Quantcast
Channel: ŻOŁNIERZE WYKLĘCI
Viewing all 289 articles
Browse latest View live

Rocznica trzech śmierci...

0
0
Rocznica trzech śmierci... "Młot", "Mścisław", "Żelazny"

...Nie dajmy zginąć poległym.
Zbigniew Herbert


Kpt. "Młot" / Por. "Mścisław" / Ppor. "Żelazny"

W ostatnich dniach czerwca przypadają trzy niezwykle tragiczne rocznice w historii zmagań 5. i 6. Brygady Wileńskiej Armii Krajowej z komunistycznym zniewoleniem.

69 lat temu, 27 czerwca 1949 r., na kolonii wsi Czaje Wólka [gmina Ciechanowiec] zginął dowódca 6. Brygady Wileńskiej AK kpt. Władysław Łukasiuk ps. "Młot" .

Kpt. Władysław Łukasiuk "Młot"

Zginął on zupełnie nieoczekiwanie, w przeddzień połączenia się z kpt. Kazimierzem Kamieńskim "Huzarem" w celu ponownego wyjścia w pole. Kapitan "Młot", nieuchwytny dla komunistów bohater Podlasia, za którego głowę bezpieka wyznaczyła 100 tys. złotych nagrody i przeciwko któremu "nastawiono" setki agentów i informatorów, zginął nie w walce, lecz z ręki jednego ze swych podkomendnych - Czesława Dybowskiego "Rejtana". Do dziś jest problem z oceną opisanego powyżej zdarzenia. Na obecnym etapie badań trzeba jednak poprzestać na przyjęciu tezy, że do tragedii zakończonej śmiercią "Młota" doszło w wyniku nieporozumienia, które można sobie wytłumaczyć jedynie skrajnym wyczerpaniem psychicznym "ostatnich leśnych". Zachował się protokół z obdukcji zwłok dokonanej w PUBP w Bielsku Podlaskim. Wynika z niego, że Władysław Łukasiuk został zabity dwoma strzałami z broni krótkiej. Jeden postrzał otrzymał w klatkę piersiową, drugi - w głowę. Pierwszy strzał spowodował wylew wewnętrzny, drugi - uszkodzenie mózgu. Śmierć musiała nastąpić bardzo szybko. Zwłoki kpt. "Młota" zostały wykopane 13 sierpnia 1949 r. przez funkcjonariuszy UBP, jednak nie wiadomo co funkcjonariusze UB zrobili z ciałem "Młota". Miejsce ostatniego spoczynku najsłynniejszego partyzanta Podlasia do dziś pozostaje nieznane.
11 listopada 2007 Prezydent RP Lech Kaczyński odznaczył pośmiertnie Władysława Łukasiuka Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski.

Trzy lata wcześniej, 28 czerwca 1946 r., w dwóch różnych miejscach i okolicznościach, jednak z rąk tych samych komunistycznych zbrodniarzy, śmierć poniosło dwóch oficerów 5. Brygady Wileńskiej Armii Krajowej :
  • Por. Marian Pluciński ps. "Mścisław", uczestnik wojny obronnej 1939, następnie w konspiracji ZWZ-AK. Od kwietnia 1944 d-ca plutonu w 5. Brygadzie Wileńskiej. Po rozwiązaniu brygady przedostał się wraz ze swoim oddziałem na teren Puszczy Augustowskiej, a następnie powrócił na Wileńszczyznę. Do listopada 1944 dowodził oddziałem złożonym z rozbitków brygad wileńskich, operujących na północ od Wilna. Wiosną 1945 przedostał się na teren Białostocczyzny i nawiązał kontakt z mjr. "Łupaszką". Objął dowództwo 4. szwadronu w odtwarzanej 5. Brygadzie Wileńskiej . Po rozwiązaniu oddziału, w październiku 1945  r. zaprzestał działalności konspiracyjnej. Aresztowany przez białostocki UB na skutek donosu, został skazany na śmierć i zamordowany 28 VI 1946 roku. Nawet UB wystawiło mu mimowolnie dobrą opinię: energiczny, odważny, bandycki upór. Miejsce pochówku „Mścisława” do dzisiaj pozostaje nieznane. 11 listopada 2007 r. Prezydent RP Lech Kaczyński odznaczył pośmiertnie Mariana Plucińskiego Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski.
  • Ppor. Zdzisław Badocha ps. "Żelazny", ur. 22 marca 1923 r. w Dąbrowie Górniczej, harcerz, żołnierz 5. Wileńskiej Brygady AK, podporucznik czasu wojny, dowódca 2. szwadronu w tej brygadzie. Uważany za najlepszego dowódcę polowego mjr. "Łupaszki". Major wystąpił z wnioskiem o odznaczenie "Żelaznego" Krzyżem Virtuti Militari , pisząc: "bardzo odważny, dzielny, pełen inicjatywy, wykazał wielką odwagę osobistą" . Dowodził m.in. głośną akcją 19 maja 1946 r., o której informowało BBC. Szwadron "Żelaznego" rozbroił tego dnia 7 posterunków milicji w powiatach Kościerzyna i Starogard, zlikwidował dwie placówki UB, rozstrzelał 5 funkcjonariuszy UB, w tym sowieckiego doradcę, oficera NKWD. "Żelazny" zginął 28 VI 1946 r., podczas próby przebicia się przez obławę UB w majątku Czernin koło Sztumu, gdzie leczył się z ran postrzałowych. Miejsce jego pochówku pozostaje nieznane. 5 grudnia 2004 r. upamiętniono ppor. Zdzisława Badochę „Żelaznego”, odsłaniając w Czerninie pod Sztumem tablicę pamiątkową na ścianie kościoła parafialnego. 11 kwietnia 2006 r. poświęcono w Czerninie skromny pomnik Pamięci żołnierzy szwadronu "Żelaznego".

Rok 1945. Stoją od lewej: ppor.cz.w. Henryk Wieliczko "Lufa", zamordowany 14 marca 1949 na zamku lubelskim, por. Marian Pluciński "Mścisław", zamordowany 28 czerwca 1946 w białostockim więzieniu, mjr Zygmunt Szendzielarz "Łupaszka", zamordowany 8 lutego 1951 na Mokotowie, wachm. Jerzy Lejkowski "Szpagat", ppor. Zdzisław Badocha "Żelazny", poległ w walce z UB 26 czerwca 1946 w Czerninie koło Sztumu .

Kadra 5. Brygady Wileńskiej AK. Od lewej: mjr Zygmunt Szendzielarz „Łupaszka”, por. Jerzy Jezierski „Stefan”, ppor. Władysław Łukasiuk „Młot”, por. Zygmunt Błażejewicz „Zygmunt”, ppor. Lucjan Minkiewicz „Wiktor”, ppor. Jan Zaleski „Zaja”.
GLORIA VICTIS !

Strona główna>
Prawa autorskie>

Konspiracja w Klasztorze, Radecznica 2018

Ostatnia walka oddziału "Puszczyka"

0
0
65. rocznica śmierci por. Wacława Grabowskiego "Puszczyka" i jego żołnierzy

...Nie dajmy zginąć poległym.
Zbigniew Herbert

Oficer Wojska Polskiego nie poddaje się wrogom Polski!
ostatnie słowa por. "Puszczyka" do UB-eków,
wzywających go do złożenia broni 5 VII 1953 r.

Por. Wacław Grabowski "Puszczyk" (1916-1953)

65 lat temu, 5 lipca 1953 roku, w walce z 1300-osobową obławą UB-KBW we wsi Niedziałki zginał dowódca ostatniego patrolu Narodowego Zjednoczenia Wojskowego działającego na Mazowszu północnym, por. Wacław Grabowski "Puszczyk". Wraz z nim, podczas próby przebicia się przez pierścień okrążenia, poległo sześciu jego żołnierzy.

Ż ołnierze NZW z patrolu por. Wacława Grabowskiego "Puszczyka" polegli w walce stoczonej 5 lipca 1953 r. z 1300-osobową grupą operacyjną UB-KBW we wsi Niedziałki na Mazowszu. Od lewej leżą: Henryk Barwiński "August", Kazimierz Żmijewski "Jan", Lucjan Krępski "Jastrząb", Feliks Gutkowski "Gutek", Piotr Suwiński "Stanisław", por. Wacław Grabowski "Puszczyk", Antoni Tomczak "Malutki". Zdjęcie wykonane przez UB.


Zdjęcie przedwojenne. Pierwszy z prawej (zaznaczony) stoi gimnazjalista Wacław Grabowski, późniejszy por. "Puszczyk".

Wacław Grabowski urodził się 10 grudnia 1916 r. w rodzinie zarządcy majątku Krępa (pow. Mława). W okresie nauki w szkole średniej działał w harcerstwie. Uczestniczył w wojnie obronnej 1939 r. W okresie okupacji niemieckiej był żołnierzem ZWZ-AK w Obwodzie Mława. Służbę w oddziałach partyzanckich rozpoczął już w 1943 r. Służył w Kedywie (Kierownictwo Dywersji) Armii Krajowej i oddziale partyzanckim ppor. Stefana Rudzińskiego "Wiktora". Po wejściu Armii Czerwonej działał w strukturze Ruchu Oporu Armii Krajowej (ROAK) w ramach batalionu "Znicz" dowodzonego przez kpt. Pawła Nowakowskiego "Łysego" (uczestniczył m.in. w udanej akcji z 2/3 czerwca 1945 r. na PUBP w Mławie, w wyniku której uwolniono 32 więźniów oraz zastrzelono 4 UB-eków).

Ppor. Stefan Rudziński "Wiktor"

Po rozwiązaniu oddziału w 1945 r. (tzw. "akcja rozładowywania lasów"Jana Mazurkiewicza "Radosława") "Puszczyk" zdołał przedostać się do amerykańskiej strefy okupacyjnej w Niemczech. Przez pewien czas służył w Polskich Kompaniach Wartowniczych. Stwierdził jednak, iż jego "miejsce jest w Polsce" i powrócił do kraju. Ponownie podjął działalność konspiracyjną, organizując nieduży oddział partyzancki operujący w powiatach Mława, Przasnysz, Działdowo i Ciechanów.

Wacław Grabowski "Puszczyk" dowodził samodzielnym oddziałem wchodzącym prawdopodobnie w skład 16 Okręgu NZW. Po jego likwidacji nawiązał kontakt z Mieczysławem Dziemieszkiewiczem "Rojem". Dwaj podkomendni por. "Puszczyka" - Piotr Grzybowski "Jastrząb" i Lucjan Krępski "Rekin" - zostali skierowani w kwietniu 1951 r. jako wzmocnienie grupy st. sierż. "Roja", jednak po jego śmierci w obławie dnia 13/14 kwietnia 1951 r. "Jastrząb" i "Rekin" powrócili do macierzystego oddziału.

Grupa "Puszczyka", działająca w latach 1947–1953, nastawiona była na dotrwanie do zmiany sytuacji politycznej w Polsce i ograniczała swą aktywność do niezbędnej samoobrony i akcji aprowizacyjnych. Głośnym  wyczynem "Puszczyka" było m.in. przebicie się przez zasadzkę bezpieki w październiku 1952 r. w okolicach Konopek (od jego kul padło dwóch oficerów MBP i żołnierz KBW). Od jesieni 1951 r. oddział nie prowadził już żadnych działań dywersyjnych, będąc typową "grupą przetrwania".

Wycinek mapy okolicy, w której ukrywał się "Puszczyk" i jego żołnierze w 1953 r.

Do jesieni 1952 r. ukrywał się w przygotowanym uprzednio bunkrze w powiecie działdowskim, a po jego zlokalizowaniu przez resort bezpieczeństwa przeszedł w okolice Mławy, gdzie do lata 1953 r. "melinował" w kolonijnych gospodarstwach miejscowości Niedziałki, u rodzin: Marianny Jeziorskiej, Stanisława Adamczyka i Zygmunta Klimaszewskiego. Ostatnią bazą "Puszczyka" stała się właśnie wioska Niedziałki (gm. Turza Mała), gdzie jego grupa przez wiele miesięcy ukrywała się w gospodarstwie rodziny Jeziorskich.

