Quantcast
Channel: ŻOŁNIERZE WYKLĘCI
Viewing all 289 articles
Browse latest View live

70. rocznica śmierci mjr. "Ognia"

$
0
0
70 . rocznica śmierci mjr. Józefa Kurasia  "Ognia"

...Nie dajmy zginąć poległym.
Zbigniew Herbert

Major Józef Kuraś "Ogień"

70 lat temu, 21 lutego 1947 r., w wyniku zdrady Stanisława Byrdaka, Antoniego Twaroga i Stefanii Kruk, w Ostrowsku na Podhalu został otoczony przez obławę UB-KBW mjr Józef Kuraś "Ogień", dowódca Zgrupowania Partyzanckiego "Błyskawica". Nie widząc szansy wyrwania się z okrążenia, ostatnią kulę przeznaczył dla siebie. W wyniku postrzału zmarł dwadzieścia minut po północy, czyli już 22 lutego 1947 roku.
 
W lecie 1946 r. jego rozkazom podlegało kilkanaście oddziałów, skupiających w sumie ok. 600 partyzantów, zaś liczba współpracowników przekraczała 2 tysiące ludzi. Oddziały podporządkowane „Ogniowi” niepodzielnie panowały na terenie Podhala i powiatu tatrzańskiego,  zbrojnie przeciwstawiając się nowej okupacji.
Walczyliśmy o Orła, teraz - o koronę dla Niego, hasłem naszym Bóg, Ojczyzna, Honor
Tekst ulotki mjr. Józefa Kurasia "Ognia" z 1945 r.
  [...] Sprawa złożenia broni: jako Polak i stary partyzant oświadczam: wytrwam do końca na swym stanowisku «Tak mi dopomóż Bóg». Zdrajcą nie byłem i nie będę. [...] Daremne wasze trudy, mozoły i najrozmaitsze podstępy.
Fragment listu mjr. "Ognia" do UB

Apel w obozie oddziału ochrony sztabu mjr. Józefa Kurasia „Ognia” (przyjmuje meldunek). Lato 1946 r.

Mjr. Józef Kuraś "Ogień" z żoną Czesławą z d. Polaczyk (lato 1946 r., Gorce).

Komuniści przez kilkadziesiąt lat kreowali opinie o „Ogniu”. Zafałszowana propaganda miała zastąpić fakty skrywane w archiwach. W tysiącach egzemplarzy wielokrotnie wznawiano preparowane przez komunistycznego literata Władysława Machejka rzekome „dzienniki” „Ognia”. Do dziś wielu uważa je za autentyczny „dokument”...
Najgroźniejsze było to, że banda «Ognia» miała oparcie w tamtejszym społeczeństwie.
I sekretarz Komitetu Powiatowego PPR w Nowym Targu Jan Półchłopek
Miejscowa ludność miała uzasadnioną wątpliwość czy władza ludowa w ogóle istnieje, wszak na tym terenie faktycznie nie liczyła się, nie była odczuwalna, na każdym kroku dawało o sobie znać [...] reakcyjne podziemie. Górale nie wywiązywali się z obowiązków wobec Państwa [...], np. do odbycia służby wojskowej zgłosiło się zaledwie 5 proc. poborowych.
Eugeniusz Wojnar - instruktor propagandy PPR w Nowym Targu

Grupa sztabowa zgrupowania „Ognia” nad Przełączą Borek w Gorcach latem 1946 r. „Ogień” z żoną stoi po lewej stronie.

Apel w obozie oddziału ochrony sztabu mjr. Józefa Kurasia „Ognia” (zaznaczony „×”). Gorce, lato 1946 r.

Józef Kuraś „Ogień” wśród podkomendnych (w środku grupy w białej koszuli), pierwszy z lewej Kazimierz Kuraś „Kruk” (bratanek "O gnia ", osaczony wraz nim poległ 2 1 II 1947 r.) , drugi z prawej Jan Kolasa „Powicher”.

Major został zdradzony przez  Stanisława Byrdaka, Antoniego Twaroga i Stefanię Kruk. Wszyscy ci ludzie związani byli wcześniej z jego oddziałami. To dzięki m.in. Stefanii Krukowej – łączniczce i matce złapanego i maltretowanego przez bezpiekę jednego z „ogniowców” – Urzędowi Bezpieczeństwa udało się zasadzić na mjr. Józefa Kurasia „Ognia” w 1947 r. w Ostrowsku. Nowotarskie UB informacje otrzymało ok. godz. 9:30, 21 lutego 1947 r. Ok. godz. 10:00, czterdziestoosobowa grupa z odwodu Wojsk Wewnętrznych, wzmocniona przez dziesięciu funkcjonariuszy UB i MO, wyjechała do Ostrowska.

Dom w Ostrowsk u, w którym 21 lutego 1947 r. osaczono Józefa Kurasia „Ognia”.

Atak na dom Józefa i Anny Zagatów, w którym przebywał „Ogień” rozpoczęto ok. godz. 13:00. Wcześniej otoczono cały kompleks zabudowań w trójkącie trzech dróg. W trakcie strzelaniny Jan Kolasa „Powicher” wraz z rannym Stanisławem Ludzią „Harnaś” zdołali się przebić i uciec. Zginęli Stanisław Sral „Zimny”, Kazimierz Kuraś „Kruk” (bratanek „Ognia”). Franciszkowi Dróżdżowi „Szpakowi” udało się ukryć.

Stanisław Ludzia ps. "Harnaś", dowódca postogniowego oddziału "Wiarusy" , walczącego na Podhalu do końca lat 40-tych. W wyniku prowokacji ujęty przez UB i zamordowany 12 stycznia 1950 roku. Zdjęcie z aresztu WUBP w Krakowie, wykonane w drugiej połowie 1949 r.

Partyzanci najpierw niepostrzeżenie przeniknęli do sąsiedniego budynku Michała Ostwalda. Podpalono zabudowania, ale „Ogień” wraz z Ireną Olszewską ps. „Hanka” zdołał przedostać się do kolejnego budynku Marii Kowalczyk - Pachowej. Tam otoczony, został wezwany do poddania się. Odmówił, polecając skorzystać z tej propozycji „Hance”. Po jej wyjściu z budynku „Ogień” próbował popełnić samobójstwo. Strzał w skroń nie spowodował jednak natychmiastowego zgonu – w stanie utraty przytomności został pojmany. Żołnierze obławy, po wdarciu się na strych, zrzucili nieprzytomnego „Ognia” po schodach, jednak UB-ecy, doceniając w pełni wagę informacji, jakie planowali uzyskać podczas przesłuchań, za wszelka cenę chcieli go ocalić. Przeniesiono go na ciężarówkę, sanitariusz KBW udzielił mu pierwszej pomocy i zawieziono go do nowotarskiego szpitala, który otoczył kordon KBW, a wewnątrz pilnowała „Ognia” obstawa UB i MO.

Ostrowsko, 21 lut ego 19 47 r. Ubecka fotografia rannego mjr. Józefa Kurasia „Ognia” . Po śmierci jego ciało zostało pogrzebane przez komunistów w nieznanym miejscu. W sprawie ukrycia zwłok „Ognia” ówczesny kierownik Sekcji ds. Walki z Bandytyzmem PUBP w Nowym Targu, Kazimierz Jaworski, wyraził się jasno: „Nie chcieliśmy pochować go na ziemi nowotarskiej, aby jego grób nie stał się miejscem manifestacji, składania kwiatów itp.”.

Próby uratowania życia okazały się nieskuteczne. Major Józef Kuraś „Ogień” zmarł dwadzieścia minut po północy, czyli już 22 lutego 1947 roku. Ciało zostało zabrane i złożone na podwórku WUBP w Krakowie i według niepotwierdzonych informacji, następnego dnia przekazano je Wydziałowi Lekarskiemu Akademii Medycznej, jako zwłoki nieznanego mężczyzny.

Ufundowany przez  Fundację "Pamiętamy" i odsłonięty w Zakopanem, 13 sierpnia 2006 r. przez ŚP. Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego pomnik w hołdzie mjr. "Ogniowi" i jego żołnierzom jest niewielkim, symbolicznym zadośćuczynieniem za ogrom kłamstw, krzywd i zbrodni, których doświadczyli Ci ludzie z rąk komunistycznych oprawców.



Major Józef Kuraś "Ogień" do dziś nie ma swojego grobu, UB nigdy nie ujawniło miejsca jego pochówku, czy tajemnicy co się stało z ciałem, choć wiele wskazuje na to, że po śmierci legendarnego partyzanta jego szczątki spoczęły na Rakowicach w Krakowie, w kwaterach gdzie grzebano partyzantów, którzy zginęli z rąk komunistycznego aparatu bezpieczeństwa. W walce z komunistami zginęło lub zostało zamordowanych ponad dziewięćdziesięciu podkomendnych "Ognia". Grobów zdecydowanej większości z Nich także do dzisiaj nie udało się odnaleźć. Być może w przyszłości dane będzie Majorowi i jego żołnierzom spocząć w poświęconej ziemi...



12 sierpnia 2012 r. przy szlaku na Turbacz, nieco poniżej najwyższego wierzchołka Gorców, odsłonięto kolejny (23) pomnik ufundowany przez Fundację "Pamiętamy", poświęcony partyzantom walczących w Gorcach z niemieckim i komunistycznym zniewoleniem.

Pomnik w kształcie brzozowego krzyża nakrytego partyzancką czapką upamiętnia żołnierzy Konfederacji Tatrzańskiej, Armii Krajowej, Ludowej Straży Bezpieczeństwa, Zgrupowania "Błyskawica" Józefa Kurasia "Ognia" oraz partyzantów postogniowego oddziału "Wiarusy".



18 lutego 2017 r., podczas uroczystości w 70. rocznicę śmierci, które odbyły się w Waksumndzie, rodzinnej miejscowości majora Józefa Kurasia "Ognia", Ministerstwo Obrony Narodowej oficjalnie potwierdziło stopień oficerski tego legendarnego żołnierza.



GLORIA VICTIS !!!

Więcej na temat mjr. Józefa Kurasia "Ognia", Zgrupowania Partyzanckiego "Błyskawica" i oddziału "Wiarusy" czytaj:
Strona główna>
Prawa autorskie>

Ppor. "Ryba" - Ostatni z Białostocczyzny († 1957)

$
0
0
60. rocznica śmierci ppor. Stanisława Marchewki "Ryby"

...Nie dajmy zginąć poległym.
Zbigniew Herbert

Ppor. Stanisław Marchewka "Ryba"

60 lat temu, nocą z 3 na 4 marca 1957 r., otoczony  przez grupę operacyjną SB–KBW w schronie ulokowanym w zabudowaniach Apolinarego Grabowskiego wJeziorku (pow. Łomża), zginął z bronią w ręku ostatni partyzant Białostocczyzny, ppor. Stanisław Marchewka "Ryba".

Zabudowania gospodarcze Apolinarego Grabowskiego. W głębi stodoła, z lewej widoczny dach chlewu, pod  którym znajdował się schron ppor. "Ryby".

Zabudowania gospodarcze Apolinarego Grabowskiego. Z lewej chlew, pod którym znajdował się schron ppor. "Ryby".

Funkcjonariusze komunistycznej bezpieki znaleźli możliwość dotarcia do dwóch żołnierzy mjr. Jana Tabortowskiego "Bruzdy", którzy po śmierci dowódcy w 1954 roku, współdziałali z "Rybą" - Tadeusza Wysockiego "Zegara" i Wacława Dąbrowskiego "Tygrysa". Obaj zgodzili się wyjść z podziemia i skorzystać z amnestii, ale nie chcieli ujawnić miejsca, gdzie ukrywał się "Ryba". Przełom nastąpił pod koniec lutego 1957 roku. Poprzez "Zdzisławę" - tajnego współpracownik SB - udało się w przybliżeniu ustalić miejsce pobytu grupy, a Tadeusz Wysocki"Zegar" dokonał reszty, wskazując funkcjonariuszom SB (kpt. Szkudelskiemu i kpt. Czaplejewiczowi) lokalizację schronu. Zdecydował się też na udzielenie pomocy przy likwidacji "Ryby".

Grupa operacyjna SB–KBW przed wyjazdem na akcję. Na pierwszym planie (od lewej) ppłk Stanisław Wałach oraz ppłk Edmund Krzemiński.*

Ppłk Edmund Krzemiński, w 1957 r. dowódca 2. Brygady KBW
(Archiwum IPN)

Funkcjonariusz SB por. Włodzimierz Stefański pozujący po zakończeniu akcji w miejscu skąd otworzył ogień do ppor. Stanisława Marchewki "Ryby".*

Członkowie grupy operacyjnej SB–KBW po zakończeniu akcji. Od lewej stoją m.in.: 5 – ppłk Edmund Krzemiński, 6 – kpt. Aleksy Jarocki, 7 – por. Włodzimierz Stefański, 8 – ppłk Stanisław Wałach, 10 – kpt. Józef Szkudelski, 11 – kpt. Feliks Czaplejewicz.*
* Powyższe zdjęcia pochodzą z książki Stanisława Wałacha pt. "Świadectwo tamtym dniom...". Oryginalne odbitki, pierwotnie znajdujące się w archiwum Wydziału „C” (SB) KWMO/WUSW w Białymstoku, nie trafiły jednak do Archiwum IPN w Białymstoku. Wszystkie fotografie publikuję dzięki uprzejmości Piotra Łapińskiego z białostockiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej.

3 marca 1957 r., pod pozorem choroby żony, Wacław Dąbrowski "Tygrys" dostał prawo opuszczenia schronu. Zabudowania Grabowskiego zostały otoczone przez 2. kompanię 2. batalionu KBW z Grajewa. Tadeusz Wysocki "Zegar" wyszedł z kryjówki i zameldował SB, że w schronie został tylko ppor. "Ryba". W pobliże schronu przedostali się SB-ecy. Zorientowawszy się w sytuacji, "Ryba" zaczął strzelać do funkcjonariuszy bezpieki. Zginął w godzinach porannych 4 marca 1957 r., zastrzelony przez funkcjonariusza SB por. Włodzimierza Stefańskiego.

Zabójca ppor. Stanisława Marchewki "Ryby", funkcjonariusz SB por. Włodzimierz Stefański (zdjęcie z lat późniejszych).

W aktach IPN zachowała się notatka oficera SB mówiąca o tym, że bunkier "bandyty" udekorowany był obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej.

Pośmiertne zdjęcie ppor. Stanisława Marchewki "Ryby" wykonane przez funkcjonariuszy SB.

Uzbrojenie ppor. Stanisława Marchewki "Ryby" znalezione w bunkrze znajdującym się w zabudowaniach Apolinarego Grabowskiego w Jeziorku k. Łomży. Zdjęcia wykonane przez funkcjonariuszy SB po zabiciu ppor. "Ryby", 3/4 marca 1957 r. (Archiwum IPN)

Wnętrze i wyposażenie bunkra, w którym ukrywał się ppor. Stanisław Marchewka "Ryba", znajdującego się w gospodarstwie Apolinarego Grabowskiego w Jeziorku k. Łomży. Zdjęcia wykonane przez funkcjonariuszy SB po zabiciu ppor. "Ryby", 3/4 marca 1957 r. (Archiwum IPN)



Przeczytaj: Śmierć ppor. Stanisława Marchewki ps. "Ryba" we wspomnieniach ppłk. Stanisława Wałacha, zastępcy komendanta wojewódzkiego MO ds. bezpieczeństwa w Białymstoku (opracował Piotr Łapiński IPN O/Białystok) .


Ppor. Stanisław Marchewka "Ryba" (1908-1957)

Urodził się 16 listopada 1908 r. w Jeziorku (gm. Drozdowo, pow. Łomża), w rodzinie chłopskiej, s. Antoniego i Marianny z d. Jankowskiej.

Ukończył 3 klasy szkoły powszechnej. W latach 1929–1931 odbył służbę wojskową w 18. pułku artylerii lekkiej w Ostrowi Mazowieckiej, gdzie ukończył szkołę podoficerską. Uczestnik kampanii wrześniowej 1939 r. Walczył w szeregach 18. pal 18. Dywizji Piechoty (Samodzielna Grupa Operacyjna „Narew”) jako dowódca plutonu artylerii. Dostał się do niewoli niemieckiej, z której zbiegł podczas transportu do obozu jenieckiego. W 1940 r. nawiązał kontakt z lokalnymi strukturami ZWZ, jednak ze względu na konieczność ukrywania się przed NKWD utracił łączność z organizacją.

Zaprzysiężony do ZWZ w czerwcu 1941 r., po ataku niemieckim na ZSRR. W działalności konspiracyjnej posługiwał się pseudonimem „Ryba”. Był żołnierzem Obwodu ZWZ-AK Łomża, początkowo placówki nr 8 (Piątnica–Jeziorko), następnie od września 1943 r. – dowódcą plutonu terenowego w Jeziorku, wchodzącego w skład 8. kompanii (gm. Drozdowo). Latem 1944 r., w okresie poprzedzającym oraz podczas trwania akcji „Burza”, był dowódcą plutonu w III/33 pp AK. Dowodził akcjami zaopatrzeniowymi na majątki administrowane przez władze okupacyjne, likwidował patrole niemieckie oraz brał udział w walkach z wycofującymi się oddziałami Wehrmachtu. Według opinii przełożonych:
"Wzorowy żołnierz i dobry dowódca, dokonał wielu aktów sabotażowo-dywersyjnych".
Po zatrzymaniu i rozbrojeniu pozostałości oddziału przez jednostki Armii Czerwonej został skierowany do formującego się w Dojlidach k. Białegostoku 6. samodzielnego/zapasowego batalionu piechoty LWP. Zdezerterował wiosną 1945 r. i kontynuował działalność niepodległościową w szeregach AKO na terenie Rejonu „D” (d. Inspektoratu Łomżyńskiego). Pełnił odtąd funkcję przewodnika walki czynnej/samoobrony (d. Kedywu) Rejonu, adiutanta przewodnika Rejonu (d. inspektora) mjr. Jana Tabortowskiego „Bruzdy” oraz dowódcy jego osobistej ochrony.

W maju 1945 r. przestał pełnić funkcję adiutanta i objął dowództwo rejonowego oddziału partyzanckiego. Oddział operował w nadnarwiańskiej części powiatu, głównie na terenie gmin Drozdowo i Bożejewo, w okresie od maja do lipca 1945 r., i liczył wówczas około 40 partyzantów. Stojąc na czele wspomnianych struktur brał bezpośredni udział w akcjach zbrojnych, był wyróżniającym się żołnierzem. 20 kwietnia 1945 r. uczestniczył w odbiciu ze szpitala garnizonowego w Białymstoku łączniczki Franciszki Ramotowskiej „Iskry”. W nocy 8/9 maja 1945 r. podczas akcji opanowania Grajewa dowodził atakiem na gmach PUBP, po zdobyciu którego uwolniono około 60 aresztowanych. 11 maja 1945 r. brał udział w rozbiciu grupy operacyjnej UBP-MO pod Wyrzykami (pow. Łomża). Uczestniczył również w działaniach represyjnych wymierzonych w miejscowe struktury NSZ, będących rezultatem wzajemnych konfliktów. Po rozwiązaniu oddziału „Ryba” zachował stanowiska szefa samoobrony rejonu oraz dowódcy osobistej ochrony mjr. „Bruzdy”, kontynuując następnie działalność w szeregach Zrzeszenia WiN.

W styczniu 1946 r. zaprzestał działalności konspiracyjnej i wyjechał do Łodzi, gdzie zajął się handlem. W kwietniu 1947 r. ujawnił się w PUBP w Łomży, po czym powrócił do Łodzi. Początkowo nie znajdował się w polu zainteresowania miejscowego UBP, jednak w listopadzie 1952 r., w porozumieniu z WUBP w Białymstoku, doszło do jego zatrzymania. 15 listopada 1952 r. został zwerbowany do współpracy z UBP (pod krypt. „Rak”), najprawdopodobniej na podstawie tzw. materiałów kompromitujących. Według materiałów UBP: „Otrzymał on zadanie nawiązania kontaktu z bandą „Bruzdy” oraz przygotowanie warunków do jej likwidacji”. Pod koniec 1952 r. i w pierwszej połowie 1953 r. kilkakrotnie przyjeżdżał w łomżyńskie poszukując kontaktu z „Bruzdą”. Pod koniec lipca 1953 r., po nawiązaniu kontaktu, zerwał współpracę z UBP i ujawnił plany bezpieki. Dołączył do powinowskiego oddziału partyzanckiego mjr. „Bruzdy”, w którym pełnił funkcję zastępcy dowódcy. Wspomniany oddział operował na pograniczu powiatów łomżyńskiego i grajewskiego, głównie na terenie gmin Bożejewo, Jedwabne, Przytuły, Radziłów i liczył wówczas pięć osób, była to typowa grupa przetrwania. 23 sierpnia 1954 r., po śmierci „Bruzdy” w Przytułach (pow. Łomża), przejął dowództwo nad oddziałem.

Wydany przez zwerbowanego do współpracy z UBP–SB członka oddziału Tadeusza Wysockiego „Zegara”. Otoczony w nocy z 3 na 4 marca 1957 r. przez grupę operacyjną SB–KBW w Jeziorku (pow. Łomża), w schronie ukrytym w zabudowaniach Apolinarego Grabowskiego. Zginął z bronią w ręku w godzinach porannych 4 marca 1957 r., zastrzelony przez funkcjonariusza SB por. Włodzimierza Stefańskiego . Ppor. "Ryba" został pochowany na cmentarzu parafialnym w Piątnicy k. Łomży. Szkalowany po śmierci przez rozmaitych pisarzy i publicystów, szczególnie przez Stanisława Wałacha, b. oficera UBP–SB oraz Feliksa Sikorskiego, b. oficera KBW. Echa oszczerczej kampanii propagandowej pobrzmiewają do chwili obecnej.

[kliknij w obraz aby powiększyć]

Śmierć ppor. "Ryby" jest symboliczną datą końca partyzantki niepodległościowej na Białostocczyźnie.
Odznaczony został Orderem Virtuti Militari V klasy (1945 r.) i Krzyżem Walecznych (1944 r.).
Żona Agnieszka, mieli synów: Kazimierza, Stanisława, Lucjana i Piotra. Awanse: kapral (1930 r.), plutonowy (1943 r.), podporucznik (1945 r.).

Piotr Łapiński

4 marca 2007 r. w Jeziorku, gdzie do końca swoich dni ukrywał się ppor. Marchewka, nastąpiło uroczyste odsłonięcie tablicy pamiątkowej.




Ppor. Stanisław Marchewka "Ryba", postanowieniem prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego, z 20 sierpnia 2009 r."za wybitne zasługi dla niepodległości Rzeczypospolitej Polskiej" został pośmiertnie odznaczony Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski, Polonia Restituta.


GLORIA VICTIS !!!

Więcej na temat ppor. Stanisława Marchewki "Ryby" czytaj:

Strona główna>
Prawa autorskie>

68. rocznica śmierci mjr. "Zapory"

$
0
0
6 8 . rocznica śmierci mjr. Hieronima Dekutowskiego "Zapory"

...Nie dajmy zginąć poległym.
Zbigniew Herbert

Ppor. Hieronim Dekutowski "Zapora" , lipiec 1944 r.

68 lat temu, 7 marca 1949 r., komunistyczni oprawcy zamordowali w więzieniu MBP na warszawskim Mokotowie mjr. Hieronima Dekutowskiego "Zaporę" - cichociemnego, legendarnego dowódcę oddziałów partyzanckich Armii Krajowej, a później Zrzeszenia WiN na Lubelszczyźnie. Skazany na karę śmierci przez WSG w Warszawie, został zamordowany wraz z grupą sześciu swoich oficerów.

Z rąk komunistycznych morderców zginęli: mjr Hieronim Dekutowski "Zapora" , kpt. Stanisław Łukasik "Ryś" , ppor. Roman Groński "Żbik" , por. Jerzy Miatkowski "Zawada" , por. Tadeusz Pelak "Junak" , por. Edmund Tudruj "Mundek" , por. Arkadiusz Wasilewski "Biały" .

Jeszcze do niedawna miejsca pochówku majora "Zapory" i jego oficerów znajdowało się w sferze domysłów, a jedynymi, którzy je znali byli sami oprawcy. Dopiero od lipca 2012 roku, kiedy to na Cmentarzu Wojskowym na warszawskich Powązkach zespół kierowany przez dr. hab. Krzysztofa Szwagrzyka z IPN rozpoczął ekshumacje ofiar terroru komunistycznego wiadomo już, że to właśnie na powązkowskiej "Łączce", wśród wielu innych ofiar,  komuniści pogrzebali również Hieronima Dekutowskiego i jego podkomendnych zamordowanych 7 marca 1949 r.

Jak dotąd podczas prac wykopaliskowych wydobyto łącznie szczątki ok. 200 osób, z których do marca 2014 r. udało się na podstawie badań genetycznych zidentyfikować 28 osób, w tym także samego mjr. Hieronima Dekutowskiego "Zaporę" oraz wszystkich sześciu jego oficerów, zamordowanych wraz z nim 66 lat temu przez komunistów.

MIEJSCA POCHÓWKU ZNANE !

27 września 2015 r., w Dniu Polskiego Państwa Podziemnego i Armii Krajowej, na warszawskich Powązkach odbyła się uroczystość pogrzebowa, podczas której pochowano szczątki 35 Bohaterów walczących o wolną Polskę i zamordowanych przez komunistycznych oprawców w więzieniu na Mokotowie. Spoczęli w wybudowanym specjalnie na tę okazję Panteonie-Mauzoleum.
Wśród nich spoczął tam również
major Hieronim Dekutowski "Zapora"







Roman Groński (1926–1949), ps. „Żbik", porucznik Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość", oddziału mjr. Hieronima Dekutowskiego, ps. „Zapora".

Od najmłodszych lat związany z Lubelszczyzną, pochodził z Kraśnika. Od listopada 1943 r. ukrywał się, aby uniknąć wywiezienia na roboty przymusowe do Niemiec. Od marca 1944 r. w oddziale Kedyw por. Hieronima Dekutowskiego „Zapory". Brał udział we wszystkich akcjach zbrojnych oddziału do lipca 1944 r. Walczył w czasie akcji „Burza". Rozbrojony przez Sowietów. Od października 1944 r. ponownie w szeregach oddziału „Zapory", przeszedł cały szlak bojowy do lata 1945 r. Ujawniony w sierpniu 1945 r. Nie zaniechał działalności. Po powrocie „Zapory" z Czechosłowacji ponownie w szeregach oddziału. Od czerwca 1946 r. dowódca patrolu żandarmerii, zwalczał pospolity bandytyzm. Po śmierci por. Michała Szeremickiego „Misia" objął dowództwo nad jego plutonem. Nie ujawnił się. 16 września 1947 r. w Nysie został zatrzymany przez UB w trakcie próby przedostania się na Zachód wraz z mjr. Hieronimem Dekutowskim „Zaporą". Wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego w Warszawie z 15 listopada 1948 r. skazany na karę śmierci. Wyrok wykonano 7 marca 1949 r. w więzieniu przy ul. Rakowieckiej w Warszawie.
Szczątki Romana Grońskiego odnaleziono latem 2012 r. w kwaterze „Ł" Cmentarza Wojskowego na Powązkach w Warszawie.

Stanisław Łukasik (1918–1949) , ps. „Ryś”, kapitan Armii Krajowej / Zrzeszenie „Wolność i Niezawisłość”, oddziału mjr. Hieronima Dekutowskiego, ps. „Zapora"

Ur. w Lublinie, syn robotnika kolejowego. Ukończył Szkołę Podoficerską dla Małoletnich w Koninie, a następnie służył w 23. pułku piechoty we Włodzimierzu Wołyńskim, otrzymał stopień plutonowego służby stałej. Z rodzimą jednostką walczył w wojnie 1939 r., w składzie armii „Pomorze”. Uniknął niewoli i powrócił do rodzinnego domu w Motyczu k. Lublina. W konspiracji od listopada 1939 r., początkowo w Związku Czynu Zbrojnego, a po połączeniu organizacji w Polskiej Organizacji Zbrojnej. Po scaleniu w 1942 r., w AK. W latach 1940–1943 dowódca placówki i rejonu Konopnica. Od stycznia 1944 r. dowódca oddziału lotnego Kedywu w Obwodzie AK Lublin-Powiat. W czasie akcji „Burza” liczył on ok. 120 partyzantów. W dniu 21 lipca 1944 r. rozbrojony wraz z całym oddziałem przez wojska sowieckie. Aresztowany przez Sowietów w sierpniu 1944 r., zbiegł z aresztu NKWD przy ul. Chopina 18 w Lublinie, ukrywał się. Od marca 1945 r. ponownie dowódca oddziału partyzanckiego Delegatury Sił Zbrojnych na Kraj i Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość Inspektoratu Lublin. Od czerwca 1945 r. w składzie zgrupowania mjr. Hieronima Dekutowskiego „Zapory”. Ujawniony na mocy amnestii z sierpnia 1945 r. Wyjechał na Ziemie Zachodnie, skąd powrócił na Lubelszczyznę. Wiosną 1946 r. odtworzył oddział, który podporządkował mjr. „Zaporze”. Zatrzymany w wyniku prowokacji UB 16 września 1947 r. w Nysie, podczas próby przekroczenia granicy wraz z grupą żołnierzy mjr. Hieronima Dekutowskiego „Zapory”. Aresztowany pod fałszywym nazwiskiem Stanisław Nowakowski. Przeszedł okrutne śledztwo. 15 listopada 1948 r. skazany przez WSR w Warszawie na karę śmierci. Stracony w więzieniu mokotowskim 7 marca 1949 r. wraz z mjr. „Zaporą” i pięcioma innymi współtowarzyszami. Odznaczony Orderem Virtuti Militari V klasy i Krzyżem Walecznych.
Szczątki Stanisława Łukasika odnaleziono latem 2012 r. w kwaterze „Ł” Cmentarza Powązkowskiego Wojskowego w Warszawie.

