70. rocznica śmierci ppor. Antoniego Kopaczewskiego "Lwa"
70 lat temu, 8 września 1946 roku, w miejscowości Ignasin (Gmina Fajsławice) w walce z grupą operacyjną UB-MO poległ podporucznik Antoni Kopaczewski "Lew" wraz z pięcioma podkomendnymi.
ppor. Antoni Kopaczewski "Lew"
Antoni Kopaczewski "Lew" - jeden z wielu żołnierzy wyklętych, urodził się w roku 1918 w Majdanie Brzezickim pod Piaskami na Lubelszczyźnie. W latach trzydziestych ukończył szkołę podoficerską w Nisku i do 1938 r. pełnił służbę zawodową w Wojsku Polskim. Pracę podjętą na kolei w Warszawie przerwało powołanie do 43. pp. w Równem i wybuch wojny. Jeszcze we wrześniu tego roku Antoni Kopaczewski przedostał się w rodzinne strony i szybko włączył się do pierwszej organizacji konspiracyjnej powstającej na tym terenie – „Baonów Zemsty”, zorganizowanej przez miejscowego komendanta Związku Strzeleckiego, Jerzego Drylskiego. Po rozbiciu tej organizacji przez Niemców, nieustannie ukrywając się przed poszukującym go okupantem związał się z konspiracją ZWZ-AK w Piaskach.
Partyzanci z oddziału Antoniego Kopaczewskiego "Lwa".
Po wkroczeniu Armii Czerwonej i aresztowaniu m.in. szefa placówki AK w Piaskach, „Lew” odbudował struktury konspiracyjne. Jesienią 1945 r. po zdemaskowaniu rzeczywistych intencji autorów amnestii ogłoszonej dla żołnierzy podziemia niepodległościowego Antoni Kopaczewski wszedł do organizacji „Wolność i Niezawisłość”. W końcu sierpnia 1946 r. kpt. Zdzisław Broński "Uskok", na rozkaz mjr. Hieronima Dekutowskiego "Zapory", przejął zwierzchnictwo nad liczącym wówczas ok. dziesięciu partyzantów patrolem Antoniego Kopaczewskiego "Lwa", działającym wówczas w powiecie krasnostawskim, a tym samym podporządkował go rozkazom dowódcy zgrupowania partyzanckiego Inspektoratu lubelskiego WiN. Oddział Antoniego Kopaczewskiego odpowiadał m.in. za wydawanie konspiracyjnego pisma "Wolność i Niezawisłość".
Żołnierze oddziału ppor. Antoniego Kopaczewskiego "Lwa" (stoi pierwszy z lewej). 1946 r.
8 września 1946 r. funkcjonariusze UBP z Lublina i Krasnegostawu wsparci przez milicjantów przeprowadzili obławę na „Lwa” i jego podkomendnych, ukrywających się na terenie gospodarstwa związanej z oddziałem rodziny Dziechanów w Ignasinie. W kilkugodzinnej walce, poza dowódcą - ppor. Antonim Kopaczewskim "Lwem", polegli: Władysław Sampolski „Aniołek”, Stanisław Pędrak „Poleszuk”, Józef Dziachan „Pościgowy”, Tadeusz Dziachan „Leśny”, Wincenty Kisielewski „Lipa”.
W płonących zabudowaniach śmierć ponieśli także Helena i Stanisław Dziachan wraz z 4-letnią córką Anną. Cztery osoby zostały aresztowane. Wszyscy ujęci członkowie i współpracownicy oddziału otrzymali wieloletnie wyroki więzienia.
Żołnierze z oddziału ppor. "Lwa". Od lewej: Mieczysław Piłat "Rydz", Władysław Sampolski "Anioł".
Przeprowadzenie skutecznej akcji przeciw partyzantom umożliwiły bezpiece informacje uzyskane od komendanta rejonu organizacji WIN Władysława Ziętka ps. "Hejnał", "Nieznany", "Kulawy", który 8 września 1946 r. został zatrzymany przez U.B. w Lublinie. Podczas brutalnego przesłuchania zeznał, że w miejscowości Ignasin gm. Fajsławice w gospodarstwie Józefa Dziachana często przebywa Antoni Kopaczewski "Lew" wraz z 5-6 ludźmi. Na tej podstawie niezwłocznie zorganizowano grupę operacyjną, złożoną z 38 funkcjonariuszy UB i MO i wysłano ją na miejsce.
