamościa.

Zwłoki Jana Leonowicza "Burty" na dziedzińcu tomaszowskiego PUBP, luty 1951 r. Zdjęcie wykonane przez bandytów z UB.

GLORIA VICTIS !!!

Jan Leonowicz, ps. "Burta" (ur. 15 stycznia 1912 r. w Żabczu, gm. Poturzyn, pow. Tomaszów Lubelski, zm. 9 lutego 1951 r. we wsi Nowiny , pow. Tomaszów Lubelski) – członek SZP-ZWZ-AK, działacz WiN, dowódca oddziału partyzanckiego na Lubelszczyźnie.

Jan Leonowicz z żoną Marią Ludwiką z d. Lanckorońską, 1937 r.

Pochodził z rodziny ziemiańskiej Mariana i Anastazji z d. Jurczak, był jednym z dziesięciorga rodzeństwa. Ojciec był leśniczym, dziadek powstańcem styczniowym. Po ukończeniu szkoły powszechnej rozpoczął naukę w gimnazjum. Służbę wojskową odbywał w 2. psk w Hrubieszowie.

We wrześniu 1939 walczył w szeregach macierzystej jednostki, ranny, powrócił z frontu w październiku 1939. Wstąpił do Służby Zwycięstwu Polski (SZP). 25 grudnia 1939 wziął udział w rozbiciu posterunku policji granatowej w okolicach Łaszczowa. W 1940 został aresztowany przez policję ukraińską w Poturzynie, zwolniony dzięki staraniom ojca. Prawdopodobnie od 1942 dowódca sekcji szturmowej "Poturzyn" (jednej z dziewięciu grup bojowych) odcinka "Wschód" Obwodu AK Tomaszów Lubelski. 1 marca 1943 wziął udział w akcji na posterunek policji ukraińskiej w Poturzynie, w trakcie której placówkę tę rozbito, zabijając 6 Ukraińców (w tym dwóch komendantów posterunków w Telatynie i Poturzynie) oraz komisarycznego wójta gminy Poturzyn. Na przełomie 1943/1944 przebywał w sztabie obwodu znajdującym się na skraju Puszczy Solskiej, w pobliżu leśniczówki Rebizanty nad Tanwią. W 1944 żołnierz "Kompanii Leśnej" ppor. rez. Witolda Kopcia, a także dowódca jednego z patroli plutonu lotnego żandarmerii polowej sierż. rez. Wacława Kaszuckiego. W ostatnich dniach lutego w Poturzynie oraz 5 i 9 kwietnia 1944 na odcinku Podlodów-Żerniki-Rokitno, w rejonie Steniatyna i Posadowa, brał udział w walkach przeciwko Ukraińskiej Narodowej Samoobronie i UPA. Od wiosny 1944 służył najprawdopodobniej jako zwiadowca w dowodzonej przez sierż. Andrzeja Dżygałę "Kompanii Żelaznej". Podczas akcji "Sturmwind II" razem z kilkoma partyzantami przebił się przez trzy pierścienie niemieckiej obławy. W ramach akcji "Burza" znalazł się w szeregach odtwarzanego przez Inspektorat Zamość 9. pp AK.

Por. Jan Leonowicz "Burta"

Po wkroczeniu Sowietów nie złożył broni. Od grudnia 1944 służył jako podchorąży, następnie (na przełomie maja i czerwca 1945) został awansowany do stopnia chorążego. Działał jako oficer broni w strukturach Obwodu Tomaszów Lubelski, Inspektorat Zamość AK-DSZ-WiN. Wiosną 1945 zorganizował grupę lotną w sile ok. 20-30 żołnierzy, która operowała w północnej części powiatu Tomaszów. Oddział przetrwał do końca czerwca 1945. Latem, po ogłoszeniu tzw. małej amnestii część żołnierzy ujawniła się, natomiast ci, którzy tego nie uczynili, ukryli się. Przy Leonowiczu pozostało jedynie dwóch ludzi. Ich głównym celem było w tym czasie rozbrajanie funkcjonariuszy MO i ORMO orz rozpędzanie zebrań agitacyjnych organizowanych przez PPR. Od początku 1946 zaczął ponownie rozbudowywać swoją grupę, która wsławiła się m.in. wykonaniem 31 maja 1946 wyroku śmierci na wiceprzewodniczącym Powiatowej Rady Narodowej Wincentym Umerze (Humerze), ojcu stalinowskiego zbrodniarza Adama Humera (czytaj również TUTAJ ). Powiększanie oddziału trwało do początku 1947. W okresie przedwyborczym Leonowicz zaniechał wszelkich akcji zbrojnych, ograniczając się jedynie do przeciwdziałania wyborczej propagandzie i agitacji. Po ogłoszeniu 22 lutego 1947 amnestii niemal wszyscy członkowie oddziału się ujawnili.