Jerzy Miatkowski (1923–1949), ps. „Zawada", żołnierz Armii Krajowej, podporucznik Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość", oddziału mjr. Hieronima Dekutowskiego, ps. „Zapora".

Pochodził z Jabłonny k. Warszawy. Od 1943 r. żołnierz AK, uczestnik Powstania Warszawskiego, po upadku którego dostał się do niewoli niemieckiej. Uwolniony przez wojska amerykańskie. Po powrocie do Polski, w styczniu 1946 r. wstąpił w szeregi oddziału mjr. Hieronima Dekutowskiego „Zapory". Służył w patrolu por. Jana Szaliłowa „Renka". Niespełna pól roku później awansował do stopnia podporucznika, objął funkcję adiutanta mjr. „Zapory". Odznaczony Krzyżem Walecznych. Wiosną 1947 r. ujawnił się w związku z ogłoszoną przez władze komunistyczne amnestią i powrócił do stolicy. W obawie przed aresztowaniem przez funkcjonariuszy komunistycznego aparatu bezpieczeństwa zdecydował się na opuszczenie kraju wraz ze swym niedawnym dowódcą. Zatrzymany 15 września 1947 r. w Nysie wraz z mjr. Dekutowskim i jego najbliższymi współpracownikami. Wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego w Warszawie z 15 listopada 1948 r. skazany na karę śmierci. Wyrok wykonano 7 marca 1949 r. w więzieniu przy ul. Rakowieckiej w Warszawie.
Szczątki ppor. Jerzego Miatkowskiego odnaleziono latem 2012 r. w kwaterze „Ł" Cmentarza Wojskowego na Powązkach w Warszawie.

Tadeusz Pelak (1922-1949), ps. „Junak”, porucznik Armii Krajowej / Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”, oddziału mjr. Hieronima Dekutowskiego, ps. „Zapora".

W konspiracji ZWZ/AK od 1941 r. W okresie okupacji niemieckiej służył w oddziale dyspozycyjnym Kedywu pod dowództwem: cichociemnych ppor. Jana Poznańskiego „Ewy”, ppor. Stanisława Jagielskiego „Sipaka”, ppor. Czesława Piaseckiego „Agawy” i mjr Hieronima Dekutowskiego „Zapory”. W lipcu 1944 r., zgodnie z rozkazem mjr „Zapory” zaniechał konspiracyjnej działalności po wkroczeniu wojsk sowieckich na teren Lubelszczyzny. Prowadził restaurację w Halinówce, w której znajdował się punkt kontaktowy wszystkich pododdziałów zgrupowania. Niespełna rok później w maju 1945 r. wraz z grupą Tadeusza Orłowskiego „Szatana” wziął udział w akcji na posterunek MO w Nałęczowie. Wkrótce dołączył do odtworzonego zgrupowania mjr Dekutowskiego. Jesienią 1945 r. i w lutym 1947 r. skorzystał z amnestii ogłoszonych przez komunistyczną władzę. Latem 1947 r. mjr „Zapora” kwaterował w domu jego rodziców. W tym czasie został wyznaczony do pierwszej grupy, która miała opuścić Polskę, wraz z mjr. „Zaporą”, kpt. Stanisławem Łukasikiem „Rysiem”, por. Romanem Grońskim „Żbikiem”, por. Arkadiuszem Wasilewskim „Białym”, ppor. Edmundem Tudrujem „Mundkiem” i ppor. Jerzym Miatkowskim „Zawadą”. Wszyscy zostali zatrzymani 16 września 1947 r. przez funkcjonariuszy UB w Nysie. Przez ponad rok przechodził brutalne śledztwo połączone z torturami. Wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego w Warszawie z 15 listopada 1948 r.  skazany na karę śmierci. Wyrok wykonano 7 marca 1949 r.  w więzieniu przy ul. Rakowieckiej w Warszawie.

Edmund Tudruj (1923–1949), ps. „Mundek", porucznik Armii Krajowej / Zrzeszenia„Wolność i Niezawisłość", oddziału mjr. Hieronima Dekutowskiego, ps. „Zapora".

Od najmłodszych lat związany z Lubelszczyzną, pochodził z okolic Lublina. W szeregach AK od 1943 r. Ukończył konspiracyjną Szkołę Podchorążych, a od 1944 r. służył w oddziale sierż. Stanisława Łukasika „Rysia". W czasie akcji „Burza" rozbrojony wraz z oddziałem przez Sowietów pod Polanówką. Odznaczony Krzyżem Walecznych. Powrócił w rodzinne strony, gdzie w październiku 1944 r. został zatrzymany przez funkcjonariuszy NKWD. Wywieziony w głąb Związku Sowieckiego, do obozu w Borowiczach, skąd powrócił w marcu 1946 r. Początkowo podjął pracę i kontynuował naukę. Od maja 1946 r. ponownie w szeregach oddziału kpt. „Rysia". Początkowo był prowiantowym oddziału, a następnie zastępcą dowódcy jednego z patroli oddziału. Nie ujawnił się, w maju 1947 r. wyjechał na zachód Polski. Poszukiwany przez funkcjonariuszy komunistycznego aparatu represji, często zmieniał miejsce zamieszkania. Ostatecznie zdecydował się na opuszczenie kraju wraz z mjr. „Zaporą" i kpt. „Rysiem", podczas którego 16 września 1947 r. został aresztowany w Nysie przez funkcjonariuszy UB. 15 listopada 1948 r. skazany przez Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie na karę śmierci. Stracony w więzieniu mokotowskim 7 marca 1949 r. wraz z mjr. „Zaporą" i pięcioma innymi współtowarzyszami.
Szczątki Edmunda Tudruja odnaleziono latem 2012 r. w kwaterze „Ł" Cmentarza Wojskowego na Powązkach w Warszawie.

Arkadiusz Wasilewski (1925–1949), ps. „Biały", porucznik Armii Krajowej / Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość", oddziału mjr. Hieronima Dekutowskiego, ps. „Zapora".

Pochodził ze Sterdyni na Podlasiu. Do AK wstąpił w 1943 r. po ucieczce z robót przymusowych, na które został skierowany po niemieckiej agresji na Polskę w 1939 r. Ukrywał w domu kobietę pochodzenia żydowskiego, której życie zagrożone było w wyniku polityki narodowościowej niemieckiego okupanta. Od 1943 r.żołnierz oddziału partyzanckiego w Obwodzie Sokołów Podlaski AK, a następnie kpt. Stanisława Łokuciewskiego „Małego" na Lubelszczyźnie. Po wkroczeniu Armii Czerwonej na teren Polski zgłosił się do wojska. Skierowany do Wojsk Wewnętrznych – formacji stworzonej do likwidacji antykomunistycznego podziemia zbrojnego, ukończył kurs w Centrum Wyszkolenia WW. W maju 1945 r. zdezerterował i wstąpił w szeregi zgrupowania „Zapory" na terenie Lubelszczyzny. W sierpniu 1945 r. skorzystał z amnestii ogłoszonej przez władze komunistyczne i ujawnił się. W grudniu został aresztowany przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa pod zarzutem współpracy z podziemiem. Brutalnie przesłuchiwany na Zamku Lubelskim, nie przyznał się do winy. Po zwolnieniu z więzienia w październiku 1946 r., powrócił w szeregi zgrupowania mjr. Hieronima Dekutowskiego „Zapory". Służył w patrolu por. Jana Szaliłowa „Renka" do sierpnia 1947 r. W 1947 podjął nieudana próbę przedostania się na Zachód. Aresztowany w punkcie kontaktowym w Nysie wraz ze współtowarzyszami walki. Wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego w Warszawie z 15 listopada 1948 r. skazany na karę śmierci. Stracony 7 marca 1949 r. w więzieniu przy ul. Rakowieckiej w Warszawie.
Szczątki Arkadiusza Wasilewskiego odnaleziono latem 2012 r. w kwaterze „Ł" Cmentarza Wojskowego na Powązkach w Warszawie.
Podczas niejawnej rozprawy 3 listopada 1948 r. w Wojskowym Sądzie Rejonowym w Warszawie, zasiadło ich siedmiu, oraz ich polityczny przełożony Władysław Siła-Nowicki. Oskarżeni dla ich poniżenia przebrani byli w mundury Wehrmachtu. W ostatnim słowie mjr "Zapora" nie prosił o najniższy wymiar kary, ale z godnością oświadczył, że decyzję pozostawia sądowi. 15 listopada 1948 r. skład orzekający pod przewodnictwem sędziego Józefa Badeckiego, który wcześniej skazał na śmierć m.in. rtm. Witolda Pileckiego, skazał go na 7-krotną karę śmierci, pozostali otrzymali podobne wyroki. Prośby o łaskę napisane do Prezydenta Bolesława Bieruta przez matkę i najstarszą siostrę Zofię Śliwę (czyniła też próby wydostania brata drogą dyplomatyczną poprzez Prezydenta Republiki Francuskiej; od końca lat 20. mieszkała we Francji i była odznaczona Legią Honorową za udział we francuskim ruchu oporu) zostały jednak odrzucone.

Pluton ppor. Hieronima Dekutowskiego "Zapory" (siedzi w dolnym rzędzie, w rogatywce) podczas akcji "Burza". Lubelszczyzna, lipiec 1944 r.                                       Zgrupowanie mjr. "Zapory", lato 1946 r.

"Zapora" wraz z podwładnymi trafił do celi dla "kaesowców", gdzie siedziało wówczas ponad 100 osób. Na przełomie stycznia i lutego 1949 r. podjęli oni próbę ucieczki - postanowili wywiercić dziurę w suficie i przez strych dostać się na dach jednopiętrowych zabudowań gospodarczych, a stamtąd zjechać na powiązanych prześcieradłach i zeskoczyć na chodnik przy ulicy Rakowieckiej. Kiedy do zrealizowania planu zostało ledwie kilkanaście dni, jeden z więźniów kryminalnych uznał, że akcja jest zbyt ryzykowna i wsypał uciekinierów, licząc na złagodzenie wyroku. Hieronim Dekutowski i Władysław Siła-Nowicki trafili na kilka dni do karceru, gdzie siedzieli nago, skuci w kajdany.
                                                                              
Żołnierze ze zgrupowania mjr "Zapory". Od lewej stoją: NN, Stanisław Łukasik "Ryś", Aleksander Sochalski "Duch", Hieronim Dekutowski "Zapora", Zbigniew Sochacki "Zbyszek", Jerzy Korcz "Bohun".

Wyrokiśmierci na mjr. Hieronima Dekutowskiego "Zaporę" i sześciu żołnierzy z jego zgrupowania zapadły w listopadzie 1948 r. Wykonano je 7 marca 1949 r. w piwnicy mokotowskiego więzienia. Według protokołów wykonania wyroku, egzekucję zaczęto o godz. 19.00 od mjr. "Zapory".  Po nim kolejno w odstępach 5-minutowych od strzałów w tył głowy ginęli: Stanisław Łukasik "Ryś", Roman Groński "Żbik", Edmund Tudruj "Mundek", Tadeusz Pelak "Junak", Arkadiusz Wasilewski "Biały", Jerzy Miatkowski "Zawada".

"Zapora" był tak znienawidzony przez komunistów, że - jak głosi jedna z wersji jego śmierci - oprawcy powiesili go w worku pod sufitem, podziurawili kulami i z satysfakcją patrzyli na kapiącą krew. Czy tak było? Nie wiadomo. Natomiast faktem jest, że komendant lubelskiego zgrupowania WiN szedł naśmierć zmasakrowany, z powybijanymi zębami, połamanymi rękami, zerwanymi paznokciami i siwymi włosami - choć miał zaledwie 31 lat.

Mjr cc Hieronim Dekutowski "Zapora"

23 maja 1994 roku Sąd Wojewódzki w Warszawie zrehabilitował mjr cc. Hieronima Dekutowskiego "Zaporę", uznając, że wraz ze swoimi podkomendnymi prowadził działalność na rzecz niepodległego bytu Państwa Polskiego.

Odznaczenia mjr. "Zapory": w roku 1946 Medalem Wojska (czterokrotnie), w 1988 r. odznaką pułkową 8 pp. Legionów, Krzyżem Walecznych, Krzyżem Za Wolność i Niepodległość, Krzyżem Srebrnym Orderu Wojennego Virtuti Militari, w 1989 r. Krzyżem Zrzeszenia "Wolność i Niezawisłość", a w 1990 r. Krzyżem Armii Krajowej.

W roku 1996 Rada Miasta Tarnobrzega nadała Hieronimowi Dekutowskiemu "Order Sigillum Civis Virtuti", czyniąc go tym samym Pierwszym Kawalerem tego odznaczenia.

26 października 2003 r. odsłonięto w Lublinie na Placu Zamkowym, z inicjatywy Fundacji "Pamiętamy", pomnik PAMIĘCI ŻOŁNIERZY AK–WIN ZE ZGRUPOWANIA MJR HIERONIMA DEKUTOWSKIEGO "ZAPORY" POLEGŁYCH W WALCE Z HITLEROWSKIM I KOMUNISTYCZNYM ZNIEWOLENIEM W LATACH 1943–1955.

15 listopada 2007 roku Prezydent RP Lech Kaczyński, za zasługi dla niepodległości Rzeczypospolitej Polski, odznaczył Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski mjr Hieronima Dekutowskiego,
a jego sześciu podkomendnych :
kpt. Stanisława Łukasika – Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski,
poruczników: Romana Grońskiego i Edmunda Tudruja – Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski,
poruczników: Jerzego Miatkowskiego , Tadeusza Pelaka i Arkadiusza Wasilewskiego – Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski.

Podczas tej uroczystości, za wybitne zasługi dla niepodległości Rzeczypospolitej Polskiej, odznaczony został również pośmiertnie inny zasłużony żołnierz Zgrupowania mjr. "Zapory", ostatni dowódca oddziałów partyzanckich Okręgu Lubelskiego WiN:
Kapitan Zdzisław Broński "Uskok" - Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski.

Od lewej: mjr Hieronim Dekutowski "Zapora" i kpt. Zdzisław Broński "Uskok".

GLORIA VICTIS !!!


Odsłonięty 26 października 2003 r. w Lublinie na Placu Zamkowym, z inicjatywy Fundacji "Pamiętamy" , pomnik pamięci żołnierzy AK-WiN ze Zgrupowania mjr. "Zapory".


Zobacz pełną listę nazwisk osób upamiętnionych na pomniku "Zaporczyków" w Lublinie>


"ZAPORA" - obejrzyj film

Więcej na temat majora "Zapory" czytaj tutaj:

Linki zewnętrzne:

Strona główna>
Prawa autorskie>

68. rocznica śmierci ppor. "Lufy"

$
0
0
68. rocznica zamordowania ppor. Henryka Wieliczko ps. "Lufa"

W każdej akcji świeci przykładem odwagi i bohaterstwa żołnierzom.
Z uzasadnienia nadania ppor. "Lufie" Krzyża Walecznych

68 lat temu, 14 marca 1949 r.,  w więzieniu na Zamku w Lublinie, strzałem w tył głowy został zamordowany przez komunistów ppor. cz.w. Henryk Wieliczko ps. "Lufa", dowódca 4. szwadronu 5. Brygady Wileńskiej Armii Krajowej.

Ppor. Henryk Wieliczko "Lufa".

Henryk Wieliczko ps. „Lufa” urodził się 18 sierpnia 1922 roku w Wilnie, był synem Bolesława i Jadwigi z domu Grabowskiej. Od czerwca 1943 roku żołnierz AK w Obwodzie Postawskim, od września 1943 roku żołnierz oddziału kpt. Wincentego Mroczkowskiewgo „Zapory”, stanowiącego pozostałość rozbitego przez partyzantkę sowiecką oddziału por. Antoniego Burzyńskiego „Kmicica”, następnie w 1 i 2 plutonie dowodzonym przez Mieczysława Kitkiewicza „Kitka” w 1 kompanii szturmowej 5 Brygady Wileńskiej AK. Uczestnik bitwy z Niemcami 31 stycznia 1944 pod Worzianami oraz bitwy z partyzantką sowiecką 2 lutego 1944 roku pod Radziuszami.

Po rozwiązaniu 5 Brygady 23 lipca 1944 pod Porzeczem na Grodzieńszczyźnie znalazł się w grupie ppor. „Kitka” przedzierającej się do Puszczy Augustowskiej. Po rozbrojeniu przez sowietów został skierowany do 6 zapasowego baonu II Armii LWP w Dojlidach Górnych k. Białegostoku, skąd w październiku 1944 roku zdezerterował, dołączając do razem z por. Lechem Beynarem „Nowiną” i kpr. Zdzisławem Badochą „Żelaznym” do oddziału mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”, znajdującego się w obwodzie Bielsk Podlaski. Od kwietnia 1945 roku początkowo dowódca drużyny, a następnie dowódca 4 szwadronu w odtwarzanej na Białostocczyźnie 5 Brygadzie Wileńskiej. Po jej rozwiązaniu 7 września 1945 roku do grudnia 1945 był bez przydziału, następnie należał do patrolu dywersyjnego brygady odtwarzanej na Pomorzu Gdańskim.

Ppor. Henryk Wieliczko "Lufa".

Od stycznia 1946 roku dowódca zespołu dywersyjnego Brygady, m.in. organizator i wykonawca akcji ekspropriacyjnej na wagon pocztowy pod Białogardem 11 stycznia 1946 roku w wyniku której skonfiskowano ponad 100 tys. zł. W marcu 1946 roku organizator przerzutużołnierzy Brygady z Białostocczyzny na Pomorze. Dowódca pierwszego patrolu leśnego brygady w Borach Tucholskich. Od połowy kwietnia 1946 roku zastępca dowódcy oddziału kadrowego w odtwarzanej na Pomorzu Brygadzie, od początku maja 1946 r dowódca 4 kadrowego szwadronu Brygady.
Razem z kilkunastoma partyzantami od maja 1946 do marca 1947 operował na rozległym obszarze Borów Tucholskich, Warmii i Mazur oraz Białostocczyzny, rozbroił kilkanaście posterunków MO, stoczył wiele udanych potyczek z grupami operacyjnymi UB, KBW i MO, zlikwidował kilkunastu agentów i pracowników UB. Od 10 sierpnia 1946 roku ochraniał „Łupaszkę” w trakcie jego powrotu na Białostocczyznę. Po nieudanej próbie skontaktowania się z dwoma pozostałymi szwadronami, operującymi cały czas w Borach Tucholskich, w listopadzie 1946 roku dołączył do działającej na Podlasiu 6 Brygady Wileńskiej. Po demobilizacji 4 szwadronu pozostawał bez przydziału w 3 i 2 szwadronie. Urlopowany okresowo z powodu śmiertelnej choroby ojca w czerwcu 1948 roku.

Aresztowany podczas drogi powrotnej do oddziału na stacji kolejowej Siedlce 23 czerwca 1948 r. w wyniku denuncjacji agenta UB Henryka Karpińskiego „Węgorza”. Został postrzelony w trakcie próby ucieczki. Mimo bardzo ciężkiego śledztwa w WUBP w Lublinie zachował niezwykle godną postawę.
Skazany przez WSR w Lublinie w trybie doraźnym 24 lutego 1949 roku na karę śmierci, został rozstrzelany 14 marca 1949 r. na Zamku w Lublinie.

Ppor. Henryk Wieliczko "Lufa" (1922-1949)

Odznaczony 15 sierpnia 1945 Krzyżem Walecznych; w uzasadnieniu napisano:
W każdej akcji świeci przykładem odwagi i bohaterstwa żołnierzom.
GLORIA VICTIS !!!

Więcej na temat ppor. cz.w. Henryka Wieliczko ps. "Lufa" czytaj:
Strona główna>
Prawa autorskie>

TRZEBA PRZECZYTAĆ !!! (104)

$
0
0

Dawid Golik, Maciej Korkuć
Józef Kuraś "Ogień" i Zgrupowanie Partyzanckie "Błyskawica"
Kraków 2017, ss. 50, fotografie.
(Broszura IPN o Józefie Kurasiu ps. "Ogień" - do pobrania )



70 lat temu, 22 lutego 1947 r., zginął Józef Kuraś "Ogień", jeden z najważniejszych dowódców podziemia niepodległościowego. Dla przypomnienia tej postaci oraz działalności Zgrupowania Partyzanckiego "Błyskawica" krakowski Oddział IPN przygotował specjalną popularyzatorską broszurę. Oprócz zarysu historii "Ognia" znajdują się w niej również odpowiedzi na najczęściej zadawane, często niełatwe pytania.

Poniżej broszura do pobrania w formacie PDF




Strona główna>
Prawa autorskie>

WARTO PRZECZYTAĆ... (105)

$
0
0

Wyklęci 1944–1963. Żołnierze podziemia niepodległościowego w latach 1944–1963
red. Kazimierz Krajewski i Tomasz Łabuszewski
Instytut Pamięci Narodowej , Warszawa 2017, 550 s.


Polskie podziemie niepodległościowe symbolicznie wraca do świata żywych. Dzięki takim publikacjom jak książka, którą trzymają Państwo w rękach, żołnierze walczący w jego szeregach nie są już – jak w czasach PRL – bezimiennym zbiorem ludzi zapomnianych przez kolejne pokolenia Polaków. Mają twarze, nazwiska, stopnie wojskowe i udokumentowany szlak bojowy. To tysiące walecznych – jak głosi tytuł jednego z tekstów.

Autorzy przypominają m.in. polsko-sowiecką wojnę partyzancką na Kresach, gdzie walki nie skończyły się w 1945 r. Do zbrojnych wystąpień Polaków przeciwko władzom sowieckim na Wileńszczyźnie dochodziło nawet w roku 1953. Za walkę o ojczyznę płaciło się krwią i życiem. W publikacji tej pokazujemy, że w Polsce „ludowej” tych, którzy po wojnie kontynuowali walkę o niepodległość, czekały procesy i wieloletnie wyroki. Mimo to skala oporu wobec sowietyzowania kraju była olbrzymia. Kilkadziesiąt tysięcy ludzi dalej prowadziło zbrojną walkę o wolną Polskę, tych zaś, którzy udzielali im pomocy, trzeba liczyć w setkach tysięcy. Bezpieka bezlitośnie tropiła bohaterów, a ich bliscy stali się obywatelami drugiej kategorii. Nawet po 1989 r. wolna Polska niezbyt gorliwie się o nich upominała. Dopiero w ostatnich latach – także dzięki pracy IPN – udaje się oddać honor Wyklętym i, co szczególnie cenne, zainteresować ich losami młodzież.

Koszulki z wizerunkiem zamordowanej przez komunistów „Inki” i innych żołnierzy podziemia niepodległościowego są dziś z dumą noszone przez młodych Polaków. Tym samym sprawdziły się słowa jednej z pieśni śpiewanej w odtworzonej na Podlasiu 6 Brygadzie Wileńskiej AK, dowodzonej od połowy 1946 r. przez kpt. Władysława Łukasiuka „Młota”:
Gdy zginie jeden, nastąpi drugi,
kroczymy w bliznach do Wolności bram…

Prezes IPN
dr Jarosław Szarek


SPIS TREŚCI
Wyklęci 1944–1963. Żołnierze podziemia niepodległościowego w latach 1944 –1963


Książka do nabycia m.in.:

Powiat Ostrów Mazowiecka w pierwszej dekadzie rządów komunistycznych
red. Kazimierz Krajewski
IPN, Warszawa 2016,  752 s. + 32 s. wkł. zdj.


To szósty już tom z regionalnej serii „Mazowsze i Podlasie w ogniu 1944–1956”. Przedstawia dzieje podziemnych struktur niepodległościowych AK-AKO-WiN oraz NSZ-NZW, a także działania strony komunistycznej, zwłaszcza aparatu represji, skierowane przeciwko społeczeństwu i podziemiu tego regionu. Tom, będący wynikiem prac zespołu historyków z warszawskiego oddziału IPN oraz badaczy z nim współpracujących, pokazuje skalę oporu społeczeństwa Ziemi Ostrowskiej i skalę represji zastosowanych przez komunistów. Szczególnie wiele uwagi poświęca Obwodowi AK-AKO-WIN Ostrów Mazowiecka, który stał się ośrodkiem oporu oddziałującym na sąsiednie powiaty (tzw. Wielki Obwód). W efekcie swym zakresem terytorialnym tom obejmuje nie tylko powiat ostrowski w jego obecnym kształcie, ale też szeroko rozumiany styk z powiatami Wysokie Mazowieckie, Zambrów, Wyszków, Pułtusk, Ostrołęka, a nawet Radzymin i Węgrów. Materiał zaprezentowany w tej książce uzmysławia długość i zaciętość oporu mieszkańców Ziemi Ostrowskiej przeciwko reżimowi komunistycznemu.


SPIS TREŚCI
Powiat Ostrów Mazowiecka w pierwszej dekadzie rządów komunistycznych


Książka do nabycia m.in.:

Mirosław Sulej
Marian Bernaciak „Orlik”. Biografia
Oficyna Wydawnicza Volumen, 2015, oprawa: twarda, 600 s., zdjęcia.


Doktor Mirosław Sulej do napisania biografii „Orlika” przygotowywał się bardzo sumiennie. Już w 2005 roku napisał jego popularną, skróconą biografię przeznaczoną do szerszego użytku. W roku 2012 wydał drukiem (w Oficynie Wydawniczej Volumen) kapitalną monografię terenu, który był głównym obszarem działania Mariana Bernaciaka „Orlika” i jego podkomendnych w latach II wojny światowej oraz w okresie zdobywania władzy przez komunistów przy pomocy ich sowieckich mocodawców. Jego praca Zdrada i zbrodnia. Studium przypadku. Komuniści na terenie Podobwodu Dęblin-Ryki Armii Krajowej podczas II wojny światowej i później może być wzorem dla przyszłych badaczy. Nic nie należy opuszczać, cenzurować, pomijać. Korzystać z wszelkich źródeł i publikacji, które mogą przyczynić się do wszechstronnego wyjaśnienia wszystkich opisywanych okoliczności… Tak należy cierpliwie i odważnie odtwarzać naszą historię w mikroskali, aby w przyszłości uzyskać szczegółową syntezę.

(Z Przedmowy Leszka Żebrowskiego)

Przeczytaj recenzję Rafała Sochy:
[kliknij w obrazek]


Książka do nabycia m.in.:

Sowieci a polskie podziemie 1943-1946. Wybrane aspekty stalinowskiej polityki represji
red. Łukasz Adamski, Grzegorz Hryciuk, Grzegorz Motyka

Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia, 2017, oprawa: twarda, 504 s.

Prezentowany tom studiów zawiera artykuły napisane przez historyków z Polski, Rosji, Ukrainy i Litwy, naświetlające różnorakie aspekty polityki ZSRR wobec Polaków oraz narodów ościennych w latach czterdziestych XX w. Teksty, w których poruszono m.in. kwestie sowieckich obław i rzezi wołyńskiej, w większości zostały napisane na podstawie do niedawna niedostępnych lub niewykorzystywanych materiałów archiwalnych. Ich lektura pozwoli Czytelnikom zapoznać się z nowymi ustaleniami lub nowymi interpretacjami przebiegu sowietyzacji Europy Środkowej i Wschodniej.

Książka do nabycia m.in.:

Sowiecki aparat represji wobec litewskiego i polskiego podziemia 1944–1945
praca zbiorowa (seria: „Polska i Litwa w XX wieku. Dokumenty z archiwów służb specjalnych”, t. 1)
Instytut Pamięci Narodowej , Warszawa–Wilno 2016, 1056 s. + 32 s. wkł. ilustr.


Dwujęzyczna publikacja zawiera 76 dokumentów NKGB-NKWD dotyczących zwalczania podziemia polskiego i litewskiego (przetłumaczonych z jęz. rosyjskiego na jęz. litewski i polski), w aneksie znajduje się 10 dokumentów wytworzonych przez podziemie polskie i litewskie oraz  meldunki, sprawozdania, depesze, notatki, protokoły, korespondencja urzędowa i inne dokumenty dotyczące sowieckich działań wobec polskiego i litewskiego podziemia w okresie 1944–1945.


SPIS TREŚCI
Sowiecki aparat represji wobec litewskiego i polskiego podziemia 1944–1945


Książka do nabycia m.in.:

Waldemar Handke
Zielony Trójkąt Wyklętych
Capital 2017, oprawa: miękka, 300 s.


Książka opisuje historię Żołnierzy Wyklętych, organizacji Zielony Trójkąt, która działała na terenie ziemi gnieźnieńskiej i wrzesińskiej w okresie od wiosny 1945 do jesieni 1946. Profesor Handke – badacz tematyki Wyklętych w Wielkopolsce w swojej kolejnej książce przywraca do zbiorowej pamięci Polaków, a zwłaszcza Wielkopolan, pamięć o działalności podziemia antykomunistycznego w Wielkopolsce.