Oddział „Lwa” posiadał na Ignasinie dwie wypróbowane, stałe kwatery: zabudowania Joanny Matraszkowej oraz gospodarstwo rodziny Dziachanów. Michalina Dziachanówna "Sikorka" była łączniczką i sanitariuszką oddziału. 7 września dowódca partyzantów podjął decyzję o zmianie kwatery; noc z 7 na 8 września miała być ostatnią spędzoną w gospodarstwie Dziachanów. Nad ranem obudziły ich odgłosy dalekich strzałów. Chwycili za broń. Za chwilę z kilku kierunków, ku stodole w której spali, posypały się serie broni maszynowej. Podjęli beznadziejną walkę.
Wincenty Kisielewski "Lipa" pierwszy wybiegł ze stodoły, prowadząc na oślep ciągły ogień ze swego erkaemu. Padł martwy po kilkunastu krokach. Wtedy „Lew” krzyknął do „Liska”:
– Leć do mieszkania! Jak ciebie aresztują, powiedz, że zatrzymaliśmy ciebie siłą. Nie znasz nas!
Po tych słowach „Lew” i „Aniołek” jednocześnie wybiegli ze stodoły, strzelając ze swoich MP-40. Ich automaty umilkły niemal jednocześnie, już po kilku sekundach. „Lisek” wyjrzał przez szparę w deskach i dostrzegł martwego „Lipę”, w innym miejscu nieruchome sylwetki „Lwa” i „Aniołka”. W środku pozostało już tylko dwóch – on oraz Tadeusz Dziachan „Leśny”. Ten powiedział, rezygnując z ucieczki:
– Skacz do domu! Ja zostaję. Może się uda…
„Lisek” wypadł z wrót stodoły i zygzakiem przebiegł ku mieszkaniu. Ścigał go jadowity syk kul. Dopadł drzwi sieni, a tam spod jego stóp dobiegł go głos:
– Tu, do nas!
To była piwnica. Skoczył do środka. W półmroku dostrzegł sylwetki i twarze całej rodziny Dziachanów oraz żony „Aniołka” – Janiny. Jeszcze nie wiedziała, że od kilku minut jest już wdową.
Dom podpalony kulami zapalającymi, stanął w płomieniach. To samo stało się ze stodołą. Na nieszczęście, w pobliżu otworu piwnicy stało kilka worków azotniaku. Pod wpływem wysokiej temperatury płonącego domu, azotniak zaczął się topić wydzielając trujące związki. „Lisek” doradzał, aby trzymali usta jak najbliżej ziemi. Czteroletnia córka Dziachanów - Ania, krzyczała nieprzerwanie, wchłaniając większe dawki oparów azotniaku. Wkrótce umilkła, jak się potem okaże, śmiertelnie zatruta gazem. Jej ojciec uniósł ją wyżej w nadziei, że u sufitu piwnicy będzie więcej czystego powietrza, lecz Ania bezwładnie już zwisała z jego ramion. Wkrótce i on padł nieprzytomny.
Po dopaleniu się ognia, z piwnicy ubecy wydobyli martwych: Stanisława Dziachana, jego córkę Anię, żonę Helenę oraz nieprzytomną żonę „Anioła”, a także siostry: Michalinę, („Sikorkę”) i Władysławę Dziachan. „Lisek” wydostał się o własnych siłach. W świetle poranka, w otoczeniu ubeków ujrzał „Nieznanego”. Zrozumiał, kto był sprawcą tragedii i jak do niej doszło. W pobliżu obory dostrzegł kolejną ofiarę pacyfikacji. Był to Józef Dziachan. Noc spędzał w oborze. W trakcie strzelaniny wybiegł na zewnątrz — i tak już został, dzieląc los pozostałych ofiar.
Tadeusz Dziachan „Leśny”, który wcześniej pozostał sam w stodole, zaszył się w słomie. Płonąca stodoła pełna snopków, całkowicie zwęgliła jego ciało. Nie próbował uciekać. Wolał śmierć w płomieniach niż kule ubeków lub tortury. Przez kilka dni nikt nie wiedział czy przeżył, uciekł, co się z nim stało. Żywiono nadzieję, że był jedynym, który zdołał wymknąć się ze stodoły. Po kilku dniach, pod szczątkami spalonej stodoły, znaleziono i rozpoznano jego zwęglone zwłoki.