W kwietniu lub maju 1947 Leonowicz nawiązał kontakt z komendantem oddziałów leśnych Inspektoratu Lublin mjr. Hieronimem Dekutowskim  "Zaporą" i postanowił pozostać w konspiracji. 1947-1951 działał w strukturach samodzielnego Obwodu WiN Tomaszów Lubelski. W tym czasie komendantem Obwodu był por. Stefan Kobos (ps. "Wrzos"), który nie podporządkował się strukturom tzw. drugiego Inspektoratu AK Zamość , dowodzonego przez kpt. Mariana Pilarskiego. Leonowicz w stopniu porucznika pełnił funkcję dowódcy patrolu leśnego, który 1947-1949 liczył 3-7 ludzi, a w końcu 1949 rozrósł się do rozmiarów kompanii szkieletowej (ok. 30-40 żołnierzy). Jednocześnie rozbudowywała się siatka terenowa, wg informacji UB liczyła ona ok. 200 współpracowników i obejmowała 5 powiatów: Biłgoraj, Hrubieszów, Lubaczów, Tomaszów i Zamość. Do lata 1948 Leonowicz utrzymywał kontakty z grupą OUN dowodzoną przez Jana Niewiadomskiego ps. "Jurko".

Por. Jan Leonowicz "Burta". Zima 1950/1951

Oddział"Burty" rozbrajał milicjantów i ormowców, wykonywał egzekucje na agentach UB, działaczach PPR i PZPR, aktywnych współpracownikach "nowej władzy", a także na pospolitych bandytach, m.in. na działaczu PPR w Maziłach, Józefie Petrynie (13 września 1947), komendancie posterunku MO w Rachaniach, Zygmuncie Bielaku (11 lipca 1948), mordercy i konfidencie, byłym żołnierzu oddziału, Adamie Fornucu (lato 1948), członku PZPR, wójcie gminy Telatyn, Władysławie Ślęzaku (30 kwietnia 1949), agencie UB Władysławie Adamie Adamcu (18 maja 1949 – egzekucję wykonał osobiście Leonowicz), członku PZPR, wójcie gminy Majdan Sopocki, Andrzeju Wrębiaku (12 lipca 1949). Ponadto grupa przeprowadziła wiele akcji bojowo-dywersyjnych, m.in. na stację kolejową, pocztę i spółdzielnię w Suścu (23 października 1948) oraz na posterunki ORMO w Dyniskach (kwiecień 1949) i Tarnawatce (29 września 1950). Oddział stoczył również wiele potyczek z grupami operacyjnymi UB, MO i KBW.

Jan Leonowicz zginął 9 lutego 1951 w zasadzce zorganizowanej przez grupę operacyjną UB pod dowództwem sierż. Ryszarda Trąbki, w zabudowaniach swojej przyjaciółki, nauczycielki Władysławy Płoszajówny we wsi Nowiny. Jego zwłoki przewieziono do Tomaszowa, gdzie przez dwa tygodnie wystawione były przed budynkiem PUBP na widok publiczny. Ciało pogrzebano najprawdopodobniej na dziedzińcu PUBP lub na nowym cmentarzu przy drodze do Zamościa.