Przez ostatnie kilkadziesiąt lat mieliśmy do czynienia z kuriozalną sytuacją, w której ci sami partyzanci walczący z okupantem niemieckim, to bohaterowie, ale już walczący później z okupantem sowieckim i jego polskimi kolaborantami – to bandyci.  Ludzie i metody pozostały te same. Co się więc zmieniło, ano zmienił się wróg. Myślę, że „problemem” był i jest przeciwnik, wrogiem Żołnierzy Wyklętych byli Sowieci i stworzone przez nich tubylcze oddziały kolonialne (UBP, KBW, LWP, MO itp.). Ich potomkowie, czasem genetyczni, a czasem duchowi, byli i są żywotnie zainteresowani obroną dobrego imienia swoich antenatów. W swoich działaniach opierają się (na szczęście coraz mniej skutecznie) na obrazie konspiracji antykomunistycznej ukształtowanym przez blisko 45 lat kłamstw komunistycznej propagandy.

(T. Sypniewski, Posłowie)

Książka do nabycia m.in.:

Szymon Nowak
Zdrajcy Wyklętych
Fronda, 2017, oprawa: miękka, 416 s.


Opowieści o ludziach bez skrupułów, którzy zbudowali swoje powojenne kariery na śmierci, tragedii i nieszczęściu innych.
  • Zygmunt Lercel "Z-24" w czasie okupacji współpracował z Kripo - niemiecką policją kryminalną, podczas śledztwa bił i znęcał się nad rodakami. Brał udział w egzekucjach Żydów. Po wojnie podając się za przedstawiciela władz londyńskich skutecznie rozbił kilka oddziałów niepodległościowych.
  • Edward Wasilewski "Huragan", doświadczony partyzant i konspirator, bohater słynnej akcji polskiego podziemia na więzienie NKWD w Rembertowie. Współpracę z bezpieką rozpoczął od 500 złotowej nagrody na spodnie i buty. Marzył o karierze dziennikarza i UB mu pomogło.
  • Henryk Wendrowski "Narbutt", "Lawina". Umiejętnie rozpracował środowisko Narodowych Sił Zbrojnych na Śląsku. Były akowiec po wkroczeniu Armii Czerwonej poszedł na współpracę z organizacją Smiersz (Smiert Szpionam). Wkrótce stał się etatowym pracownikiem Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego.
  • Ryszard Grondkowski "Wulkan", "Orlicz". Specjalista od prowokacji i dowódca plutonu egzekucyjnego.
  • Regina Mordas - Żylińska - Perlińska. To przez nią wpadła "Inka", "Zagończyk", i cały oddział w Bobolicach. Łączniczka i kurierka "Łupaszki".
  • Jerzy Vaulin "Warszawiak", "Mar". Zastrzelił majora Żubryda "Zucha" i jego ciężarną żonę. Nie czuł wyrzutów sumienia. Do końca życia twierdził, że major zginął w uczciwym pojedynku "on, albo ja".
Nadszedł czas, aby opisać losy zdrajców.

Książka do nabycia m.in.:
Strona główna>
Prawa autorskie>

65. rocznica śmierci ppor. "Wiarusa"

$
0
0
65. rocznica śmierci ppor. Stanisława Grabowskiego "Wiarusa"



65 lat temu, 22 marca 1952 r., we wsi Babino, w wyniku doniesienia agenturalnego, został otoczony przez grupę operacyjną UB-KBW, ppor. Stanisław Grabowski "Wiarus" i jego dwaj podkomendni. Trzej partyzanci Narodowego Zjednoczenia Wojskowego nie mieli żadnych szans, jednak gdy zorientowali się, że są otoczeni podjęli próbę przebicia się przez trzy pierścienie obławy. W wyniku półgodzinnej wymiany ognia wszyscy zginęli. Wraz z „Wiarusem” polegli wówczas: ppor. Lucjan Zalewski „Żbik” oraz sierż. Edward Wądołowski „Humor”.


Ppor. Stanisław Grabowski "Wiarus", d o 1952 r. szef PAS w Komendzie Powiatu NZW "Mazur" Wysokie Mazowieckie .

GLORIA VICTIS!!!

Strona główna>
Prawa autorskie>

Ppor. Stanisław Grabowski "Wiarus" - część 2/2

$
0
0

W środku leży: Stanisław Grabowski "Wiarus", drugi z prawej: Edward Wądołowski "Humor", pozostali NN. Lato/jesień 1948 r. (fot. zbiory Barbary Sinczykowskiej).

Blisko pięcioletnia działalność zbrojna oddziału „Wiarusa” sprawiła, że uznawany był przez WUBP w Białymstoku za jeden z najbardziej niebezpiecznych na terenie województwa. Zwykły chłopak z Podlasia skutecznie wodził za przysłowiowy nos wojewódzką bezpiekę oraz trzy urzędy powiatowe: w Wysokiem Mazowieckiem, Białymstoku i Łomży. Według opinii funkcjonariuszy UB:
Nabyte w okresie okupacji i pierwszych latach po wyzwoleniu doświadczenie konspiracyjnej działalności przez większość członków bandy, ukształtowanie terenu i jego dokładna znajomość, ułatwiało im szybkie oderwanie się od grup pościgowych lub przechodzenie do głębokiej konspiracji.
O wadze jaką przywiązywała bezpieka do jego likwidacji świadczy ponadto fakt, że złapany podczas jednej z obław pies „Wiarusa” – wilczur „Bukiet”, był wożony po wsiach, w celu zorientowania się jakie zna miejsca i ludzi.

Stanisław Grabowski „Wiarus”, Stanisław Pruszkowski „Jastrząb” oraz Józef Grabowski „Vis”. Wiosna/lato 1949 r. (fot. zbiory Barbary Sinczykowskiej).

Jeszcze za życia „Wiarus” stał się prawdziwą legendą. Wśród miejscowej ludności do dziś krążą opowieści o niezwykłym szczęściu i odwadze, dzięki którym wielokrotnie wymykał się z obław i zasadzek – ponoć zdarzało się nawet, że czynił to w kobiecym przebraniu. „Wiarus” konsekwentnie zajmował bezkompromisową i nieprzejednaną postawę wobec komunistów oraz ich sympatyków. Znany był przy tym z niekonwencjonalnych działań, gdyż wysadzał w powietrze domy współpracowników bezpieki (zanotowane zostały cztery takie przypadki). Desperacja i styl z jakim prowadził działalność zbrojną sprawiły, iż przez okoliczną ludność nazywany był „Szalony Stasiek”.

Stanisław Grabowski "Wiarus". Wiosna/lato 1949 r. (fot. zbiory Dariusza Syrnickiego).

Już w lutym 1948 roku komendant wojewódzki MO w Białymstoku mjr Władysław Sikora wydał list gończy za „Wiarusem”, w którym informował:
W/w obecnie ukrywa się przed wymiarem sprawiedliwości i obowiązkiem każdego uczciwego obywatela jest dopomóc w jego schwytaniu w imię spokojnej i uczciwej pracy całego naszego Społeczeństwa. Każdy obywatel, który zna względnie dowie się o miejscu przebywania wymienionego bandyty, powinien natychmiast zawiadomić najbliższą jednostkę Organów Bezpieczeństwa Milicji Obywatelskiej względnie grupę Wojska Polskiego znajdującą się w pobliżu.
Za pomoc w ujęciu „Wiarusa” wyznaczona wówczas została nagroda pieniężna w wysokości 20 tysięcy złotych (dla porównania 1 kg mięsa wieprzowego z kością kosztował wtedy w Białymstoku 240 zł, 1 kg słoniny świeżej – 320 zł, 1 kg masła – 520 zł, a 1 kg herbaty naturalnej – 4750 zł).

List gończy za Stanisławem Grabowskim "Wiarusem" z lutego 1948 r. (fot. Archiwum IPN O/Białystok).

Oddział „Wiarusa” stał się celem licznych kombinacji operacyjnych zmierzających do fizycznej likwidacji osoby jego dowódcy oraz podległych mu partyzantów. Wprawdzie przez długi czas pozostawał on nieuchwytny, jednak intensywne działania agenturalne podejmowane przez bezpiekę doprowadziły do likwidacji kilku podległych mu patroli. 15 stycznia 1949 roku w Jaworówce (pow. Białystok) został zlikwidowany patrol st. strz. Piotra Rzędziana „Dziadka”–„Szczupaka” (1 zabity, 3 ujętych), w nocy z 3 na 4 sierpnia 1949 roku w Ćwikłach–Rupiach (pow. Łomża) st. strz. Stanisława Pruszkowskiego „Jastrzębia” (2 zabitych, 2 ujętych), natomiast w dniach 17–20 października 1950 roku w Brzezinach i okolicach (pow. Białystok) strz. Bronisława Supińskiego „Brzeziniaka” (2 zabitych, 1 ujęty).

NN oraz Józef Grabowski „Vis” (brat ppor. "Wiarusa"). Lato/jesień 1948 r. (fot. zbiory Dariusza Syrnickiego).

W końcu 1951 roku bezpieka zintensyfikowała prowadzone działania operacyjne. W ich wyniku 24 października w Zambrzycach Królach (pow. Łomża) podczas zasadzki zabito sierż. Józefa Grabowskiego „Visa” – młodszego brata „Wiarusa”. Doszło wówczas do niecodziennego zdarzenia – w oparciu o zeznania obecnych na miejscu świadków, funkcjonariusze UB początkowo błędnie zidentyfikowali ciało „Visa” (bardzo podobnego do swego brata), jako zwłoki „Wiarusa”. Z kolei 14 listopada w Szlasach Łopienitych (pow. Łomża) zabity został dowódca jednego z patroli oraz jak się wydaje ówczesny zastępca „Wiarusa” – ppor. Zygmunt Zalewski „Czuma”.

Pośmiertna fotografia Józefa Grabowskiego "Visa" wykonana przez funkcjonariuszy UB, 24 X 1951 r.

Agenci UB wykorzystywani w rozgrywkach z „Wiarusem” najczęściej rekrutowali się spośród ujawnionych żołnierzy NZW. Jeden z nich – były szef Wydziału II KP „Mazur” Eugeniusz Kurzyna „Szary”, „Wrona” (krypt. „Pociąg”), który m.in. przyczynił się do rozbicia patrolu PAS sierż. Tadeusza Bogatki „Plona, został niebawem zdekonspirowany i zlikwidowany. Inny – Zygmunt Zalewski „Czuma” (krypt. „Zośka”), zerwał kontakt z bezpieką i wyjawił jej plany, co odtąd wzmogło czujność „Wiarusa”. Nie zawahał się wówczas zarówno wydać wyroku na własnego stryja, jak też zastrzelić trzech członków oddziału podejrzewanych o współpracę z UB (Kazimierz Kulesza „Jawor”–„Leśny”, Henryk Czajkowski „Cygan” oraz Zygmunt Maliszewski). Dzisiaj, z perspektywy czasu, wspomniane fakty mogą wzbudzać niedowierzanie, wtedy jednak działania bezpieki przekraczały wszelkie standardy. Warto przypomnieć, że to właśnie „Wiarus” jesienią 1950 roku zdemaskował i zatrzymał wyjątkowo niebezpiecznego agenta – byłego żołnierza AK–AKO–WiN Wacława Snarskiego (krypt. „Księżyc”), który jako zabójca na zlecenie zabił co najmniej 9 partyzantów oraz wydał wielu kolejnych (niestety ujęty skrytobójca zdołał wówczas zbiec).

Sierż. Tadeusz Bogatko "Plon" (w środku), żołnierz Okręgu Wileńskiego AK, uczestnik operacji "Ostra Brama", internowany, wcielony do LWP. Następnie dowódca patrolu PAS Komendy NZW Powiatu Bielsk Podlaski. Poległ w nocy z 25 na 26 lutego 1949 r. we wsi Jamiołki. Dowódcą oddziału po "Plonie" został Lucjan Szymborski "Miedziak”, który poległ 29 września 1949 r. w walce z grupą operacyjną KBW k. wsi Pierzchały.

Celem bezpieki były również osoby najbliższe „Wiarusowi”. Jego dom rodzinny został zniszczony, a dwie młodsze siostry stanęły przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Białymstoku. 20 grudnia 1948 roku WSR skazał Stanisławę na 3 lata a Czesławę na 1,5 roku więzienia za pomoc udzielaną bratu. Z kolei najmłodsza – Marianna, musiała szukać schronienia u obcych sobie ludzi. W końcu prześladowana rodzina zmuszona została do przeniesienia się na tzw. ziemie odzyskane.
Regularnie uderzano w pomocników i współpracowników oddziału, tzw. meliniarzy, bez których wsparcia „Wiarus” nie zdołałby tak długo utrzymać się w terenie. Łącznie UB ustaliło co najmniej 238 takich osób, z tym że dotyczyło to wyłącznie głów rodziny, tak więc liczba osób zaangażowanych w pomoc partyzantom faktycznie była o wiele większa. Oprócz tradycyjnych niejako rewizji, przesłuchań, zatrzymań i wyroków nękano ich karząc mandatami z zakresu ochrony przeciwpożarowej, sanitarnej oraz nakładanymi domiarami podatkowymi. Znane są ponadto przypadki całkowitej likwidacji gospodarstw rolnych, nierzadko połączone z niszczycielstwem i rabunkiem dobytku.

Stanisław Grabowski „Wiarus”, NN, Edward Wądołowski „Humor” oraz Józef Grabowski „Vis”. Lato/jesień 1948 r. (fot. zbiory Barbary Sinczykowskiej).

Likwidacja „Wiarusa” stała się możliwa dopiero dzięki zastosowaniu przemyślnej kombinacji operacyjnej polegającej na bezpardonowym wykorzystaniu ludzkich namiętności w relacjach męsko-damskich. Do współpracy zwerbowana została przebywająca wówczas w białostockim więzieniu współpracowniczka jego oddziału – Stefania Lenczewska (krypt. „Ewa”), o czym tak pisano w charakterystyce „bandy terrorystyczno-rabunkowej” „Wiarusa” (Wydział „C” KW MO w Białymstoku):
Po wszechstronnym przeanalizowaniu materiałów operacyjno-śledczych w miesiącu grudniu 1951 r. PUBP w Wysokiem–Mazowieckiem zawerbował w charakterze agenta pod pseudonimem „Ewa” byłą współpracowniczkę bandy „Wiarusa” odsiadującą wyrok w więzieniu karno-śledczym w Białymstoku. Wymieniona przed aresztowaniem zamieszkiwała we wsi Babino. Na utrzymaniu posiadała dwoje nieletnich dzieci, które po aresztowaniu jej i męża pozostawały pod opieką rodziców. Fakt ten mocno przeżywała. „Ewa” była osoba atrakcyjną i jak potwierdzały ustalenia „Wiarus” wykazywał uczuciowe zainteresowanie jej osobą. W zamian za udzieloną pomoc organom Bezpieczeństwa Publicznego w doprowadzeniu do likwidacji „Wiarusa” agentka „Ewa” zwolniona została z więzienia pod legendą opieki nad nieletnimi dziećmi i powróciła do wsi Babino. [...] Agentce „Ewa” udzielono gwarancji, iż po doprowadzeniu do likwidacji bandy „Wiarusa” warunkowo zwolniony zostanie z więzienia również jej mąż.
Do pierwszego spotkania „Wiarusa” z „Ewą” doszło na początku marca 1952 roku. Od tej pory jego dni były już praktycznie policzone. Kiedy w godzinach porannych 22 marca kolejny raz przybył do Babina (pow. Wysokie Mazowieckie), agentka umówionym sygnałem świetlnym powiadomiła ukrytych nieopodal w przydrożnym barakowozie funkcjonariuszy bezpieki. Drogą radiową została wówczas ściągnięta z Białegostoku grupa operacyjna UB wsparta batalionem KBW, który otoczył wieś trzema pierścieniami wojska. Trzej partyzanci nie mieli żadnych szans, jednak gdy zorientowali się, że są otoczeni podjęli próbę przebicia się. W wyniku półgodzinnej wymiany ognia wszyscy zginęli. Wraz z „Wiarusem” polegli wówczas: ppor. Lucjan Zalewski „Żbik” oraz sierż. Edward Wądołowski „Humor” (często mylony ze swoim młodszym bratem Janem – „Humorkiem”).
Józef Szkudelski, szef PUBP w Wysokiem Mazowieckiem, tak pisał o działaniach resortu:
Po kilkunastu minutach wieś została otoczona gęstym łańcuchem tyraliery i grupa uderzeniowa zbliżyła się do bandyckiej meliny. „Wiarus” był w mieszkaniu, ale dwóch jego kamratów czuwało na zewnątrz i przywitali naszych pracowników seriami strzałów. Kiedy zwietrzyli, że są w potrzasku, każdy z nich rzucił się do ucieczki w inną stronę. Wściekle waląc z broni maszynowej, chcieli przerwać łańcuch naszej tyraliery. Nie udało się. Kule położyły bandytów „Rysia” [właśc. „Żbika”] i „Humorka” [właśc. „Humora”], bliskich kamratów „Wiarusa”. Kiedy sam herszt bandy usłyszał strzały, widocznie jeszcze nie sądził, że wpadł w pułapkę bez wyjścia, bowiem z niejednej groźnej opresji wychodził cało, wybiegł z meliny, wskoczył na sanie i pognał galopem ostrzeliwując się. Ścigały go nasze kule. Dopadł do końca wsi, ale tam droga była zamknięta i powitała go lawina ognia. Zawrócił i pognał w stronę szosy. Jeden z żołnierzy zastąpił mu drogę. Zbój ranił go i jak oszalały pognał dalej. Zdawało się, że już, już wymknie się nam z pułapki. Jednak kule dosięgły go i runął w śnieg.
Z kolei Wanda Kalicka, mieszkanka wsi Babino, tak zapamiętała tamten tragiczny dzień:
Żołnierze zrobili trzy linie obławy. Ci z lasu jedną linię przeszli, dymne granaty rzucili, drugą linię przeszli, na trzeciej się ostrzeliwali, ale już nie mogli... . W lesie zabili „Szalonego” i „Żbika”. Koło naszego domu zaraz wylądował „kukuruźnik” [samolot Po–2] z ubowcami. Wysiadł porucznik i jeszcze jeden. Patrzymy, a już sąsiad Jackowski wiezie na furze ciało „Szalonego”. Miał zakrwawiony mundur, przestrzelony ryngraf z Matką Boską na piersi. Jeden z ubowców, co wysiadł z samolotu, podszedł i kopnął go, ale porucznik powiedział: „Nieboszczyków nie trzeba bić” i nie pozwolił. Wyszliśmy z domu i widzieliśmy to wszystko. Zawieźli „Szalonego” do szosy i ułożyli między dwoma wiązami, które rosły na poboczu. Po niejakim czasie przywieźli „Żbika” i położyli obok „Wiarusa” […]. „Humorek” [właśc. „Humor”] do szosy doleciał i tam go zabili. I też położyli pod wiązami obok „Wiarusa” i „Żbika”. Najbardziej to wszyscy żałowali „Humorka” [właśc. „Humora”], bo miał dopiero osiemnaście lat [właśc. dwadzieścia sześć]. Nawet ubecy go żałowali. Wtedy wszystkie dziewczęta z Babina zegnali, i mnie też, bo chcieli zobaczyć, która zapłacze – co by znaczyło, że narzeczona. Wiadomo: szkoda było chłopców, ale żadna nie płakała. Przynieśli wtedy od gospodarzy brony, postawili je pionowo, poopierali ciała plecami o te brony i zdjęcia im robili. Potem przyjechał duży samochód ciężarowy i za nogi i ręce powrzucali ich na jego skrzynię. „Skurwysyny, teraz będą w ubikacji w Mazowiecku pływać” – przechwalał się jakiś ubek.

Zdjęcie pośmiertne Stanisława Grabowskiego „Wiarusa”. Babino, 22 marca 1952 r.  Fragment artykułu z „Gazety Białostockiej” z 1956 r. (fot. zbiory Barbary Sinczykowskiej).

Pozostałości oddziału, nad którymi objął dowództwo chor. Kazimierz Wieczorkiewicz „Ordon”, rozbito dopiero w końcu 1952 roku dzięki agentowi – byłemu żołnierzowi NZW Stanisławowi Chibowskiemu „Gromowi” (krypt. „Wiadro”, „Wierzba”). 23 listopada w Hermanach–Zamiankach (pow. Wysokie Mazowieckie) został zlikwidowany patrol sztabowy „Ordona” (2 zabitych, 1 ujęty), natomiast 19 grudnia w Krzewie–Plebankach (pow. Łomża) rozbito ostatni patrol partyzancki (3 zabitych).

Miejsce pochówku ppor. Stanisława Grabowskiego „Wiarusa” nadal pozostaje nieznane. Najprawdopodobniej jego zwłoki zostały pogrzebane gdzieś na terenie siedziby PUBP w Wysokiem Mazowieckiem. Podczas prowadzonych tam po 1956 roku prac wodnokanalizacyjnych wprawdzie były odnajdywane szczątki zabitych partyzantów, jednak takie przypadki były wówczas skrupulatnie tuszowane.

Piotr Łapiński
IPN O/Białystok


Ppor. Stanisław Grabowski "Wiarus" - część 1/2>
Strona główna>
Prawa autorskie>

Ppor. Stanisław Grabowski "Wiarus" - część 1/2

$
0
0
Zwykły chłopak z Podlasia. Ppor. Stanisław Grabowski "Wiarus"

Bezdomni i Podziemni, jak w bajce szli widmowi.
Z niczyjego rozkazu, z własnego wyboru.
Już tylko na te próby męstwa i honoru.
Już tylko, by tych prochów nie oddać wrogowi.

Marian Hemar, "O wielkim bojowniku"

Stanisław Grabowski "Wiarus". Białystok, 17 kwietnia 1947 r. (fot. Archiwum Państwowe w Białymstoku)

Jeszcze za życia "Wiarus" stał się prawdziwą legendą. Wśród miejscowej ludności do dziś krążą opowieści o jego niezwykłym szczęściu i odwadze, dzięki którym dziesiątki razy wymykał się z obław i zasadzek. Zwykły chłopak z Podlasia przez blisko pięć lat skutecznie wodził za nos wojewódzką bezpiekę oraz trzy urzędy powiatowe: w Wysokiem Mazowieckiem, Białymstoku oraz Łomży.

Stanisław Franciszek Grabowski urodził się 9 marca 1921 roku we wsi Grabowo Stare (pow. Łomża), w zubożałej rodzinie drobnoszlacheckiej. Był synem Jana i Stefanii z Wądołowskich. Miał trzech braci: Wawrzyńca, Tadeusza, Józefa oraz cztery siostry: Annę, Stanisławę, Czesławę i Mariannę, których losy również wplotły się w tragiczne wojenne i powojenne dzieje Polski.

Do wybuchu wojny Stanisław ukończył 4 oddziałową szkołę powszechną, po czym pracował na roli w 18-hektarowym gospodarstwie rodziców. Po wybuchu wojny początkowo rozpoczął naukę i pracę, jako stolarz, następnie powrócił do pracy na roli. Wspomniany powrót spowodowany był deportowaniem w głąb ZSRS starszego brata – Tadeusza, dlatego też ciężar odpowiedzialności za materialne utrzymanie rodziny w znacznym stopniu przesunął się na barki Stanisława. Sam Tadeusz po zawarciu układu Sikorski–Majski i uwolnieniu z obozu zasilił szeregi armii gen. Andersa, jednak 17 września 1942 roku zmarł z wycieńczenia i chorób w Bazie Ewakuacyjnej w Teheranie.

Działalność konspiracyjną Stanisław Grabowski rozpoczął w lutym 1943 roku. Został wówczas zaprzysiężony w szeregi Narodowej Organizacji Wojskowej, stając się żołnierzem Komendy Powiatowej NOW Wysokie Mazowieckie (krypt. „Tomasz”). Posługiwał się odtąd pseudonimem „Wiarus”. W warunkach okupacji niemieckiej działalność konspiracyjna w zasadzie ograniczała się do gromadzenia broni, lektury prasy organizacyjnej oraz prowadzenia szkolenia wojskowego. W lipcu 1944 roku „Wiarus” został awansowany do stopnia starszego strzelca (rozkaz nr 1613 Komendy Okręgu NOW Białystok z 5 lipca 1944 roku).
Od lata 1944 roku, po wkroczeniu na Białostocczyznę oddziałów Armii Czerwonej, „Wiarus” kontynuował dalszą działalność konspiracyjną. Wiosną 1945 roku znalazł się w szeregach nowopowstałego Narodowego Zjednoczenia Wojskowego. W strukturze terenowej KP NZW Wysokie Mazowieckie (krypt. „Mazur”), której odtąd podlegał, był żołnierzem 2 kompanii obejmującej teren gminy Zawady (dowódca: Adam Kotowski „Kłos”). W 1945 roku „Wiarus” został awansowany do stopnia kaprala (nie udało się jednak odnaleźć wspomnianego rozkazu awansowego). Wówczas też rozpoczął działalność zbrojną. W listopadzie 1945 roku dołączył do powiatowego oddziału Pogotowia Akcji Specjalnej dowodzonego przez wachm. NN „Stalowego”. W jego szeregach wziął udział m.in. w rozbiciu 11 listopada 1945 roku posterunków MO w Poświętnem oraz Sokołach. Na początku stycznia 1946 roku został tymczasowo zdemobilizowany, jednak już w końcu miesiąca ponownie zasilił szeregi odbudowanego oddziału. 12 lutego 1946 roku wraz z żołnierzami wachm. „Stalowego” dołączył do okręgowego zgrupowania PAS Okręgu NZW Białystok – 3 Brygady Wileńskiej, dowodzonej przez kpt. Romualda Rajsa „Burego”. W czasie rajdu na teren byłych Prus Wschodnich uczestniczył w bitwie pod Orłowem (powiat Ełk) stoczonej 16 lutego 1946 roku z grupą operacyjną UB oraz pododdziałem NKWD (według dostępnych dokumentów w walce poległo wówczas od 16 do 22 partyzantów, a trzech dostało się do niewoli).

Komendant Okręgu Narodowego Zjednoczenia Wojskowego Białystok mjr Florian Lewicki „Kotwicz” przed frontem żołnierzy 3. Wileńskiej Brygady NZW (jesień 1945 r.)

Po rozproszeniu brygady „Wiarus” wraz z grupą rozbitków powrócił na teren powiatu wysokomazowieckiego, gdzie po zdemobilizowaniu ponownie zasilił szeregi terenowej 2 kompanii (dowódca: kpr./plut. Lucjan Grabowski „Wybicki”). Posługiwał się odtąd fałszywymi dokumentami na nazwisko Franciszek Czarnowski. W czerwcu 1946 roku „Wiarus” został awansowany do stopnia plutonowego (rozkaz nr 1/46 Komendy Okręgu NZW Białystok z 30 czerwca 1946 roku). Ponadto tego lata objął dowództwo drużyny w batalionowym oddziale PAS dowodzonym przez wspomnianego plut. „Wybickiego”. Wraz z oddziałem wziął wówczas udział m.in. w rozbiciu 30 sierpnia 1946 roku posterunku MO w Surażu (powiat Białystok).
Lucjan Grabowski „Wybicki” (dowódca batalionowego oddziału PAS):
„Wiarus” i tym razem poprowadził drużynę szturmową […]. Drużyna szturmowa znajdowała się już w obrębie posterunku, cisza panowała zupełna. Rozstawiłem erkaemy wycelowane w okna i dopadłem chłopców z drużyny – kręcili się wokół budynku, nie mogąc w żaden sposób wejść do środka. Drzwi na parterze pozamykane, w oknach kraty. Z drugiej strony budynku dobiegają mnie jakieś głosy. Biegnę tam i widzę „Wiarusa” z czterema chłopcami, trzymają automaty wycelowane w wartownika stojącego na balkonie. „Wiarus” trzyma wartownika na muszce i nie pozwala mu się ruszyć. Szybko oceniłem sytuację, podszedłem bliżej i kazałem wartownikowi udać się natychmiast do komendanta posterunku i zakomunikować mu, że wzywam go na balkon […]. Upłynęły może dwie minuty i na balkonie ukazał się komendant. Przedstawiłem mu się jako [kpt. Romuald Rajs]„Bury” i wezwałem go do natychmiastowego poddania posterunku. Oświadczyłem, że o ile wykona mój rozkaz, zostawię wszystkich przy życiu. Drżącym głosem prosił o słowo honoru, że dotrzymam obietnicy. Dałem słowo i po chwili cały posterunek był w naszych rękach”.

Kpr./plut. Lucjan Grabowski "Wybicki”, "Lot”, ur. 1924 r. Żołnierz PAS Powiatu Wysokie Mazowieckie Okręgu NZW Białystok. Od października 1946 r. dowódca batalionu NZW na terenie powiatu Łomża (następca zamordowanego Bogdana Śleszyńskiego "Łosia”). Ujawnił się w 1947 r.; aresztowany w grudniu 1952 r., skazany na 10 lat więzienia. Zwolniony w czerwcu 1955. Zmarł w 1995 r.