Pośrednim sprawcą stuprocentowego sukcesu ubeków, okazał się Stanisław Pędrak "Poleszuk". W nocy zszedł z warty, udał się do sąsiednich zabudowań odległych od Dziachanów o około 150 metrów. Nad ranem został zaalarmowany warkotem zbliżających się dwóch samochodów – chevroleta i studebakera. Na widok wysypujących się z nich ubeków i kabewistów oddał kilka ostrzegawczych strzałów, aby zaalarmować kolegów, a następnie pędem skierował się w stronę lasu. Nie zdołał tam dobiec. Padł pod celnym ogniem wroga. Dla śpiących w stodole partyzantów było już jednak na ucieczkę za późno...
(fragmenty z książki: Henryk Pająk, "Oni się nigdy nie poddali")
Zabici podczas walki w Ignasinie żołnierze z oddziału "Lwa". Leżą od lewej:Władysław Sampolski "Anioł", Józef Dziachan "Pościgowy", Stanisław Pędrak "Poleszuk", Antoni Kopaczewski "Lew", Wincenty Kisielewski "Lipa". Zdjęcie wykonane przez UB, 8 IX 1946 r.
Najbliżsi poległych żołnierzy WiN, wśród nich synowie „Lwa”, spotykali się z szykanami praktycznie przez cały okres PRL.
Dnia 8 września 2006 r. na Lubelszczyźnie odbyły się uroczystości upamiętniające 60. rocznicę śmierci ppor. Antoniego Kopaczewskiego "Lwa" i jego poległych podkomendnych.
Pomnik we wsi Ignasin, upamiętniający miejsce śmierci ppor. „Lwa” i jego podkomendnych w dniu 8 września 1946 r., odsłonięty w 60. rocznicę Ich śmierci.
GLORIA VICTIS !!!
Czytaj również:
Strona główna>
Prawa autorskie>
70 lat temu, 8 września 1946 roku, w miejscowości Ignasin (Gmina Fajsławice) w walce z grupą operacyjną UB-MO poległ podporucznik Antoni Kopaczewski "Lew" wraz z pięcioma podkomendnymi.
ppor. Antoni Kopaczewski "Lew"
Antoni Kopaczewski "Lew" - jeden z wielu żołnierzy wyklętych, urodził się w roku 1918 w Majdanie Brzezickim pod Piaskami na Lubelszczyźnie. W latach trzydziestych ukończył szkołę podoficerską w Nisku i do 1938 r. pełnił służbę zawodową w Wojsku Polskim. Pracę podjętą na kolei w Warszawie przerwało powołanie do 43. pp. w Równem i wybuch wojny. Jeszcze we wrześniu tego roku Antoni Kopaczewski przedostał się w rodzinne strony i szybko włączył się do pierwszej organizacji konspiracyjnej powstającej na tym terenie – „Baonów Zemsty”, zorganizowanej przez miejscowego komendanta Związku Strzeleckiego, Jerzego Drylskiego. Po rozbiciu tej organizacji przez Niemców, nieustannie ukrywając się przed poszukującym go okupantem związał się z konspiracją ZWZ-AK w Piaskach.
Partyzanci z oddziału Antoniego Kopaczewskiego "Lwa".
Po wkroczeniu Armii Czerwonej i aresztowaniu m.in. szefa placówki AK w Piaskach, „Lew” odbudował struktury konspiracyjne. Jesienią 1945 r. po zdemaskowaniu rzeczywistych intencji autorów amnestii ogłoszonej dla żołnierzy podziemia niepodległościowego Antoni Kopaczewski wszedł do organizacji „Wolność i Niezawisłość”. W końcu sierpnia 1946 r. kpt. Zdzisław Broński "Uskok", na rozkaz mjr. Hieronima Dekutowskiego "Zapory", przejął zwierzchnictwo nad liczącym wówczas ok. dziesięciu partyzantów patrolem Antoniego Kopaczewskiego "Lwa", działającym wówczas w powiecie krasnostawskim, a tym samym podporządkował go rozkazom dowódcy zgrupowania partyzanckiego Inspektoratu lubelskiego WiN. Oddział Antoniego Kopaczewskiego odpowiadał m.in. za wydawanie konspiracyjnego pisma "Wolność i Niezawisłość".