Dom w Nowinach, przy którym 9 lutego 1951 roku, w zasadzce zorganizowanej przez UB, poległ Jan Leonowicz "Burta" (fot. narodowytomaszow.blogspot.com )

Pomnik w miejscu śmierci Jana Leonowicza „Burty” w Nowinach (fot. narodowytomaszow.blogspot.com )


Po śmierci „Burty" dowództwo nad pozostałościami oddziału przejął Jan Turzyniecki „Mogiłka" , którego jako jednego z ostatnich „burtowców" ujęto 10 października 1953 r.

Jan Leonowicz "Burta" był żonaty z Ludwiką z d. Lanckorońską, z którą miał córkę Barbarę.
Zobacz również film Z archiwum IPN: "Mogiłka" , o Janie Turzynieckim ps. "Mogiłka" , zastępcy por. "Burty". W początkach 1948 r. nawiązał on kontakt z Janem Leonowiczem "Burtą" i został przyjęty do jego oddziału. Został dowódcą jednego z patroli i jednocześnie zastępcą dowódcy oddziału. Kres działalności tego oddziału nastąpił dopiero we wrześniu 1959 r. Samego "Mogiłkę" ujęto natomiast w maju 1953 r. Po trwającym 11 miesięcy brutalnym śledztwie Turzynieckiego osądzono i skazano na wielokrotną karę śmierci. Sąd Wojskowy zamienił ten wyrok w 1955 r. na 12 lat pozbawienia wolności. "Mogiłka" wyszedł na wolność w czerwcu 1964 r. jako wrak człowieka. Nie nacieszył się wolnością, gdyż już w osiem miesięcy od wyjścia z więzienia zmarł. Pochowano go na cmentarzu w Tomaszowie Lubelskim.

Jan Turzyniecki " Mogiłka " , dowódca oddziału po śmierci " Burty ".

O por. J a nie Leonowiczu "Burcie" czytaj więcej:
Strona główna>
Prawa autorskie>

61. rocznica śmierci ppor. "Wiktora

$
0
0
61. rocznica śmierci ppor. Stanisława Kuchciewicza "Wiktora"

...Nie dajmy zginąć poległym.
Zbigniew Herbert


Stanisław Adam Kuchciewicz „Iskra”, „Wiktor” (1922-1953).

61 lat temu, podczas akcji zaopatrzeniowej na Gminną Kasę Spółdzielczą w Piaskach (woj. lubelskie), zginął jeden z ostatnich dowódców antykomunistycznego podziemia, żołnierz NSZ-NZW i WiN, ppor. cz.w. Stanisław Kuchciewicz "Wiktor".

Wieczorem 10 lutego 1953 r., tuż przed zakończeniem pracy urzędu, „Wiktor” i jeden z jego żołnierzy - Zbigniew Pielach ps. „Felek” wkroczyli do budynku GKS w Piaskach. Ich działania ubezpieczał od strony cmentarza Józef Franczak ps. „Lalek”. Po kilku minutach w budynku pojawiła się grupa funkcjonariuszy MO z posterunku w Piaskach, zaalarmowana przez pracowników GKS. W poczekalni doszło do strzelaniny, w wyniku której "Wiktor został śmiertelnie ranny. Zdążył jeszcze wydać polecenie „Felkowi”, by ten się wycofał, po czym stracił przytomność. Zmarł na korytarzu Gminnej Kasy Spółdzielczej, kilka minut po otrzymaniu postrzału.

Fotografia pośmiertna „Wiktora” wykonana najprawdopodobniej na terenie więzienia na Zamku w Lublinie w lutym 1953 r.

Ciało„Wiktora” przewieziono natychmiast do więzienia na Zamku w Lublinie, gdzie zwłoki identyfikowali, sprowadzeni przez UB, rodzice, brat i znajomi. Przeprowadzono również oględziny lekarskie, które jako przyczynę śmierci denata wykazały wykrwawienie się z rany postrzałowej płuc.
Miejsce pochówku Stanisława Kuchciewicza do dzisiaj pozostaje nieznane.

GLORIA VICTIS !