Antoni Makowski „Wichura” (żołnierz patrolu PAS):
Zjawił się wówczas także „Wiarus” ze swoim patrolem, którym dowodził od czasu wyprawy [kpt. Romualda Rajsa]„Burego” do Prus. Omawiając sytuację w terenie zgadano się o komendancie posterunku MO w Rutkach [właśc. zastępcy komendanta]. Był nim niejaki Bańko [właśc. Franciszek Bańka]. Ponoć był straszny pies na ludzi, czepiał się wszystkich za byle co, odgrażał się, że on z tymi bandytami to sam skończy. „Wiarus”, jako że zawsze był szybki w takich sprawach, mówi: „Trzeba by go było panie pułkowniku sprzątnąć”. Na co Komendant [Okręgu NZW Białystok ppłk Władysław Żwański „Błękit”] odpowiedział: „Nie ryzykuj niepotrzebnie. Tam jest sporo milicji”. Ale „Wiarus” (którego nie bez podstaw nazywano przecież „Szalonym”) odpowiedział: „A ja go mogę nawet i dzisiaj sprzątnąć. Ot zaraz wezmę ludzi i pojadę”. Ale płk. „Błękit” nie chciał na to pozwolić. Jeszcze trochę porozmawiali, po czym odjechał. „Wiarus” nie miał zamiaru posłuchać tych zaleceń. Nie zważając na nic jeszcze tego samego dnia [1 lutego 1946 roku] pojechał do Rutek. Ubrał ludzi w białe płaszcze, aby nie byli widoczni na śniegu. Podwody zostawili pod wsią, na akcję ruszyli pieszo. Pod samym posterunkiem pokładli się na śniegu i czekali. Po jakimś czasie nadszedł Bańko [właśc. Bańka]. Stał tuż obok nich i nic nie zauważył. Wtedy „Wiarus” kropnął go […]. Po akcji „Wiarus” pojechał do [komendanta powiatu NZW Wysokie Mazowieckie por. Bolesława Skaradzińskiego]„Sterny” pochwalić się sukcesem. Ale tu spotkała go niespodzianka, gdyż Komendant Powiatu przy wszystkich opieprzył go zarzucając mu niesubordynację. „Jak będziesz draniu podskakiwał” – mówił – „i robił akcje bez rozkazu, to w łeb dostaniesz i koniec pieśni będzie. Masz słuchać rozkazów. Amnestia za pasem, a ty takie rzeczy wyprawiasz.

Ppłk Władysław Żwański "Iskra", "Błękit", komendant Okręgu NZW Białystok (zdjęcie sprzed 1939 r.). 1 lipca 1948 r. zamordowany przez grupę pozorowaną UB-KBW we wsi Tworki (obecnie Dąbrowa-Tworki), gm. Klukowo, pow. Wysokie Mazowieckie.

Wiosną 1947 roku po ogłoszeniu amnestii w szeregach KP „Mazur” doszło do rozłamu, gdyż cześć żołnierzy podjęła decyzję o zaprzestaniu dalszej walki, natomiast pozostali postanowili trwać w konspiracji. Ujawniło się wówczas zaledwie 194 członków NZW, zdając przy tym 82 jednostki broni. Wśród zdecydowanych na amnestię był również „Wiarus”, który 17 kwietnia 1947 roku stawił się przed komisją PUBP w Białymstoku i dopełnił przewidzianych formalności ujawnienia. Jak przystało na prawdziwego konspiratora w „Oświadczeniu” z ujawnienia podał tylko ogólne informacje o swojej dotychczasowej działalności:
Zawerbowany do organizacji NZW zostałem w 1945 r. przez „Stalowego”. Po zawerbowaniu otrzymałem pseudonim „Wiarus” i zostałem przydzielony do bojówki „Wybickiego”. Będąc w oddziale „Wybicki” czytał nam nielegalną prasę i przeprowadzał ćwiczenia. Broń, którą posiadałem otrzymałem od „Stalowego”.
Wprawdzie zdał wtedy pistolet VIS wz. 35 oraz automat MP 43/StG 44, zwany potocznie bergmanem, jednak ten ostatni był przestrzelony, a tym samym niezdatny do użytku. Również nie wszystkie informacje złożone wówczas przez „Wiarusa” były ścisłe – zataił posiadany w konspiracji stopień i funkcję oraz podał fałszywą datę urodzenia, tak by uniknąć służby w „ludowym” Wojsku Polskim.

Stanisław Grabowski "Wiarus". Lato/jesień 1948 r. (fot. zbiory Barbary Sinczykowskiej).

Teoretycznie więc plut. „Wiarus” znów stał się Stanisławem Grabowskim, niestety nie dane mu było powrócić do normalnego życia. Niebawem w niejasnych okolicznościach Grabowski został napadnięty na wiejskiej zabawie przez miejscowych opryszków. Zmuszony do obrony użył posiadanej broni palnej, jednak od tej pory musiał się już ukrywać, jako poszukiwany za jej nielegalne posiadanie. Na podstawie szczątkowych materiałów archiwalnych trudno w chwili obecnej jednoznacznie stwierdzić, czy nie była to jedna z wielu ubeckich prowokacji wymierzonych w byłych członków podziemia. „Wiarus” szybko skupił wokół siebie nieujawnionych żołnierzy NZW, z których zorganizował patrol partyzancki działający początkowo na terenie gminy Zawady. Posługiwał się wówczas także pseudonimem „Szalony”. Najprawdopodobniej wtedy podporządkował się nowo mianowanemu komendantowi Powiatu „Mazur” –ppor. Tadeuszowi Narkiewiczowi „Ciemnemu”, „Rymiczowi”, „Darwiczowi”, który w zreorganizowanych strukturach Okręgu NZW Białystok pełnił nieformalne stanowisko zastępcy komendanta okręgu.

Żołnierze I Brygady Podlaskiej Narodowego Zjednoczenia Wojskowego . Od lewej N.N. "Śmiały", por. Henryk Jastrzębski "Zbych", ppor. Tadeusz Narkiewicz "Ciemny", sierż. Bolesław Olsiński "Pająk", "Szczerba" i ppor. Jan Skowroński "Cygan" (w wyniku jego zdrady osaczono i zabito por. T. Narkiewicza "Ciemnego").

Franciszek Wondołowski „Ryś” (żołnierz patrolu PAS):
U „Wiarusa” było nas siedmiu: „Cygan”, „Grot”, „Dziki”, „Świeży”, „Jawor”, „Noc” i ja. „Wiarus” rzeczywiście był „Szalony”, jak go ludzie nazywali. Stale wymachiwał rękami, ruchy miał nieskoordynowane, tak że mógł w tym swoim chaosie zabić człowieka nawet niewinnego, jeśli mu się nie spodobał (ponoć tak było pod koniec, słyszałem od ludzi). Gdy ja byłem w grupie, to on się szanował. Może bał się mnie, bo zawsze chodziłem ostatni w szeregu, z sowieckim erkaemem diegtiar na ramieniu, który był lepszy od jego bergmana. Gdzieś tak we żniwa [w nocy z 30 na 31 lipca 1947 roku] zrobiliśmy posterunek milicji w Kobylinie. Zatrzymaliśmy się przed figurką Matki Boskiej przed Kobylinem. „Wiarus” wysłał „Noc”, żeby zbadał teren. Potem kazał nam zablokować erkaemami posterunek MO i poszedł na wieś. Później dowiedziałem się, że wykonał dwa wyroki: zabił jedną kobietę, drugą ciężko ranił (nie wiedział, że przeżyła). W tym czasie ja i „Cygan” ostrzelaliśmy posterunek i czekaliśmy na odzew ze strony milicjantów, ale nic takiego nie nastąpiło. Budynek tonął w ciemnościach. Akcja skończyła się bez żadnych przeszkód.

Od lewej stoją: NN, Stanisław Grabowski „Wiarus”, Józef Grabowski „Vis” oraz Edward Wądołowski „Humor”. Lato/jesień 1948 r. (fot. zbiory Dariusza Syrnickiego).

„Wiarus” stopniowo rozbudowywał oddział, który w szczytowym okresie działalności liczył łącznie kilkunastu partyzantów – ogółem przez jego szeregi przewinęły się co najmniej 34 osoby. Oddział funkcjonował na pograniczu powiatów Wysokie Mazowieckie, Łomża oraz Białystok, a jego działalność koncentrowała się przede wszystkim na terenie gmin: Kobylin, Stelmachowo (Tykocin), Wysokie Mazowieckie, Zawady, Rutki, Puchały, Kołaki, Bożejewo, Trzcianne. Oddział operował w rozproszeniu, podzielony na kilkuosobowe patrole, które dzięki dużej ruchliwości przez długi czas były nieuchwytne dla grup operacyjnych UB–KBW. Jego członkowie rekrutowali się zarówno spośród kontynuujących działalność żołnierzy NZW, jak również osób ukrywających się przed organami bezpieczeństwa, które „Wiarus” konsekwentnie sobie podporządkowywał. Kontaktu z nim poszukiwali także ujawnieni członkowie NZW, tworzący tzw. grupy przetrwania.

NN oraz Stanisław Grabowski „Wiarus”. Lato/jesień 1948 r. (fot. zbiory Barbary Sinczykowskiej).

W marcu 1948 roku „Wiarus” został awansowany do stopnia sierżanta (rozkaz Komendy Okręgu NZW Białystok z 27 marca 1948 roku). Za aktywną i ofiarną działalność w szeregach organizacji por. Kazimierz Żebrowski „Bąk” (stojący od jesieni 1948 roku na czele połączonych komend: łomżyńskiej, wysokomazowieckiej i ostrowsko-pułtuskiej), kilkakrotnie udzielał „Wiarusowi” pochwały. W październiku 1948 roku mianowano go szefem PAS KP „Mazur” (rozkaz nr 78/48 połączonych Komend Powiatowych Łomża, Wysokie Mazowieckie oraz Ostrów Mazowiecka–Pułtusk z 26 października 1948 roku). Najprawdopodobniej w końcu 1948 roku „Wiarus” otrzymał również awans do stopnia podporucznika (nie udało się jednak odnaleźć wspomnianego rozkazu awansowego). Po śmierci por. Żebrowskiego „Bąka” w grudniu 1949 roku „Wiarus” próbował przejąć jego obowiązki. Początkowo od kwietnia 1950 roku występował jako p.o. komendanta Powiatu „Mazur”, następnie od czerwca 1951 roku dla zwiększenia własnego prestiżu (usiłował wówczas skonsolidować rozbite struktury NZW) tytułował się szefem PAS województwa białostockiego. Faktycznie jednak jego wpływy ograniczały się wtedy do własnego oddziału oraz sieci współpracowników.

Por. Kazimierz Żebrowski "Bąk" (oznaczony cyfrą 4) , ostatni komendant III Okręgu NZW Białystok przed szeregiem swoich żołnierzy. Poległ, wraz z synem Jerzym ps. "Konar", 3 grudnia 1949 r. w Mężeninie (pow. Łomża).

Henryk Majecki badający w końcu lat siedemdziesiątych XX wieku dzieje „reakcyjnego” (jak wówczas określano) podziemia na Białostocczyźnie, charakteryzując działalność „Wiarusa” w jednej ze swych publikacji stwierdził z przekąsem:
Swoim podkomendnym nadawał stopnie podoficerskie oraz oficerskie chociaż nie miał do tego prawa, a wielu spośród nowomianowanych „oficerów” i „podoficerów” zaledwie umiało czytać i pisać. Swe rozkazy, pełne patosu i prymitywizmu politycznego, nakazywał odczytywać przed „frontem żołnierzy”, choć front ten stanowiło zaledwie kilkunastu jego bezpośrednich podwładnych.

Książki Henryka Majeckiego, komunistycznego historyka, absolwenta Uniwersytetu Moskiewskiego im. Łomonosowa, w których szkalował żołnierzy niepodległościowego podziemia.

Tak więc niemal do końca swego istnienia władza „ludowa” nie była w stanie zrozumieć, że jej najzagorzalsi przeciwnicy wywodzili się właśnie z prostego ludu. Pomimo niedostatków wykształcenia mieli oni jednak świadomość, czym jest i co niesie za sobą stalinizm, który usilnie wprowadzali wówczas w Polsce komuniści.


Aktywność oddziału nie sprowadzała się wyłącznie do ukrywania oraz przeprowadzania akcji o charakterze zaopatrzeniowym, gdyż przez cały czas prowadził on czynną działalność zbrojną. Wprawdzie „Wiarus” inicjował akcje zaczepne atakując milicjantów, patrole oraz ostrzeliwując posterunki MO, jednak równocześnie starał się unikać walki z grupami operacyjnymi UB–KBW. Ogółem jego oddziałowi przypisuje się 35 „gwałtownych zamachów”, podczas których zginęło łącznie 8 funkcjonariuszy MO oraz 2 żołnierzy KBW. Do poważniejszych starć doszło wówczas m.in. 10 czerwca 1947 roku we Wnorach–Pażochach (pow. Wysokie Mazowieckie), gdzie zabito 3 milicjantów oraz 16 października 1948 roku we Wszerzeczu (pow. Łomża), gdzie zginęło 2 funkcjonariuszy.

Szczególną uwagę zwraca jednak prowadzona przez oddział „Wiarusa” aktywna działalność likwidacyjna wymierzona nie tylko w osoby podejrzane o współpracę z bezpieką, lecz również działaczy partyjnych oraz urzędników administracji państwowej. Ogółem jego oddziałowi przypisuje się likwidację 37 osób cywilnych, w tym 4 członków PPR i PZPR, 2 PPS oraz 3 urzędników administracji państwowej. Do dzisiaj wzbudza ona poważne kontrowersje, jednak analiza zachowanych dokumentów operacyjnych bezpieki pozwala stwierdzić, że „Wiarus” wykazywał przy tym dobre rozpoznanie agentury bezpieki. Sporadycznie tylko oddział wykonywał akcje o charakterze propagandowym, polegające na sporządzaniu oraz kolportażu ulotek.

Rozkaz wydany przez Stanisława Grabowskiego „Wiarusa” 25 grudnia 1951 r. (fot. Archiwum IPN O/Białystok). [kliknij w obraz aby powiększyć]

Najgłośniejszą akcją przeprowadzoną przez „Wiarusa” było opanowanie 29 września 1948 roku gminnego miasteczka Jedwabne (pow. Łomża). Po przerwaniu łączności przewodowej oraz wystawieniu ubezpieczeń na drogach dojazdowych oddział w „biały dzień” wkroczył do miejscowości rozbijając Urząd Gminy, Urząd Pocztowy oraz Gminną Spółdzielnię „Samopomoc Chłopska”. Na rynku zorganizowany został wiec, na którym rozrzucono ulotki a „Wiarus” wezwał ludność do stawiania oporu władzom komunistycznym. Zablokowany przez erkaemistów posterunek MO nie podjął wówczas jakiejkolwiek interwencji. Pomimo, że w odległej o kilkanaście kilometrów Łomży mieściła się siedziba PUBP oraz stacjonował tam pododdział KBW, oddział „Wiarusa” zdołał bezpiecznie wycofać się i ukryć w terenie. Wspomniana akcja była swoistym policzkiem wymierzonym we władze komunistyczne, pokazującym ich bezradność w stosunku do pozostałości podziemia.

Ppor. Stanisław Grabowski "Wiarus" - część 2/2>
Strona główna>
Prawa autorskie>

67. rocznica zamordowania ppor. "Rekina"

$
0
0
67. rocznica zamordowania ppor. Kazimierza Chmielowskiego "Rekina"

...Nie dajmy zginąć poległym.
Zbigniew Herbert

Ppor. Kazimierz Chmielowski "Rekin", Białostocczyzna 1945 r.

67 lat temu, 1 kwietnia 1950 roku, komunistyczni oprawcy zamordowali w białostockim więzieniu ppor. Kazimierza Chmielowskiego "Rekina", żołnierza 3 Brygady Wileńskiej AK kpt. Gracjana Fróga "Szczerbca", 5 Brygady Wileńskiej AK mjr. Zygmunta Szendzielarza "Łupaszki" i zastępcę dowódcy 3 Wileńskiej Brygady Narodowego Zjednoczenia Wojskowego.

Ppor. Kazimierz Chmielowski "Rekin", 1947 r.

Kazimierz Chmielowski "Rekin" urodził się 23 sierpnia 1925 r. w Żabińcach w woj. tarnopolskim, jako syn Maksymiliana i Zofii z domu Fahrenholz. Po ukończeniu szkoły powszechnej rozpoczął naukę w gimnazjum w Łucku. W związku z przeprowadzką rodziców do Wilna w 1937, kontynuował naukę w Gimnazjum im. Zygmunta Augusta, a następnie – po zajęciu Wilna przez ZSRR w 8 Państwowym Gimnazjum i Liceum. W konspiracji zaczął działać już od 14 sierpnia 1940 r. W latach 1942-1943 uczęszczał na tajne komplety. Pracował m.in. jako kelner w restauracji Zacisze, następnie w Pitejciszkach jako fornal. Od 1942 roku pełnił w AK służbę jako łącznik ps. "Smutny".

Białostocczyzna, lato 1945 r. 5 Brygada Wileńska AK mjr. "Łupaszki", na zdjęciu od lewej por. Marian Pluciński "Mścisław", sierż. Kazimierz Chmielowski "Rekin", plut. Leon Smoleński "Zeus", ppor. Lucjan Minkiewicz "Wiktor", sierż. Witold Goldzisz "Radio", NN, wachm. Henryk Wieliczko "Lufa", kpr. Tadeusz Urbanowicz "Moskito".

22 października 1943 r. dołączył do działającej w okolicach Wilna grupy por. Gracjana Fróga "Szczerbca" (od marca 1944 r. występowała jako 3. Brygada Wileńska AK), gdzie początkowo objął funkcję amunicyjnego. W oddziale ukończył szkołę podchorążych. Odznaczał się wyjątkowa odwagą. Był czterokrotnie ranny w czasie walk na Wileńszczyźnie - wziął udział w większości akcji bojowych 3 Brygady. W bitwie oddziału pod Mikuliszkami 8 stycznia 1944 r., atakując z kolegą tyły niemieckiej obławy, otworzył ogień i wprowadzając tym zamieszanie wśród zaskoczonych Niemców, unieszkodliwił załogę erkaemu, jednak został wówczas ranny w ręce i nogi. Za wykazane w tej walce męstwo otrzymał Krzyżem Walecznych.

Białostocczyzna, lato 1945 r. Od lewej ppor. Kazimierz Chmielowski "Rekin", por. Romuald Rajs "Bury", ppor. Mikołaj Kuroczkin "Leśny" - zastępca"Burego" w 2 plutonie 5 Brygady Wileńskiej AK, żołnierz wyznania prawosławnego, zamordowany przez komunistów 18 lutego 1947 r. w więzieniu przy ul. Rakowieckiej w Warszawie.

W czasie akcji na Nowe Troki 9 marca 1944 r. zgłosił się na ochotnika do trzyosobowego patrolu, którego zadaniem było wysadzenie bramy koszar, co miało być sygnałem do ataku dla żołnierzy 3 Brygady. 23 kwietnia 1944 r. został ranny w czasie nieudanej akcji na niemiecki garnizon w Jaszunach. Po raz kolejny został ranny 4 maja 1944 r. w Pawłowie, w czasie walki z 310. kompanią litewskiego korpusu gen. Plechaviciusa, podporządkowanego niemieckim władzom okupacyjnym. Jako jeden z pierwszych żołnierzy, idąc na pomoc okrążonym we wsi kilku kolegom zaatakował od tyłu Litwinów i zmusił ich do ucieczki. W czasie pościgu wziął do niewoli 4 żołnierzy litewskich w tym dowódcę kompani. Za męstwo wykazane w czasie bitwy pod Murowaną Oszmianką 13 maja 1944 r. został awansowany do stopnia plutonowego. W okresie przygotowań do operacji "Ostra Brama" mianowany został dowódcą pierwszego plutonu w szwadronie kawalerii, jednocześnie był zastępcą dowódcy 1 kompanii 3 Brygady AK. W czasie walk o Wilno 6-7 lipca 1944 r. został po raz czwarty ranny (w nogę).

Ppor. Kazimierz Chmielowski "Rekin", żołnierz 3 Wileńskiej Brygady AK "Szczerbca", 5. Wileńskiej Brygady AK "Łupaszki", potem zastępca dowódcy 3 Wileńskiej Brygady NZW. Został zamordowany 1 kwietnia 1950 r. w białostockim więzieniu. Miejsce pochówku nieznane.

Po rozbiciu oddziałów AK przez władze sowieckie został aresztowany przez NKWD w szpitalu w Wilnie i wywieziony do obozu w Miednikach Królewskich, potem do Kaługi pod Moskwą, gdzie pracował w niewolniczych warunkach przy wyrębie lasu. Na przełomie kwietnia i maja 1945 r. uciekł z obozu, zabijając sowieckiego sierżanta. Nałożył następnie jego mundur i w tym przebraniu dotarł do Wilna, a następnie do Białegostoku. 8 maja 1945 r. spotkał na ulicy byłego dowódcę 1 kompanii szturmowej 3 Brygady ppor. Romualda Rajsa "Burego", a dwa dni później wszedł w skład 5 Wileńskiej Brygady AK mjr. „Łupaszki”, jako podoficer szkoleniowy a następnie dowódca plutonu w 2 szwadronie. Kilkakrotnie brał udział w starciach z patrolami Armii Czerwonej, w tym w akcji na Strablę pow. Bielsk Podlaski. We wrześniu 1945 r. protestując przeciwko warunkom demobilizacji żołnierzy 2 szwadronu usiłował popełnić samobójstwo w czym przeszkodził mu jego kolega z Wileńszczyzny – Włodzimierz Jurasow "Wiarus".

Po przejściu 2 szwadronu do Narodowego Zjednoczenia Wojskowego we wrześniu 1945 r. podporządkował się rozkazowi „Burego” i został w oddziale, który niebawem został przez Komendę Okręgu NZW Białystok czasowo rozwiązany. 1 października 1945 r. został mianowany przez komendanta Okręgu NZW dowódcą okręgowego patrolu Pogotowia Akacji Specjalnej. W listopadzie 1945 r. po powrocie z urlopu, który spędził u rodziny w Wydminach zorganizował ok. 90-osobowy oddział, znany jako 3 Wileńska Brygada NZW. 1 grudnia 1945 r. mianowany został p.o. szefa PAS Komendy Okręgu NZW. Działalność bojową jego oddział rozpoczął 30 grudnia 1945 r., kiedy to zaatakował posterunek MO w Sokołach pow. Wysokie Mazowieckie i zdobył go bez strat. Po rozbrojeniu załogi wypuścił na wolność funkcjonariuszy MO i żołnierzy. 15 stycznia 1946 r.  zorganizował zasadzkę na drodze pod Goniądzem w której zdobył kilka aut. Następnego dnia rozbroił pod Hermanami pow. Wysokie Mazowieckie grupę kontyngentową z 9 baonu KBW.

Białostocczyzna, 1945 rok. Odprawa przed akcją; od lewej: ppor. cz. w. Leon Smoleński "Zeus", ppor. Mikołaj Kuroczkin "Leśny", czwarty: ppor. Kazimierz Chmielowski "Rekin".

Po  przejęciu dowodzenia oddziałem przez "Burego" wziął udział w rajdzie 3 Brygady do Puszczy Białowieskiej i akcji na Hajnówkę 28 stycznia 1946 r. 14 lutego 1946 r. "Rekin" ze swoimi ludźmi wkroczył do Wydmin (gdzie po wojnie przenieśli się jego rodzice), wystawił posterunki, opanował ratusz, a na rynku wywiesił biało-czerwoną flagę. Tego dnia Wydminy były w Wolnej Polsce– wspominali potem przez lata mieszkańcy.
Dwa dni później, 16 lutego 1946 r., podczas postoju na kwaterach we wsi Gajrowskie główne siły, liczącej 120 żołnierzy 3 Brygady NZW, pod dowództwem kpt. Romualda Rajsa "Burego" zostały zaskoczone przez obławę, w której brało udział 1,5 tys. funkcjonariuszy NKWD, UB i MO. W wyniku tej bitwy 3 Brygada została rozproszona i musiała wycofać się w dwóch oddziałach na Podlasie. W walce zginęło 23 żołnierzy podziemia, w tym dwaj oficerowie - por. Jan Boguszewski "Bitny" i por. Włodzimierz Jurasow "Wiarus". Straty partyzantów byłyby większe gdyby nie działania plutonu rozpoznawczego dowodzonego przez ppor. Kazimierza Chmielowskiego "Rekina", który pod wsią Jelonek powstrzymał część nadchodzącej obławy. Ppor. "Rekin" ze swoim wysuniętym plutonem rozbił szykującą się do zamknięcia okrążenia jednostkę "ludowego" WP mjr. Wojciechowskiego, dzięki czemu główne siły 3 Brygady NZW mogły wyrwać się z niedomkniętego okrążenia i ukryć w Puszczy Boreckiej. Bitwa ta zakończyła trwający ponad tydzień rajd 3 Brygady NZW po terenie dawnych Prus Wschodnich.

Ppor. Kazimierz Chmielowski "Rekin"

Kazimierz Chmielowski "Rekin" zebrał większość rozproszonego oddziału, który pomimo pościgu bez dalszych strat doprowadził bezpiecznie w końcu lutego w Białostockie. Do połowy kwietnia 1946 r. prowadził wspólne z 6 Brygadą WIleńską AK ppor. Lucjana Minkiewicza "Wiktora" działania na Lubelszczyźnie i Podlasiu. 28 kwietnia 1946 r. 3 Brygada NZW kpt. Burego" wspólnie z 6 Brygadą ppor. "Wiktora" stoczyła w rejonie wsi Brzozowo-Muzyły walkę z 65-osobową grupą operacyjną MO, KBW i UB w wyniku czego komuniści zostali rozbci; wzięto do niewoli 40 żołnierzy KBW a 17 funkcjonariusz UB i MO rozstrzelano. O zwycięstwie zadecydowała przede wszystkim szarża plutonu kawalerii NZW pod dowództwem ppor. "Rekina", który prowadząc swój oddział do ataku na grupę KBW i UB został ciężko ranny. Nieprzytomny, został wywieziony z pola bitwy i pozostawał pod opieka oddziału ppor. "Wiktora", który uchodząc przed pościgiem wycofał się w okolice Warszawy.

Wzięci do niewoli członkowie grupy operacyjnej MO, KBW i UB, rozbitej przez 3 Brygadę Wileńską NZW kpt. Romualda Rajsa "Burego" i 6 Brygadę Wileńską AK ppor. Lucjana Minkiewicza "Wiktora", 28 kwietnia 1946 r. w rejonie wsi Brzozowo-Antonie na Podlasiu.

W dniu 30 kwietnia 1946 r. w rejonie wsi Czochnie-Góra i Śliwowo doszło do walki z wydzielonymi pododdziałami trzech batalionów KBW, w następstwie której zginęło 25 członków oddziałów partyzanckich 3 Brygady NZW i 6 Wileńskiej Brygady AK, a 12 dostało się do niewoli. Wśród rozpoznanych zabitych był drużynowy z plutonu "Bitnego" o pseudonimie "Ładunek" (prawdop. kpr./plut. Dernowski Władysław [Stanisław] vel Stanisław Krzyżanowski ), który poległ wraz z całą swoja drużyną.
Po powrocie do zdrowia ppor. "Rekin" objął ponownie dowodzenie oddziałem. W końcu lipca rozbroił posterunek MO w Wierzbowie, 27 lipca 1946 r. został zaatakowany w Hilarowie pow. Węgrów przez grupę operacyjna UB, KBW i MO. Jego oddział został częściowo rozproszony. 9 sierpnia 1946 r. wraz z grupą kilku żołnierzy udał się na patrol w kierunku Mazur, gdzie zostali zaatakowani przez patrol MO  koło Różyńska Wielkiego (powiat Ełk). W starciu zginęli dowódca plutonu "Leszek" i dowódca drużyny "Paw".
We wrześniu 1946 r. 3 Wileńska Brygada NZW została zdemobilizowana. Kazimierz Chmielowski  wyjechał do Chorzowa, gdzie rozpoczął pracę w hucie Kościuszko a następnie, w październiku 1946 r., studia na Wydziale Budowy Maszyn Politechniki Śląskiej w Gliwicach. 10 marca 1947 r. ujawnił się w WUBP w Katowicach podając się za szer. Kazimierza Chmielowskiego "Smutnego" z AK Wilno, zdemobilizowanego z 36 zapasowego pp w Kałudze, który repatriował 12 stycznia 1946 r. do Polski.

Kazimierz Chmielowski; zdjęcie z legitymacji studenta I roku Wydziału Budowy Maszyn Politechniki Śląskiej w Gliwicach, 1947 rok.

Zdjęcie sygnalityczne ppor. Kazimierza Chmielowskiego "Rekina" wykonane przez funkcjonariuszy MBP w Warszawie 4 grudnia 1948 r., dzień po aresztowaniu.

Zidentyfikowany przez UB jako żołnierz 3 Brygady NZW został aresztowany w dniu 3 grudnia 1948 r. Przeszedł bardzo ciężkie śledztwo (jego ojciec zmarł w białostockim więzieniu w grudniu  1946 r.). Sądzony wraz ze swoim dowódcą kpt. Romualdem Rajsem "Burym" w pokazowym procesie odbywającym się w sali białostockiego kina "Ton" w dniach 19-27 września 1949 r. został skazany wyrokiem z dnia 1 października 1949 r. na karę dożywotniego więzienia. W wyniku rewizji procesu wniesionej przez prokuratora był ponownie sądzony 11 stycznia 1950 r. przez WSR w Białymstoku i skazany w dniu 14 stycznia 1950 r. na karę śmierci. Decyzją z 27 marca 1950 r. Bolesław Bierut nie skorzystał z prawa łaski i ppor. Kazimierz Chmielowski "Rekin" został zamordowany strzałem w tył głowy 1 kwietnia 1950 r. o godz. 21.00 w więzieniu w Białymstoku. Wyrok wykonał tzw. dowódca plutonu egzekucyjnego - Jan Sierakowski z WUBP Białystok. Miejsce ukrycia ciała ppor. "Rekina" pozostaje nieznane.