W ramach poszukiwań por. "Puszczyka" i jego żołnierzy w 1953 r. rozpracowanie prowadzone przez bezpiekę objęło 67 osób, głównie zamieszkałych w pow. Mława (ale także w pow. Przasnysz i Ciechanów). Przełom nastąpił zupełnie nieoczekiwanie. Donos o miejscu pobytu partyzantów w gospodarstwie Jeziorskich złożył jeden z mieszkańców wsi Niedziałki  Wacław  Głuszek,  będący  współpracownikiem  resortu  bezpieczeństwa  (oznaczonym pseudonimem  "N-20").  Rankiem  5  lipca  1953  r.  agent  odwiedził  kwaterę  partyzancką, pod pozorem przyniesienia „leśnym” kilograma słoniny. W rzeczywistości chodziło o potwierdzenie, czy „Puszczyk” i jego żołnierze nie zmienili miejsca pobytu.

W tym czasie Niedziałki były już okrążone przez 1300 żołnierzy KBW wspomaganych przez funkcjonariuszy UB i MO. Oddziały uczestniczące w operacji zajęły stanowiska po cichu, jeszcze w nocy z 4 na 5 lipca samochody, którymi je przywieziono, zatrzymały się kilka kilometrów od wsi, tak by nie było słychać szumu silników. Akcję ubezpieczały dwa pojazdy pancerne określane jako „tankietki” oraz działko 45 mm. Gdy agent potwierdził mocodawcom z UB, że „Puszczyk” nadal jest w swej kwaterze, można było rozpocząć operację. Rola denuncjatora została jednoznacznie wyjaśniona w dokumentacji wytworzonej przez bezpiekę. W październiku 1953 r. naczelnik Wydziału III WUBP w Warszawie kpt. Eugeniusz Głowacki tak scharakteryzował przebieg całego zdarzenia:
W dniu 4 VII 1953 r. do PUBP Mława zgłosił się ob. Głuszek Wacław, zamieszkały Niedziałki, gm. Turza Mała, pow. Mława, działkowicz, posiada działkę z dzierżawy w ilości 5 ha, bezpartyjny, żonaty. Wymieniony ob. zameldował, iż w m. Niedziałki w dwóch gospodarstwach przebywa banda [sic!– oddział] w sile siedmiu, uzbrojona w broń krótką i automatyczną. Na podstawie złożonego zameldowania przez ob. Głuszka - przy udziale wojska KBW w dniu 5 VII [19]53 r. przeprowadzona została operacja p[rzeciw]ko bandzie, na czele której stał Grabowski Wacław ps. „Puszczyk”. W wyniku przeprowadzonej operacji cała banda [...] została zlikwidowana, przy bandytach zdobyto 14 jednostek broni krótkiej i automatycznej oraz granaty i amunicję. Wymieniona banda [sic! – oddział] rekrutowała się z byłych członków AK i zlikwidowanych band. Prowadziła ona działalność terrorystyczno-dywersyjną na terenie powiatów Mława, Działdowo i Ciechanów, dokonując  w  latach  1945-1953  szeregu  poważnych  mordów  i  napadów  rabunkowych, oraz w ostatnich latach [19]49-[19]53 uprawiali wrogą propagandę p[rzeciw]ko Polsce Ludowej i jej sojusznikom, a szczególnie p[rzeciwko] Związkowi Radzieckiemu, werbując jednocześnie nowych członków band.

Charakterystyka oddziału por. Wacława Grabowskiego "Puszczyka", "Chudego" wytworzona przez funkcjonariuszy PUBP w Mławie 19 X 1953 r.[kliknij w dokument, aby powiększyć].

Jednostki uczestniczące w operacji zostały ustawione w kilku liniach, tak by partyzanci nawet w przypadku przedarcia się przez pierwszą tyralierę obławy, nie zdołali się wymknąć „z kotła”. Wartę pełnił wówczas Henryk Barwiński „August” i to on pierwszy zaalarmował oddział. „Puszczyk” zarządził zajęcie stanowisk i przygotowanie się do walki na wypadek, gdyby obława ogarnęła także partyzancką kwaterę. Nie znał rozmiarów operacji i nie wiedział jeszcze, że jest dokładnie zlokalizowany. Wojciech Jeziorski zapamiętał, iż z treści wydawanych przez partyzanckiego dowódcę rozkazów wynika, że zamierzał on ostrzelać grupę podchodzącą do gospodarstwa i błyskawicznie oderwać się od przeciwnika. Jeziorski wspominał:
Dochodziła godzina 16.00, kiedy jak za pociągnięciem różdżki czarodziejskiej, zboża zafalowały na całym przedpolu, ale zamiast kłosów żyta ukazały się obserwującemu żołnierskie hełmy. Była ich masa wokół zabudowań i ta masa hełmów szła ze wszystkich stron w stronę naszej kwatery, a więc byliśmy  otoczeni.  Wtedy  "Puszczyk"  zrozumiał,  że  ich  godzina  wybiła.  [...]  Mają  dwa wyjścia, poddać się lub śmierć. Ponieważ już dawno zespołowo wybrali drugą alternatywę, wobec tego – W Imię Ojca i Syna i Ducha – niech się dzieje wola Pana. Tyraliery zbliżały się, a z gardeł atakujących dobiegło wezwanie – poddajcie się, jesteście otoczeni! Na to diktum "Puszczyk" krzyknął w stronę swoich kolegów – chłopcy, podpuszczać blisko! Ognia! Strzelać celnie, nie marnować naboi; – sam skokami dotarł pod najbliższe wielkie drzewa, lipę i jesion, i stamtąd rozpoczął krótkimi seriami z empi ostrzeliwać idących od strony wschodniej żołnierzy. W odezwie strona atakująca przykryła ich zmasowanym ogniem ze wszystkich stron. Dziwne, że się nawzajem, w tej pierwszej fazie wymiany ognia, nie wystrzelali.
Pomimo wezwań do złożenia broni, żaden z żołnierzy "Puszczyka" nie podniósł rąk do góry. Pomimo tak wielkiej dysproporcji sił partyzanci podjęli obronę, a nawet próbę przebicia, podczas której wszyscy padli w krzyżowym ogniu broni maszynowej. Zginęli:
  • Antoni Tomczak "Malutki"
  • Henryk Barwiński "August"
  • Kazimierz Żmijewski "Jan"
  • Feliks Gutkowski "Gutek"
  • Piotr Grzybowski "Jastrząb"
  • Lucjan Krępski "Rekin"
Ostatni poległ por. Wacław Grabowski "Puszczyk", który mimo dwukrotnego zranienia zdołał przedrzeć się kilkaset metrów, aż do drogi Kęczewo-Sarnowo. Ranny, ostrzeliwał się do końca. Wezwany przez funkcjonariuszy UB do poddania się, miał odkrzyknąć komunistom:
Oficer Wojska Polskiego nie poddaje się wrogom Polski!
Po wystrzelaniu amunicji do MP rzucił jeszcze  w stronę nacierających dwa granaty i kilkakrotnie strzelił z pistoletu, po czym ostatni nabój przeznaczył dla siebie. Walka trwała około godziny - o 17.00 strzały ucichły. Ciężko rannych, konających „Augusta” i „Janka”, ubowcy zabrali do szpitala w Mławie, gdzie zmarli na stole operacyjnym.

Por. Wacław Grabowski "Puszczyk"; zdjęcie pośmiertne wykonane przez PUBP w Mławie.

Denuncjatorowi  wypłacono  „stosowne  wynagrodzenie”.  Naczelnik  Wydziału  III WUBP w Warszawie podał w swym raporcie kwotę, która wydaje się zaskakująco niska jak  za  doprowadzenie  do  śmierci  siedmiu  nieuchwytnych  przez  lata  partyzantów.  Pisał mianowicie:
Ob. Głuszek Wacław za bezpośredni udział w likwidacji wyżej opisanej bandy otrzymał wynagrodzenie pieniężne w sumie 5000 zł.
4 sierpnia 1953 r. agent w  krótkim  oświadczeniu  pokwitował  otrzymaną  od  bezpieki  kwotę:
Otrzymałem od Woj[ewódzkiego] Urzędu Bezp[ieczeństwa] Publ[icznego] w Warszawie 5000 zł (pięć tysięcy złotych) za pomoc w likwidacji bandy [sic! – oddziału]"Puszczyka".
N-20

Pokwitowany przez Wacława Głuszka (informatora o kryptonimie "N-20") odbiór kwoty 5000 zł za wydanie na śmierć por. "Puszczyka" i jego żołnierzy.

Ciała zastrzelonych partyzantów zostały zabrane przez bezpiekę. W siedzibie PUBP w Mławie zostały dokładnie obfotografowane – zbiorowo i indywidualnie. Gdzie komuniści zakopali „Puszczyka” i jego żołnierzy – nie wiadomo. Do dziś nie mają własnego grobu.

Broń por. "Puszczyka" i jego partyzantów zdobyta przez UB po likwidacji oddziału.

Na mieszkańców wioski Niedziałki spadły surowe represje. Od razu, w dniu likwidacji  „Puszczyka”,  bezpieka  aresztowała  Marię  Jeziorską  oraz  gospodarzy  Stanisława Adamczyka (akowca z okresu okupacji niemieckiej) i Zygmunta Klimaszewskiego, oskarżonych o udzielanie pomocy partyzantom. Naczelnik Wydziału III WUBP w Warszawie raportował: „Wszyscy ww. osoby aktywnie współpracowali z bandą, a szczególnie Adamczyk, u którego banda wysłuchiwała audycji nadawanych przez «Głos Ameryki». Wkrótce potem bezpieka aresztowała Wojciecha Jeziorskiego. Oboje Jeziorskich skazano na 8 lat pozbawienia wolności, przy czym Marianna Jeziorska zmarła 18 sierpnia 1955 r. w więzieniu MBP przy ul. Rakowieckiej w Warszawie. Także Stanisława Adamczyka i Zygmunta Klimaszewskiego skazano na kary 8 lat więzienia. Gospodarstwa Adamczyków i Jeziorskich zostały „skonfiskowane przez państwo”. Gdy wyszli z więzienia – nie mieli dokąd wrócić. Budynki zostały rozebrane. Dziś tylko kępy drzew wskazują, gdzie stały obejścia będące schronieniem dla ostatnich leśnych północnego Mazowsza.
Po  latach  w  miejscu  ostatniej  walki  oddziału por. "Puszczyka"  jego  towarzysze  broni z NZW i ROAK wznieśli pomnik – głaz pamiątkowy, uroczyście poświęcony i odsłonięty w dniu 8 września 2001 r.

Obelisk w miejscu śmierci por. "Puszczyka" i jego żołnierzy, odsłonięty i poświęcony 8 września 2001 roku. Ufundowali go kombatanci, rodziny poległych oraz mieszkańcy gmin Lipowiec Kościelny i Kuczbork.

Obelisk w miejscu śmierci por. Wacława Grabowskiego "Puszczyka" i jego żołnierzy.

Cmentarz w Lipowcu Kościelnym. Metalowy krzyż i tablica pamiątkowa na symbolicznej mogile por. "Puszczyka" i jego żołnierzy.

Tablica na krzyżu na cmentarzu w Lipowcu Kościelnym:"Pamięci byłych żołnierzy AK-NZW poległych w dniu 5 lipca 1953 r. w miejscowości Niedziałki w obronie honoru narodu i godności własnej oraz wolności nie tylko własnej".

Ostatnimi partyzantami antykomunistycznego podziemia na północnym Mazowszu, którzy zginęli w walce z komunistami byli Kazimierz Dyksiński "Kruczek" oraz Leon Malicki"Zygmunt". Po wkroczeniu Sowietów byli żołnierzami ROAK (Ruch Oporu Armii Krajowej), a następnie 11. Grupy Operacyjnej NSZ. "Kruczek" został aresztowany 3 stycznia 1947 r. i skazany na karę śmierci. W nocy po ogłoszeniu wyroku uciekł z więzienia i dołączył do oddziału por. Franciszka Majewskiego "Słonego". W październiku 1947 r. wraz z oddziałem wszedł w skład XXIII Okręgu Narodowego Zjednoczenia Wojskowego. Po rozbiciu struktur NZW ukrywał się wraz z Leonem Malickim "Zygmuntem". Partyzanci zostali wydani przez agenta UB "Kaszuba" - człowieka, u którego się ukrywali. 10 czerwca 1954 r., osaczeni przez obławę UB we wsi Będzymin w pow. Sierpc, podjęli swoją ostatnią walkę.
Tak opisał to wydarzenie w raporcie skierowanym do naczelnika Wydziału I Departamentu III MBP naczelnik Wydziału III WUBP w Warszawie:
[...] O godz. 17.30 zabudowania agenta "Kaszuby" oraz przyległe budynki należące do sąsiadów agenta zostały okrążone. Do środka weszła grupa szturmowa, która została ostrzelana przez bandytów i obrzucona granatami[...] Bandyci zostali wyparci z budynków na odkryte pole, nie orientując się, że są okrążeni przez obstawę, zostali przykryci ogniem i w tym momencie Malicki Leon ps. "Zygmunt", będąc rannym strzelił sobie w głowę z własnego pistoletu, natomiast bandyta Dyksiński Kazimierz ps. "Kruczek" podłożył pod siebie granat, który eksplodował pozbawiając go życia.[...].
Do dziś miejsca pochówków ostatnich partyzantów Mazowsza, jak i wielu innych, pozostają nieznane.
GLORIA VICTIS !!!