Z racji tej smutnej rocznicy zapraszam do lektury biogramu Stanisława Kuchciewicza "Wiktora", autorstwa Artura Piekarza, historyka, pracownika lubelskiego Oddziału IPN:
Strona główna>
Prawa autorskie>

TRZEBA PRZECZYTAĆ !!! (70)

$
0
0

Marcin Zwolski
Śladami zbrodni okresu stalinowskiego w województwie białostockim
IPN, Białystok 2013, 456 s., opr. twarda, format 215x300


Wydawnictwo z pogranicza monografii i albumu. Używając bogatej ikonografii, przedstawia ogrom zbrodni komunistycznych pierwszych dwunastu powojennych lat w woj. białostockim. Pokazuje je przez pryzmat miejsc, gdzie ich dokonywano. W miejscach tych do dzisiaj zachowało się często wiele śladów po ofiarach i katach. Najbardziej dramatycznymi fragmentami książki są relacje opisujące okrutne zbrodnie z najmniejszymi detalami, a autorami tych relacji są nie tylko ofiary, ich bliscy i postronni świadkowie. Opowiadają o nich też ci, którzy bili i mordowali – opowiadają bez skruchy i zażenowania, bez cienia szacunku dla tysięcy swoich ofiar.

Pierwsze muzeum martyrologiczne w miejscu masowych zbrodni niemieckich powstało w Polsce jeszcze w trakcie wojny – jesienią 1944 r. na Majdanku. W 1947 r. ustawą sejmową powołano dwa centralne państwowe muzea w byłych niemieckich obozach – na Majdanku i w Auschwitz-Birkenau. W późniejszych latach zorganizowano kolejne. Miejsca niemieckich zbrodni są w większości udokumentowane, oznaczone i odpowiednio chronione.
A co z miejscami zbrodni komunistycznych? Ile mamy muzeów powołanych do dbania o pamięć o tych zbrodniach? W ilu byłych ubeckich czy sowieckich katowniach znajdują się chociaż miejsca pamięci udostępnione dla zwiedzających? Odpowiedź jest smutna, a zarazem szokująca – w przeciwieństwie do innych krajów postkomunistycznych nie mamy takich muzeów, a miejsc pamięci jest zaledwie kilka. Do rzadkości należą nawet skromne tablice informujące, że w danym budynku, już po wojnie, poniosło śmierć wielu niewinnych Polaków. (…) Na kartach tej książki przedstawiono tylko 57 miejsc, rezygnując w chwili obecnej przede wszystkim z pokazania tych, co do których nie udało się uzyskać wystarczających danych potwierdzających popełnienie tam zbrodni. Nie znaczy to, że przy ewentualnym odnalezieniu dodatkowych materiałów bądź świadków nie okaże się, że i te miejsca będzie można wskazać czytelnikom w przyszłości. W kilku przypadkach zrezygnowano z zaprezentowania miejsc zbrodni ze względu na brak możliwości uzyskania interesującego i wiarygodnego materiału – wymusiła to albumowa forma niniejszego wydawnictwa. Były wreszcie miejsca, których nie udało się pokazać, bo nie zostały ostatecznie zlokalizowane lub też okazało się, że w ciągu minionych lat zatarły się po nich wszelkie ślady – dotyczyło to np. dawno wyburzonych budynków, na których miejscu stoją obecnie zupełnie inne inwestycje.

Ze Wstępu Autora

Więcej na temat tej wstrząsającej książki przeczytaj:

[Kliknij i obejrzyj film promujący książkę]

Książka w cenie 60 zł jest już do nabycia w Oddziale IPN w Białymstoku (kontakt: Krzysztof.Jodczyk@ipn.gov.pl, tel. 85 66 457 87). Podczas spotkań promocyjnych będzie można zakupić ją w cenie 49 zł. Przy zakupach powyżej 5 sztuk obowiązywać będzie cena 37,08 zł.