Protokół wykonania kary śmierci 1 kwietnia 1950 r. na ppor. Kazimierzu Chmielowskim "Rekinie". Strzał w tył głowy oddał tzw. dowódca plutonu egzekucyjnego - Jan Sierakowski z WUBP Białystok.

W 1995 roku Sąd Warszawskiego Okręgu Wojskowego na sesji w Olsztynie uznał wyrok śmierci wydany na por. "Rekina" za nieważny.
W dniu 1 marca 2014 roku w Wydminach, na placu przed kościołem, nastąpiło odsłonięcie pomnika  i tablicy pamiątkowej w hołdzie ppor. Kazimierzowi Chmielowskiemu „Rekinowi” i jego żołnierzom z 3 Wileńskiej Brygady NZW.


Odsłonięty 1 marca 2014 r. w Wydminach pomnik w hołdzie ppor. Kazimierzowi Chmielowskiemu "Rekinowi" i jego żołnierzom z 3 Wileńskiej Brygady NZW.



GLORIA VICTIS !!!

Więcej na temat walki ppor. "Rekina" w 3 Brygadzie NZW czytaj:
Strona główna>
Prawa autorskie>

Kapitan Romuald Rajs "Bury" - dyskusji o wojnie partyzanckiej ciąg dalszy

$
0
0
Dr Kazimierz Krajewski, Grzegorz Wąsowski

Kapitan Romuald Rajs "Bury" - dyskusji o wojnie partyzanckiej ciąg dalszy.


Romuald Rajs "Bury", dowódca 1 Kompanii Szturmowej 3 Brygady Wileńskiej AK wychodzi z oddziałem z kościoła. Turgiele, Wielkanoc 1944 r.

Jako autorzy tekstu „Bury” a Białorusini - fakty i mity (dostępnego aktualnie w Internecie na stronie: podziemiezbrojne.blox.pl), stanowiącego próbę rekonstrukcji działań dowodzonej przez kpt. Romualda Rajsa „Burego” 3 Brygady Wileńskiej Narodowego Zjednoczenia Wojskowego (dalej: 3 Brygada NZW) z przełomu stycznia i lutego 1946 r., w których  śmierć poniosło kilkudziesięciu obywateli polskich narodowości białoruskiej, z  zainteresowaniem śledziliśmy wymianę korespondencji pomiędzy Arkadiuszem Rajsem, wnukiem kpt. „Burego”, a red. Piotrem Zychowiczem.

Na list otwarty Arkadiusza Rajsa, który ukazał się na portalu niezależna.pl, red. Zychowicz zareagował odpowiedzią w formie listu zamieszczonego na portalu dorzeczy.pl. W swym tekście red. Zychowicz uznał nasz artykuł za rodzaj mowy obrończej kpt. „Burego”, niebywale życzliwy wobec „Burego”, w którym wszystkie poddane w nim analizie wydarzenia zinterpretowaliśmy, jego zdaniem, na korzyść tego partyzanckiego dowódcy, robiąc wszystko co w naszej mocy żeby przedstawić go w jak najkorzystniejszym świetle.
W rzeczywistości jednak istotą naszego tekstu było przedstawienie zasadniczych dla sprawy faktów i właściwa, naszym zdaniem, ich interpretacja. Red. Zychowicz, powołując się na tradycję rodzinną, zadeklarował umiłowanie do oręża polskiego. W jego liście czytamy dalej:
Wpojono mi przy tym jedną żelazną i nie podlegającą żadnej dyskusji zasadę. Zasadę, od której nie może być nawet najmniejszego odstępstwa. Zasada ta brzmi: wojnę prowadzi się przeciwko dorosłym, uzbrojonym mężczyznom. A nie przeciwko jeńcom wojennym, kobietom i dzieciom. [...]. Jak Pan doskonale wie, kapitan Romuald Rajs „Bury” – przy całych swoich olbrzymich zasługach dla sprawy polskiej – niestety nie zawsze trzymał się tej zasady.
To, rzecz jasna, bardzo słuszna i piękna zasada, która jednak w XX wieku tyle się miała do rzeczywistości, ile historyjki z opowiadań Antoniego Gawińskiego do prawdziwej wojny. Trafnie zjawisko to – rozdźwięku między wyobrażeniami o wojnie a jej prawdziwym obliczem -  oddał mistrz red. Zychowicza, Józef Mackiewicz. W jednym ze swych tekstów publicystycznych napisał:
Z tym samym Władziem przeczytaliśmy chyba wszystkie powieści Walerego Przyborowskiego, w których stary wachmistrz, gdy się rozsierdził na dobre, dopieroż to klął: „Do stu par tysięcy kartaczy!”. I z Władziem z tej samej szóstej, poszliśmy do autentycznych ułanów, gdzie wachmistrz, nawet w doskonałym humorze, nie mówił inaczej niż: „Ach bracia, k…. wasza mać!”.
Tak czy inaczej hołdowanie powyżej zasadzie i pielęgnowanie  jej oczywiście zasługuje na poklask. Jednak przywoływanie tej zasady w kontekście działań partyzanckich wydaje się być świadectwem niezrozumienia przez red. Zychowicza, jakie są podstawowe cele i zadania oddziałów leśnych, a także jaki jest praktyczny wymiar prowadzonej przez nie walki (dalsze nasze wywody oczywiście nie odnoszą się do dzieci – podkr. KK i GW). Tak się bowiem składa, że realiami partyzantki są działania skierowane nader często przeciwko osobom nieuzbrojonym, czasami także kobietom, a nie tylko spektakularne wystąpienia zbrojne przeciwko okupantowi. Zadaniem oddziałów leśnych nie jest bowiem wygranie zmagań wojennych, gdyż oddziały te nie mają do tego wystarczających sił ani środków. Natomiast w sytuacji, gdy władza zostaje przejęta przez siły okupacyjne, a legalne czynniki państwowe schodzą do konspiracji lub pozostają poza granicami kraju, co skutkuje m.in. tym, że aparat przymusu - konieczny w każdym normalnym państwie - przestaje służyć ochronie praw jednostki i dobru wspólnemu, a staje się w rękach okupanta narzędziem terroru, partyzantka pełni doniosłą funkcję strażnika reguł koniecznych dla ocalenia więzów wspólnotowych. Rola ta sprowadza się do obrony i egzekwowania fundamentalnych norm postępowania w relacjach międzyludzkich i podstawowej lojalności członków okupowanej wspólnoty wobec prawowitych władz. Realizacja tego niewdzięcznego, ale jakże ważnego w czasach zaniku normalnej państwowości zadania sprowadza się w praktyce do karania, w tym przede wszystkim likwidacji – najczęściej nieuzbrojonych - konfidentów i szkodliwych kolaborantów, także jeśli są nimi kobiety, oraz przestępców pospolitych stanowiących zagrożenie dla społeczeństwa. Podziemie antykomunistyczne dlatego cieszyło się poparciem ludności i mogło przez długie lata utrzymać się w terenie, bowiem funkcje te wykonywało w sposób efektywny.

Kpt. Romuald Rajs "Bury" - dowódca 3 Wileńskiej Brygady NZW.

Warto podkreślić, że z punktu widzenia podtrzymania morale ludności akcje likwidacyjne wymierzone w konfidentów, kolaborantów czy bandytów z danego terenu, były dla społeczności lokalnej ważniejsze niż starcie partyzantów z taką czy inną grupą operacyjną. Wie o tym doskonale każdy, kto na poważnie zajmuje się problematyką zbrojnego podziemia antykomunistycznego i miał możliwość prowadzenia poważnych rozmów z partyzantami, członkami siatki terenowej czy wreszcie ze zwykłymi mieszkańcami terenów objętych aktywnością podziemia, pamiętającymi czasy „leśnych”. Wie również o tym, że w dobrze prowadzonych oddziałach zadania te, bardzo nieprzyjemne dla każdego człowieka o normalnej uczuciowości, wykonywali partyzanci starsi wiekiem, z najdłuższym stażem, zahartowani w walce i o silnych osobowościach. Ludzie, co których nie zachodziło ryzyko, a w każdym razie było ono stosunkowo małe, że ulegną deprawacji.

Nie jest też wiedzą tajemną znawców przedmiotu, że tak jak repertuar kar, do których „leśni” mogli sięgnąć, podejmując działania represyjne, był stosunkowo skąpy, tak status jeńca w warunkach walki prowadzonej przez partyzantkę antykomunistyczną po prostu nie istniał. Z prostego powodu – więzieniami ani obozami jenieckimi partyzanci nie dysponowali. Dlatego w realiach walki prowadzonej przez Żołnierzy Wyklętych osoby najbardziej szkodliwe dla sprawy wolności Polski, tj. funkcjonariusze NKWD i UB, politrucy, oficerowie KBW, konfidenci, milicjanci biorący udział w walkach z podziemiem - jeżeli dostały się w ręce „leśnych”, z reguły musiały pożegnać się z życiem. Taka była cena aktywnego opowiedzenia się po stronie reżimu komunistycznego, który był największym i najgroźniejszym zinstytucjonalizowanym wrogiem wolności w całych dotychczasowych dziejach. Zazwyczaj zabijano też bandytów, rabusiów i notorycznych złodziei (choć tu karę śmierci zamieniano czasem na chłostę lub nakaz wyjazdu z miejsca zamieszkania). Z kolei szeregowi żołnierze „ludowego” wojska czy KBW, zwykli czerwonoarmiści czy milicjanci byli z reguły puszczani przez „leśnych” wolno, najczęściej po stosownym pouczeniu. Właśnie taka sytuacja miała miejsce 28 kwietnia 1946 r. po walce pod wsią Brzozowo - Antonie stoczonej przez 3 Brygadę NZW i 6 Brygadę Wileńską AK z grupą operacyjną UB-MO-KBW przeprowadzającą aresztowania w terenie. Po rozbiciu sił komunistycznych przez partyzantów, zgodnie z decyzją  „Burego” oddzielono wziętych do niewoli funkcjonariuszy UB i milicjantów od żołnierzy KBW. Tych ostatnich na rozkaz „Burego” rozbrojono, rozmundurowano i po pouczeniu puszczono wolno, zaś tych pierwszych, a było ich kilkunastu, rozstrzelano.

Wzięci do niewoli członkowie grupy operacyjnej MO, KBW i UB, rozbitej przez 3 Brygadę Wileńską NZW kpt. Romualda Rajsa "Burego" i 6 Brygadę Wileńską AK ppor. Lucjana Minkiewicza "Wiktora", 28 kwietnia 1946 r. w rejonie wsi Brzozowo-Antonie na Podlasiu.

Red. Zychowicz zwraca się do wnuka kapitana „Burego”:
Przejdźmy jednak do rzeczy. W swoim liście stara się Pan usprawiedliwić pacyfikacje białoruskich wsi dokonane przez kapitana Rajsa faktem, że zamieszkała w nich ludność była skomunizowana, najeżona agentami bezpieki i „wrogami Ojczyzny”. Uważam ten argument za niedopuszczalną aprobatę dla stosowania odpowiedzialności zbiorowej.
Red. Zychowicz nie chce dostrzec, że ani my, ani wnuk kpt. „Burego” nie usprawiedliwiamy śmierci kobiet i dzieci. Staramy się natomiast wyjaśnić kontekst, w jakim do tej sytuacji doszło, zrekonstruować przebieg wydarzeń, w tym odtworzyć decyzje podejmowane przez „Burego” w stosunku do mieszkańców ukaranych wiosek. Wyjaśnijmy też, co w tym przypadku oznacza określenie „wioski skomunizowane”? Z meldunków polskiego podziemia, zarówno poakowskiego, jak i narodowego, wyłania się obraz zbiorowości nastawionej wybitnie antypolsko, negującej istnienie polskiej państwowości, popierającej reżim komunistyczny. W części owych wiosek zorganizowane były zbrojne komunistyczne bojówki, określane niekiedy jako „samoobrona białoruska” (Szpaki, Zanie, Wólka Wygonowska). Niektórzy mężczyźni zamieszkali w tych wsiach z bronią w ręku występowali po stronie władz komunistycznych, kontrolując osoby przechodzące lub przejeżdżające drogami i ostrzeliwując pojawiające się grupy polskiego podziemia. Informowali też NKWD i UB o sytuacji w terenie i osobach zaangażowanych po stronie polskiego ruchu niepodległościowego.
Z naszych ustaleń wyłania się obraz niepasujący do retoryki red. Zychowicza. Uważamy, że zgodnie z rozkazem kpt. „Burego” w Zaleszanach, Wólce Wygonowskiej, Zaniach i Szpakach mieli zginąć jedynie ludzie zaangażowani czynnie po stronie reżimu komunistycznego. Rozkaz ten nie został jednak wykonany w sposób ścisły.

Zychowicz pisze:
Przypomnę Panu, że 29 stycznia 1946 roku w puszczonej z dymem na rozkaz kapitana „Burego” wsi Zaleszany żywcem spłonęło kilkanaście osób. W tym dwie kobiety z kilkorgiem małych dzieci. Nawet dr Kazimierz Krajewski, na którego się Pan powołuje, uznał, że <<„Bury” powinien przewidzieć, że w podpalanych zabudowaniach Zaleszan mogli ukryć się ludzie>>.
Wyjaśnijmy, w Zaleszanach oprócz kilku ludzi (prawdopodobnie dwóch, na pewno nie więcej niż pięciu) rozpoznanych przez partyzantów 3 Brygady NZW jako aktywiści komunistyczni, zabitych zanim na rozkaz „Burego” rozpoczęto podpalanie wsi, miał nikt więcej nie zginąć! „Bury” uznał natomiast, że mieszkańcy Zaleszan powinni zostać ukarani materialnie, przez spalenie ich zabudowań, za jawnie wrogi stosunek do polskiego munduru; decyzją tego partyzanckiego dowódcy mieli oni zająć się odbudowywaniem swojego dobytku, a nie komunizowaniem. Do tragedii doszło, gdyż część mieszkańców nie posłuchała rozkazu opuszczenia budynków, które wkrótce zostały podpalone. Wtedy właśnie zginęli ludzie schowani w zakamarkach własnych zabudowań, w tym dwie kobiety z kilkorgiem małych dzieci. Nie było to jednak intencją „Burego”, przecież nie kazał ich zabijać! Zatem przywoływanie tego zdarzenia w kontekście zasady, o której pisze red. Zychowicz - jest istotnym nadużyciem. Należy przy tym dodać, że istnieją poważne przesłanki, że w czasie podpalania przez partyzantów zabudowań Zaleszan „Burego” nie było już we wsi, gdyż od razu po przemowie, którą wygłosił do mieszkańców w domu Dymitra Sacharczuka (zakomunikował wówczas zgromadzonym, że zabudowania wsi zostaną spalone), pojechał z częścią  3 Brygady NZW  do Wólki Wygonowskiej (patrz np.: zeznania Teodora Roszczenki, który 29 stycznia 1946 r. był w Zaleszanach jako jeden z białoruskich furmanów wiozących żołnierzy „Burego”- protokół przesłuchania z 26 lipca 1949 r., Wojskowy Sąd Rejonowy w Białymstoku, sygn. akt 769/49; opuszczenie Zaleszan przez istotną część sił  3 Brygady NZW jeszcze przed podpaleniem zabudowań wsi potwierdza sporządzony  w dniu 31 stycznia 1946 r., a zatem dwa dni po wydarzeniach w Zaleszanach, oparty na relacjach mieszkańców tej wsi protokół Nadzwyczajnej Komisji Powiatowej Rady Narodowej w Bielsku Podlaskim). Wykonawcami tego rozkazu „Burego” byli partyzanci z plutonu Jana Boguszewskiego „Bitnego”. Niewykluczone, że paląc zabudowania wsi, podkomendni „Bitnego” strzelali do mężczyzn chcących gasić płonący dobytek, co spowodowało śmierć dalszych kilku osób.

Por. Jan Boguszewski "Bitny" (zdjęcie przedwojenne). Marynarz flotylli pińskiej, żołnierz kampanii wrześniowej, a następnie konspiracji niepodległościowej. Od sierpnia 1945 r. dowódca oddziału PAS NZW, działającego na terenie pow. Bielsk Podlaski. W styczniu 1946 r. dowódca 2. plutonu w składzie 3 Brygady Wileńskiej NZW, dowodzonej przez kpt. Romualda Rajsa "Burego". Zginął 16 lutego 1946 pod Gajrowskimi w bitwie z grupą operacyjną UB-NKWD.

Kolejna kwestia poruszona przez Zychowicza:
Jeszcze większa tragedia rozegrała się we wsi Zanie. Tam partyzanci wysłani przez „Burego” zastrzelili 20-30 osób. Wśród ofiar byli białoruscy kolaboranci, ale również kobiety i kilkoro dzieci. Czy naprawdę uważa Pan, że białoruskie dzieci, które straciły życie w tych pacyfikacjach współpracowały z komunistyczną bezpieką? Że były „wrogami Ojczyzny”? Czy uważa Pan, że powinny były ponieść taką straszliwą „karę” za grzechy swoich dorosłych współplemieńców?
Okoliczności tragedii do jakiej doszło w Zaniach przedstawiliśmy w artykule przywołanym na początku tego tekstu . W tym przypadku także nie usprawiedliwiamy śmierci kobiet i dzieci faktem, iż miejscowi uzbrojeni komunistyczni bojówkarze otworzyli ogień do partyzantów. Jednoznacznie wskazujemy natomiast, co red. Zychowicz w swych rozważaniach zupełnie pomija, że doszło tam do przekroczenia rozkazu wydanego przez  „Burego”. Likwidację czerwonych bojówkarzy przeprowadzał w Zaniach pluton Jana Boguszewskiego „Bitnego” (ten sam, który palił zabudowania Zaleszan). Należy podkreślić, że  „Bury” nie miał czasu, by poznać zalety czy też raczej wady tego przedwojennego podoficera (awansowanego w szeregach NZW do stopnia podporucznika) ani jego podkomendnych. „Bitny” dowodził wcześniej oddziałem Pogotowia Akcji Specjalnej Komendy Powiatu NZW Bielsk Podlaski. Cieszył się dobrą opinią przełożonych z NZW. Do 3 Brygady NZW dołączył ze swymi żołnierzami w końcu listopada 1945 r. Trzeba przy tym pamiętać, że „Bury” od 8 grudnia 1945 do 16 stycznia 1946 r. przebywał poza oddziałem; przez kilka dni brał udział w pracach Komendy Okręgu NZW Białystok, a następnie wykorzystał przyznany mu urlop. Do czasu powrotu „Burego” do oddziału „Bitny” dał się poznać jako dobry szkoleniowiec, a 3 Brygada NZW nie cierpiała na nadmiar kadry. „Bury” nie miał zatem podstaw, by sądzić, że „Bitny” nie poradzi sobie z zadaniem, jakim było zlikwidowanie komunistycznych bojówkarzy (członków samoobrony) w Zaniach, albo że potraktuje je jako pretekst do krwawej rozprawy z Bogu ducha winną częścią mieszkańców wsi. Nie bez znaczenia jest również to, że powierzając plutonowi „Bitnego” spalenie zabudowań wsi Zaleszany, a później przeprowadzenie akcji w Zaniach, „Bury” realizował rozkaz komendanta Okręgu NZW Białystok majora Floriana Lewickiego „Kotwicza” z 20 września 1945 r., w myśl którego działania wymierzone w skomunizowaną ludność białoruską miały być przeprowadzone przez „Burego” właśnie wspólnie z oddziałem „Bitnego”. Oddział ten, w chwili wydania przywołanego rozkazu, był oddziałem Pogotowia Akcji Specjalnej Komendy Powiatu NZW Bielsk Podlaski (kryptonim „Burza”), a w czasie działań w Zaleszanach i Zaniach stanowił już część 3 Brygady NZW, jako jej 2 pluton.

W kontekście naszego twierdzenia, że w Zaniach doszło do przekroczenia rozkazu „Burego”, należy mocno podkreślić, że tam, gdzie ten dowódca był osobiście podczas wykonywania operacji karnej skierowanej przeciwko skomunizowanej ludności białoruskiej, jego rozkazy wykonywano w sposób ścisły. W Wólce Wygonowskiej i Szpakach, wioskach w których zorganizowane były zbrojne bojówki komunistyczne, a w których „Bury” był obecny podczas działań żołnierzy 3 Brygady NZW (w Wólce Wygonowskiej kierował przebiegiem akcji represyjnej), zginęli wytypowani wcześniej  do likwidacji mężczyźni. W Końcowiźnie nikt nie został zabity, spalono część zabudowań. Dodajmy, że w Szpakach być może doszło do gwałtu na dziewczynie i zabójstwa innej, broniącej się przed gwałtem. Jeżeli tak było, oba te przestępstwa obciążają wyłącznie ich sprawcę czy sprawców. Wymykają się one bowiem z jakichkolwiek rozkazów, a każdy, kto ma niejakie pojęcie o wymogach dyscypliny, jakie „Bury” stawiał swym podkomendnych, nie powinien mieć wątpliwości co do tego, że winni tych czynów, gdyby „Bury” dowiedział się o nich, zostaliby natychmiast z jego rozkazu rozstrzelani.

W dalszej części odpowiedzi na list wnuka kpt. „Burego” red. Zychowicz porusza sprawę śmierci grupy tzw. furmanów, którzy przez kilka dni towarzyszyli żołnierzom NZW jako woźnice:
Teraz kwestia około 30 białoruskich furmanów rozstrzelanych z rozkazu „Burego” 31 stycznia 1946 roku w lesie pod Puchałami Starymi. Wbrew temu co Pan pisze, kapitan Rajs służąc w Ochronie Lasów Państwowych nie miał dostępu do „list osób, które zajmowały się wywózką Polaków w 39. i 40. roku”. Takie listy w Ochronie Lasów Państwowych bowiem nigdy nie zostały sporządzone. Nie ma również cienia dowodu na to, że zamordowani furmani mieli coś wspólnego z deportacjami Polaków „za pierwszego Sowieta”.
Istnieje natomiast hipoteza, że zgładzeni furmani sprzyjali władzy komunistycznej w roku 1946. Zgodnie z nią mieli o tym poinformować partyzantów „Burego” biorąc ich za żołnierzy KBW lub LWP. Hipoteza ta jest jednak mocno dyskusyjna. Zresztą nawet gdyby białoruscy furmani byli aż takimi idiotami i poszli na podobne zwierzenia – nie usprawiedliwia to rozstrzelania 30 cywilów.
„Bury”, służąc w jednostce ochrony lasów państwowych, nie miał dostępu do list ludzi zajmujących się wywózką Polaków w latach 1939-1941; w tym wątku, naszym zdaniem, Arkadiusz Rajs nie ma racji. Ale pełniąc tę funkcję „Bury” jeździł, czasem nawet z UB i MO, po okolicznych wioskach. Białoruscy wieśniacy, przekonani że mają do czynienia z funkcjonariuszem aparatu komunistycznego, opowiadali o swych „zasługach” z lat pierwszej okupacji sowieckiej, a także o stosunku do polskiego ruchu niepodległościowego. To, że sprzyjali komunie i czynnie wspierali ją także w 1946 r., nie jest żadną hipotezą, ale faktem. Żołnierze „Burego” podczas rajdu przez wschodnią część powiatu bielskiego występowali jako komunistyczna grupa operacyjna. Mieli zadanie prowadzenia rozmów z furmanami pod kątem stosunku tych ostatnich do polskiego ruchu niepodległościowego itp. Ci spośród furmanów, którzy wykazali wówczas postawę wrogą, antypolską - wygadali sobie swój los (patrz: artykuł przywołany na początku tego tekstu). Białoruskie pochodzenie narodowe lub wyznawana wiara prawosławna nie były kryteriami branymi pod uwagę przy podjęciu decyzji o egzekucji. Kryterium tym był wyłącznie stosunek do Polski i polskiego ruchu niepodległościowego. Potwierdza to „wyreklamowanie” jednego z prawosławnych furmanów z Krasnej Wsi przez polskich sąsiadów z innej wioski (zagwarantowali, że to „porządny człowiek”, w efekcie czego został on puszczony wolno). Wypada też powtórzyć, że nie ma  mocnych dowodów na to, że pośród co najmniej 40 furmanów będących przy oddziale „Burego” w dniu 31 stycznia 1946 r., kiedy to rozstrzygał się ich los, byli  Polacy lub osoby narodowości białoruskiej, ale wiary katolickiej. Prawdopodobnie wszyscy byli Białorusinami i prawosławnymi. Co najmniej dziesięciu z nich puszczono wolno. Przypomnijmy także, że podczas procesu kpt. „Bury” stwierdził, że furmani zostali zastrzeleni za wrogie ustosunkowanie do nielegalnych organizacji [sic – organizacji niepodległościowych].

Red. Zychowicz podsumowuje swe wywody:
Proszę jednak nie wymagać ode mnie żebym pochwalał lub przemilczał zabijanie niewinnych cywilów – bezbronnych mężczyzn, kobiet i dzieci.
Cóż, „Bury” nie zabijał niewinnych – twierdzenie, że było inaczej jest całkowicie bezpodstawne. Z jego rozkazu mieli stracić życie jedynie dorośli mężczyźni, zaangażowani w popieranie reżimu komunistycznego. Śmierć kobiet i dzieci w ogóle nie leżała w zamierzeniach „Burego”. Twierdzenie odmienne jest w naszej ocenie nieuprawnione.

Kpt. Romuald Rajs "Bury", dowódca 3 Wileńskiej Brygady NZW.

Redaktor Zychowicz zwraca się na zakończenie do wnuka kapitana „Burego”:
Pisze Pan, że nie wie jaki cel mi przyświeca. Chętnie wyjaśnię. Chodzi mi tylko i wyłącznie o prawdę. Jako ideowy antykomunista jestem bowiem wierny przesłaniu mojego mistrza Józefa Mackiewicza, który pisał, że „tylko prawda jest ciekawa”. Nawet jeżeli jest ona bolesna i niewygodna.
Tak, rzeczywiście, tylko prawda jest ciekawa. Zadaniem historyka (a także publicysty) jest jej poznanie i opisanie. Powinien on także posiadać umiejętność interpretowania zdarzeń, które udało mu się ustalić. Cóż, łatwo jest wypisywać oderwane od  życia, ale ładnie brzmiące komunały o rycerskiej walce, znacznie trudniej dokonać wysiłku, by zebrać wszystkie elementy dające w ostatecznym efekcie obraz zbliżający nas do prawdy.
 
Ponieważ bardzo cenimy sobie twórczość Józefa Mackiewicza, pozwolimy sobie zakończyć tę naszą wypowiedź cytatem z powieści Sprawa pułkownika Miasojedowa. Zawiera on myśl, której trafność z upływem lat dostrzegamy coraz bardziej:
Na nic to wszystko. Wielkie doświadczenie, dokonane za cenę krwi i rozpaczy, przepada dla potomności. I po wielkim wybuchu, jak popiół z wulkanu opada i ściele się bezwartościowy osad pustych sloganów.

Dr Kazimierz Krajewski
historyk, badacz dziejów polskiego podziemia niepodległościowego,
kierownik Referatu Badań Naukowych OBEP IPN w Warszawie,
prezes Nowogródzkiego Okręgu Światowego Związku Żołnierzy AK


Grzegorz Wąsowski
adwokat, współkieruje pracami Fundacji "Pamiętamy" , zajmującej się przywracaniem pamięci o żołnierzach polskiego podziemia niepodległościowego
z lat 1944-1954

Powyższy tekst pierwotnie ukazał się w "Gazecie Polskiej", nr 13(1233) z dn. 29.03.2017 r. pod tytułem Między sloganami a dramatem prawdy. Dyskusji o wojnie partyzanckiej ciąg dalszy.

Kpt. Romuald Rajs "Bury" a Białorusini - fakty i mity>
Strona główna>
Prawa autorskie>

66. rocznica śmierci st. sierż. "Roja"

$
0
0
66. rocznica śmierci st. sierż. Mieczysława Dziemieszkiewicza "R o ja"

...Nie dajmy zginąć poległym.
Zbigniew Herbert

St. sierż. Mieczysław Dziemieszkiewicz "Rój"  na czele oddział u, 1948 r.

66 lat temu, 13 kwietnia 1951 r., zdradzony i okrążony, poległ w walce st. sierż. Mieczysław Dziemieszkiewicz "Rój", dowódca jednego z najdłużej walczących z komunistami oddziałów Narodowego Zjednoczenia Wojskowegona Mazowszu. Przebywał wówczas wraz z Bronisławem Gniazdowskim "Mazurem" w gospodarstwie Burkackich we wsi Szyszki (gm. Kozłowo, pow. pułtuski), gdzie został osaczony przez 270 żołnierzy z I Brygady KBW i nieustaloną liczbę funkcjonariuszy UBP i MO.

St. sierż. Mieczysław Dziemieszkiewicz "Rój".

Pierwszy z lewej sierż. Ildefons Żbikowski "Tygrys", trzeci st. sierż. Mieczysław Dziemieszkiewicz "Rój".