Więcej na temat por. Wacława Grabowskiego "Puszczyka" czytaj:
Strona główna>
Prawa autorskie>

Premiera filmu o "Żelaznym" w TV TRWAM!

0
0
Premiera filmu dokumentalnego "Droga do wolności Edwarda Taraszkiewicza". TV TRWAM, 16 sierpnia 2018 (czwartek), godz. 22.55.
W imieniu twórców zapraszam na premierową emisję filmu dokumentalnego w reż. Marty Sosidko pt. Droga do wolności Edwarda Taraszkiewicza (2014), która odbędzie się 16 sierpnia 2018 roku o godzinie 22:55 (premiera) w TV TRWAM. Powtórka zostanie wyemitowana następnego dnia, 17 sierpnia (piątek) o godzinie 13:45, również w TV TRWAM.
Ppor. Edward Taraszkiewicz "Grot", "Żelazny". Zima 1946/1947.
Film przedstawia historię ppor. Edwarda Taraszkiewicza "Żelaznego" - legendarnego dowódcy oddziału partyzanckiego AK-WiN Obwodu Włodawa, działającego na Lubelszczyźnie w latach 1945-1951. Edward Taraszkiewicz "Żelazny" był jednym z najdłużej walczących dowódców antykomunistycznego podziemia niepodległościowego w Polsce. W Archiwum Państwowym w Lublinie  i archiwum Instytutu Pamięci Narodowej w Lublinie zachowały się oryginalne pamiętniki tegoż dowódcy, na podstawie których został oparty scenariusz filmu. Wydarzenia, które "Żelazny" opisał w swoich pamiętnikach, przywołują również żyjący jeszcze świadkowie historii przedstawionej w filmie, a mianowicie: żołnierz oddziału "Żelaznego" - mjr/ppłk Stanisław Pakuła, siostra Edwarda Taraszkiewicza - Rozalia Otta oraz syn współpracownika "Żelaznego" - Kazimierz Kaznowski. Ppor. Edward Taraszkiewicz "Grot", "Żelazny" (1921-1951)

Film został trzykrotnie nagrodzony:


Wszystkich serdecznie zapraszam na film o niezwykłym człowieku i jego heroicznej walce o wolną i niepodległą Polskę.
OBEJRZYJ ZWIASTUN FILMU
Więcej o walce ppor. Edwarda Taraszkiewicza "Żelaznego" i jego brata Leona Taraszkiewicza "Jastrzębia" czytaj w kategorii Im poświęconej: Czytaj również:

Strona główna>
Prawa autorskie>

Surkonty 1944 - początek końca...

0
0
74. rocznica bitwy pod Surkontami i śmierci mjr. Macieja Kalenkiewicza "Kotwicza"
...patrzy przez okno
jak słońce Republiki
ma się ku zachodowi
pozostało mu niewiele
właściwie tylko
wybór pozycji
w której chce umrzeć
wybór gestu
wybór ostatniego słowa...
Zbigniew Herbert, "Pan Cogito o postawie wyprostowanej"
74 lata temu, w poniedziałek 21 sierpnia 1944 r., w kresowej wsi Surkonty, podczas przygotowań do kolejnej odprawy  Komendanta Nowogródzkiego Okręgu Armii Krajowej mjr. Macieja Kalenkiewicza "Kotwicza", oddział polski liczący 72 żołnierzy został zaatakowany przez wojska NKWD. Po wielogodzinnej walce w okrążeniu, w tej pierwszej bitwie Antysowieckiego Powstania,  mjr Maciej Kalenkiewicz "Kotwicz", hubalczyk, cichociemny, kawaler Krzyża Srebrnego Orderu Wojennego Virtuti Militari i dwukrotny Krzyża  Walecznych,  poległ wraz z 35 swoimi żołnierzami, z których część bolszewiccy barbarzyńcy dobili bagnetami.

Mjr cc Maciej Kalenkiewicz "Kotwicz"

[...] Na skutek donosu naczelnik raduńskiego rejonowego Oddziału Ludowego Komisariatu Spraw Wewnętrznych kapitan bezpieczeństwa państwowego Czikin skierował w okolice wsi Surkonty, celem likwidacji "zgrupowania bandyckiego", Grupę Wywiadowczo-Poszukiwawczą 3. batalionu 32. Zmotoryzowanego Pułku Strzelców Wojsk Wewnętrznych NKWD.
Przybywające ciężarówki dostrzeżono w chwili, gdy zahamowały i zaczęli z nich wyskakiwać bojcy. Cichy alarm wśród chłopców "Kotwicza", rozrzuconych po odległych gospodarstwach, spowodował sprawne zajęcie stanowisk przez obsługę rkm. Spokojnie obserwowano przez lornetki Sowietów, gdy milczkiem podkradali się do zabagnionej łąki. Tam oczka wody rozbiły rytmicznie rozstawioną tyralierę i skupiły Sowietów w małe grupki. Wtedy, na rozkaz "Kotwicza", otwarto zmasowany ogień. Jego skuteczność była ogromna.

Rozpiętość frontu liczyła około 1000 metrów. W pierwszej fazie walki zginęło 16-30 żołnierzy sowieckich i było kilkunastu rannych, w tym obaj sowieccy dowódcy. Straty po stronie polskiej ograniczały się do kilku zabitych i rannych. Około godz. 15.00 nastąpiła krótka narada. Część partyzantów wycofała się  z lżej rannymi,"Kotwicz" postanowił zostać do wieczora, by zabrać ciężko rannych. Nie doczekał...

W tym czasie oddziałom sowieckim przybył z odsieczą dowódca Grupy Wywiadowczo-Poszukiwawczej 3/32 zmot. pułku strz. kpt. Szulga i naczelnik rejonowego oddziału NKWD kpt. bezp. państw. Czikin. Według dokumentów sowieckich: w wyniku 5-godzinnego boju [bandę] całkowicie zniszczono - zabito 53 bandytów, w tym 6 oficerów białopolskiej armii. Schwytano do niewoli - 4 .

Żołnierze 1 kompanii I batalionu 77. pp AK. Na białym koniu siedzi mjr/ppłk Maciej Kalenkiewicz "Kotwicz".

W Surkontach atakował, według ocen ocalałych oficerów AK, sowiecki batalion dowieziony na 30 ciężarówkach. Stosunek sił wynosił 10:1 na niekorzyść Polaków. W drugiej fazie bitwy oddziały sowieckie zaatakowały lewe skrzydło obrony, starając się przełamać opór polskich stanowisk, wedrzeć się na tyły obrońców i odciąć drogę odwrotu. Na prawym skrzydle rozpoczęły natarcie świeżo przybyłe oddziały NKWD. W tej fazie Sowieci zdobyli wzgórze, na którym ustawili cekaem. W tym czasie nastąpił nalot kilku sowieckich samolotów, które ostrzelały pozycję Polaków z broni pokładowej. Sowiecki cekaem swoim ogniem ze wzgórza zniszczył polski punkt dowodzenia, zabijając polską obsługę rkm, majora Macieja Kalenkiewicza "Kotwicza", rotmistrza  Jana Skrochowskiego "Ostrogę" i adiutanta pchor. Henryka Nikicicza "Orwida". Ten fakt spowodował wycofanie się pozostałych partyzantów.
Straty sowieckie wyniosły 132 zabitych. Po stronie AK poległo 36 żołnierzy.

Nie wszyscy zginęli w walce. Jedna z ocalałych sanitariuszek tak wspomina ostatnią fazę walk:
[...] Ale najgorsze było to, że oni razem ze mną robili obchód placu boju i wszystkich nieżyjących, ciężko rannych i lekko rannych, wszystkich dobijali bagnetami. Wszystkich! Pamiętam twarz kapitana "Hatraka" [kpt. cc Franciszek Cieplik] . On miał taką złotą szczękę i patrzył na mnie przytomnie, patrzył na mnie tak, jakby jemu było mnie żal. Ja to widziałam po jego oczach. Sołdat podszedł i pchnął go bagnetem w bok. Ja tylko widzę jego zęby wyszczerzone, bo on jego walił w brzuch, w klatkę piersiową, ile tylko chciał. I tak po kolei, każdego [...].
Obecny widok cmentarza żołnierzy Armii Krajowej w Surkontach. Przez pół wieku p ole bitwy i zbiorowa mogiła żołnierzy AK mjr. "Kotwicza" w Surkontach były kołchozowym pastwiskiem, pokrytym zeschłą skorupą krowiego łajna. Pod tą skorupą leżeli ONI.

Kpt. dr Alfred Paczkowski "Wania" , cichociemny, napisał po latach: Maciej - to Poniatowski. Jego śmierć była demonstracją i sprawą honoru.
 
Według mjr. "Kotwicza" obecność żołnierzy polskich na Kresach Wschodnich miała dokumentować wobec świata przynależność ziem kresowych do Rzeczypospolitej .
Oddziały AK i oddziały samoobrony polskiej trwały na straży polskości na  Kresach  i dokumentowały tą przynależność aż do lat 50., tocząc nierówną walkę z bolszewicką okupacją i sowietyzacją tych ziem.

GLORIA VICTIS !!!

Więcej na temat mjr. "Kotwicza" i bitwy pod Surkontami czytaj w tekście:
Powyższy tekst w wersji angielskiej dostępny jest na stronie The Doomed Soldiers - Polish Underground Soldiers 1944-1963 - The Untold Story:
Zainteresowanych walką polskich partyzantów na Kresach Wschodnich Rzeczypospolitej (m.in. por. Jana Borysewicza "Krysi", ppor. Czesława Zajączkowskiego "Ragnera", ppor. Anatola Radziwonika "Olecha" ) po wkroczeniu Sowietów, zapraszam do lektury kategorii Im poświęconej:

KRESOWI STRACEŃCY


Strona główna>
Prawa autorskie>

"Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba"

0
0
72. rocznica zamordowania Danuty Siedzikówny "Inki"

Jest mi smutno, że muszę umierać. Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba... 
pożegnalne słowa "Inki"


72 lata temu, 28 sierpnia 1946 r., o godz. 6.15 w gdańskim więzieniu przy ul. Kurkowej 12, komunistyczni oprawcy zamordowali siedemnastoletnią sanitariuszkę 5 Brygady Wileńskiej AK Danutę Siedzikówną "Inkę". Wraz z nią śmierć poniósł oficer wileńskiej AK ppor. Feliks Selmanowicz "Zagończyk".

Ppor. Feliks Selmanowicz "Zagończyk"

Umierali z okrzykiem „Jeszcze Polska nie zginęła!” i „Niech żyje „Łupaszko”!”. „Inka” i  „Zagończyk” zostali zabici strzałem w głowę przez dowódcę plutonu egzekucyjnego, ppor. Franciszka Sawickiego, ponieważ strzały  z 10 pepesz plutonu mającego wykonać wyrok jedynie drasnęły dziewczynę i poraniły jej towarzysza niedoli, choć żołnierze strzelali z odległości trzech kroków. Wyrok śmierci był komunistyczną zbrodnią sądową, a zarazem aktem zemsty i bezradności UB wobec niemożności rozbicia oddziałów mjr. Zygmunta Szendzielarza "Łupaszki" .