Żołnierze oddziału ppor. Antoniego Kopaczewskiego "Lwa" (stoi pierwszy z lewej). 1946 r.
8 września 1946 r. funkcjonariusze UBP z Lublina i Krasnegostawu wsparci przez milicjantów przeprowadzili obławę na „Lwa” i jego podkomendnych, ukrywających się na terenie gospodarstwa związanej z oddziałem rodziny Dziechanów w Ignasinie. W kilkugodzinnej walce, poza dowódcą - ppor. Antonim Kopaczewskim "Lwem", polegli: Władysław Sampolski „Aniołek”, Stanisław Pędrak „Poleszuk”, Józef Dziachan „Pościgowy”, Tadeusz Dziachan „Leśny”, Wincenty Kisielewski „Lipa”.
W płonących zabudowaniach śmierć ponieśli także Helena i Stanisław Dziachan wraz z 4-letnią córką Anną. Cztery osoby zostały aresztowane. Wszyscy ujęci członkowie i współpracownicy oddziału otrzymali wieloletnie wyroki więzienia.
Żołnierze z oddziału ppor. "Lwa". Od lewej: Mieczysław Piłat "Rydz", Władysław Sampolski "Anioł".
Przeprowadzenie skutecznej akcji przeciw partyzantom umożliwiły bezpiece informacje uzyskane od komendanta rejonu organizacji WIN Władysława Ziętka ps. "Hejnał", "Nieznany", "Kulawy", który 8 września 1946 r. został zatrzymany przez U.B. w Lublinie. Podczas brutalnego przesłuchania zeznał, że w miejscowości Ignasin gm. Fajsławice w gospodarstwie Józefa Dziachana często przebywa Antoni Kopaczewski "Lew" wraz z 5-6 ludźmi. Na tej podstawie niezwłocznie zorganizowano grupę operacyjną, złożoną z 38 funkcjonariuszy UB i MO i wysłano ją na miejsce.
Oddział „Lwa” posiadał na Ignasinie dwie wypróbowane, stałe kwatery: zabudowania Joanny Matraszkowej oraz gospodarstwo rodziny Dziachanów. Michalina Dziachanówna "Sikorka" była łączniczką i sanitariuszką oddziału. 7 września dowódca partyzantów podjął decyzję o zmianie kwatery; noc z 7 na 8 września miała być ostatnią spędzoną w gospodarstwie Dziachanów. Nad ranem obudziły ich odgłosy dalekich strzałów. Chwycili za broń. Za chwilę z kilku kierunków, ku stodole w której spali, posypały się serie broni maszynowej. Podjęli beznadziejną walkę.
Wincenty Kisielewski "Lipa" pierwszy wybiegł ze stodoły, prowadząc na oślep ciągły ogień ze swego erkaemu. Padł martwy po kilkunastu krokach. Wtedy „Lew” krzyknął do „Liska”:
– Leć do mieszkania! Jak ciebie aresztują, powiedz, że zatrzymaliśmy ciebie siłą. Nie znasz nas!
Po tych słowach „Lew” i „Aniołek” jednocześnie wybiegli ze stodoły, strzelając ze swoich MP-40. Ich automaty umilkły niemal jednocześnie, już po kilku sekundach. „Lisek” wyjrzał przez szparę w deskach i dostrzegł martwego „Lipę”, w innym miejscu nieruchome sylwetki „Lwa” i „Aniołka”. W środku pozostało już tylko dwóch – on oraz Tadeusz Dziachan „Leśny”. Ten powiedział, rezygnując z ucieczki:
– Skacz do domu! Ja zostaję. Może się uda…
„Lisek” wypadł z wrót stodoły i zygzakiem przebiegł ku mieszkaniu. Ścigał go jadowity syk kul. Dopadł drzwi sieni, a tam spod jego stóp dobiegł go głos:
– Tu, do nas!