Ponadto książka do kupienia:
Podczas spotkań promujących wydawnictwoŚladami zbrodni okresu stalinowskiego w województwie białostockim, które odbywać się będą w lutym i marcu 2014 r. na terenie województwa podlaskiego, pracownicy Oddziału Instytutu Pamięci Narodowej w Białymstoku będą zbierać materiał historyczny i biologiczny od krewnych ofiar zbrodni totalitaryzmów.
Zapowiedzi spotkań promocyjnych publikujemy na stronie oddziału białostockiego IPN
SPIS TREŚCI
  • Przedmowa
  • Wstęp
  • Wykaz skrótów
  • 1. Siedziby sowieckich organów bezpieczeństwa
1.1. Białystok, ul. św. A. Boboli 66
1.2. Białystok, ul. Kawaleryjska 70/3
1.3. Białystok, ul. Ogrodowa 2
1.4. Białystok, ul. Słonimska 26
1.5. Białystok, ul. J. Sobieskiego 2
1.6. Białystok, ul. Warszawska 37
1.7. Białystok, ul. Warszawska 65
1.8. Sokółka, ul. ks. P. Ściegiennego 31
  • 2. Siedziby UB
2.1. Augustów, ul. 3 Maja 16
2.2. Białystok, ul. J. K. Branickiego 1}
2.3. Białystok, ul. A. Mickiewicza 5
2.4. Białystok, ul. S. Staszica 2
2.5. Białystok, ul. Warszawska 7
2.6. Bielsk Podlaski, ul. F. Żwirki i S. Wigury 4
2.7. Ełk, ul. J. Słowackiego 2–6
2.8. Ełk, ul. Wojska Polskiego 1–5
2.9. Ełk, ul. Wojska Polskiego 9
2.10. Gołdap, ul. 11 Listopada 3
2.11. Grajewo, ul. M. Kopernika 17
2.12. Kolno, ul. S. Okrzei 5–9
2.13. Kolno, ul. Wojska Polskiego 29
2.14. Łomża, ul. Nowogrodzka 5
2.15. Olecko, ul. Kolejowa 3
2.16. Olecko, ul. Zamkowa 1–5
2.17. Siemiatycze, ul. Drohiczyńska 31
2.18. Sokółka, ul. J. H. Dąbrowskiego 12
2.19. Suwałki, ul. T. Kościuszki 5
2.20. Suwałki, ul. T. KościuszkI 78
2.21. Wysokie Mazowieckie, ul. Ludowa 11
2.22. Wysokie Mazowieckie, ul. Ludowa 13
  • 3. Więzienia
3.1. Białystok, ul. M. Kopernika 21
3.2. Białystok, ul. Hetmańska 89
3.3. Białystok, ul. Świętojańska 13
3.4. Ełk, ul. Zamkowa 1–5
3.5. Wityny
3.6. Łomża, Al. Legionów 36
3.7. Suwałki, ul. J. Dwernickiego 17
  • 4. Miejsca wykonywania wyroków śmierci
4.1. Białystok, las Pietrasze
4.2. Białystok, las Solnicki
4.3. Białystok, ul. J. Bema 100
4.4. Białystok, ul. Częstochowska
4.5. Ciechanowiec, Pl. 3 Maja
4.6. Wojtkowice Glinna
4.7. Zabłudów, Rynek
  • 5. Miejsca pochówków ofiar zbrodni
5.1. Augustów, ul. Zarzecze
5.2. Białystok, ul. Antoniuk Fabryczny 45
5.3. Białystok, ul. Letniska
5.4. Białystok, ul. Świerkowa 1
5.5. Białystok, ul. W. Wysockiego 1
5.6. Bielsk Podlaski, ul. Dubiażyńska
5.7. Sajenek
  • 6. Obława augustowska
6.1. Jasionowo 13
6.2. Krasnybór 41
6.3. Sztabin, ul. Rybna 24
6.4. Augustów, ul. 3 Maja 36
6.5. Augustów, ul. 3 Maja 37
6.6. Augustów, ul. Partyzantów 9, 11
  • Bibliografia
  • Indeks osób
  • Indeks miejscowości
Strona główna>
Prawa autorskie>

67. rocznica śmierci mjr. "Zagończyka" i kpt. "Warszyca"

$
0
0
67. rocznica śmierci mjr. Franciszka Jaskulskiego "Zagończyka" i kpt. Stanisława Sojczyńskiego "Warszyca".