„Inka” została  aresztowana w Gdańsku rankiem 20 lipca 1946 r. Po bestialskim śledztwie  3 sierpnia 1946 r. Wojskowy Sąd Rejonowy w Gdańsku skazał ją na śmierć. „Inka” nie uległa namowom obrońcy z urzędu i nie podpisała prośby o ułaskawienie; pismo podpisał jej obrońca. Bierut nie skorzystał z prawa łaski. W grypsie do sióstr Mikołajewskich z Gdańska, krótko przed śmiercią, napisała:

"Jest mi smutno, że muszę umierać. Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba".


Danuta Siedzikówna "Inka"

Danuta Siedzikówna urodziła się 3 września 1928 r. we wsi Guszczewina k. Narewki w pow. Bielsk Podlaski. Była drugą córką leśnika Wacława Siedzika i Eugenii z Tymińskich. W rodzinie żywe były polskie tradycje patriotyczne. Ojciec w 1913 r., podczas studiów w Petersburgu, został aresztowany przez władze carskie za udział w tajnej polskiej organizacji młodzieżowej i zesłany w głąb Rosji, skąd do Polski wrócił dopiero w 1926 r. Babcia Helena  Tymińska spokrewniona była z rodziną Orzeszków, znała dobrze Elizę Orzeszkową.Świadomość rodzinnej przeszłości wywarła duży wpływ na ukształtowanie osobowości i postawy przyszłej sanitariuszki. Do wojny rodzina Siedzików mieszkała w leśniczówce w Olchówce pod Narewką, gdzie pracował ojciec „Inki”. Danuta Siedzikówna była jedną z trojga rodzeństwa, miała młodszą o trzy lata siostrę Irenę i o rok starszą Wiesławę. Do 1939 roku uczyła się w szkole powszechnej w Olchówce, potem zaś w szkole sióstr salezjanek w Różanym Stoku pod Grodnem. Dalszą naukę przerwała jej wojna.

We wrześniu 1939 r. tereny rodzinne Danuty został zajęte na mocy paktu Ribbentrop-Mołotow przez Armię Czerwoną i znalazł się pod okupacją sowiecką. Wacław Siedzik, podobnie jak wielu polskich leśników uznanych przez władze komunistyczne za osoby szczególnie związane z państwem polskim - a co za tym idzie - niebezpieczne, został w 1940 r. aresztowany przez NKWD i wywieziony do kopalni złota na Syberii. Po wybuchu w czerwcu 1941 r. wojny pomiędzy Związkiem Sowieckim i III Rzeszą, został zwolniony z obozu i wraz z armią gen. Andersa znalazł się na terenie Iranu. Tam, w Teheranie, sprawował funkcję komendanta obozu dla polskich uchodźców cywilnych. Na skutek ciężkich przeżyć oraz z powodu słabego zdrowia nadwątlonego dwukrotnym zesłaniem zmarł w Iranie, wkrótce po opuszczeniu przez armię Andersa Rosji. Jego grób znajduje się na cmentarzu polskim w Teheranie.

Po aresztowaniu Wacława Siedzika przez NKWD, jego rodzina została usunięta przez władze sowieckie z leśniczówki w Olchówce. Musiała zamieszkać w niedalekiej Narewce, tutaj też zastał ją wybuch wojny niemiecko - sowieckiej. Prawdopodobnie już wtedy matka „Inki”, Eugenia Siedzik, miała kontakty z polską konspiracją niepodległościową. W lipcu 1941 r. Narewka znalazła się pod okupacją niemiecką. Matka Danuty była aktywną uczestniczką Armii Krajowej, należała do siatki terenowej AK na Podlasiu. Za udział w konspiracji została aresztowana przez Niemców w listopadzie 1942 roku, a 25 listopada tegoż roku osadzona jako więzień polityczny w więzieniu  w Białymstoku (figuruje pod poz. 843 na wykradzionej przez wywiadowczynię AK liście  więźniów Gestapo z numerami akt sprawy 5321/42 i 48/42). Z przekazywanych przez nią z więzienia grypsów wynikało, iż osoby, które spowodowały jej aresztowanie należały do kolaborującego z Niemcami komitetu białoruskiego z Narewki. Po ciężkim śledztwie i torturach została zamordowana w połowie września 1943 r. w lesie pod Białymstokiem. Danusia po raz ostatni widziała matkę w szpitalu więziennym w Białymstoku strasznie zmasakrowaną. „Inka” miała wtedy zaledwie piętnaście lat. Grobu zamordowanej matki nigdy nie odnalazła.

Danuta Siedzikówna (1928-1946)

Trzema osieroconymi córkami małżeństwa Siedzików zaopiekowała się babcia, matka ich ojca. Dwie starsze, Wiesława i Danuta, pomimo bardzo młodego wieku, zostały zaprzysiężone jako żołnierze Armii Krajowej. Danuta wstąpiła w szeregi konspiracji w grudniu 1943 r. i stała się żołnierzem Armii Krajowej ośrodka Hajnówka-Białowieża. Praca konspiracyjna w tym ośrodku prowadzona była w bardzo trudnych warunkach. Śmiertelne zagrożenie stanowili tu nie tylko Niemcy, ale też i współpracujący z nimi „aktywiści” białoruscy (którzy zadenuncjowali Gestapo wielu polskich niepodległościowców) oraz uczestnicy komunistycznych „jaczejek”, związanych z wrogą wobec Polski i Polaków partyzantką sowiecką. Danuta Siedzikówna początkowo pełniła funkcję łączniczki na terenie swego macierzystego ośrodka. Przeszła ogólne przeszkolenie wojskowe, a także ukończyła kursy sanitarne. Do połowy 1945 r. mieszkała w Narewce i pracowała jako urzędniczka w miejscowym nadleśnictwie.

W lipcu 1944 r. tereny powiatu Bielsk Podlaski zostały zajęte przez nadciągającą ze wschodu Armię Sowiecką. Biorące udział w akcji „Burza” oddziały AK atakujące wycofujących się Niemców, były po ujawnieniu się wobec władz sowieckich rozbrajane, a ichżołnierze wywożeni do obozów w głębi ZSRR. Pod koniec wojny do oddziałów partyzanckich przedostali się konfidenci NKWD, których zadaniem było rozpracowanie armii podziemnej. Na podstawie zebranych informacji już po rozformowaniu oddziałów nastąpiły aresztowania. 6 czerwca 1945 r. również „Inkę” zatrzymano razem ze wszystkimi pracownikami nadleśnictwa za współpracę z niepodległościowym podziemiem. W czasie transportu do siedziby UBP w Białymstoku została wraz z grupą uwięzionych odbita przez patrol 5 Brygady Wileńskiej AK (podległej w tym czasie Komendzie Okręgu Białostockiego AK), dowodzony przez Stanisława Wołoncieja „Konusa”. Pod opieką Wacława Beynara „Orszaka” uwolnieni dotarli do miejsca postoju Brygady, dowodzonej przez mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszkę” w miejscowości Śpieszyn. W oddziale rozpoczęła służbę sanitariuszki pod pseudonimem „Inka”. Walczyła w szwadronach por. Jana Mazura „Piasta”, a następnie por. Mariana Plucińskiego „Mścisława”. We wrześniu 1945 r., po rozwiązaniu Brygady na okres zimowy, wyjechała do Olsztyna. Niedługo później UB aresztowało siostrę „Inki” Wiesławę, która szybko zorientowała się, że chodziło im o Dankę. Aresztowana miała to szczęście, że trafiła na funkcjonariusza UB, któremu kiedyś wyświadczyła niecodzienną przysługę. Była świadkiem na jego tajnym ślubie kościelnym. To uratowało ją przed biciem i prawdopodobnie przyczyniło się do jej zwolnienia. Jednak po zwolnieniu Wiesława zauważyła, że jest śledzona, dlatego przekazała Dance informację, by ta trzymała się jak najdalej od rodziny. Z pomocą przyszedł przyjaciel ojca i ojciec chrzestny Danki, Stefan Obuchowicz. Wyrobił jej fałszywe papiery na swoje nazwisko i załatwił pracę kancelistki w leśnictwie Miłomłyn koło Ostródy.

4 szwadron 5 Brygady Wileńskiej AK. Ostatni rząd od prawej: Danuta Siedzikówna "Inka", Jerzy Lejkowski "Szpagat", por. Marian Pluciński "Mścisław", ppor. Henryk Wieliczko „Lufa”, NN, Jerzy Fijałkowski "Stylowy", w pierwszym rzędzie od lewej drugi Witold Goldzisz "Radio", trzeci Zdzisław Badocha "Żelazny" .

W styczniu 1946 r., po wznowieniu działalności Brygady (podporządkowanej w tym okresie  Eksterytorialnemu Okręgowi Wileńskiemu AK), „Inka” podjęła służbę w szwadronie ppor. Zdzisława Badochy „Żelaznego”, w którym również pełniła funkcję sanitariuszki. Wykonywała też zadania łączniczki i kurierki, wyjeżdżając na odległe nieraz punkty kontaktowe. Na co dzień, jak wszyscy partyzanci, chodziła w mundurze Wojska Polskiego. Cieszyła się dużym zaufaniem dowódców, a także uznaniem i przyjaźnią kolegów. Tak wspominał „Inkę” sierż. Olgierd Christa „Leszek”, jeden z jej ówczesnych przełożonych:

„Była bardzo lubiana za swoją skromność, a jednocześnie hart i pogodę ducha. Znosiła trudy z równą chłopcom, a niekiedy bardziej zadziwiającą wytrzymałością, szczególnie psychiczną. Raz tylko prosiła w czasie powrotu znad Wisły, by ktoś przejął jedną z jej ciężkich toreb. Maszerowaliśmy prawie półbiegiem ze względu na odległe miejsce postoju, a ją właśnie gnębił brak formy”.

Danusia uczestniczyła jako sanitariuszka w walkach szwadronu z grupami operacyjnymi UB, MO i KBW. Warto wspomnieć, że podczas akcji bojowych udzielała pomocy sanitarnej nie tylko rannym partyzantom, ale również rannym milicjantom, na co istnieją liczne zeznania i świadkowie.

Kadra 5 Brygady Wileńskiej AK, rok 1945. Stoją od lewej: ppor.cz.w. Henryk Wieliczko "Lufa", zamordowany 14 marca 1949 r. na Zamku Lubelskim, por. Marian Pluciński "Mścisław", zamordowany 28 czerwca 1946 r. w białostockim więzieniu, mjr Zygmunt Szendzielarz "Łupaszka" , zamordowany 8 lutego 1951 r. na Mokotowie, wachm. Jerzy Lejkowski "Szpagat", ppor. Zdzisław Badocha "Żelazny", poległ w walce z UB 26 czerwca 1946 r. w Czerninie koło Sztumu .

Podczas jednej z potyczek z funkcjonariuszami UB w czerwcu 1946 roku został ranny ppor. „Żelazny”. Pozostawiony na konspiracyjnej kwaterze w majątku w Czerninie, poległ 26 czerwca 1946 roku w walce z bronią w ręku, osaczony przez komunistyczną grupę operacyjną. Sierż. „Leszek”, okresowo dowodzący szwadronem, który„odskoczył” w Bory Tucholskie, nie wiedząc o śmierci „Żelaznego” wysłał„Inkę” w dniu 13 lipca 1946 roku do Gdańska, z zadaniem nawiązania kontaktu z porucznikiem, a także zakupu niezbędnych lekarstw i środków medycznych. Tak  Olgierd Christa wspominał „Inkę” w dniu wyjazdu:

„To była bardzo skromna dziewczyna. Była bardzo obowiązkowa. Nie pamiętam, by się kiedykolwiek skarżyła, choć nie brakowało długich, forsownych marszów.  W lipcu wysłałem ją  do Gdańska po medykamenty dla oddziału. Kiedy stanęła przede mną, żeby zameldować gotowość wyjazdu, spojrzałem zdziwiony, jakbym ujrzał kogoś nieznanego. Była zawsze ubrana w wojskowy uniform i w wojskowe buty. Teraz stała przede mną smukła, uśmiechnięta,ładna dziewczyna, w pożyczonej gdzieś na wsi letniej sukience”.