W 1951 roku resort bezpieczeństwa nie dawał ciągle za wygraną i działania operacyjne mające doprowadzić do likwidacji "Roja" i jego ludzi zataczały coraz szersze kręgi. Liczbę agentów i informatorów skierowanych przez UBP do rozpracowania pozostałości jego oddziału można obliczać na kilkaset osób. Większość z nich była zmuszana do współpracy groźbą i szantażem.
Zwerbowano tą drogą m.in. agentkę „Magdę”, córkę państwa Burkackich ze wsi Szyszki, u których "Rój" często bywał. „Magda” utrzymywała stały kontakt z „Rojem”, darzącym ją szczególnym zaufaniem i uczuciem – kilkakrotnie prosił ją o rękę. Funkcjonariusze UBP pisali w raporcie, że agentka „Magda”
[...] zdecydowała się oddać „Roja”, mając ku temu szerokie możliwości, ponieważ „Rój” darzy ją kompletnym zaufaniem, co świadczy o tym, że stawiał jej kilkakrotnie propozycję wyjścia za mąż i wstąpienia do bandy.
Jej rodzice zostali aresztowani przez UB i skazani na karę 6 i 8 lat więzienia. 13 kwietnia 1951 roku wróciła ona z Warszawy, być może była w UB. Według powszechnej opinii pracownicy UBP za wydanie „Roja” obiecali jej zwolnienie rodziców z więzienia, skazanych za współpracę z partyzantami. Wracając ze stacji kolejowej do domu wstąpiła do sąsiadów. Tutaj przyszedł także jej brat, powiedział, że „Rój” z „Mazurem” są u nich w domu i wyszedł. Po krótkim czasie także i ona wyszła. Nie wiadomo tylko czy widziała się z „Rojem” czy nie. Pewne jest, że poszła do nauczycielki i wzięła od niej rower. Pojechała do miejscowości Gzy, około 8 km od Szyszek i tam zameldowała o miejscu kwaterowania „Roja”.

Gospodarstwo Burkackich w kolonii Szyszki, ostatnie miejsce schronienia Mieczysława Dziemieszkiewicza "Roja" i Bronisława Gniazdowskiego "Mazura".

Szopa, w której znajdowała się kryjówka "Roja" i "Mazura".

W wyniku tego donosu 13 kwietnia 1951 r. „Rój”, który przebywał wówczas wraz z Bronisławem Gniazdowskim „Mazurem” w gospodarstwie Burkackich we wsi Szyszki (gm. Kozłowo, pow. pułtuski) został otoczony. W akcji brało udział 270 żołnierzy z I Brygady KBW i nieustalona liczba funkcjonariuszy UBP i MO. Gospodarstwo zostało otoczone potrójnym pierścieniem tyraliery. Akcję grupy operacyjnej wspierał samolot zrzucający flary oświetlające teren. Po kilku godzinach od rozpoczęcia akcji obaj wyszli z ukrycia i podjęli próbę przedarcia się przez kordon przeciwnika. Padli w krzyżowym ogniu broni maszynowej.
 
Z raportu dowództwa I Brygady KBW z likwidacji st. sierż. Mieczysława Dziemieszkiewicza „Roja” i st. strz. Bronisława Gniazdowskiego „Mazura” w dn. 13 kwietnia 1951 r., wnioskować można, że jeden z partyzantów, ciężko ranny, w momencie zbliżania się do niego grupy ope racyjnej popełnił samobójstwo.
[...] O godzinie 23.00 w zabudowaniu, w którym przebywała banda, zaobserwowano podejrzane ruchy, po czym zauważono szybko zbliżających się dwóch bandytów w kierunku prawego skrzydła północno-zachodniej części obstawy. Na odległość 40-50 m strz. Mrożek Zdzisław i strz. Lorec Bronisław, zauważywszy zbliżających się bandytów, z pm-ów otworzyli seryjny ogień, po strzałach tych usłyszano jęki bandytów. Ta część obstawy, która w tym czasie zauważyła bandę, otworzyła po nich ogień. Na rozkaz d[owód]cy baonu ogień przerwany, który trwał od trzech do czterech minut. W dalszym ciągu teren oświetlono rakietami w celu zorientowania się w sytuacji, w tym czasie zauważono w odległości około 45 metrów ustawiony na nóżkach rkm i skierowany lufą w kierunku obstawy oraz leżących obok niego dwóch bandytów.
Słysząc jęki, dowódca batalionu kpt. Goraj zdecydował: wysłać grupę w sile trzech ludzi + pies służbowy (ppor. Światłowski) w celu ujęcia jeszcze żywego bandyty. W czasie zbliżania się grupy do rannego usłyszano z ich strony pistoletowy strzał, dowódca baonu, licząc się ze stratami, na linię obstawy wycofał grupę w celu powtórnego użycia grupy i psa służbowego na dłuższej lince. Po wyruszeniu grupy oraz oświetleniu terenu rakietami zbliżająca się grupa zauważyła, że obaj bandyci są zabici (godz. 23.20). Nie ściągając przez całą noc obstawy, około godz. 6.00 dokładnie przeszukano melinę, gdzie wykryto bunkier, w którym to ukrywała się banda.
Działania zakończono o godz. 7.00 [...].
Źródło: CAW, 1580/75/1466, k. 39-42, oryginał, mps.

Bronisław Gniazdowski "Mazur" i Mieczysław Dziemieszkiewicz "Rój", polegli 13 IV 1951 r. w kolonii Szyszki - zdjęcie wykonane przez UB.

Zdjęcie pośmiertne Mieczysława Dziemieszkiewicza "Roja".

Zdjęcie pośmiertne Bronisława Gniazdowskiego "Mazura".

Upozowane przez funkcjonariuszy UBP zdjęcie Mieczysława Dziemieszkiewicza "Roja" z elementami umundurowania, którego nigdy nie używał (beret z milicyjnym orzełkiem i trupią główką, trupia główka na kołnierzu bluzy).

Fotografia pośmiertna Mieczysława Dziemieszkiewicza „Roja” upozorowana propagandowo przez funkcjonariuszy UB.

St. sierż. Mieczysław Dziemieszkiewicz "Rój" należał do najwybitniejszych, najbardziej energicznych i zdeterminowanych dowódców polowych XVI Okręgu Narodowego Zjednoczenia Wojskowego. Cieszył się poparciem ludności, dzięki któremu mógł tak długo działać i utrudniać komunistom utrwalanie swej władzy. Poległ w walce o wolną i niepodległą Polskę.
GLORIA VICTIS !!!

Obejrzyj film Jerzego Zalewskiego:
Elegia na śmierć "Roja"


Więcej na temat st. sierż. "Roja" czytaj:


Strona główna>
Prawa autorskie>

68. rocznica śmierci ppor. "Olecha"

$
0
0
68. rocznica śmierci ppor. Anatola Radziwonika "Olecha"

...Nie dajmy zginąć poległym.
Zbigniew Herbert

Ppor. Anatol Radziwonik „Olech”, „Mruk”, „Ojciec”, „Stary”, oficer VII batalionu 77 pp AK, komendant połączonych poakowskich obwodów Szczuczyn i Lida.

68 lat temu, 12 maja 1949 r., nieopodal wsi Raczkowszczyzna na Nowogródczyźnie, przebijając się przez obławę grupy operacyjnej NKWD, poległ ppor. Anatol Radziwonik ps. "Olech" . Jego oddział był największym, najsilniejszym i jednym z najdłużej walczących antysowieckich oddziałów partyzanckich na Kresach Wschodnich II Rzeczypospolitej. Na odwrocie jednego z nielicznych ocalałych zdjęć żołnierzy „Olecha” widnieje odręczny napis: „Nic dla siebie, wszystko dla Ojczyzny”... motto, które wpajał swym nieugiętym „Kresowym Straceńcom” i któremu sam pozostał wierny do końca swoich dni.

Anatol Radziwonik ps. "Olech", ur. 20 lutego 1916 r. w Briańsku na terenie Rosji, zm. 12 maja 1949 r. na Nowogródczyźnie, podporucznik WP, od 1943 w AK, jeden z dowódców oddziałów podziemia antykomunistycznego i niepodległościowego, ostatni dowódca zorganizowanych struktur polskiego podziemia niepodległościowego na ziemi nowogródzkiej.

Urodził się w Briańsku, na terenie Rosji, gdzie od 1915 r. roku mieszkali jego rodzice Konstanty Radziwonik i Nadzieja z domu Makowiecka ewakuowani tam przez władze carskie. Ojciec był polskim kolejarzem w Wołkowysku, matka pochodziła z prawosławnej rodziny. Po wojnie polsko-sowieckiej rodzina powróciła do Wołkowyska. Anatol uczył się w Państwowym Męskim Seminarium Nauczycielskim w Słonimiu. Po jego ukończeniu pracował w szkole wiejskiej w Iszczołnianach koło Szczuczyna na Nowogródczyźnie. Uczestniczył w organizowaniu lokalnych struktur harcerskich.

Latem 1938 r. został powołany do Wojska Polskiego. Ukończywszy szkołę podchorążych piechoty w Jarosławiu, po zwolnieniu z wojska powrócił do Iszczołnian. Tam zastała go wojna. Nie wiadomo czy uczestniczył w wojnie obronnej 1939 r., wiadomo, że zataił ten fakt w zachowanej w archiwum w Grodnie ankiecie osobowej dla lokalnych władz z okresu pierwszej okupacji sowieckiej. Nie wiadomo też, kiedy przystąpił do polskiej konspiracji niepodległościowej. Wiadomo, że w 1943 r. dowodził jedną z placówek konspiracyjnych Obwodu AK Szczuczyn kryptonim "Łąka" w nowogródzkim Okręgu AK. Podczas służby w AK został awansowany do stopnia oficerskiego (podporucznika). Następnie przeszedł do partyzantki. Od zimy 1944 dowodził 3. plutonem w 2. kompanii VII batalionu 77. pp AK, dowodzonego kolejno przez ppor. Bojomira Tworzyańskiego „Ostoję” i legendarnego por. cc Jana Piwnika „Ponurego”.

15 kwietnia 1944 r. patrol wydzielony z jego plutonu rozbroił posterunek żandarmerii niemieckiej i policji białoruskiej w Możejkowie Małym. W tym samym miesiącu jego oddział rozbił niemiecką załogę w majątku Możejków Wielki. W maju pluton „Olecha” dwukrotnie rozbił oddziały niemieckie w zasadzkach koło wsi Kowczyki i Możejków Wielki. 16 lipca uczestniczył w zwycięskiej operacji likwidacji niemieckiego garnizonu w Jewłaszach, podczas której poległ „Ponury”.

Grupażołnierzy z oddziału „Olecha” – 1945 r. (ppor. „Olech” siedzi w środku grupy), klęczy z lewej Mikoła „Zielony” (Ukrainiec, lejtnant Armii Czerwonej, antykomunista, który dołączył do polskiej partyzantki), z prawej klęczy: NN "Lis".

W początku lipca 1944 r. „Olech” wyruszył ze swoim batalionem w kierunku Wilna, by wziąć udział w operacji „Ostra Brama”. Oddział nie zdążył na czas, dzięki czemu uniknął rozbrojenia przez Sowietów. W zaistniałej sytuacji dowódca poprowadził swoich podkomendnych w rejon Szczuczyna gdzie kontynuował działalność bojową i konspiracyjną. Realia walki z niedawnym „sojusznikiem” oraz utrudniony kontakt z wyższymi strukturami AK, stały się przyczyną powstania wiosną 1945 r. Obwodu nr 49/67, obejmującego teren dawnych powiatów szczuczyńskiego i lidzkiego, nad którym "Olech" objął komendę.

Po likwidacji ppor. Czesława Zajączkowskiego „Ragnera” 3 grudnia 1944 r. w okolicy wsi Jeremicze i 21 stycznia 1945 r. pod Kowalkami por. Jana Borysewicza „Krysi” , dla NKWD wrogiem numer jeden stał się „Olech”. Stan liczebny Obwodu 49/67 w 1945 r. NKWD BSRR oceniało na około 800 ludzi, w większości pozostających w konspiracji i zorganizowanych w liczne placówki terenowe liczące od 10 do 50 członków, rozsiane w wioskach zamieszkałych głównie przez ludność polską.

Grupa partyzantów z oddziału ppor. A. Radziwonika "Olecha" (stoi 3 z lewej). Zima 1948 r.

Kolejne operacje przeciwko partyzantce i działania represyjne wobec ludności prowadzone przez NKWD przerzedzały placówki terenowe, nie były jednak w stanie ich zlikwidować i złamać polskiego oporu aż do wiosny 1949 r.
Ppor. Anatol Radziwonik „Olech” poległ 12 maja 1949 r. nad rzeczką Niewisza, niedaleko wsi Raczkowszczyzna, 3 km. na płd.-zach. od wsi Bakszty w Obwodzie Szczuczyn-Lida, podczas próby przebicia się przez pierścień kolejnej sowieckiej obławy. Miał 33 lata.
GLORIA VICTIS !!!

Więcej na temat ppor. "Olecha" czytaj tutaj:
Zainteresowanych historią walki polskich partyzantów na Kresach Wschodnich II Rzeczypospolitej (m.in. por. Jana Borysewicza "Krysi", ppor. Czesława Zajączkowskiego "Ragnera", mjr. Macieja Kalenkiewicza "Kotwicza" ) po wkroczeniu Sowietów, zapraszam do lektury kategorii Im poświęconej:
Strona główna>
Prawa autorskie>

68. rocznica śmierci kpt. "Uskoka"

$
0
0
68. rocznica śmierci kpt. Zdzisława Brońskiego "Uskoka"

...Nie dajmy zginąć poległym.
Zbigniew Herbert

Kpt. Zdzisław Broński "Uskok"

68 lat temu, 21 maja 1949 r., osaczony przez grupę operacyjną UB-KBW, w bunkrze ukrytym na terenie gospodarstwa Lisowskich w Dąbrówce (obecnie Nowogród, województwo lubelskie) zginął kpt. Zdzisław Broński „Uskok”– legendarny dowódca oddziałów partyzanckich na Lubelszczyźnie. Należał do najaktywniejszych i najbardziej bezkompromisowych dowódców antykomunistycznego podziemia.

W latach 1944–1949 jego oddziały przeprowadziły wiele głośnych akcji przeciwko siłom reżimowym, plasując go bez wątpienia na czele najgroźniejszych przeciwników „nowej władzy” na całej Lubelszczyźnie. O tym, jak wielkie znaczenie przywiązywali komuniści do jego ujęcia lub likwidacji, niech świadczy fakt, że w operacji osaczenia kpt. Brońskiego brał udział sam dyrektor Departamentu III MBP płk Jan Tataj, który prowadził z nim kilkudziesięciominutowe pertraktacje poprzez właz bunkra. Jakież musiało być zdziwienie pułkownika MBP, gdy w pewnym momencie usłyszał od osaczonego i znajdującego się w obliczu śmierci Polskiego Oficera, by mu już nie przeszkadzał, ponieważ… pisze listy. Niedługo później kpt. „Uskok” „umknął” im po raz kolejny, rozrywając się granatem.

Nowogród (dawniej Dąbrówka). Pomnik ku czci kpt. "Uskoka", stojący dokładnie w miejscu, gdzie w stodole Lisowskich znajdował się bunkier, w którym zginął Zdzisław Broński. Obława UB-KBW posuwała się od strony Wieprza, łąkami widocznymi za pomnikiem.

Nowogród. Tablica na pomniku w miejscu śmierci kpt. "Uskoka".

Pomnik ku czci kpt. Zdzisława Brońskiego "Uskoka" w Nowogrodzie, odnowiony w 2012 r. staraniem członków Narodowej Łęcznej i kibiców Górnika Łęczna.




POSŁUCHAJ audiobooka !!!
Zdzisław Broński „Uskok”, Pamiętnik
(wrzesień 1939 – maj 1949)
audiobook IPN, czyta Marcin Kwaśny


Kpt. Zdzisław Broński "Uskok" na kwaterze, prawdopodobnie 1948 r.

Zdzisław Broński urodził się 24 grudnia 1912 r. w Radzicu Starym (gm. Ludwin, pow. lubartowski) w rodzinie chłopskiej. Po ukończeniu szkoły powszechnej uczęszczał do gimnazjum w Lublinie. W 1934 r. powołany został do służby wojskowej w 50 pp. we Włodzimierzu Wołyńskim, gdzie ukończył szkołę podoficerską. Do rezerwy został przeniesiony w stopniu plutonowego.

Zmobilizowany w sierpniu 1939 r., kampanię wrześniową odbył jako d-ca plutonu ckm w 50 pp, gdzie w połowie września dostał się do niewoli niemieckiej, z której zbiegł jesienią 1940 r. Powrócił w rodzinne strony, gdzie nawiązał kontakt z Polską Organizacją Zbrojną, a po jej scaleniu z Armią Krajową (jesień 1942 r.) został dowódcą placówki AK w Radzicu Starym. Placówka wchodziła w skład I Rejonu w Obwodzie AK Lubartów Inspektoratu AK Lublin. Pod koniec 1943 r. na terenie tej placówki powstał oddział partyzancki Zdzisława Brońskiego „Uskoka”, który został zatwierdzony rozkazem lubelskiego inspektora AK w połowie maja 1944 r. W lipcu 1944 r. „Uskok” wraz ze swym oddziałem został przydzielony do 27. Wołyńskiej DP AK i przebił się z nimi w rejon Czemiernik, a następnie podjął samodzielne działania. Stoczył kilka walk z Niemcami, m.in. w rejonie Ludwina (obecnie pow. łęczyński) stoczył potyczkę z pododdziałem Wehrmachtu, w której stracił jednego zabitego i dwu rannych, biorąc do niewoli 7 Niemców.

Grupażołnierzy z oddziału "Uskoka" podczas koncentracji w lasach kozłowieckich (Stary Tartak) w lipcu 1944 r. Na pierwszym planie stoją: czwarty od lewej - ppor. cz.w. Zdzisław Broński ps. "Uskok" , piąty - sierż. Kocyła ps. "Jastrząb", szósty - Zygmunt Libera ps. "Babinicz"; siedzą: pierwszy z prawej - Jan Mendel ps. "Czarny".

Po okupacji niemieckiej „Uskok” pozostał w podziemiu. Od sierpnia 1944 r. pełnił funkcję zastępcy, a następnie komendanta I rejonu obwodu AK Lubartów. W styczniu 1945 r. zorganizował oddział partyzancki liczący ok. 20 osób i przeprowadził z nim szereg akcji przeciwko funkcjonariuszom MO i UB oraz urzędom. Rozkazem Delegatury Sił Zbrojnych na Kraj z dnia 1 czerwca 1945 r. awansowany został "Uskok" do stopnia porucznika czasu wojny. Wraz ze swoimi podkomendnymi nie skorzystał z zarządzonej przez dowództwo DSZ akcji „rozładowania lasów”. W maju 1945 r. został mianowany komendantem OPL II w Obwodzie WiN Lubartów i tym samym wszystkie oddziały partyzanckie i drużyny dywersyjne działające w obw. lubartowskim WiN zostały podporządkowane jego dowództwu a on sam podlegał bezpośrednio komendantowi OPL w Inspektoracie, mjr cc Hieronimowi Dekutowskiemu „Zaporze”. O dalszym pozostaniu „Uskoka” i jego żołnierzy w podziemiu, obok czynników natury ideowej, zaważyła też niewiara w możliwość powrotu do normalnego życia wobec represji „ludowej władzy” w stosunku do ludzi podziemia. Od połowy 1945 r. oddziały „Uskoka” prowadzą ciągłe działania przeciw przedstawicielom komunistycznej władzy.

Od lewej: mjr Hieronim Dekutowski "Zapora" i kpt. Zdzisław Broński "Uskok".

Jak większość dowódców z AK-owskim rodowodem, „Uskok” stosował taktykę Kedywu: operował małymi „patrolami”, dla wykonania akcji wymagającej większych sił ogłaszał koncentrację kilku oddziałów, potem partyzanci rozpraszali się w terenie. On sam miał kilka kryjówek, m.in. bunkier w Dąbrówce koło Łęcznej (obecnie Nowogród), w stodole gospodarstwa Lisowskich. Bunkier ukryty był pod ziemią, wejście wydrążone było w ścianie, wewnątrz bunkra znajdowały się dwa radioaparaty i duże ilości broni. Prócz zaufanych sztabowców „Uskoka” jakiś czas spędził tu Edward Taraszkiewicz "Żelazny”, ranny podczas jednej z akcji w lewą rękę. Wtedy to spisał fragmenty kroniki swego oddziału, dzięki czemu możemy poznać nieco bliżej codzienność ostatniego z polskich powstań. Również „Uskok”, siedząc w bunkrze, dużo czytał i pisał. Pamiętniki „Uskoka” przejęte przez UB po jego śmierci, zostały odnalezione przez IPN i w 2004 r. wydane pod red. S. Poleszaka.

Kpt. Zdzisław Broński „Uskok”, ppor. Stanisław Kuchciewicz „Wiktor”.

Kapitan„Uskok” walczył do wiosny 1949 roku. Nie został pokonany w bitwie, lecz - podobnie jak „Orlik”, „Zagończyk” i wielu innych dowódców - stał się ofiarą zdrady. Zaczęło się od amnestii 1947 r. „Uskok" nie ujawnił się, wietrząc podstęp, powtarzał za „Zaporą”, że komunistyczna amnestia jest dla złodziei. Niestety - wielu partyzantów dało się oszukać. Skorzystał z „dobrodziejstw" amnestii żołnierz z oddziału „Uskoka” - Franciszek Kasperek „Hardy” - i w ten sposób sam oddał się w łapy lubartowskiego UB.

Franciszek Kasperek ps. "Hardy" - informator UB krypt. "Janek".

„Hardy” był wielokrotnie zatrzymywany, bito go i obiecywano karierę polityczną, aż w końcu 7 stycznia 1949 r. podjął współpracę z UB pod kryptonimem „Janek”. Otrzymał zadanie odnowienia kontaktów z partyzantką. Udało mu się dotrzeć do swego dowódcy - Zygmunta Libery „Babinicza”, który był zastępcą kpt. Brońskiego i dowódcą jego obstawy. TW „Janek” nawiązał kontakt i podczas jednego ze spotkań "Babinicz" został aresztowany i po wielodniowym bestialskim przesłuchaniu zdradził miejsce pobytu swego dowódcy, w bunkrze pod stodołą u Lisowskich w Dąbrówce k. Łęcznej. Ich wnuczka, Irena Dybkowska-Sobieszczańska (była już łączniczką „Uskoka”) do końca życia zapamiętała ten moment:
„[...] Gdy ubowcy wprowadzili "Babinicza" do domu dziadków Lisowskich, poznałam go z trudem. I nawet nie jego opuchnięta, zasiniaczona twarz najbardziej mnie zaszokowała. Przeraził mnie wygląd jego bosych stóp. Były to dwie kłody! tak spuchnięte, że chyba nie istniały na świecie buty, w które by weszły te stopy! Domyśliłam się wszystkiego [...]".
21 maja 1949 r. zabudowania Lisowskich otoczyła grupa operacyjna MO, UBP i KBW. Próbowano różnych sposobów by ująć „Uskoka” żywego. Do kawy, którą Irena Dybkowska miała zanieść „Uskokowi”, dodano środek nasenny, dziewczynę podprowadzono pod pistoletami do włazu bunkra. Pomimo całej grozy sytuacji dziewczyna zachowała zimną krew. Po uchyleniu deski zapolnicy, które maskowały właz do bunkra, powiedziała: „Przyniosłam panu kawę”. Tym samym ostrzegła „Uskoka” o grożącym niebezpieczeństwie, bowiem zwracano się do niego zwyczajowo „wujku”. Broński szybko zrozumiał grę słów (miał zapytać: „Irenko, jest źle?”) i zamknął wewnętrzną klapę bunkra.

Stodoła Lisowskich w Dąbrówce (Nowogrodzie), w której znajdował się bunkier kpt. "Uskoka".

Ostatecznie, 21 maja, ok. godz. 5:00 przystąpiono do akcji. Do stodoły weszła grupa szturmowa, by dostać się do zablokowanego otworu bunkra. „Uskok” odpowiedział strzałami, jednocześnie pytając: „Kto jest?”. Na żądanie, by się poddał, Broński zaczął zwlekać z odpowiedzią, następnie otworzył ogień z pistoletu i rzucił granaty. Szturm zakończył się niepowodzeniem. Nadal mając nadzieję na ujęcie „Uskoka” żywcem, pertraktacji z nim podjął się, uczestniczący w obławie dyrektor Departamentu III MBP płk Jan Tataj, jednak nie przyniosły one rezultatu. Około godz. 7:00 członkowie obławy usłyszeli silną detonację w bunkrze. Funkcjonariusze zaczęli natychmiast nawoływać Brońskiego, lecz z wnętrza kryjówki nikt już nie odpowiedział. Wobec braku pewności, czy „Uskok” żyje, postanowiono przez podkopanie z zewnątrz do stodoły wysadzić ścianę trotylem, by dostać się do wnętrza bunkra. O godz. 9 wysadzono ścianę i odnaleziono zmasakrowane ciało. Broński leżał na ziemi bez głowy i prawej ręki, z czego wynikało, że popełnił samobójstwo, detonując granat.

Zaraz po zakończeniu obławy funkcjonariusze UB aresztowali Katarzynę Lisowską, która została skazana na 10 miesięcy więzienia i przepadek mienia. Jej wnuczki zostały aresztowane 28 maja. Irenę Dybkowską skazano na pięć lat, zaś Helenę na osiem lat więzienia. Właściciel gospodarstwa – Mieczysław Lisowski „Żagiel”, któremu udało się uciec, niedługo potem nawiązał kontakt ze Stanisławem Kuchciewiczem „Wiktorem”. Został aresztowany 27 października 1951 r. i skazany na dożywocie, złagodzone później do 12 lat więzienia, które opuścił 25 lutego 1958 r. Zygmunt Libera „Babinicz” został skazany na 13-krotną karę śmierci, którą wykonano 28 maja 1950 r. w podziemiach budynku administracyjnego na Zamku w Lublinie.

Zasługi informatora „Janka” zostały wysoko ocenione przez jego mocodawców z UB, za co otrzymał 20 tys. zł tytułem „nagrody za pracę”. Później jeszcze kilkakrotnie odbierał drobne sumy za aktywną współpracę z resortem.
6 lipca 1949 r. oficer prowadzący przydzielił mu rewolwer, automat PPS i granat, jednak nie uchroniło to Kasperka przed rozliczeniem ze strony partyzantów. Stanisław Kuchciewicz„Wiktor”, poprzez siatkę swoich współpracowników, zebrał materiał dowodowy obciążający „Hardego” i został on zlikwidowany 1 września 1950 r.

Po zakończonej akcji w Dąbrówce funkcjonariusze UB napisali na jednej z desek zapolnicy: „Bunkier i »Uskoka« szlak [sic] trafił”. Mieli rację – ich kilkuletnie „polowanie” zakończyło się wielkim sukcesem. Likwidacja „Uskoka” oznaczała bowiem koniec zorganizowanego oporu zbrojnego na środkowej Lubelszczyźnie. Podlegający mu żołnierze jeszcze przez kilka lat kontynuowali walkę w grupach „Wiktora” i „Żelaznego”, ale w ich działaniach dawał się wyraźnie odczuć brak centralnego ośrodka decyzyjnego i autorytetu dowódcy tej klasy co „Uskok”. Przez kolejne lata nieliczni już jego partyzanci byli tropieni i likwidowani z całą bezwzględnością. 6 października 1951 r. zginął „Żelazny”, 10 lutego 1953 r. – „Wiktor”. Ostatni żołnierz „Uskoka” – Józef Franczak „Lalek” – poległ w walce dopiero 21 października 1963 r.

Napis sporządzony przez funkcjonariuszy UB na jednej z desek zapolnicy po zakończeniu operacji w Dąbrówce, 21 V 1949 r.

Śmierć kpt. Brońskiego nie oznaczała dla komunistów kresu walki z nim. Jego fizyczna likwidacja była tylko jej częścią. Kolejnym etapem było brukanie jego legendy i pamięci o zasługach dla lokalnej społeczności, dlatego też przez następne 40 lat stanowił cel ataku reżimowych historyków, określających go – jak i jemu podobnych – mianem „zaplutych karłów reakcji”, „reakcjonistów”, „faszystów”, „degeneratów”, a przede wszystkim „bandytów”.

Pomnik ku czci kpt. Zdzisława Brońskiego "Uskoka" w Nowogrodzie, odnowiony w 2012 r. staraniem członków Narodowej Łęcznej i kibiców Górnika Łęczna.

Kapitan Zdzisław Broński „Uskok” był kawalerem Orderu Virtuti Militari klasy V i Krzyża Walecznych. 5 marca 2008 r., za wybitne zasługi dla niepodległości Rzeczypospolitej Polskiej, został pośmiertnie odznaczony przez śp. Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski.
GLORIA VICTIS !!!

Więcej na temat kpt. "Uskoka" czytaj:
Strona główna>
Prawa autorskie>

Upamiętnienie żołnierzy NZW z oddziału st. sierż. "Roja"

$
0
0
Upamiętnienie poległych żołnierzy NZW z patrolu plut. Władysława Grudzińskiego "Pilota", Popowo Borowe, 18 czerwca 2017

[kliknij w plakat aby powiększyć]

W imieniu organizatora - Burmistrza Nasielska - serdecznie zapraszam na uroczystość 67. rocznicy śmierci żołnierzy Narodowego Zjednoczenia Wojskowego z oddziału st. sierż. Mieczysława Dziemieszkiewicza "Roja", poległych w dniu 23 czerwca 1950 roku w Popowie Borowym w nierównym boju z obławą zorganizowaną przez komunistyczny aparat bezpieczeństwa. Walcząc do końca zginęli:
  • plut. Władysław Grudziński "Pilot" (dowódca patrolu)
  • st. strz. Kazimierz Chrzanowski "Wilk"
  • st. strz. Czesław Wilski "Brzoza", "Zryw"
  • st. strz. Hieronim Żbikowski "Gwiazda"
Uroczystości oraz Mini-Piknik Militarny odbędą się w dniu 18 czerwca 2017 r. (niedziela).