...Nie dajmy zginąć poległym.
Zbigniew Herbert

W dniu dzisiejszym, 19 lutego 2014 roku, przypada 67. rocznica zamordowania przez komunistycznych oprawców dwóch wybitnych oficerów podziemia antykomunistycznego w Polsce: mjr. Franciszka Jaskulskiego "Zagończyka" i kpt. Stanisława Sojczyńskiego "Warszyca”.
_
Mjr. Franciszek Jaskulski "Zagończyk" i kpt. Stanisław Sojczyński "Warszyc" .

19 lutego 1947 r., na trzy dni przed wejściem w życie ustawy amnestyjnej, w dwóch różnych więzieniach stracono dowódcę oddziałów Związku Zbrojnej Konspiracji, mjr. "Zagończyka" (w Kielcach) i twórcę Konspiracyjnego Wojska Polskiego, kpt. "Warszyca" (w Łodzi). Ci dwaj oficerowie Wojska Polskiego, Armii Krajowej i powojennej partyzantki niepodległościowej, to jedni z najbardziej bohaterskich żołnierzy Polskiego Państwa Podziemnego i najwspanialsze postacie antykomunistycznego oporu przeciwko sowietyzacji Polski.

Protokół wykonania wyroku śmierci na mjr. Franciszku Jaskulskim "Zagończyku"


Protokół wykonania wyroku śmierci na kpt. Stanisławie Sojczyńskim "Warszycu"

GLORIA VICTIS !

Więcej na temat mjr. "Zagończyka" i kpt. "Warszyca" czytaj:
Strona główna>
Prawa autorskie>

66. rocznica śmierci mjr. "Ognia"

$
0
0
6 7. rocznica śmierci mjr. Józefa Kurasia  "Ognia"

...Nie dajmy zginąć poległym.
Zbigniew Herbert


Major Józef Kuraś "Ogień"

67 lat temu, 21 lutego 1947 r., w wyniku zdrady Stanisława Byrdaka, Antoniego Twaroga i Stefanii Kruk, w Ostrowsku na Podhalu został otoczony przez obławę UB-KBW mjr Józef Kuraś "Ogień", dowódca Zgrupowania Partyzanckiego "Błyskawica". Nie widząc szansy wyrwania się z okrążenia, ostatnią kulę przeznaczył dla siebie. W wyniku postrzału zmarł dwadzieścia minut po północy, czyli już 22 lutego 1947 roku.
 
W lecie 1946 r. jego rozkazom podlegało kilkanaście oddziałów, skupiających w sumie ok. 600 partyzantów, zaś liczba współpracowników przekraczała 2 tysiące ludzi. Oddziały podporządkowane „Ogniowi” niepodzielnie panowały na terenie Podhala i powiatu tatrzańskiego,  zbrojnie przeciwstawiając się nowej okupacji.
Walczyliśmy o Orła, teraz - o koronę dla Niego, hasłem naszym Bóg, Ojczyzna, Honor
Tekst ulotki mjr. Józefa Kurasia "Ognia" z 1945 r.
  [...] Sprawa złożenia broni: jako Polak i stary partyzant oświadczam: wytrwam do końca na swym stanowisku «Tak mi dopomóż Bóg». Zdrajcą nie byłem i nie będę. [...] Daremne wasze trudy, mozoły i najrozmaitsze podstępy.
Fragment listu mjr. "Ognia" do UB

Apel w obozie oddziału ochrony sztabu mjr. Józefa Kurasia „Ognia” (przyjmuje meldunek). Lato 1946 r.

Komuniści przez kilkadziesiąt lat kreowali opinie o „Ogniu”. Zafałszowana propaganda miała zastąpić fakty skrywane w archiwach. W tysiącach egzemplarzy wielokrotnie wznawiano preparowane przez komunistycznego literata Władysława Machejka rzekome „dzienniki” „Ognia”. Do dziś wielu uważa je za autentyczny „dokument”...
Najgroźniejsze było to, że banda «Ognia» miała oparcie w tamtejszym społeczeństwie.
I sekretarz Komitetu Powiatowego PPR w Nowym Targu Jan Półchłopek
Miejscowa ludność miała uzasadnioną wątpliwość czy władza ludowa w ogóle istnieje, wszak na tym terenie faktycznie nie liczyła się, nie była odczuwalna, na każdym kroku dawało o sobie znać [...] reakcyjne podziemie. Górale nie wywiązywali się z obowiązków wobec Państwa [...], np. do odbycia służby wojskowej zgłosiło się zaledwie 5 proc. poborowych.
Eugeniusz Wojnar - instruktor propagandy PPR w Nowym Targu

Grupa sztabowa zgrupowania „Ognia” nad Przełączą Borek w Gorcach latem 1946 r. „Ogień” z żoną stoi po lewej stronie.