To była piwnica. Skoczył do środka. W półmroku dostrzegł sylwetki i twarze całej rodziny Dziachanów oraz żony „Aniołka” – Janiny. Jeszcze nie wiedziała, że od kilku minut jest już wdową.
Dom podpalony kulami zapalającymi, stanął w płomieniach. To samo stało się ze stodołą. Na nieszczęście, w pobliżu otworu piwnicy stało kilka worków azotniaku. Pod wpływem wysokiej temperatury płonącego domu, azotniak zaczął się topić wydzielając trujące związki. „Lisek” doradzał, aby trzymali usta jak najbliżej ziemi. Czteroletnia córka Dziachanów - Ania, krzyczała nieprzerwanie, wchłaniając większe dawki oparów azotniaku. Wkrótce umilkła, jak się potem okaże, śmiertelnie zatruta gazem. Jej ojciec uniósł ją wyżej w nadziei, że u sufitu piwnicy będzie więcej czystego powietrza, lecz Ania bezwładnie już zwisała z jego ramion. Wkrótce i on padł nieprzytomny.
Po dopaleniu się ognia, z piwnicy ubecy wydobyli martwych: Stanisława Dziachana, jego córkę Anię, żonę Helenę oraz nieprzytomną żonę „Anioła”, a także siostry: Michalinę, („Sikorkę”) i Władysławę Dziachan. „Lisek” wydostał się o własnych siłach. W świetle poranka, w otoczeniu ubeków ujrzał „Nieznanego”. Zrozumiał, kto był sprawcą tragedii i jak do niej doszło. W pobliżu obory dostrzegł kolejną ofiarę pacyfikacji. Był to Józef Dziachan. Noc spędzał w oborze. W trakcie strzelaniny wybiegł na zewnątrz — i tak już został, dzieląc los pozostałych ofiar.
Tadeusz Dziachan „Leśny”, który wcześniej pozostał sam w stodole, zaszył się w słomie. Płonąca stodoła pełna snopków, całkowicie zwęgliła jego ciało. Nie próbował uciekać. Wolał śmierć w płomieniach niż kule ubeków lub tortury. Przez kilka dni nikt nie wiedział czy przeżył, uciekł, co się z nim stało. Żywiono nadzieję, że był jedynym, który zdołał wymknąć się ze stodoły. Po kilku dniach, pod szczątkami spalonej stodoły, znaleziono i rozpoznano jego zwęglone zwłoki.
Pośrednim sprawcą stuprocentowego sukcesu ubeków, okazał się Stanisław Pędrak "Poleszuk". W nocy zszedł z warty, udał się do sąsiednich zabudowań odległych od Dziachanów o około 150 metrów. Nad ranem został zaalarmowany warkotem zbliżających się dwóch samochodów – chevroleta i studebakera. Na widok wysypujących się z nich ubeków i kabewistów oddał kilka ostrzegawczych strzałów, aby zaalarmować kolegów, a następnie pędem skierował się w stronę lasu. Nie zdołał tam dobiec. Padł pod celnym ogniem wroga. Dla śpiących w stodole partyzantów było już jednak na ucieczkę za późno...
(fragmenty z książki: Henryk Pająk, "Oni się nigdy nie poddali")
Zabici podczas walki w Ignasinie żołnierze z oddziału "Lwa". Leżą od lewej:Władysław Sampolski "Anioł", Józef Dziachan "Pościgowy", Stanisław Pędrak "Poleszuk", Antoni Kopaczewski "Lew", Wincenty Kisielewski "Lipa". Zdjęcie wykonane przez UB, 8 IX 1946 r.
Najbliżsi poległych żołnierzy WiN, wśród nich synowie „Lwa”, spotykali się z szykanami praktycznie przez cały okres PRL.
Dnia 8 września 2006 r. na Lubelszczyźnie odbyły się uroczystości upamiętniające 60. rocznicę śmierci ppor. Antoniego Kopaczewskiego "Lwa" i jego poległych podkomendnych.
Pomnik we wsi Ignasin, upamiętniający miejsce śmierci ppor. „Lwa” i jego podkomendnych w dniu 8 września 1946 r., odsłonięty w 60. rocznicę Ich śmierci.
GLORIA VICTIS !!!
Czytaj również:
Strona główna>
Prawa autorskie>