Niestety,„Leszek” nie wiedział, że zadanie jakim obarcza dziewczynę jest już nieaktualne, ale nie miał też świadomości, że jedna z łączniczek cieszących się zaufaniem dowództwa - Regina Żylińska-Mordas ps. „Regina”, podjęła współpracę z UB i wydała szereg punktów kontaktowych 5 Brygady Wileńskiej. Gdy „Inka” nocą 19/20 lipca 1946 r. zjawiła się w mieszkaniu sióstr Mikołajewskich przy ul. Wróblewskiego we Wrzeszczu, stanowiącym jeden z takich punktów, prawdopodobnie była już śledzona przez UB. Następnego dnia o świcie do mieszkania wpadli funkcjonariusze UB i aresztowali osoby tam przebywające.

Żołnierze 4 Szwadronu 5 Brygady Wileńskiej AK, w górnym rzędzie od lewej: por. Marian Pluciński "Mścisław", plut. Henryk Wieliczko "Lufa", NN, plut. Zdzisław Badocha "Żelazny" , środkowy rząd: plut. Jerzy Lejkowski "Szpagat", kpr. Zbigniew Fijałkowski "Pędzel", NN, na dole: Danuta Siedzikówna "Inka", NN "Beduin", Leonard Mikulski "Sęp", NN; Białostocczyzna 1945 r.

Danuta Siedzikówna „Inka” przeszła przez bardzo ciężkie i brutalne śledztwo prowadzone w Wojewódzkim Urzędzie Bezpieczeństwa w Gdańsku. Krzysztof Wójcik w artykule poświęconym „Ince” pisał:

„Dokładnie nie wiadomo, jak dziewczyna była traktowana podczas śledztwa. Do dziś zachowały się tylko relacje pośrednie. Strażniczka o imieniu Sabina mówiła, że „Inka” była bita i poniżana podczas śledztwa [...]. Potem miał się odbyć pokazowy proces. Jeszcze przed wydaniem wyroku wiedzieliśmy, że będzie rozstrzelana - mówi były pracownik więzienia przy Kurkowej. - Władza ludowa nie miała pobłażania dla bandytów od „Łupaszki”.”

31 lipca 1946 r., w dniu najdłuższego przesłuchania „Inki”, prokurator podpisał skierowanie jej sprawy do Wojskowego Sądu Rejonowego w Gdańsku, gdzie została rozpatrzona w trybie doraźnym. Akt oskarżenia podpisał oficer śledczy UB z Gdańska Andrzej Stawicki. Rozprawa odbyła się 3 sierpnia 1946 r. w gdańskim więzieniu przy ul. Nowe Ogrody. Najważniejszymi zarzutami postawionymi „Ince” były: udział w akcji w Starej Kiszewie oraz walkach koło Podjazdów i w Tulicach. W tym ostatnim przypadku zarzucano jej wydanie rozkazu rozstrzelania dwóch wziętych do niewoli funkcjonariuszy UB. Były to kompletnie absurdalne zarzuty, gdyż sanitariuszka po prostu nie mogła wydać takiego polecenia żołnierzom; nawiasem mówiąc zajęta była udzielaniem w tym czasie pomocy rannym. Niestety, obciążyli ją fałszywymi zeznaniami milicjanci i ubecy, ludzie, którym partyzanci darowali życie. Niezgodne z prawdą zeznania złożyli: pracownik UB ze Sztumu Eugeniusz Adamski i milicjant Franciszek Babicki. Z kolei Longin Ratajczyk, milicjant uczestniczący w potyczce koło wsi Podjazdy twierdził, że „Inka” strzelała do niego z pistoletu, co również było nieprawdą. Można jedynie domyślać się, że milicjanci kłamali na polecenie UB. Jedynie ranny pod Tulicami funkcjonariusz MO Mieczysław Mazur zeznał, iż sanitariuszka „Inka” dała mu opatrunek i nie potwierdził kłamstw swoich kolegów. Ni emiało to jednak żadnego znaczenia. Sąd skazał dziewczynę na karę śmierci. Sędziowie wydający ów wyrok, mieli pełną świadomość, że orzekają taką karę wobec osoby niepełnoletniej, bowiem informacja, iż „Inka” nie miała jeszcze skończonych 18 lat, odnotowana została w uzasadnieniu wyroku.


Danuta Siedzikówna nie uległa namowom obrońcy z urzędu i nie podpisała się pod pismem do Bieruta o ułaskawienie. Pismo zredagowane w pierwszej osobie („Ja, Danuta Siedzikówna...”) podpisał jej obrońca podkreślając, iż „Inka” jest sierotą, matka zginęła z rąk Niemców, zaś ojciec zaginął wywieziony na wschód. Skład sędziowski zaopiniował prośbę negatywnie. Nie miała ona i tak żadnego znaczenia, nikt nie zmierzał traktować jej poważnie - wyrok bowiem wykonano, nim do Gdańska dotarła odmowna odpowiedź Bieruta. Okoliczność, że w dniu wydania wyroku śmierci, jak i w dniu jego wykonania „Inka” nie miała skończonych 18 lat w ogóle nie została wzięta pod uwagę. W przesłanym siostrom Halinie i Jadwidze Mikołajewskim z Gdańska grypsie z więzienia Danka napisała:

„Jest mi smutno, że muszę umierać. Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba”.

Zdanie to należy tłumaczyć nie tylko odmową podpisania prośby o ułaskawienie, lecz także przebiegiem śledztwa, podczas którego poza pseudonimami kolegów niczego nie ujawniła, a ubowcom nie udało się nawet wydobyć od niej informacji, na jakiej stacji kolejowej zaplanowano spotkanie z kurierem, który miał ją z powrotem doprowadzić do oddziału.

Protokół wykonania wyroku śmierci na Danucie Siedzikównej "Ince".

Danuta Siedzikówna „Inka” została rozstrzelana rankiem 28 sierpnia 1946 r., o godz. 6.15, wraz ze skazanym na śmierć oficerem 5 Brygady Wileńskiej  AK - ppor. Feliksem Selmanowiczem "Zagończykiem", dowódcą pięcioosobowego samodzielnego patrolu bojowo-dywersyjnego na okręg gdańsko-olsztyński, który zdobywał środki na działalność organizacyjną. Dwójka skazańców do końca zachowała postawę godną żołnierzy Armii Krajowej. Przed śmiercią wykrzyknęli „Niech żyje Polska!”. Dziesięciu żołnierzy ze specjalnej jednostki KBW w Gdańsku oddało niecelne strzały. „Inka” i ppor. „Zagończyk” zostali zamordowani strzałami w głowę przez dowódcę plutonu egzekucyjnego ppor. Franciszka Sawickiego.

Ppor. Feliks Selmanowicz „Zagończyk”, zdjęcie wykonane przez UB w Gdańsku.

Przebieg egzekucji znany jest ze szczegółowych relacji złożonych w gdańskim oddziale IPN przez dwóch świadków: ks. Mariana Prusaka, który spowiadał oboje skazańców i był przy nich do końca oraz ówczesnego zastępcy naczelnika więzienia w Gdańsku Alojzego Nowickiego, który zeznał, że „do„Inki” strzelało 10 żołnierzy, każdy miał 10 sztuk amunicji w bębnie pepeszy. Wobec niepowodzenia egzekucji, choć wystrzelono 100 kul z odległości kilku kroków, do słaniającej się dziewczyny podszedł oficer UB i z bliska strzelił jej w głowę. Zanim to zrobił, „Inka” zdążyła jeszcze krzyknąć: „Niech żyje „Łupaszko!”.”
Mimo że miejsce pochówku „Inki” zostało przez UB utajnione, jednak nawet po śmierci niewinna sanitariuszka stanowiła duże zagrożenie dla komunistów. Jeszcze w 1969 roku ukazała się książka Jana Babczenki, byłego szefa UB w Kościerzynie i dziennikarza Rajmunda Bolduana „Front bez okopów”, w której autorzy napisali, że sanitariuszka „Łupaszki”, mordowała funkcjonariuszy UB. Dla większego efektu „Inkę” przedstawiono, jako „kruczoczarną” i „krępą” kobietę ze „szramą na twarzy”, biegającą z pistoletem błyszczącym złowrogo „oksydowaną stalą”, strzelającą z „sadystycznym uśmiechem” do funkcjonariuszy UB.

Kłamliwa książka Jana Babczenki, byłego szefa UB w Kościerzynie i dziennikarza Rajmunda Bolduana „Front bez okopów”.

W rzeczywistości siedemnastoletnia Danusia Siedzikówna była szczupłą szatynką i do nikogo podczas partyzanckich akcji nigdy nie strzelała.  Dzięki takim propagandowym paszkwilom do dziś w niektórych kręgach polskiego społeczeństwa funkcjonują fałszywe wyobrażenia o polskich partyzantach z okresu drugiej konspiracji.
 
Po latach Sąd niepodległej Rzeczypospolitej uznał wyrok komunistów z 1946 roku za zbrodnię sądową. 10 czerwca 1991 roku wyrokiem Sądu Okręgowego w Gdańsku Danuta Siedzikówna została zrehabilitowana, Sąd uznał, że poniosła śmierć za działalność na rzecz niepodległego państwa polskiego.

Symboliczne groby "Inki" i ppor. "Zagończyka" na cmentarzu garnizonowym przy ul. Giełguda w Gdańsku.

11 listopada 2006 r. „Inka” została pośmiertnie odznaczona przez Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski Polonia Restituta. Danuta Siedzikówna „Inka” ma symboliczny grób na cmentarzu garnizonowym przy ul. Giełguda w Gdańsku, a także pomnik w Narewce, ufundowany w 2007 r. staraniem Fundacji „Pamiętamy”. Ma również tablicę pamiątkową w bazylice NMP w Gdańsku oraz kamienny obelisk w Sopocie, w parku jej imienia. 16 września 2012 r. w krakowskim Patriotycznym Parku Jordana został odsłonięty kolejny (zapewne nie ostatni) pomnik Danuty Siedzikowny "Inki", której imieniem z roku na rok nazywanych jest coraz więcej miejsc w Polsce.

Pomnik w hołdzie Danucie Siedzikównej "Ince", przy ulicy Armii Krajowej w Sopocie, w parku jej imienia.

"Inka" została zamordowana strzałem w głowę 28 sierpnia 1946 r. Jej ciało wrzucone do drewnianej skrzyni, przez lata spoczywało w bezimiennym grobie.
68 lat później, 12 września 2014 r. na Cmentarzu Garnizonowym w Gdańsku, po wieloletnim śledztwie wydobyto szczątki osób, które miały przestrzelone czaszki . Znajdowały się one w czterech drewnianych skrzyniach bez wieka, zakopanych na głębokości ok. 40 cm tuż przy cmentarnym chodniku.
W dniu 1 marca 2015 r. IPN ogłosił, że szczątki bohaterskiej sanitariuszki 5. Brygady Wileńskiej – Danuty Siedzikówny „Inki” zostały zidentyfikowane.

W niedzielę, 28 sierpnia 2016 r., w bazylice Mariackiej w Gdańsku odbyła się uroczysta msza żałobna w intencji Danuty Siedzikówny „Inki” i Feliksa Selmanowicza „Zagończyka”. Mszy przewodniczył metropolita gdański abp Sławoj Leszek Głódź.

Poprzedniego dnia – w sobotę do godz. 22.00 i w niedzielę do godz. 11.00 trumny z doczesnymi szczątkami „Inki” i „Zagończyka” wystawione były w Kaplicy Królewskiej obok bazyliki Mariackiej w Gdańsku. W godzinach wieczornych do Kaplicy Królewskiej ustawiła się kilkusetmetrowa kolejka; każdy mógł choć przez chwilę w ciszy i skupieniu pomodlić się przy trumnach, złożyć przy nich kwiaty, a także wpisać się do księgi pamiątkowej, by w ten sposób złożyć hołd bohaterom powojennego podziemia.

Uroczystości pogrzebowe „Inki” i „Zagończyka” odbyły się po upływie 70 lat od wykonania wydanego przez komunistyczne władze wyroku śmierci na niespełna 18-letniej Danucie Siedzikównie, sanitariuszce 5. Wileńskiej Brygady Armii Krajowej, oraz na ppor. Feliksie Selmanowiczu, dowódcy plutonu 5. Wileńskiej Brygady AK.