St. sierż. Mieczysław Dziemieszkiewicz "Rój"  na czele oddział u, 1948 r.

22 czerwca 1950 roku PUBP w Pułtusku otrzymał doniesienie agenturalne, że we wsi Popowo Borowe (pow. pułtuski) przebywa czteroosobowy patrol z oddziału st. sierż. Mieczysława Dziemieszkiewicza "Roja", dowodzony przez plut. Wacława Grudzińskiego "Pilota". Zorganizowano obławę, w której wzięło udział około 2 tysięcy żołnierzy KBW i funkcjonariuszy UB. W akcji przeciwko  czterem partyzantom użyto samochodów pancernych i samolotów, które koordynowały ruch pododdziałów (m.in. 3. batalion 10. pułku KBW dowodzony przez kpt. K. Kanię).

Okrążono wieś przypuszczając, że oddział ukrywa się w zabudowaniach Kazimierza Chrzanowskiego "Wilka". W chwili pojawienia się wojska "Pilot" sądził, że jest to niewielki pododdział, tak więc postanowił dobrać trzech miejscowych, zaufanych ludzi i uzbroić ich, aby tak wzmocnionym patrolem przebić się do lasu. Gdy wszedł na drzewo z lornetką zorientował się, że wojska jest znacznie więcej niż początkowo sądził. W tej sytuacji "Pilot" odesłał uzbrojonych cywilów do domu, aby niepotrzebnie ich nie narażać, swoim żołnierzom dał rozkaz, by kierowali się do lasu, a sam pozostał na pozycji i osłaniał ich z broni maszynowej. Niedługo później, przebiegając przez drogę, został ranny w nogi lecz czołgając się zdołał dotrzeć do swoich kolegów. Z samolotu podawano wojsku przez radiostację dokładne miejsca pobytu partyzantów, na których nacierano samochodem pancernym.

Walka trwała prawdopodobnie do wyczerpania się partyzantom amunicji; wcześniej spalili oni swoje dokumenty. Około południa, 23 czerwca 1950 roku KBW i UB całkowicie zlikwidował patrol plut. Władysława Grudzińskiego "Pilota", w składzie: st. strz. Czesław Wilski "Brzoza", "Zryw", st. strz. Hieronim Żbikowski "Gwiazda", st. strz. Kazimierz Chrzanowski "Wilk". Naoczni świadkowie przypuszczają, że partyzanci zastrzelili się sami, ponieważ wszyscy mieli rany postrzałowe w skroniach. Mieczysław Dziemieszkiewicz "Rój" chciał pomścić straconych kolegów, lecz było to niemożliwe, ponieważ budynki zdrajcy były strzeżone kilka miesięcy przez KBW, prawdopodobnie aż do śmierci "Roja" w maju 1951 roku.

Partyzanci z oddziału st. sierż. Mieczysława Dziemieszkiewicza "Roja" (patrol "Pilota") zamordowani przez komunistów 23 VI 1950 r.: plut. Władysław Grudziński "Pilot" (leży drugi od lewej), st. strz. Kazimierz Chrzanowski "Wilk", st. strz. Czesław Wilski "Brzoza", "Zryw", st. strz. Hieronim Żbikowski "Gwiazda".

Plut. Władysław Grudziński "Pilot", zdjęcie pośmiertne wykonane przez UB.

St. strz. Hieronim Żbikowski "Gwiazda", zdjęcie wykonane przez UB.

Tablica pamiątkowa w miejscu śmierci plut. Władysława Grudzińskiego "Pilota" i trzech żołnierzy z jego patrolu w Popowie Borowym dn. 23 czerwca 1950 r.

Obejrzyj film Jerzego Zalewskiego:
Elegia na śmierć "Roja"


Więcej na temat st. sierż. "Roja" czytaj:
Strona główna>
Prawa autorskie>

Chor. Antoni Dołęga "Znicz" ODNALEZIONY!

$
0
0
Odnaleziono mogiłę chor. Antoniego Dołęgi "Znicza" - najdłużej ukrywającego się żołnierza antykomunistycznego podziemia.

Chor. Antoni Dołęga "Znicz"

13 czerwca 2017 r. specjaliści Biura Poszukiwań i Identyfikacji IPN w ramach czynności prowadzonych przez Prokuraturę Rejonową w Łukowie odnaleźli szczątki należące najprawdopodobniej do Antoniego Dołęgi "Znicza", żołnierza AK i WiN, najdłużej ukrywającego się działacza podziemia antykomunistycznego, zmarłego jesienią 1982 r., pochowanego potajemnie w miejscowości Popławy - Rogale w woj. lubelskim. Tożsamość Antoniego Dołęgi zostanie ostatecznie potwierdzona po przeprowadzeniu badań genetycznych.
Wszystko wskazuje, że są to szczątki Antoniego Dołęgi, ale jednoznacznie będziemy mogli to powiedzieć dopiero, gdy przeprowadzimy badania genetyczne. Po dokonaniu oględzin na miejscu szczątki zostaną zabrane do prosektorium, a następnie do zakładu medycyny sądowej, gdzie będą badane– powiedział PAP nadzorujący prace z-ca prokuratora rejonowego w Łukowie, Adam Makosz.



Miejsce pochówku Dołęgi wskazał mieszkaniec miejscowości Popławy-Rogale, Marek Artowicz. Ciało było zakopane na jego posesji leżącej na skraju wsi.
Dołęga na koniec ukrywał się u nas w gospodarstwie, u nas umarł i tu go mój ojciec pochował. To było w stanie wojennym, nie pamiętam dokładnie kiedy. Ojciec go pochował po kryjomu, komuna wtedy była, baliśmy się– opowiadał Artowicz.
Ojciec, jak umierał to mi przykazał, żebym nikomu tego miejsca nie wyjawił. Ale pomyślałem, że trzeba w końcu powiedzieć, bo jak wymrze to pokolenie, to nikt nie będzie wiedział i już zawsze będzie leżał w tym lasku. Dlatego powiedziałem rodzinie– dodał mężczyzna.
Dołęga ukrywał się u wielu mieszkańców w okolicach Łukowa.
Ostatni raz widziałem go w 1976 r. Ukrywał się w gospodarstwie rodziców, ja miąłem wtedy 14 lat. Dołęga nie miał nogi. Przebywał w stodole, a jak było zimno to w domu, za szafą. Według zapisków mojego ojca, Dołęga zmarł w 1982 r.– powiedział PAP Jerzy Płudowski.
Przewodniczący Rady Powiatu Łukowskiego Tadeusz Brzozowski, także pamięta z dzieciństwa, że Dołęga ukrywał się w jego domu.
Wtedy było to owiane wielką tajemnicą. Mama opowiadała, że walczył z komunistami. W latach 90-tych zaczęliśmy badać historię, pytać ludzi. Okazało się, że to był człowiek nieskazitelny, bohater. Walczył do końca, wiedział, że sprawa była beznadziejna, ale jakiś cień nadziei był. Poświęcił życie, zdrowie, rodzinę, po to, żeby być wiernym przysiędze, którą złożył– powiedział Brzozowski.




Historyk, dr Jarosław Kopiński, który badał powojenne podziemie w okolicach Łukowa, uważa, że Dołęga mógł tak długo ukrywać się, ponieważ był wspierany przez miejscowych.
To jest specyficzny teren, tu są dawne zaścianki szlacheckie. Do 1954 r. tu był najsilniejszy zbrojny opór na Lubelszczyźnie. Powiat łukowski był najgorzej oceniany przez władze komunistyczne spośród wszystkich, w całej Polsce, pod względem postaw politycznych. Jest dokument, który mówi, że tutaj były najgorsze wyniki w wyborach– powiedział Kopiński.


Poszukiwania miejsca pochówku Dołęgi od kilku lat prowadził jego krewny, wnuk siostry żołnierza, Ronald Werelich. Jak powiedział, udało się to miejsce ustalić dzięki okolicznym mieszkańcom, którzy przez kilkadziesiąt lat ukrywali Dołęgę w swoich gospodarstwach w okolicach Łukowa i niedawno dopiero zdecydowali się o tym mówić.
Rodzina Dołęgi, pochodząca spod Łukowa, przeniosła się na Pomorze.
Wiedzieliśmy, że wuj Antoni walczył w podziemiu jeszcze po wojnie, ale ponieważ nie utrzymywał kontaktu w rodziną, to byliśmy przekonani, że zginął w latach 50-tych– opowiadał Werelich.

Mój ojciec, dwudziestoparoletni młodzieniec w latach 70-tych wyjeżdżał do Łukowa, kontaktował się z ludźmi, którzy byli sąsiadami Antoniego, próbował ustalić jego miejsce pochówku. Te poszukiwania okazały się bezskuteczne. Nie znajdywał wielu chętnych do rozmowy, albo trafiał na ludzi, którzy o Antonim nie wiedzieli. Z tego, co wiemy dzisiaj, Antoni wtedy jeszcze żył. Często z tatą zastanawiamy się czy wiedział o tym, że rodzina go szuka i możemy domyślać się, że wiedział o tym doskonale– powiedział Werelich.
Kilka lat temu ja postanowiłem kontynuować to, co zaczął mój tata. Za pośrednictwem portalu społecznościowego poznałem ludzi, u których wuj Antoni się ukrywał, m.in. Tadeusza Brzozowskiego, Jerzego Płudowskiego, czy Dariusza Wysokińskiego, którego dziadek pozostawił testament, a w nim informacje na temat swojego dowódcy partyzanckiego z lasu, mojego wuja. Za ich pośrednictwem dotarłem do kolejnych rodzin, a było ich wiele, które ukrywały wuja przez kilkadziesiąt lat i udało się ustalić miejsce pochówku Antoniego Dołęgi– dodał Werelich.


(Źródło: PAP)
Antoni Dołęga z żoną Stanisławą Izdebską.

Antoni Dołęga
urodził się 1 maja 1915 r. w Farfaku koło Łukowa (obecnie Łuków) jako syn Jana i Władysławy z domu Cisiak. W wieku kilku lat został sierotą. Wdowiec Jan Dołęga ożenił się ponownie z Marianną z domu Król, a na świat przyszło rodzeństwo Antoniego: Kazimierz i Irena. Uczestnik kampanii wrześniowej 1939 r., następnie konspiracji antyniemieckiej. 1 lutego 1941 r. ożenił się ze Stanisławą Izdebską. Gdy przeszedł front został wcielony do 17 pułku piechoty, w organizowanej 2 Armii Wojska Polskiego. W czasie formowania jednostka została rozlokowana w okolicach Trzebieszowa. Antoni Dołęga nie mógł się pogodzić z faktem, że tworzona Armia znajduje się pod rozkazami oficerów sowieckich i wraz z grupą innych żołnierzy porzuca jednostkę. Wśród nich znajdował się również Roman Dawicki vel Józef Matusz ps. "Lont", który objął dowodzenie nad grupą. Początkowo ukrywali się na terenie gm. Łuków gdzie nawiązali kontakt z Komendą Obwodu WiN "Łuków".

Por. Józef Matusz vel Roman Dawicki ps. ,,Lont’’ z żoną Ireną Kopeć, łączniczką oddziału. Urodził się w 1922 r. w Żółkwi koło Stanisławowa; zmarł w wyniku choroby 11 grudnia 1951 roku, jest pochowany na cmentarzu w Radoryżu (pow. łukowski, gm. Krzywda).

Ich konspiracyjne losy w latach 1944-1945 nie są znane. Pierwsze informacje pojawiają się w 1946 r. gdy "Lont", na rozkaz kpt. Stefana Lemieszka, komendanta WIN Obwodu Łuków, zorganizował 18 osobowy oddział zbrojny, który jeszcze w 1946 r. przeprowadził co najmniej kilkanaście akcji zbrojnych. Po ogłoszeniu amnestii w 1947 r. nastąpiło zahamowanie działań grup partyzanckich. Latem 1947 r. "Lont" nie ujawnił się i podjął nieudaną próbę wyjazdu zagranicę. Pod koniec 1947 roku, pomimo wcześniejszego ujawnienia, w podziemiu nadal pozostawała grupa żołnierzy "Lonta", który podporządkował sobie wszystkie lokalne oddziały w terenie. Organizowano również akcje w powiecie radzyńskim oraz w południowej części powiatu siedleckiego, m.in. 23 V 1951 r. grupa dowodzona przez Antoniego Dołęgę "Znicza" zlikwidowała w Radzyniu Podlaskim funkcjonariusza UB i członka PZPR Stefana Małagockiego. Po śmierci jednego z dowódców patroli - Henryka Korzeniowskiego "Wrony", "Lont" przekazał dowodzenie nad wszystkimi patrolami "Zniczowi". Porucznik Józef Matusz "Lont" zmarł w wyniku choroby 11 grudnia 1951 roku, przed śmiercią powierzając dowodzenie patrolami działającymi w trzech powiatach chorążemu Antoniemu Dołędze ps. „Znicz”, „Kulawy Antek”, byłemu instruktorowi wyszkolenia polityczno-bojowego w II Rejonie Obwodu WiN Łuków.


Oddział powiększył się o kilka osób i liczył 19 osób. Grupa intensywnie działała przeprowadzając akcje zbrojne i likwidując agentów UB. Na uwagę zasługuje bardzo dobrze rozwinięta siatka terenowa będąca silnym wsparciem dla patroli, które dzięki niej, pomimo licznych obław, trwały do połowy lat 50-tych. W 1954 roku Urząd Bezpieczeństwa w Łukowie nasilił działania mające na celu likwidację grupy. Do walki przeciwko ukrywającym się partyzantom rzucono 2 kompanie z III Brygady KBW oraz nasilono działania agentury, którą kierował w łukowskim PUBP por. Ryszard Trąbka. W wyniku zdrady Bolesława Wierzchowskiego, agenta UB o ps. "Jankowski", 23 maju 1954 roku zginęli Wacław Skwara "Wilk", Edward Mościcki "Rekin" i Roman Sawicki "Cichy", zaś w październiku poległ Tadeusz Przeździak "Blicharz".

23 maja 1954 r. w Kolonii Bystrzyca (gmina Wojcieszków) funkcjonariusze PUBP w Łukowie wsparci 67-osobowym oddziałem KBW osaczyli i zastrzelili Wacława Skwarę "Wilka", Edwarda Mościckiego "Rekina" i Romana Sawickiego "Cichego", żołnierza z oddziału Antoniego Dołęgi "Znicza". Przyczyną zagłady patrolu był zdrajca Bolesław Wierzchowski, agent UB o pseudonimie "Jankowski" , który zwabił partyzantów do znanej UB "meliny". Fotografia pośmiertna wykonana przez funkcjonariuszy UB.

Kolejne zasadzki, obławy i działania agenturalne UB doprowadziły do wykruszenia się żołnierzy Dołęgi. Ostatni żołnierze chor. "Znicza" - Józef Jasiński "Pan Polski" oraz Stanisław Kołodziejczuk - ujawnili się w 1955 roku. Antoni Dołęga był w dalszym ciągu ścigany przez UB, SB i MO, nigdy się nie ujawnił i do końca życia ukrywał się na zaufanych kwaterach. Przenosił się z miejsca na miejsce, korzystając z pomocy mieszkańców. Nie podejmował już żadnych akcji zbrojnych. Posługiwał się kilkoma pseudonimami: "Znicz", "Pijak", "Mały Franio", a także "Kulawy Antek" (stracił nogę na skutek obrażeń powstałych w wyniku wypadku z bronią). Zmarł w ukryciu i został pochowany w konspiracyjnych warunkach jesienią 1982 roku przez wiernego towarzysza kilkudziesięcioletniej konspiracji.

Więcej informacji na temat chor. Antoniego Dołęgi "Znicza":
Strona główna>
Prawa autorskie>

71. rocznica śmierci majora "Orlika"

$
0
0
71. rocznica śmierci mjr. Mariana Bernaciaka "Orlika"

...Nie dajmy zginąć poległym. Zbigniew Herbert
Mjr Marian Bernaciak "Orlik"

71 lat temu, 24 czerwca 1946 roku, podczas próby przebicia się przez kordon obławy grupy operacyjnej LWP koło wsi Piotrówek (pow. garwoliński), zginął major Marian Bernaciak ps. "Orlik" , dowódca Inspektoratu WiN Puławy oraz dowódca zgrupowania oddziałów  partyzanckich WiN w Inspektoracie Rejonowym "Puławy".

Wraz z żołnierzami ochrony osobistej wracał z odprawy dowództwa Inspektoratu Wolność i Niezawisłość Puławy do swojego zgrupowania stacjonującego koło wsi Hordzieżka w powiecie łukowskim. 20 kilometrów przed celem grupa zatrzymała się na skraju wsi Piotrówek, aby podkuć konia u kowala Bolesława Pyrki. O podejrzanych gościach sołtys Jan Maraszek, za pośrednictwem swojego syna, powiadomił posterunek MO w pobliskim Trojanowie i oddział żołnierzy z 1. DP w Więckowie, którzy patrolowali teren przed zbliżającym się referendum. Zorganizowano zasadzkę. Jedna grupa wkroczyła do wsi, a druga zablokowała przewidywaną drogę ucieczki do pobliskiego lasu.
Partyzanci podjęli próbę przebicia się z okrążenia, ale tylko dwóm udało się wyrwać z kotła. Dwóch wpadło w ręce UB, natomiast mjr "Orlik" wraz z Leonem Jankowskim "Ogarkiem", polegli.

[kliknij w raport, aby powiększyć]
Raport szefa WUBP płk. Paszty do MBP o likwidacji mjr. Mariana Bernaciaka "Orlika". Fot. AIPN.

Pośmiertna fotografia mjr. Mariana Bernaciaka "Orlika", wykonana przez ubeków dnia 24 czerwca 1946 r. Fot. AIPN.

Ciało"Orlika" ubecy zabrali do Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa na Pradze w Warszawie. Tam przez kilka dni upewniali się, czy to on, sprowadzając do jego zwłok więzionych rodziców i podkomendnych. Jedną z nich była Halina Rybakowska "Iskierka", która tak zapamiętała ostatnie spotkanie ze swoim dowódcą:
"W wielkiej świetlicy ułożono go na deskach podwyższonych w górnej części ciała. Twarz była czysta i spokojna, wyglądał jakby spał, ręce miał ułożone wzdłuż ciała, lewa była pokrwawiona i poszarpana pociskiem dum-dum, prawa zupełnie czysta. Miał na sobie zielonkawą kurtkę o kroju wojskowym i bryczesy. Zaszokowały mnie jego bose stopy, z palcami nadgryzionymi przez szczury. Sala była wypełniona przez wysokiej rangi umundurowanych, obwieszonych orderami - mundury polskie i ruskie. Żołnierzy "Orlika" zwożono z różnych więzień i aresztów, doprowadzono też jego rodziców w celu zidentyfikowania go. Modlitwą i łzami pożegnałam swojego dowódcę."

Zdjęcie pośmiertne mjr. Mariana Bernaciaka "Orlika" wykonane przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa. Fot. AIPN.

Leon Jankowski "Ogarek", szef ochrony mjr. Mariana Bernaciak "Orlika". Poległ wraz ze swoim dowódcą w Piotrówku 24 czerwca 1946 r. Zdjęcie wykonano w Bobrownikach/k Dęblina na krótko przed śmiercią. Fot. AIPN.


Krzyż w miejscu śmierci mjr. Mariana Bernaciaka "Orlika"


Rozkaz mjr. Franciszka Jaskólskiego "Zagończyka" informujący o śmierci Mariana Bernaciaka "Orlika". Fot. Archiwum IPN (IPN BU 0207/332/3)

Ciało majora Mariana Bernaciaka "Orlika" pokazano rodzinie, a następnie - starając się zabić także pamięć po nim - ukryto. Pogrzebano go tam, gdzie leżeli inni skrytobójczo pomordowani przez NKWD i UB - na Cmentarzu Bródnowskim w Warszawie, w kwaterze 45 N. Przez dziesięciolecia była tam jedynie studnia, błoto, wysypisko śmieci i szalety.
Dopiero w latach siedemdziesiątych udało się rodzinom pomordowanych dowiedzieć, gdzie leżą ich bliscy. Bardzo duża w tym dziele jest zasługa  brata mjr. "Orlika", Lucjana Bernaciaka. Po dziesięciu latach usunięto bezczeszczące groby szalety, postawiono brzozowy krzyż, który jednak bardzo szybko został zniszczony przez "wandali".

Minęło kolejne dziesięć zanim upadł PRL i wyrażono zgodę na zbudowanie "Pomnika Więźniów Politycznych Straconych w latach 1944 - 1956" . Po wielu staraniach i kłopotach pomnik odsłonięto 15 września 2001 roku.
26 czerwca 2005 roku w Zalesiu koło Ryk, przed domem, w którym urodził się„Orlik” miała miejsce uroczystość odsłonięcia i poświecenia pomnika poświęconego majorowi Marianowi Bernaciakowi.

GLORIA VICTIS !!!


Pomnik mjr Mariana Bernaciaka ps. "Orlik" w Zalesiu. Wyryta w kamieniu inskrypcja głosi: " A jeśli komu droga otwarta do nieba, tym, co służą ojczyźnie" Pieśń XII Jan Kochanowski./ W HOŁDZIE URODZONEMU W ZALESIU 6 MARCA 1917 R. MJR. MARIANOWI BERNACIAKOWI "ORLIKOWI" / Obrońcy ojczyzny we wrześniu 1939 r. / Organizatorowi ZWZ-AK w podobwodzie Dęblin-Ryki / Dowódcy OPI/15 PP "Wilków" Armii Krajowej / Komendantowi zgrupowań partyzanckich WiN w  inspektoracie Puławy / POLEGŁEMU W WALCE O NIEPODLEGŁĄ POLSKĘ 24 CZERWCA 1946 R. / Społeczeństwo powiatu ryckiego 26 czerwca 2005 r. 

Pomnik w Zalesiu.

Pomnik w okolicach miejsca śmierci mjr. "Orlika". Napis na pomniku brzmi: NA TYCH POLACH POLEGŁ MJR MARIAN BERNACIAK "ORLIK" / KOMENDANT ODDZ. PARTYZ. ZGRUPOWANIA 15 PP "WILKÓW" AK / KMDT GRUP DYW. I O.P. WIN.

Więcej na temat mjr. Mariana Bernaciaka "Orlika" czytaj:
Obejrzyj na youtube:
Strona główna>
Prawa autorskie>

Uroczysty pogrzeb ppor. "Jastrzębia"

$
0
0
Uroczystości pogrzebowe śp. ppor. Leona Taraszkiewicza "Jastrzębia" - Włodawa, 15-16 lipca 2017



Uroczystości pogrzebowe ppor. Leona Taraszkiewicza "Jastrzębia", które odbędą się we Włodawie,  rozpoczną się w sobotę 15 lipca 2017 r. Od godz. 18.00 nastąpi wystawienie trumny ze szczątkami w refektarzu Klasztoru oo. Paulinów we Włodawie przy ulicy Klasztornej 7. Będą tam trzymane warty przez wiele organizacji patriotycznych, młodzież, harcerzy – do godz. 22.00.
Następnego dnia, w niedzielę 16 lipca o godz. 8.15 nastąpi uroczyste przeniesienie trumny do kościoła pw. św. Ludwika przy ulicy Klasztornej 7, gdzie zostanie wystawiona warta honorowa i o godz. 10.00 odprawiona zostanie uroczysta Msza św. pod przewodnictwem bpa Kazimierza Gurdy, ordynariusza diecezji siedleckiej. Następnie na Cmentarzu Wojennym przy ul. Lubelskiej we Włodawie, zostaną pochowane doczesne szczątki ppor. Leona Taraszkiewicza "Jastrzębia".



[kliknij w plan, aby powiększyć]

- 3 stycznia 1947 roku w Siemieniu zginął Leon Taraszkiewicz pseudonim „Jastrząb”. Było takie przekonanie, chociaż nie było pewności, że został pochowany na cmentarzu w Siemieniu, niedaleko muru cmentarnego. W wyniku badań, ekshumacji przeprowadzonej przez Instytut Pamięci Narodowej „Jastrząb” został ostatecznie zidentyfikowany, potwierdzono jego tożsamość i na wniosek rodziny Leona Taraszkiewicza zostanie pochowany w uroczysty sposób w rodzinnej Włodawie, w mogile, która jest już przygotowana, a która ma kształt krzyża brzozowego z czapką partyzancką– poinformował wojewoda lubelski Przemysław Czarnek na konferencji prasowej poświęconej uroczystościom pogrzebowym legendarnego dowódcy WiN-u „Jastrzębia”.

Mogiła ppor. Leona Taraszkiewicza "Jastrzębia" (oraz symboliczna ppor. Edwarda Taraszkiewicza "Żelaznego") na Cmentarzu Wojennym we Włodawie.





W konferencji udział wzięli także: pełniący obowiązki dyrektora Instytutu Pamięci Narodowej Oddział w Lublinie Marcin Krzysztofik, Pełnomocnik Wojewody Lubelskiego do Spraw Ochrony Dziedzictwa Narodowego i Spraw Kombatantów Waldemar Podsiadły oraz pracownik Oddziałowego Biura Poszukiwań i Identyfikacji IPN w Lublinie Artur Piekarz.
- „Jastrząb” był legendarnym żołnierzem niezłomnym w okresie okupacji sowieckiej po drugiej wojnie światowej. Upamiętnienie jego bohaterstwa to przywracanie godności państwu polskiemu, które tę godność straciło traktując swoich bohaterów jak największych bandytów– powiedział wojewoda Czarnek przywołując słowa prezydenta RP Andrzeja Dudy, które wypowiedział podczas pogrzebu Danuty Siedzikówny „Inki” i Feliksa Selmanowicza „Zagończyka”. - Grób „Jastrzębia” jest jednocześnie pomnikiem pamięci jego brata, Edwarda Taraszkiewicza „Żelaznego”, którego szczątków doczesnych jeszcze nie odnaleziono– zauważył wojewoda Czarnek.

- Poszukiwania nadal są kontynuowane przez Oddziałowe Biuro Poszukiwań i Identyfikacji IPN w Lublinie– zapewniał dyrektor IPN w Lublinie Marcin Krzysztofik.




[kliknij w plakat, aby powiększyć]
W uroczystościach pogrzebowych mają wziąć udział żołnierze WiN, m. in. członek oddziału Edwarda Taraszkiewicza „Żelaznego” - Stanisław Pakuła ps. "Krzewina"– powiedział pełnomocnik wojewody Waldemar Podsiadły.

Leon Taraszkiewicz „Jastrząb”, „Zawieja”, oficer Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość; syn Władysława i Roży Klary z d. Sibila, urodził się 13 maja 1925 r. w Hamborn k. Duisburga. Przed wojną mieszkał we Włodawie, gdzie ukończył siedem klas szkoły powszechnej. Jesienią 1939 r. został aresztowany przez niemiecką żandarmerię polową za przetrzymywanie broni po żołnierzach WP, lecz uwolniono go po kilku dniach. W kolejnych latach był dwukrotnie aresztowany. Przetrzymywano go m.in. w siedzibie radomskiego i lubelskiego Gestapo, a także w więzieniu na Zamku w Lublinie. W obu przypadkach udało mu się zbiec, przy czym był dwukrotnie postrzelony przez konwojentów. Po ostatniej ucieczce w styczniu 1944 r. (prowadzono go wówczas z siedziby lubelskiego Gestapo do więzienia na Zamku) ukrywał się w Lublinie, a następnie we Włodawie, gdzie nawiązał kontakt z miejscowymi strukturami AK. Zimą 1944 r. został przypadkowo zatrzymany przez patrol sowieckich partyzantów i wcielony do oddziału im. Klimenta Woroszyłowa, dowodzonego przez kpt. Anatolija Krotowa „Anatola”. W oddziale pozostawał do chwili wkroczenia Armii Czerwonej na Lubelszczyznę, po czym powrócił do rodzinnego domu. Nie skorzystał z oferowanej mu propozycji pracy w Resorcie Bezpieczeństwa Publicznego.

18 grudnia 1944 r. został aresztowany wraz z rodzicami i siostrą przez Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego we Włodawie pod zarzutem rzekomej współpracy z Niemcami. Był przetrzymywany w siedzibie Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Lublinie oraz w więzieniu na Zamku. 13 lutego 1945 r. zbiegł z transportu do obozu UB-NKWD w Błudku-Nowinach. Od kwietnia 1945 r. był żołnierzem Rejonu II Obwodu Delegatury Sił Zbrojnych Włodawa, zaś od końca maja 1945 r. członkiem bojówki rejonowej ppor. Tadeusza Bychawskiego „Sępa”. Po śmierci dowódcy (12 czerwca 1945 r.) przejął dowództwo nad grupą, która jesienią 1945 r. została przekształcona w oddział dyspozycyjny komendanta Obwodu WiN Włodawa. Pod jego dowództwem oddział stał się jedną z najaktywniejszych grup partyzanckich w skali całej Lubelszczyzny. Styl dowodzenia „Jastrzębia” cechowały ogromny dynamizm i brawura. Pomimo młodego wieku był w stanie pociągnąć za sobą starszych i bardziej doświadczonych towarzyszy walki. W czasie akcji wykorzystywał często zdobyczny transport samochodowy, co umożliwiało mu przeprowadzenie kilku uderzeń w ciągu jednego dnia, nierzadko w miejscowościach odległych od siebie o dziesiątki kilometrów. Dzięki dobrej znajomości języka rosyjskiego występował niejednokrotnie w przebraniu oficera NKWD lub Armii Czerwonej, co pozwalało uzyskać element zaskoczenia przy spotkaniach z grupami operacyjnymi, czy w czasie rozbrajania posterunków MO. Cechowała go dbałość o podkomendnych i ludność cywilną. W oddziale panowała wojskowa dyscyplina, prowadzono rozliczenia finansowe, udzielano także zapomóg krewnym osób aresztowanych czy konspiratorom znajdującym się w trudnej sytuacji materialnej. Blisko współpracował z oddziałami: Narodowego Zjednoczenia Wojskowego Stefana Brzuszka „Boruty”, WiN Józefa Struga „Ordona” oraz Zdzisława Brońskiego „Uskoka”.