Apel w obozie oddziału ochrony sztabu mjr. Józefa Kurasia „Ognia” (zaznaczony „×”). Gorce, lato 1946 r.

Józef Kuraś „Ogień” wśród podkomendnych (w środku grupy w białej koszuli), pierwszy z lewej Kazimierz Kuraś „Kruk” (bratanek "O gnia ", osaczony wraz nim poległ 2 1 II 1947 r.) , drugi z prawej Jan Kolasa „Powicher”.

Major został zdradzony przez  Stanisława Byrdaka, Antoniego Twaroga i Stefanię Kruk. Wszyscy ci ludzie związani byli wcześniej z jego oddziałami. To dzięki m.in. Stefanii Krukowej – łączniczce i matce złapanego i maltretowanego przez bezpiekę jednego z „ogniowców” – Urzędowi Bezpieczeństwa udało się zasadzić na mjr. Józefa Kurasia „Ognia” w 1947 r. w Ostrowsku. Nowotarskie UB informacje otrzymało ok. godz. 9:30, 21 lutego 1947 r. Ok. godz. 10:00, czterdziestoosobowa grupa z odwodu Wojsk Wewnętrznych, wzmocniona przez dziesięciu funkcjonariuszy UB i MO, wyjechała do Ostrowska.

Dom w Ostrowsk u, w którym 21 lutego 1947 r. osaczono Józefa Kurasia „Ognia”.

Atak na dom Józefa i Anny Zagatów, w którym przebywał „Ogień” rozpoczęto ok. godz. 13:00. Wcześniej otoczono cały kompleks zabudowań w trójkącie trzech dróg. W trakcie strzelaniny Jan Kolasa „Powicher” wraz z rannym Stanisławem Ludzią „Harnaś” zdołali się przebić i uciec. Zginęli Stanisław Sral „Zimny”, Kazimierz Kuraś „Kruk” (bratanek „Ognia”). Franciszkowi Dróżdżowi „Szpakowi” udało się ukryć.

Stanisław Ludzia ps. "Harnaś", dowódca postogniowego oddziału "Wiarusy" , walczącego na Podhalu do końca lat 40-tych. W wyniku prowokacji ujęty przez UB i zamordowany 12 stycznia 1950 roku. Zdjęcie z aresztu WUBP w Krakowie, wykonane w drugiej połowie 1949 r.

Partyzanci najpierw niepostrzeżenie przeniknęli do sąsiedniego budynku Michała Ostwalda. Podpalono zabudowania, ale „Ogień” wraz z Ireną Olszewską ps. „Hanka” zdołał przedostać się do kolejnego budynku Marii Kowalczyk - Pachowej. Tam otoczony, został wezwany do poddania się. Odmówił, polecając skorzystać z tej propozycji „Hance”. Po jej wyjściu z budynku „Ogień” próbował popełnić samobójstwo. Strzał w skroń nie spowodował jednak natychmiastowego zgonu – w stanie utraty przytomności został pojmany. Żołnierze obławy, po wdarciu się na strych, zrzucili nieprzytomnego „Ognia” po schodach, jednak UB-ecy, doceniając w pełni wagę informacji, jakie planowali uzyskać podczas przesłuchań, za wszelka cenę chcieli go ocalić. Przeniesiono go na ciężarówkę, sanitariusz KBW udzielił mu pierwszej pomocy i zawieziono go do nowotarskiego szpitala, który otoczył kordon KBW, a wewnątrz pilnowała „Ognia” obstawa UB i MO.