Zorganizowany przez Instytut Pamięci Narodowej pogrzeb miał charakter państwowy; w bazylice Mariackiej, obok prezydenta Polski i metropolity gdańskiego, obecni byli m.in. marszałek Sejmu Marek Kuchciński, marszałek Senatu Stanisław Karczewski, premier Beata Szydło wraz z ministrami, w tym szefem MON Antonim Macierewiczem. Wśród uczestników uroczystości były także władze Instytutu Pamięci Narodowej na czele z prezesem IPN Jarosławem Szarkiem, wiceprezesami IPN Krzysztofem Szwagrzykiem i Mateuszem Szpytmą oraz przedstawiciele NSZZ „Solidarność” – współorganizatora uroczystości.

GLORIA VICTIS !

Więcej na temat "Inki" czytaj:
Strona główna>
Prawa autorskie>

71. rocznica śmierci kpt. "Salwy"

0
0
71. rocznica śmierci kpt. Jana Dubaniowskiego "Salwy"

...Nie dajmy zginąć poległym.
Zbigniew Herbert
Jan Dubaniowski, zdjęcie z 1942 r. (archiwum rodzinne).
27 września 1947 roku, poległ w walce z obławą UB kpt. Jan Dubaniowski ps. „Salwa” , dowódca oddziału partyzanckiego „Żandarmeria”, który  w latach 1945–1947 należał do najbardziej  aktywnych jednostek partyzanckich antykomunistycznego podziemia w Krakowskiem. Faktycznie będąc oddziałem poakowskim, od 1945 r. konsekwentnie uznawał swą przynależność do Narodowych Sił Zbrojnych. Po śmierci dowódcy część jego żołnierzy walczyła z komunistami do 1951 roku.

Kpt. Jan Dubaniowski "Salwa" (1912-1947 )

Tegoroczne uroczystości rocznicowe odbyły się w dniach 15-16 września w Zakliczynie. Gościem honorowym był Zdzisław Gałat (na zdj. z lewej) , młodszy brat Eugeniusza Gałata "Sępa", ostatniego zastępcy kpt. "Salwy".


Zdzisław Gałat został aresztowany 3 listopada 1947 r. Miał wówczas 15 lat i był uczniem gimnazjum im. Króla Kazimierza Wielkiego w Bochni. Funkcjonariusze bocheńskiego UB przyszli do szkoły i zabrali go w czasie zajęć lekcyjnych. 21 listopada 1947 r. po udanej akcji w Kłaju na podwórko PUBP w Bochni zajechał samochód ciężarowy, na którym przywieziono rannego ostatniego zastępcę kpt. Jana Dubaniowskiego "Salwy", Eugeniusza Gałata "Sępa", który miał przestrzelone kolano oraz zwłoki Zdzisława Koniecznego "Ryszarda". Ciało "Ryszarda" zrzucono z ciężarówki w błoto. Ubowcy mieli zwyczaj, że podchodzili i kopali leżące zwłoki "bandytów". Zdzisławowi Gałatowi wydano wiadro z zimną wodą i szmatę, aby obmył z krwi ciało zabitego. 
Z. Gałat został ponownie aresztowany, gdy 7 grudnia 1947 r., w kolejnej zasadzce w Kłaju, ujęto jeszcze jednego "Salwowca", Władysława Migdała "Ordona", który był kuzynem Gałatów. Towarzyszący "Ordonowi", Józef Garścia "Zryw" zastrzelił się podczas próby aresztowania. Przy Migdale znaleziono szkic budynku PUBP Bochnia. Partyzanci mieli podjąć próbę jego rozbicia. W toku przesłuchania ustalono jego autora. Był nim Zdzisław Gałat.
Bracia Gałatowie po raz ostatni widzieli się w więzieniu Montelupich w Krakowie. Jako że Eugeniusz Gałat "Sęp" miał amputowaną nogę, na egzekucję został wniesiony na plecach przez Władysława Migdała "Ordona". Obaj zostali zamordowani 11 maja 1948 r. i pochowani na cmentarzu Rakowickim w Krakowie.
(Na podstawie wspomnień Zdzisława Gałata, oprac. G. Gaweł)

Żołnierze oddziału kpt. Jana Dubaniowskiego "Salwy" . Dowódca stoi w środku.

Kapitan Jan Dubaniowski "Salwa" jako jeden z nielicznych dowódców antykomunistycznego podziemia posiada swój grób. Został pochowany na cmentarzu parafialnym w Zakliczynie (w powiecie tarnowskim, woj. małopolskie).

Stary grób kpt. Jana Dubaniowskiego "Salwy" na cmentarzu w Zakliczynie. Staraniem rodziny został on zdemontowany i w 2015 roku został wybudowany i poświęcony nowy nagrobek (zdjęcie poniżej).



Kpt. Jan Dubaniowski "Salwa", zdjęcie powojenne (archiwum rodzinne).

Grzegorz Gaweł
Kapitan Jan Dubaniowski "Salwa" 1912-1947
Wydawnictwo CB, Warszawa 2016, ss. 220, oprawa miękka, format  165x235.

Choć od śmierci kpt. Jana Dubaniowskiego "Salwy" mija już prawie 70 lat, to w dalszym ciągu pozostaje on postacią mało znaną. Wielu spośród dowódców niepodległościowego zrywu doczekało się należytego upamiętnienia w postaci rzetelnie udokumentowanych pozycji wydawniczych powstałych w Polsce po okresie transformacji ustrojowej. Szerokie zainteresowanie społeczne tą tematyką stanowi odpowiedni moment dla przywrócenie pamięci o J. Dubaniowskim, a niniejsza praca ma na celu wypełnić tę lukę. Dotychczasowe publikacje poświęcone tej postaci skupiają się na okresie powojennym, gdy ponownie stanął do walki, tym razem z komunistycznym zniewoleniem, organizując na ziemi bocheńskiej „Żandarmerię”, przekształconą następnie w stały oddział partyzancki pod nazwą „Salwa”, a następnie w grupę NSZ „Salwa”. O okresie działalności tego żołnierza w czasie okupacji niemieckiej oraz o latach wcześniejszych wiemy bardzo mało – tyle ile ujawnił sam kpt. J. Dubaniowski w swoim oświadczeniu. Na zawarte w tym dokumencie informacje powołują się wszyscy piszący na ten temat autorzy. Już z samych zawartych tam ogólnych danych wynika, że jest to żołnierz, którego losami warto zainteresować się szerzej. Fragmentaryczność wiedzy na ten temat skłania do podjęcia próby przedstawienia historii tego człowieka w całości, ze szczególnym uwzględnieniem jego bogatej służby. Książka ta zadedykowana jest nie tylko J. Dubaniowskiemu, ale też jego żołnierzom wywodzącym się z podkrakowskich wiosek, którzy jeszcze raz stanęli do walki o niepodległość Polski, wierni złożonej przysiędze.
(fragment wstępu)
Książka do nabycia m.in.:

Grzegorz Gaweł, Ziemowit Kalinowski
Do końca byli wierni Bogu i Ojczyźnie. Oddział kpt. Jana Dubaniowskiego i jego zaplecze. Relacje, zdjęcia i dokumenty
Wydawnictwo: Cinderella, Warszawa 2017, oprawa: miękka, ilość stron: 170, wymiar: 170x240 mm.

Niniejsza publikacja stanowi suplement do wydanej w 2015 roku pracy pt. Kapitan Jan Dubaniowski "Salwa" 1912-1947. Po ukazaniu się książki zaczęły napływać nowe informacje, zdjęcia i dokumenty, przede wszystkim od rodzin związanych z oddziałem "Salwy".
Skłoniło to również autora do wyjazdów w teren, aby przeprowadzić rozmowy z tymi osobami, zachować dla potomnych przechowywane przez nich pamiątki rodzinne. Z ich opowieści wyłania się ponury obraz lat powojennych, wszechwładzy komunistycznego aparatu represji. Mówili o tym zarówno członkowie rodzin żołnierzy "Salwy", jak i ci, którzy partyzantom tylko pomagali. Za okazanie najmniejszej "dobrowolnej czy wymuszonej" pomocy spadały na ludzi najsurowsze represje. Aresztowano i bito w czasie przesłuchania za to, że podali szklankę mleka, że przenocowali partyzanta, ale i za to, że partyzant sam, nie pytając nikogo o pozwolenie, nalał sobie wody ze studni do picia. Represjonowano za nie dość szybkie powiadomienie organów bezpieczeństwa. Jeżeli ktoś się wybronił, że udzielił pomocy pod przymusem przystawionego "do głowy pistoletu", mógł czasami liczyć, że cała historia skończy się tylko na pobiciu w czasie przesłuchania. Jeszcze okrutniej traktowana była najbliższa rodzina. Komuniści stosowali zasadę odpowiedzialności zbiorowej: często matka, ojciec, brat czy siostra trafiali do więzienia, gdy ich syn lub brat, który był w partyzantce, pozostawał nieuchwytny. Nawet przyprowadzenie księdza do spowiedzi ściganemu kończyło się wyrokiem. Rozmówcy autora bardzo dobrze pamiętali nazwiska swoich oprawców - Marian Koza czy Trybuś.
Autor dotarł do ostatnich żyjącychświadków wydarzeń, odnalazł w Centralnym Archiwum Wojskowym teczkę personalną por. Jana Dubaniowskiego, od rodzin partyzantów uzyskał dotąd nieznane zdjęcia i dokumenty.
Książka do nabycia m.in.:
Więcej o kpt. Janie Dubaniowskim "Salwie" i jego żołnierzach czytaj:
Strona główna>
Prawa autorskie>

WARTO PRZECZYTAĆ... (119)

0
0

"Zeszyty Historyczne WiN-u" nr 46, rok XXVI, grudzień 2017 r.
Dostępny jest już nowy numer „Zeszytów Historycznych WiN-u” (nr 46, rok XXVI). W numerze polecam m.in. artykuły:
  • Dominika Panasiuka na temat niepodległościowego podziemia na Ziemi Chełmskiej (Rejon II chełmskiego obwodu AK-DSZ-WiN w latach 1944-1947. Struktura organizacyjna i działalność),
  • opis aktualnego stanu badań nad konspiracją wojenną na południowych Kresach II RP autorstwa Michała Wenklara (Okręgi Stanisławów i Tarnopol ZWZ-AK. Stan badań i postulaty badawcze),
  • studium przypadku Marcina Kasprzyckiego na temat działań komunistów wobec parafii w Kamionce Wielkiej ("Kamionka to robota władz a szczególnie służby bezpieczeństwa". Rola komunistycznej policji politycznej w działaniach dezintegracyjnych wobec Kościoła katolickiego na przykładzie parafii w Kamionce Wielkiej),
  • oraz przygotowane przez Jarosława Piotra Ptaka materiały dotyczące kontaktów z UB i SB Franciszka Abraszewskiego „Boruty” ("Boruta". Ślady agenturalnej przeszłości).
Najnowszy numer ZH WiN-u dostępny jest w cenie 30,00 zł; zamówienia można składać za pośrednictwem e-maila:
„Zeszyty Historyczne WiN-u” zindeksowane przez Index Copernicus International
Z przyjemnością informuję, że „Zeszyty Historyczne WiN-u” zostały zindeksowane na liście czasopism naukowych ICI Journals Master List 2016. Zapraszamy do odwiedzenia zakładki z informacjami na temat naszego czasopisma!
Archiwalne numery już dostępne w wirtualnej czytelni!

W związku z dwudziestopięcioleciem ukazywania się „Zeszytów Historycznych WiN-u”, postanowiliśmy stopniowo udostępniać elektroniczne wersje wyczerpanych już numerów czasopisma. Będą one sukcesywnie pojawiać się w naszej wirtualnej czytelni . Na początek zamieszczamy pierwszy trzy numery Zeszytów, które ukazały się w 1992 i 1993 r. Życzymy wszystkim miłej lektury!
"Zeszyty Historyczne WiN-u" są czasopismem poświęconym dziejom walki Polaków o niepodległość w latach 1939-1989. Szczególne miejsce zajmuje na ich łamach zagadnienie oporu zbrojnego z lat 1944/45-1956. Tematyce zmagań z totalitaryzmem towarzyszy opis metod zwalczania polskich dążeń niepodległościowych przez nazistowski i komunistyczny aparat terroru.

"Zeszyty Historyczne WiN-u" powstały w 1992 r., ich pierwszym redaktorem naczelnym był wybitny badacz wojennej konspiracji i dokumentalista Andrzej Zagórski. W 1994 r. funkcję redaktora naczelnego przejął Janusz Kurtyka, sprawując ją do tragicznej śmierci w katastrofie smoleńskiej w 2010 r.