Na czele grupy przeprowadził wiele spektakularnych akcji, wśród których należy wymienić m.in. opanowanie Parczewa (5 lutego 1946 r.), zatrzymanie i internowanie rodziny Bolesława Bieruta (18 lipca 1946 r.), rozbicie PUBP we Włodawie z którego uwolniono ok. 70 więźniów (22 października 1946 r.), czy udział w ataku połączonych oddziałów radzyńskiego i włodawskiego WiN na Radzyń Podlaski (31 grudnia 1946 r.). „Jastrząb” został ciężko ranny 3 stycznia 1947 r. w Siemieniu koło Parczewa, w czasie szturmu na budynek zajmowany przez grupę ochronno-propagandową Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Zmarł po dwóch godzinach, podczas transportu na konspiracyjną kwaterę. Został pochowany potajemnie przez członków Rejonu I Obwodu WiN Radzyń Podlaski na cmentarzu w Siemieniu.
 
W 2009 r. Prezydent RP Lech Kaczyński odznaczył go pośmiertnie Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski.

Szczątki Leona Taraszkiewicza wydobyto 28 listopada 2016 r. w czasie prac ekshumacyjnych na cmentarzu parafialnym w Siemieniu. Informację o ich identyfikacji podano do publicznej wiadomości 21 kwietnia 2017 r.

Autor biogramu – Artur Piekarz, pracownik Oddziałowego Biura Poszukiwań
i Identyfikacji IPN w Lublinie


Więcej o walce por. Leona Taraszkiewicza "Jastrzębia" i jego brata ppor. Edwarda Taraszkiewicza "Żelaznego" czytaj:
Strona główna>
Prawa autorskie>

Ostatnia walka oddziału "Puszczyka"

$
0
0
64. rocznica śmierci por. Wacława Grabowskiego "Puszczyka" i jego żołnierzy

...Nie dajmy zginąć poległym.
Zbigniew Herbert

Oficer Wojska Polskiego nie poddaje się wrogom Polski!
ostatnie słowa por. "Puszczyka" do UB-eków,
wzywających go do poddania 5 VII 1953 r.

Por. Wacław Grabowski "Puszczyk" (1916-1953)

64 lata temu, 5 lipca 1953 roku, w walce z 1300-osobową obławą UB-KBW we wsi Niedziałki zginał dowódca ostatniego patrolu Narodowego Zjednoczenia Wojskowego działającego na Mazowszu północnym, por. Wacław Grabowski "Puszczyk". Wraz z nim, podczas próby przebicia się przez pierścień okrążenia, poległo sześciu jego żołnierzy.

Ż ołnierze NZW z patrolu por. Wacława Grabowskiego "Puszczyka" polegli w walce stoczonej 5 lipca 1953 r. z 1300-osobową grupą operacyjną UB-KBW we wsi Niedziałki na Mazowszu. Od lewej leżą: Henryk Barwiński "August", Kazimierz Żmijewski "Jan", Lucjan Krępski "Jastrząb", Feliks Gutkowski "Gutek", Piotr Suwiński "Stanisław", por. Wacław Grabowski "Puszczyk", Antoni Tomczak "Malutki". Zdjęcie wykonane przez UB.


Zdjęcie przedwojenne. Pierwszy z prawej (zaznaczony) stoi gimnazjalista Wacław Grabowski, późniejszy por. "Puszczyk".

Wacław Grabowski urodził się 10 grudnia 1916 r. w rodzinie zarządcy majątku Krępa (pow. Mława). W okresie nauki w szkole średniej działał w harcerstwie. Uczestniczył w wojnie obronnej 1939 r. W okresie okupacji niemieckiej był żołnierzem ZWZ-AK w Obwodzie Mława. Służbę w oddziałach partyzanckich rozpoczął już w 1943 r. Służył w Kedywie (Kierownictwo Dywersji) Armii Krajowej i oddziale partyzanckim ppor. Stefana Rudzińskiego "Wiktora". Po wejściu Armii Czerwonej działał w strukturze Ruchu Oporu Armii Krajowej (ROAK) w ramach batalionu "Znicz" dowodzonego przez kpt. Pawła Nowakowskiego "Łysego" (uczestniczył m.in. w udanej akcji z 2/3 czerwca 1945 r. na PUBP w Mławie, w wyniku której uwolniono 32 więźniów oraz zastrzelono 4 UB-eków).

Ppor. Stefan Rudziński "Wiktor"

Po rozwiązaniu oddziału w 1945 r. (tzw. "akcja rozładowywania lasów"Jana Mazurkiewicza "Radosława") "Puszczyk" zdołał przedostać się do amerykańskiej strefy okupacyjnej w Niemczech. Przez pewien czas służył w Polskich Kompaniach Wartowniczych. Stwierdził jednak, iż jego "miejsce jest w Polsce" i powrócił do kraju. Ponownie podjął działalność konspiracyjną, organizując nieduży oddział partyzancki operujący w powiatach Mława, Przasnysz, Działdowo i Ciechanów.

Wacław Grabowski "Puszczyk" dowodził samodzielnym oddziałem wchodzącym prawdopodobnie w skład 16 Okręgu NZW. Po jego likwidacji nawiązał kontakt z Mieczysławem Dziemieszkiewiczem "Rojem". Dwaj podkomendni por. "Puszczyka" - Piotr Grzybowski "Jastrząb" i Lucjan Krępski "Rekin" - zostali skierowani w kwietniu 1951 r. jako wzmocnienie grupy st. sierż. "Roja", jednak po jego śmierci w obławie dnia 13/14 kwietnia 1951 r. "Jastrząb" i "Rekin" powrócili do macierzystego oddziału.

Grupa "Puszczyka", działająca w latach 1947–1953, nastawiona była na dotrwanie do zmiany sytuacji politycznej w Polsce i ograniczała swą aktywność do niezbędnej samoobrony i akcji aprowizacyjnych. Głośnym  wyczynem "Puszczyka" było m.in. przebicie się przez zasadzkę bezpieki w październiku 1952 r. w okolicach Konopek (od jego kul padło dwóch oficerów MBP i żołnierz KBW). Od jesieni 1951 r. oddział nie prowadził już żadnych działań dywersyjnych, będąc typową "grupą przetrwania".

Wycinek mapy okolicy, w której ukrywał się "Puszczyk" i jego żołnierze w 1953 r.

Do jesieni 1952 r. ukrywał się w przygotowanym uprzednio bunkrze w powiecie działdowskim, a po jego zlokalizowaniu przez resort bezpieczeństwa przeszedł w okolice Mławy, gdzie do lata 1953 r. "melinował" w kolonijnych gospodarstwach miejscowości Niedziałki, u rodzin: Marianny Jeziorskiej, Stanisława Adamczyka i Zygmunta Klimaszewskiego. Ostatnią bazą "Puszczyka" stała się właśnie wioska Niedziałki (gm. Turza Mała), gdzie jego grupa przez wiele miesięcy ukrywała się w gospodarstwie rodziny Jeziorskich.

W ramach poszukiwań por. "Puszczyka" i jego żołnierzy w 1953 r. rozpracowanie prowadzone przez bezpiekę objęło 67 osób, głównie zamieszkałych w pow. Mława (ale także w pow. Przasnysz i Ciechanów). Przełom nastąpił zupełnie nieoczekiwanie. Donos o miejscu pobytu partyzantów w gospodarstwie Jeziorskich złożył jeden z mieszkańców wsi Niedziałki  Wacław  Głuszek,  będący  współpracownikiem  resortu  bezpieczeństwa  (oznaczonym pseudonimem  "N-20").  Rankiem  5  lipca  1953  r.  agent  odwiedził  kwaterę  partyzancką, pod pozorem przyniesienia „leśnym” kilograma słoniny. W rzeczywistości chodziło o potwierdzenie, czy „Puszczyk” i jego żołnierze nie zmienili miejsca pobytu.

W tym czasie Niedziałki były już okrążone przez 1300 żołnierzy KBW wspomaganych przez funkcjonariuszy UB i MO. Oddziały uczestniczące w operacji zajęły stanowiska po cichu, jeszcze w nocy z 4 na 5 lipca samochody, którymi je przywieziono, zatrzymały się kilka kilometrów od wsi, tak by nie było słychać szumu silników. Akcję ubezpieczały dwa pojazdy pancerne określane jako „tankietki” oraz działko 45 mm. Gdy agent potwierdził mocodawcom z UB, że „Puszczyk” nadal jest w swej kwaterze, można było rozpocząć operację. Rola denuncjatora została jednoznacznie wyjaśniona w dokumentacji wytworzonej przez bezpiekę. W październiku 1953 r. naczelnik Wydziału III WUBP w Warszawie kpt. Eugeniusz Głowacki tak scharakteryzował przebieg całego zdarzenia:
W dniu 4 VII 1953 r. do PUBP Mława zgłosił się ob. Głuszek Wacław, zamieszkały Niedziałki, gm. Turza Mała, pow. Mława, działkowicz, posiada działkę z dzierżawy w ilości 5 ha, bezpartyjny, żonaty. Wymieniony ob. zameldował, iż w m. Niedziałki w dwóch gospodarstwach przebywa banda [sic!– oddział] w sile siedmiu, uzbrojona w broń krótką i automatyczną. Na podstawie złożonego zameldowania przez ob. Głuszka - przy udziale wojska KBW w dniu 5 VII [19]53 r. przeprowadzona została operacja p[rzeciw]ko bandzie, na czele której stał Grabowski Wacław ps. „Puszczyk”. W wyniku przeprowadzonej operacji cała banda [...] została zlikwidowana, przy bandytach zdobyto 14 jednostek broni krótkiej i automatycznej oraz granaty i amunicję. Wymieniona banda [sic! – oddział] rekrutowała się z byłych członków AK i zlikwidowanych band. Prowadziła ona działalność terrorystyczno-dywersyjną na terenie powiatów Mława, Działdowo i Ciechanów, dokonując  w  latach  1945-1953  szeregu  poważnych  mordów  i  napadów  rabunkowych, oraz w ostatnich latach [19]49-[19]53 uprawiali wrogą propagandę p[rzeciw]ko Polsce Ludowej i jej sojusznikom, a szczególnie p[rzeciwko] Związkowi Radzieckiemu, werbując jednocześnie nowych członków band.

Charakterystyka oddziału por. Wacława Grabowskiego "Puszczyka", "Chudego" wytworzona przez funkcjonariuszy PUBP w Mławie 19 X 1953 r.[kliknij w dokument, aby powiększyć].

Jednostki uczestniczące w operacji zostały ustawione w kilku liniach, tak by partyzanci nawet w przypadku przedarcia się przez pierwszą tyralierę obławy, nie zdołali się wymknąć „z kotła”. Wartę pełnił wówczas Henryk Barwiński „August” i to on pierwszy zaalarmował oddział. „Puszczyk” zarządził zajęcie stanowisk i przygotowanie się do walki na wypadek, gdyby obława ogarnęła także partyzancką kwaterę. Nie znał rozmiarów operacji i nie wiedział jeszcze, że jest dokładnie zlokalizowany. Wojciech Jeziorski zapamiętał, iż z treści wydawanych przez partyzanckiego dowódcę rozkazów wynika, że zamierzał on ostrzelać grupę podchodzącą do gospodarstwa i błyskawicznie oderwać się od przeciwnika. Jeziorski wspominał:
Dochodziła godzina 16.00, kiedy jak za pociągnięciem różdżki czarodziejskiej, zboża zafalowały na całym przedpolu, ale zamiast kłosów żyta ukazały się obserwującemu żołnierskie hełmy. Była ich masa wokół zabudowań i ta masa hełmów szła ze wszystkich stron w stronę naszej kwatery, a więc byliśmy  otoczeni.  Wtedy  "Puszczyk"  zrozumiał,  że  ich  godzina  wybiła.  [...]  Mają  dwa wyjścia, poddać się lub śmierć. Ponieważ już dawno zespołowo wybrali drugą alternatywę, wobec tego – W Imię Ojca i Syna i Ducha – niech się dzieje wola Pana. Tyraliery zbliżały się, a z gardeł atakujących dobiegło wezwanie – poddajcie się, jesteście otoczeni! Na to diktum "Puszczyk" krzyknął w stronę swoich kolegów – chłopcy, podpuszczać blisko! Ognia! Strzelać celnie, nie marnować naboi; – sam skokami dotarł pod najbliższe wielkie drzewa, lipę i jesion, i stamtąd rozpoczął krótkimi seriami z empi ostrzeliwać idących od strony wschodniej żołnierzy. W odezwie strona atakująca przykryła ich zmasowanym ogniem ze wszystkich stron. Dziwne, że się nawzajem, w tej pierwszej fazie wymiany ognia, nie wystrzelali.
Pomimo wezwań do złożenia broni, żaden z żołnierzy "Puszczyka" nie podniósł rąk do góry. Pomimo tak wielkiej dysproporcji sił partyzanci podjęli obronę, a nawet próbę przebicia, podczas której wszyscy padli w krzyżowym ogniu broni maszynowej. Zginęli:
  • Antoni Tomczak "Malutki"
  • Henryk Barwiński "August"
  • Kazimierz Żmijewski "Jan"
  • Feliks Gutkowski "Gutek"
  • Piotr Grzybowski "Jastrząb"
  • Lucjan Krępski "Rekin"
Ostatni poległ por. Wacław Grabowski "Puszczyk", który mimo dwukrotnego zranienia zdołał przedrzeć się kilkaset metrów, aż do drogi Kęczewo-Sarnowo. Ranny, ostrzeliwał się do końca. Wezwany przez funkcjonariuszy UB do poddania się, miał odkrzyknąć komunistom:
Oficer Wojska Polskiego nie poddaje się wrogom Polski!
Po wystrzelaniu amunicji do MP rzucił jeszcze  w stronę nacierających dwa granaty i kilkakrotnie strzelił z pistoletu, po czym ostatni nabój przeznaczył dla siebie. Walka trwała około godziny - o 17.00 strzały ucichły. Ciężko rannych, konających „Augusta” i „Janka”, ubowcy zabrali do szpitala w Mławie, gdzie zmarli na stole operacyjnym.

Por. Wacław Grabowski "Puszczyk"; zdjęcie pośmiertne wykonane przez PUBP w Mławie.

Denuncjatorowi  wypłacono  „stosowne  wynagrodzenie”.  Naczelnik  Wydziału  III WUBP w Warszawie podał w swym raporcie kwotę, która wydaje się zaskakująco niska jak  za  doprowadzenie  do  śmierci  siedmiu  nieuchwytnych  przez  lata  partyzantów.  Pisał mianowicie:
Ob. Głuszek Wacław za bezpośredni udział w likwidacji wyżej opisanej bandy otrzymał wynagrodzenie pieniężne w sumie 5000 zł.
4 sierpnia 1953 r. agent w  krótkim  oświadczeniu  pokwitował  otrzymaną  od  bezpieki  kwotę:
Otrzymałem od Woj[ewódzkiego] Urzędu Bezp[ieczeństwa] Publ[icznego] w Warszawie 5000 zł (pięć tysięcy złotych) za pomoc w likwidacji bandy [sic! – oddziału]"Puszczyka".
N-20

Pokwitowany przez Wacława Głuszka (informatora o kryptonimie "N-20") odbiór kwoty 5000 zł za wydanie na śmierć por. "Puszczyka" i jego żołnierzy.

Ciała zastrzelonych partyzantów zostały zabrane przez bezpiekę. W siedzibie PUBP w Mławie zostały dokładnie obfotografowane – zbiorowo i indywidualnie. Gdzie komuniści zakopali „Puszczyka” i jego żołnierzy – nie wiadomo. Do dziś nie mają własnego grobu.

Broń por. "Puszczyka" i jego partyzantów zdobyta przez UB po likwidacji oddziału.

Na mieszkańców wioski Niedziałki spadły surowe represje. Od razu, w dniu likwidacji  „Puszczyka”,  bezpieka  aresztowała  Marię  Jeziorską  oraz  gospodarzy  Stanisława Adamczyka (akowca z okresu okupacji niemieckiej) i Zygmunta Klimaszewskiego, oskarżonych o udzielanie pomocy partyzantom. Naczelnik Wydziału III WUBP w Warszawie raportował: „Wszyscy ww. osoby aktywnie współpracowali z bandą, a szczególnie Adamczyk, u którego banda wysłuchiwała audycji nadawanych przez «Głos Ameryki». Wkrótce potem bezpieka aresztowała Wojciecha Jeziorskiego. Oboje Jeziorskich skazano na 8 lat pozbawienia wolności, przy czym Marianna Jeziorska zmarła 18 sierpnia 1955 r. w więzieniu MBP przy ul. Rakowieckiej w Warszawie. Także Stanisława Adamczyka i Zygmunta Klimaszewskiego skazano na kary 8 lat więzienia. Gospodarstwa Adamczyków i Jeziorskich zostały „skonfiskowane przez państwo”. Gdy wyszli z więzienia – nie mieli dokąd wrócić. Budynki zostały rozebrane. Dziś tylko kępy drzew wskazują, gdzie stały obejścia będące schronieniem dla ostatnich leśnych północnego Mazowsza.
Po  latach  w  miejscu  ostatniej  walki  oddziału por. "Puszczyka"  jego  towarzysze  broni z NZW i ROAK wznieśli pomnik – głaz pamiątkowy, uroczyście poświęcony i odsłonięty w dniu 8 września 2001 r.

Obelisk w miejscu śmierci por. "Puszczyka" i jego żołnierzy, odsłonięty i poświęcony 8 września 2001 roku. Ufundowali go kombatanci, rodziny poległych oraz mieszkańcy gmin Lipowiec Kościelny i Kuczbork.

Obelisk w miejscu śmierci por. Wacława Grabowskiego "Puszczyka" i jego żołnierzy.

Cmentarz w Lipowcu Kościelnym. Metalowy krzyż i tablica pamiątkowa na symbolicznej mogile por. "Puszczyka" i jego żołnierzy.

Tablica na krzyżu na cmentarzu w Lipowcu Kościelnym:"Pamięci byłych żołnierzy AK-NZW poległych w dniu 5 lipca 1953 r. w miejscowości Niedziałki w obronie honoru narodu i godności własnej oraz wolności nie tylko własnej".

Ostatnimi partyzantami antykomunistycznego podziemia na północnym Mazowszu, którzy zginęli w walce z komunistami byli Kazimierz Dyksiński "Kruczek" oraz Leon Malicki"Zygmunt". Po wkroczeniu Sowietów byli żołnierzami ROAK (Ruch Oporu Armii Krajowej), a następnie 11. Grupy Operacyjnej NSZ. "Kruczek" został aresztowany 3 stycznia 1947 r. i skazany na karę śmierci. W nocy po ogłoszeniu wyroku uciekł z więzienia i dołączył do oddziału por. Franciszka Majewskiego "Słonego". W październiku 1947 r. wraz z oddziałem wszedł w skład XXIII Okręgu Narodowego Zjednoczenia Wojskowego. Po rozbiciu struktur NZW ukrywał się wraz z Leonem Malickim "Zygmuntem". Partyzanci zostali wydani przez agenta UB "Kaszuba" - człowieka, u którego się ukrywali. 10 czerwca 1954 r., osaczeni przez obławę UB we wsi Będzymin w pow. Sierpc, podjęli swoją ostatnią walkę.
Tak opisał to wydarzenie w raporcie skierowanym do naczelnika Wydziału I Departamentu III MBP naczelnik Wydziału III WUBP w Warszawie:
[...] O godz. 17.30 zabudowania agenta "Kaszuby" oraz przyległe budynki należące do sąsiadów agenta zostały okrążone. Do środka weszła grupa szturmowa, która została ostrzelana przez bandytów i obrzucona granatami[...] Bandyci zostali wyparci z budynków na odkryte pole, nie orientując się, że są okrążeni przez obstawę, zostali przykryci ogniem i w tym momencie Malicki Leon ps. "Zygmunt", będąc rannym strzelił sobie w głowę z własnego pistoletu, natomiast bandyta Dyksiński Kazimierz ps. "Kruczek" podłożył pod siebie granat, który eksplodował pozbawiając go życia.[...].
Do dziś miejsca pochówków ostatnich partyzantów Mazowsza, jak i wielu innych, pozostają nieznane.
GLORIA VICTIS !!!


Więcej na temat por. Wacława Grabowskiego "Puszczyka" czytaj:
Strona główna>
Prawa autorskie>

Pogrzeb ppor. Leona Taraszkiewicza "Jastrzębia"

$
0
0
Pogrzeb ppor. Leona Taraszkiewicza  "Jastrzębia", Włodawa, 16 lipca 2017 - FOTORELACJA


We Włodawie odbyły się uroczystości pogrzebowe żołnierza podziemia niepodległościowego ppor. Leona Taraszkiewicza. Szczątki dowódcy oddziału partyzanckiego Wolność i Niezawisłość Obwodu Włodawa ppor. Leona Taraszkiewicza "Jastrzębia" zostały pochowane 16 lipca 2017 r. na Cmentarzu Wojennym we Włodawie, przy ul. Lubelskiej, ok. 300 m od jego rodzinnego domu.

Włodawa, ul. Lubelska, Cmentarz Wojenny Żołnierzy Wojska Polskiego - miejsce spoczynku ppor. Leona Taraszkiewicza "Jastrzębia" i symboliczna mogiła jego brata i zastępcy ppor. Edwarda Taraszkiewicza "Żelaznego", którego miejsce pochówku jak dotąd pozostaje nieznane.

Uroczystości pogrzebowe Leona Taraszkiewicza "Jastrzębia" rozpoczęły się w sobotę, 15 lipca. O godz. 18 wystawiono trumnę ze szczątkami Bohatera w klasztorze oo. Paulinów we Włodawie.

Ppor. Leon Taraszkiewicz "Jastrząb" powrócił do domu...

Powitanie Bohatera przez przeora klasztoru oo. Paulinów we Włodawie, o. Dariusza Cichora.



Warta honorowa przy trumnie Komendanta. Od lewej: mjr Stanisław Pakuła "Krzewina", ostatni żyjący żołnierz polowy i adiutant ppor. "Jastrzębia", a później Edwarda Taraszkiewicza "Żelaznego"; kpt. Edmund Brożek, prezes Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej we Włodawie.


Niedzielne uroczystości rozpoczęły się od mszy w kościele św. Ludwika we Włodawie, której przewodził biskup siedlecki Kazimierz Gurda.  Przed rozpoczęciem nabożeństwa głos zabrał wojewoda lubelski dr hab. Przemysław Czarnek, który w imieniu organizatorów przywitał przybyłych gości. Podkreślił, że uroczystości pogrzebowe, na które przybyli, są również manifestacją wiary i patriotyzmu. Homilię podczas mszy św. wygłosił kapelan Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość” Inspektorat Radzyń, ks. Zbigniew Rozmysł, który stwierdził m.in., że poznanie historii postaci Leona Taraszkiewicza ps. „Jastrząb” zasiało w jego sercu ziarno patriotyzmu.





Instytut Pamięci Narodowej

Pani Rozalia Otta, siostra ppor. Leona Taraszkiewicza "Jastrzębia".

Major Marian Pawełczak "Morwa", podkomendny mjr. Hieronima Dekutowskiego "Zapory".


Kapelan Zrzeszenia "Wolność i Niezawisłość" Inspektorat Radzyń, ks. Zbigniew Rozmysł.

Mjr Stanisław Pakuła "Krzewina"


Po zakończeniu nabożeństwa przeczytano listy okolicznościowe. W imieniu Prezydenta RP, Andrzeja Dudy, list odczytał szef Biura Bezpieczeństwa Narodowej, Paweł Soloch. Kilka słów do zebranych skierował również Marszałek Sejmu RP, Marek Kuchciński, którego reprezentował poseł Piotr Olszówka. Od Premier Beaty Szydło i Jarosława Kaczyńskiego listy odczytała posłanka Beata Mazurek. W imieniu Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, prof. Piotra Glińskiego, list przeczytał doradca szefa resortu kultury Kacper Sakowicz. Do przybyłych na uroczystości swoje słowa skierował również Minister Obrony Narodowej Antoni Macierewicz, którego reprezentował podsekretarz stanu resortu wojskowego, prof. Wojciech Fałkowski.

Następnie żałobnicy opuścili świątynie i został uformowany kondukt pogrzebowy. Wspólnie maszerowali w nim: rodzina Leona Taraszkiewicza (m.in siostra „Jastrzębia” Rozalia Otta), kombatanci, przedstawiciele władz państwowych i samorządowych, duchowni, delegaci służb mundurowych, poczty sztandarowe wielu instytucji i organizacji, mieszkańcy Włodawy oraz goście przybyli z całej Polski. Trumnę ze szczątkami „Jastrzębia” przewoziło wojsko, przed których pojazdem kroczyli żołnierze z portretem partyzanta. W uroczystościach pogrzebowych wzięli udział również przedstawiciel Instytutu Pamięci Narodowej, który był współorganizatorem tego wydarzenia. Naszą instytucję reprezentowali: prezes dr Jarosław Szarek, wiceprezes prof. Krzysztof Szwagrzyk, członek kolegium IPN prof. Tadeusz Wolsza oraz p.o. dyrektora lubelskiego Instytutu Pamięci Narodowej Marcin Krzysztofik.







Rozalia Otta, siostra ppor. "Jastrzębia", z wnukami.











Gdy kondukt pogrzebowy dotarł  na Cmentarz Wojenny we Włodawie, rozpoczął się ostatni etap uroczystości. Po odprawieniu przez biskupa siedleckiego nabożeństwa głos zabrał prezes Instytutu Pamięci Narodowej, dr Jarosław Szarek. W swoim przemówieniu stwierdził m.in., że Leon Taraszkiewicz ps. „Jastrząb” wrócił do swoich rodzinnych stron. Dodał również, że IPN nie spocznie póki nie odnajdzie innych bohaterów, których miejsca pochówków pozostają nieznane – w tym Edwarda Taraszkiewicza ps. „Żelazny”, brata „Jastrzębia”. Następnie przemówił p.o. szefa Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych, Jan Józef Kasprzyk. Po nim głos zabrał mjr Stanisław Pakula ps. „Krzewina”, ostatni żyjący podkomendny Leona Taraszkiewicza, który w bardzo emocjonalnym przemówieniu wyraził wdzięczność, że tak wiele osób przybyło na pogrzeb jego „ukochanego komendanta”. Na końcu wystąpił siostrzeniec „Jastrzębia”, Ryszard Otta, który w imieniu rodziny Leona Taraszkiewicza podziękował wszystkim zebranym za uczestnictwo w uroczystościach. Z podziękowaniami zwrócił się również do osób i instytucji, za których przyczyną udało się przenieść i uroczyście pochować szczątki „Jastrzębia”.







Prezes Instytutu Pamięci Narodowej dr Jarosław Szarek

Mjr Stanisław Pakuła "Krzewina"

Wręczenie flagi państwowej i rogatywki rodzinie ppor. Leona Taraszkiewicza "Jastrzębia".

[...] Śpij kolego w ciemnym grobie, niech się Polska przyśni tobie.







GLORIA VICTIS!


Organizatorami uroczystości pogrzebowych byli wojewoda lubelski dr hab. Przemysław Czarnek oraz Instytut Pamięci Narodowej Oddział w Lublinie.

Zapraszam do obejrzenia zapisu uroczystości pogrzebowych ppor. Leona Taraszkiewicza "Jastrzębia"

W listopadzie 2016 r. z grobu znajdującego się na cmentarzu w Siemieniu, niedaleko Parczewa, ekshumowano szczątki Leona Taraszkiewicza. To w tej miejscowości w styczniu 1947 r. podczas szturmu na budynek szkoły, zajmowany przez żołnierzy Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, „Jastrząb” został ciężko ranny, a potem zmarł. Ciało Taraszkiewicza potajemnie, w anonimowej mogile, pochowali członkowie WiN. Jego mogiła w czasach PRL był oznaczona tylko tabliczką z imieniem „Leon”.

W 1991 r. postawiono tam pomnik, na którym znalazły się pełne dane Leona Taraszkiewicza. Wtedy nie przeprowadzono ekshumacji. O ekshumację zwłok Taraszkiewicza zwróciła się do wojewody lubelskiego siostra „Jastrzębia” – Rozalia Otta.

„Jastrząb” został pochowany w mogile będącej także symbolicznym grobem jego brata – również żołnierza WiN – Edwarda Taraszkiewicza ps. „Żelazny”, którego faktyczne miejsce pochówku jest nieznane.

[kliknij w biogram, aby powiększyć]
Więcej o walce por. Leona Taraszkiewicza "Jastrzębia" i jego brata ppor. Edwarda Taraszkiewicza "Żelaznego" czytaj:
Strona główna>
Prawa autorskie>
Viewing all 289 articles
Browse latest View live