Ostrowsko, 21 lut ego 19 47 r. Ubecka fotografia rannego mjr. Józefa Kurasia „Ognia” . Po śmierci jego ciało zostało pogrzebane przez komunistów w nieznanym miejscu. W sprawie ukrycia zwłok „Ognia” ówczesny kierownik Sekcji ds. Walki z Bandytyzmem PUBP w Nowym Targu, Kazimierz Jaworski, wyraził się jasno: „Nie chcieliśmy pochować go na ziemi nowotarskiej, aby jego grób nie stał się miejscem manifestacji, składania kwiatów itp.”.

Próby uratowania życia okazały się nieskuteczne. Major Józef Kuraś „Ogień” zmarł dwadzieścia minut po północy, czyli już 22 lutego 1947 roku. Ciało zostało zabrane i złożone na podwórku WUBP w Krakowie i według niepotwierdzonych informacji, następnego dnia przekazano je Wydziałowi Lekarskiemu Akademii Medycznej, jako zwłoki nieznanego mężczyzny.

Ufundowany przez  Fundację "Pamiętamy" i odsłonięty w Zakopanem, 13 sierpnia 2006 r. przez ŚP. Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego pomnik w hołdzie mjr. "Ogniowi" i jego żołnierzom jest niewielkim, symbolicznym zadośćuczynieniem za ogrom kłamstw, krzywd i zbrodni, których doświadczyli Ci ludzie z rąk komunistycznych oprawców.


Major Józef Kuraś "Ogień" do dziś nie ma swojego grobu, UB nigdy nie ujawniło miejsca jego pochówku, czy tajemnicy co się stało z ciałem, choć wiele wskazuje na to, że po śmierci legendarnego partyzanta jego szczątki spoczęły na Rakowicach w Krakowie, w kwaterach gdzie grzebano partyzantów, którzy zginęli z rąk komunistycznego aparatu bezpieczeństwa. W walce z komunistami zginęło lub zostało zamordowanych ponad dziewięćdziesięciu podkomendnych "Ognia". Grobów zdecydowanej większości z Nich także do dzisiaj nie udało się odnaleźć. Być może w przyszłości dane będzie Majorowi i jego żołnierzom spocząć w poświęconej ziemi...



12 sierpnia 2012 r. przy szlaku na Turbacz, nieco poniżej najwyższego wierzchołka Gorców, odsłonięto kolejny (23) pomnik ufundowany przez Fundację "Pamiętamy", poświęcony partyzantom walczących w Gorcach z niemieckim i komunistycznym zniewoleniem.

Pomnik w kształcie brzozowego krzyża nakrytego partyzancką czapką upamiętnia żołnierzy Konfederacji Tatrzańskiej, Armii Krajowej, Ludowej Straży Bezpieczeństwa, Zgrupowania "Błyskawica" Józefa Kurasia "Ognia" oraz partyzantów postogniowego oddziału "Wiarusy".




GLORIA VICTIS !!!

Więcej na temat mjr. Józefa Kurasia "Ognia", Zgrupowania Partyzanckiego "Błyskawica" i oddziału "Wiarusy" czytaj:
Zainteresowanych historią mjr. "Ognia" i jego Zgrupowania odsyłam do "Biuletynu IPN" nr 1-2/2010 [pobierz PDF>], poświęconemu w całości Podhalu. Oprócz wielu ciekawych artykułów na ten temat, „Biuletyn IPN” zawiera również bezpłatny dodatek – płytę DVD z programem „Siła bezsilnych – »Ogień«” i filmem dokumentalnym „My, Ogniowe dzieci”.

W podwójnym numerze „Biuletynu IPN” przedstawiono najnowsze dzieje Podhala – od dwudziestolecia międzywojennego aż po czasy „Solidarności” i stanu wojennego. W numerze zarysowano plany niemieckiego okupanta wobec regionu, kolaborację i mocną odpowiedź struktur Polskiego Państwa Podziemnego. Na szczególną uwagę zasługują teksty o oporze wobec wszelkich prób komunizowania Podhala. Stron 208, cena 8 zł.
Zobacz spis treści>


Strona główna>
Prawa autorskie>

Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych 2014

Viewing all 289 articles
Browse latest View live