18 grudnia 2015 r. Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego wydał komunikat w sprawie wykazu czasopism naukowych. Z przyjemnością informujemy, że „Zeszyty Historyczne WiN-u” znalazły się w części B listy czasopism punktowanych MNiSW uzyskując 2 punkty.

Strona główna>
Prawa autorskie>


Z Zeszytów Historycznych WiN-u... (14)

0
0

Wraz z ukazaniem się kolejnego numeru periodyku "Zeszyty Historyczne WiN-u" nr 46, rok XXVI, grudzień 2017 , zapraszam do lektury fragmentu jednego z opublikowanych tam artykułów, opracowanych przez Jarosława  Piotra Ptaka , pt. "Boruta". Ślady agenturalnej przeszłości.
Zeszyty Historyczne WiN-u, nr 46 (2017)
"Boruta". Ślady agenturalnej przeszłości
(opracował Jarosław Piotr Ptak)

Kpt. Franciszek Abraszewski "Boruta", inspektor Inspektoratu Lublin WiN, zdjęcie sygnalityczne wykonane przez UB w 1946 r.

Od lat w środowisku kombatantów i historyków lubelskiej konspiracji antykomunistycznej toczy się spór o to, kto wydał w ręce UB mjr. Hieronima Dekutowskiego „Zaporę”. W 2001 r. na łamach 15 numeru „Zeszytów Historycznych WiN-u” Leszek Pietrzak postawił tezę, że za zdradą stać mogli informatorzy/agenci „Iskra” vel „Żmudzki” oraz „Lena” vel „Maria” 1 . Haniebna działalność obojga – Stanisława Wnuka i Heleny Natalii Moor – jako agentów bezpieki nie budzi wątpliwości. Czy jednak w sprawie fikcyjnego „przerzutu za granicę” mjr. „Zapory” rzeczywiście odegrali oni przypisywaną im rolę?
Jarosław Kopiński w swym tekście przywołuje zeznania Mikołaja Malinowskiego „Mikołaja”, z których wynika, że Dekutowski miał świadomość, że jego były zastępca (czyli S. Wnuk „Opal”) współpracuje z aparatem represji 2. Z teczki pracy „Leny” wiadomo, że podejrzenia takie żywił najpóźniej od wiosny 1947 r. Świadczy o tym donos sporządzony przez Helę (najprawdopodobniej H. Moor podpisała się własnym imieniem) 31 III 1947 r., w którym czytamy: „Lis” rozmawiał z Zaporą o Opalu. – Zapora kategorycznie powiedział że więcej „Opala” widzieć u siebie nie chce, Że wydał już odpowiedni rozkaz, doszedł bowiem do wniosku, że Opal idzie na pasku U.B. 3. Ostatnie spotkanie „Opala” z „Zaporą” miało miejsce w dniu wesela sanitariuszki Leokadii Szymczyk, najpóźniej na początku sierpnia 1947 r. (S. Wnuk datował je na koniec lipca lub początek sierpnia, natomiast M. Malinowski na lipiec). 8 III 1951 r. S. Wnuk zeznawał na ten temat: Jadąc z nimi [„Zaporą” i Władysławem Siłą-Nowickim „Stefanem” – przyp. J.P.P.] […] dowiedziałem się od „Zapory”, że on wyjeżdża razem z nieujawnionymi za granicę a wszelkie sprawy organizacyjne związane z jego wyjazdem [skreślono słowo: będzie – J.P.P.] załatwia inspektor „Boruta” i „Stefan”. O powyższym zameldowałem dnia następnego ówczesnemu Kierownikowi P.U.B.P. w Lublinie [Mikołajowi] Joszczukowi, a za kilka dni będąc w Lublinie opowiedziałem o tym kpt. [Mikołajowi] Lachowskiemu [naczelnikowi Wydziału III WUBP w Lublinie – J.P.P.]. O zdobyciu podobnych danych od „Zapory” miałem nastawienie od mjr. [Wincentego] Wojciusza [ówcześnie naczelnika Wydziału IV WUBP w Lublinie, który wcześniej pracował operacyjnie z „Opalem” – J.P.P.] i kpt. Lachowskiego 4 . Tak więc „Opal” doniósł na UB o planowanym wyjeździe. Należałoby oczekiwać, że w tej sytuacji winien otrzymać nastawienie, by zdobyć więcej informacji na ten temat – planowany termin, sposób i trasa wyjazdu, sprawa pozyskania fałszywych dokumentów itp. Uzyskanie takich informacji wymagałoby dalszych spotkań – dlaczego ich nie było? A może jego rola w tej sprawie się już zakończyła? Przecież bezpieka wiedziała, że „Zapora” podejrzewał swojego byłego zastępcę o współpracę agenturalną. Może posłużono się nim tylko po to, by skontrolować za jego pomocą lojalność innego agenta, jeszcze niesprawdzonego? Pomysł wykorzystania przerzutu za granicę do aresztowania Dekutowskiego nie był niczym nowym – pojawił się już w 1946 r. (zob. niżej). Czy w sytuacji, gdy ponownie pojawiła się szansa na jego realizację, wyznaczenie dalszych lub bardziej istotnych zadań agentowi już zdekonspirowanemu nie naraziłoby na szwank powodzenia całej kombinacji operacyjnej?
Wiadomo również, że „Lena” była zdekonspirowana. Przyczynił się do tego po swej udanej ucieczce ks. Aleksander Iwanicki „Achilles”. O swej dekonspiracji agentka sama poinformowała bezpiekę, m.in. prowadzącego ją zastępcę kierownika WUBP w Lublinie mjr. Bronisława Wróblewskiego w dniu 26 IV 1946 r.: Zaraz po wyjściu z Zamku [mowa o zwolnieniu z więzienia na Zamku Lubelskim – J.P.P.]„Orlik” [Robert Bijasiewicz – J.P.P.] odwiedził mnie, zaznaczając że przyszedł do mnie mimo ostrzeżenia, że ja pracuje w R.B. [Resorcie Bezpieczeństwa – J.P.P.]– zaznaczył że w to nie wierzy, że będzie ze mną szczery i.t.d. Inaczej tę sprawę przedstawiła w donosie z 1 kwietnia, jednakże także ten dokument potwierdza jej dekonspirację (zważywszy, że „Orlik” kontaktował się z „Leną” również w późniejszym okresie, za bliższą prawdy można uznać wersję z 26 kwietnia): […]żona Pawlika powiedziała że żekomo ja wspołpracuje z Bezpieczeństwem, to Orlik powiedział domnie że ja jestem już nie pewna 5. Sam Pietrzak przyznał (pisząc o przełomie 1946/1947 r.), że prawdopodobnie w czasie spotkań „Leny” z Dekutowskim oraz jego ludźmi doszło do kolejnej dekonspiracji „Leny” – tym razem w oczach „Zapory” 6. Stwierdzenie to jest mocno powściągliwe, biorąc pod uwagę informacje zawarte w teczce pracy „Leny”. Kierownik Sekcji 3 Wydziału III WUBP w Lublinie ppor. Jan Haponiuk 26 I 1954 r. pisał w planie pracy: W 1946 r. prowadzono z nia kombinacje do grasujacej bandy „Zapory” instalujac rzekomo osrodek dywersyjny ktory miał zamiar przerzucic ps. „Zapore” za granice. W tym celu nawiazała już „L” z „Zapora” kontakt bezposredni, lecz materiały podane przez nia chciano zdublowac w tym celu po jej materiałach został zawerbowany Z-ca „Zapory”, po werbunku gdy doszedł do „Zapory” zdekonspirował „Lene” przed „Zapora” ze pracuje z U.B. podajac argumenty ze sledztwa o czym wiedziała tylko „Lena” „Zapora” i jego Zastepca, w zwiazku z czym „Zapora” wydał na „L” wyrok z tego względu ze „L” mieszkała w Lublinie i do niego wiecej nie była wysyłana wyrok nie został dokonany 7. Nie ma powodu, dla którego po blisko siedmiu latach w wewnętrznym ściśle tajnym dokumencie bezpieka miałaby zmyślać całą tę historię. Tym bardziej, że wiadomo z innych źródeł, że rzeczywiście wiosną 1946 r. Bijasiewicz przekonał Dekutowskiego do wyjazdu do Anglii. Bezpieka od początku wiedziała o tych zamierzeniach, gdyż „Orlik” poinformował o nich „Lenę”, a ta o tym doniosła. UB planował wykorzystać przerzut do aresztowania „Zapory”. W tym celu polecono Moor ustalić, kiedy Dekutowski wyjedzie do Warszawy. Plany te pokrzyżował wówczas inspektor lubelski WiN Franciszek Abraszewski „Boruta”, zakazując „Zaporze” wyjazdu 8. W teczce pracy „Leny” znajdują się donosy dotyczące trzech osobistych spotkań agentki z „Zaporą” – nie wykraczają one poza wiosnę 1946 r. 9 Ponadto wbrew twierdzeniom Pietrzaka luka w doniesieniach „Leny” zachowanych w jej teczce pracy obejmuje nie tylko sierpień i wrzesień 1947 r. – ostatnie donosy z tego roku pochodzą z drugiej połowy marca. Co więcej – nic w jej teczkach personalnej i pracy nie wskazuje, by współpracowała z bezpieką od tamtej pory aż do chwili podjęcia jej ponownie na kontakt w 1951 r. Można więc postawić tezę, że donosów z sierpnia i września 1947 r. nie ma dlatego, że ich po prostu nie było 10 . […] Strona główna>
Prawa autorskie>1. L. Pietrzak, Kto wydał „Zaporę”?, „ZHW” 2001, nr 15, s. 284–286. Zob. też Idem, W ubeckiej matni, „Uważam Rze” 2013, nr 36(136), s. 53.
2. J. Kopiński, „Zapora” w sieci agentów, „Gazeta Polska” 2006, nr 25(674). Tekst ten zamieszczono również na blogu „Żołnierze Wyklęci. Zapomniani Bohaterowie”. http://podziemiezbrojne.blox.pl/2006/10/Zapora-w-sieci-agentow-czesc-1.html (dostęp: 2 IX 2017 r.).
3. IPN Lu 0017/1206, t. 3, Teczka pracy informatora ps. „Lena” Heleny Moor [dalej: IPN Lu 0017/1206, t. 3], k. 130, [Doniesienie] Heli, 31 III [19]47 r., rkps. W komentarzu edytorskim w cytatach zachowano oryginalną pisownię, interpunkcję i podkreślenia.
4. IPN Lu 81/1299, Akta nadzoru prokuratorskiego sprawy przeciwko Stanisławowi Wnukowi [dalej: IPN Lu 81/1299], k. 64, Protokół przesłuchania podejrzanego S. Wnuka, Lublin-Zamek, 8 III 1951 r., druk, rkps (przesłuchiwał oficer śledczy WUBP w Lublinie Tadeusz Markowski). Por. treść zeznania z 16 XI 1950 r. na ten temat cytowanego przez J. Kopińskiego. IPN Lu 81/1299, k. 57v, Protokół przesłuchania podejrzanego M. Malinowskiego, Lublin, 6 III 1951 r., druk, rkps (przesłuchiwał oficer śledczy WUBP w Lublinie Tadeusz Markowski); J. Kopiński, „Zapora”…
5. IPN Lu 0017/1206, t. 3, k. 60, Agenturalne Doniesienie „Leny”, przyjęte przez mjr. B. Wróblewskiego, 26 IV [19]46 r., rkps (por. odpis donosu k. 158, gdzie zamiast skrótu „R.B.” wpisano „U.B.”); Ibidem, k. 54, Agenturalne doniesienie „Leny”, przyjęte przez kpt. Jana Ragiela, 1 IV [19]46 r., rkps; Ibidem, k. 87–88, Ag. Doniesienie „Leny”, przyjęte przez Piątkowskiego, 10 (?) X [19]46 r.; L. Pietrzak, Kto wydał…, s. 285.
6. L. Pietrzak, Kto wydał…, s. 285.
7. IPN Lu 0017/1206, t. 1, Teczka personalna informatora ps. „Lena” Heleny Moor, k. 52, Plan Pracy inf. ps. „Lena” Nr teczki 2215/48, Lublin, 26 I 1954 r. Podobną informację zawiera plan sporządzony w lipcu 1956 r. Ibidem, t. 4, Teczka pracy informatora ps. „Lena” Heleny Moor, k. 4, Plan pracy dla informatora „Lena”, Lublin, VII 1956 r.
8. Ibidem, t. 3, k. 65, Agenturalne doniesienie „Leny”, przyjęte przez J. Ragiela, 21 V 1946 r., rkps. Zob. też: Ibidem, k. 69, Agenturalne doniesienie „Leny”, przyjęte przez mjr. B. Wróblewskiego, b.d., rkps (wg odpisu donos został złożony 12 VI 1946 r., ibidem, k. 135); Ibidem, k. 73, [Agenturalne doniesienie „Leny”], b.d., rkps (jest to fragment donosu przyjętego przez mjr. B. Wróblewskiego 26 IV 1946 r. – zob. odpis, k. 159); Ibidem, k. 161–162, Agenturalne-Doniesienie „Leny”, przyjęte przez mjr. B. Wróblewskiego, 25 IV [19]46 r.; Ibidem, k. 164, Agenturalne doniesienie „Leny”, przyjęte przez kpt. J. Ragiela, 23 IV [19]46 r.
9. Ibidem, k. 32–33v, [Agenturalne doniesienie „Leny”], b.d. (dot. pierwszego zapoznawczego spotkania z H. Dekutowskim; brak informacji o tym kto przyjął donos); Ibidem, k. 52–53, Ag. Doniesienie „Leny”, przyjęte przez mjr. B. Wróblewskiego, 22 III [19]46 r., rkps (dot. spotkania prawdopodobnie w dniu 20 lub 21 marca); Ibidem, k. 131, Agenturalne doniesienie „Leny”, przyjęte przez kpt. J. Ragiela, 21 V 1946 r. (spotkanie miało miejsce prawdopodobnie przed 18 maja).
10. Zob. ibidem, k. 128, Ag. doniesienie „L[eny]”, przyjęte przez Piątkowskiego, 19 III [19]47 r. oraz cytowane już doniesienie Heli z 31 marca; L. Pietrzak, Kto wydał… , s. 285–286.

67. rocznica śmierci ppor. "Żelaznego"

0
0
67. rocznica śmierci ppor. Edwarda Taraszkiewicza "Żelaznego"

...Nie dajmy zginąć poległym.
Zbigniew Herbert

Ppor. Edward Taraszkiewicz "Żelazny"

67 lat temu, 6 października 1951 roku, we wczesnych godzinach rannych Grupa Operacyjna "Włodawa", w składzie dwóch batalionów KBW, wzmocniona funkcjonariuszami WUBP Lublin i PUBP Włodawa (ok. 600 osób), okrążyła znajdujące się w Zbereżu nad Bugiem [pow. Włodawa] zabudowania Teodora Kaszczuka, w których kwaterował ostatni dowódca oddziału partyzanckiego Obwodu WiN Włodawa ppor. Edward Taraszkiewicz "Żelazny" wraz z trzema żołnierzami: Józefem Domańskim "Łukaszem", Stanisławem Marciniakiem "Niewinnym" i Stanisławem Torbiczem "Kazikiem".

Ppor. Edward Taraszkiewicz "Grot", "Żelazny", "Tomasz". Zima 1946/1947.

W trakcie zamykania linii okrążenia "Żelazny" podjął próbę przebicia się przez kordon obławy. Ostrzeliwując się, partyzanci przerwali pierwszą linię okrążenia, po czym napotkali stojące przy drodze samochody KBW. Podchodząc do szoferów podali się za pracowników UB, co zdezorientowało żołnierzy i pozwoliło na ich obezwładnienie. "Żelazny" kazał jednemu z nich wywieźć poza zasięg obławy, jednak ten skierował samochód wprost na operującą w pobliżu 2. kompanię KBW oraz sztab dowodzenia operacją. Dojeżdżając do miejsca postoju dowództwa szofer uspokoił "Żelaznego", że jest tutaj tylko kilku żołnierzy, następnie nagle zatrzymał samochód i wyskakując z niego krzyknął: „ognia, w samochodzie banda!”. .. [google maps]

Czerwiec 1947. Od lewej: Henryk Wybranowski "Tarzan" († 6 XI 1948), Edward Taraszkiewicz "Żelazny" († 6 X 1951), Mieczysław Małecki "Sokół" († 11 XI 1947), Stanisław Pakuła "Krzewina" (skazany na wieloletnie więzienie).

Edward Taraszkiewicz ps. „Grot”, „Żelazny”, „Tomasz”, zdjęcie wykonane w Jagodnie (gm. Ludwin, pow. Lubartów) przez Zygmunta Bejstera na początku maja 1951 r.

W trakcie krótkiego starcia, jakie się wywiązało, polegli "Żelazny" i "Kazik". Ujęto ciężko rannego "Łukasza" i „Niewinnego". Podczas ostrzału zabudowań, w których ukrywali się partyzanci, zostali zabici gospodarze – Teodor i Natalia Kaszczuk. Ze strony komunistów zginął jeden oficer i trzech żołnierzy KBW, jeden oficer WUBP, rannych zostało czterech żołnierzy KBW.

Zbereże (pow. Włodawa). Miejsce ostatniej walki ppor. "Żelaznego". Zdjęcie wykonane przez UB po tragicznych wydarzeniach 6 X 1951 r. Między domami widoczna droga, którą próbowali się przebić "Żelazny" i jego ludzie. Po prawej stronie widoczny dom sędziego Dremlaka (stoi do dziś). Czerwonym krzyżykiem oznaczono przybliżone miejsce śmierci ppor. Edwarda Taraszkiewicza "Żelaznego", w którym obecnie stoi pamiątkowa kapliczka. [kliknij w zdjęcie aby powiększyć] .

Obecny widok drogi i domu sędziego Dremlaka. Dom z lewej strony już nie istnieje.

Zbereże (pow. Włodawa). Obecny widok miejsca rozlokowania sztabu Grupy Operacyjnej i śmierci ppor. "Żelaznego".

Po likwidacji oddziału na podstawie zeznań zatrzymanych aresztowano kilkadziesiąt osób, które pomagały „Żelaznemu". 7 października 1951 r. aresztowano Romana Dobrowolskiego „Ostrożnego", u którego znaleziono archiwum oddziału. W pokazowym procesie na sesji wyjazdowej w Urszulinie skazano go na śmierć i 3 grudnia 1951 r. zamordowano w więzieniu na Zamku w Lublinie. Jego siostra Janina Dobrowolska skazana została na 12 lat więzienia.

Roman Dobrowolski ps. "Ostrożny", współpracownik oddziału „Żelaznego”, aresztowany 7 października 1951 r., skazany na śmierć i 3 grudnia 1951 r. zamordowany na Zamku w Lublinie.

"Łukasz" i "Niewinny" 14 sierpnia 1952 r. zostali skazani przez Wojskowy Sąd Rejonowy w Lublinie, na sesji wyjazdowej we Włodawie, na karę śmierci. Wyroki wykonano 12 stycznia 1953 r. w więzieniu na Zamku w Lublinie. W tym samym procesie na karę śmierci skazana została Regina Ozga "Lilka", której wymiar kary zamieniono na dożywotnie więzienie. Za współpracę z oddziałem "Żelaznego" skazano również trzech braci Kaszczuków: Stanisława – na karę dożywotniego więzienia; Józefa – na karę 12 lat więzienia, i Bronisława – na karę 10 lat więzienia.

Józef Domański "Łukasz", zamordowany 12 I 1953 r.

Stanisław Marciniak "Niewinny", zamordowany 12 I 1953 r.

Ten krótki opis ostatnich akordów wieloletniej walki "Żelaznego" i jego ludzi z komunistami to siłą rzeczy suche fakty. Nie pozwalają zrozumieć, co czuli ci walczący do końca, bez nadziei na zwycięstwo, żołnierze sprawy wolności. Być może choć trochę pomocne w tym będą wyjątki z listu"Żelaznego" do siostry Rozalii napisanego na początku 1951 r., a więc kilka miesięcy przed śmiercią:

[...] Gdy przypomnę sobie tylu kolegów i naszych najlepszych ludzi, którzy nam pomagali i których kości popróchniały, mimowolnie mnie dławi, a dla przykładu przytoczę niektóre fakty i szczegóły. W roku 1946 grupa nasza liczyła 48 ludzi, dziś z nich zostałem tylko sam jeden, wszyscy niemal złożyli swe młode życie na szali Ojczyzny. Wszystkie grupy, które operowały w tym czasie na terenie Lubelszczyzny spotkał taki sam los i koniec. Ci, co zostali, to tylko jednostki, które tylko cudem Bożym żyją i dalej niosą sztandary swoich rozbitych oddziałów. [...]. Jakiego trzeba hartu ducha i sił, aby ludzie tacy jak my mogli w tak okropnych warunkach pracować, a praca, którą wykonaliśmy, to praca bezcenna, która obecnie nie ma znaczenia, lecz z chwilą wybuchu będzie na pewno miała znaczenie bardzo duże. Czy to jest praca dla swoich własnych korzyści? Na pewno nie! [...]. O ile żyję do tej pory, przypisuję to łasce najwyższego Boga. Inny człowiek na moim miejscu, mając broń i będąc w takim podziemiu, na pewno stałby się wykolejeńcem, jednak gdy chodzi o mnie, to zawsze gorąco Boga proszę w codziennym różańcu, by mi dał siłę wytrwać w tej ciężkiej pracy i trudach, który dźwigam na swych barkach. Widocznie Bóg dobry iskierkę łaski [ma] dla mnie, bo naprawdę przez tyle lat walki ręce moje nie splamiły się niczym brudnym czy czyjąś krzywdą.[...].

Do dziś miejsca pochówku „Żelaznego" i zdecydowanej większości jego podkomendnych pozostają nieznane...4 października 2018 r., na dwa dni przed 67. rocznicą śmierci ppor. "Żelaznego", w Pałacu Prezydenckim ogłoszono kolejne 21 nazwisk zidentyfikowanych ofiar reżimu komunistycznego oraz niemieckiego.
Wśród odnalezionych i zidentyfikowanych znaleźli się również dwaj ostatni żołnierze ppor. Edwarda Taraszkiewicza "Żelaznego": Józef Domański "Łukasz" oraz Stanisław Marciniak "Niewinny". Ich szczątki odkryto w listopadzie 2017 r. podczas prac ekshumacyjnych prowadzonych przez IPN na Cmentarzu Rzymskokatolickim przy ul. Unickiej w Lublinie.
Józef Domański pseud. „Paweł”, „Łukasz”, „Znicz” , żołnierz Armii Krajowej - Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”
Urodził się 2 marca 1920 r. w m. Dąbie w pow. Łęczyca. Był synem Władysława i Marii z d. Gałamon. W lipcu 1946 r. wstąpił do oddziału Józefa Struga pseud. ”Ordon” z Obwodu WiN Włodawa. We wrześniu 1946 r. został przeniesiony do oddziału żandarmerii Antoniego Chomy pseud. „Batory”. Po śmierci dowódcy, w lutym 1947 r. dołączył ponownie pod komendę „Ordona”. W czasie amnestii 1947 r. nie ujawnił się. Po śmierci „Ordona” pozostawał kolejno pod komendą jego zastępców Stanisława Falkiewicza pseud. „Ryś” i Stanisława Marciniaka pseud. „Niewinny”. Grupa uległa rozpadowi w maju 1948 r. Do jesieni 1949 r. ukrywał się samotnie w konspiracyjnych kwaterach. W listopadzie 1949 r. dołączył do oddziału Edwarda Taraszkiewicza pseud. „Żelazny”. 6 października 1951 r. czteroosobowa grupa „Żelaznego” została osaczona w kol. Żbereże w pow. Włodawa przez grupę operacyjną UB-KBW. Rannego w czasie walki Józefa Domańskiego aresztowano i przetransportowano do siedziby Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego we Włodawie. Stamtąd przeniesiono go do Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Lublinie, a następnie osadzono w więzieniu na Zamku. Przeszedł intensywne i ciężkie śledztwo. 14 sierpnia 1952 r. został skazany przez Wojskowy Sąd Rejonowy w Lublinie na karę śmierci. Wyrok wykonano 12 stycznia 1953 r. na Zamku w Lublinie. Szczątki Józefa Domańskiego odkryto w listopadzie 2017 r. podczas prac ekshumacyjnych prowadzonych na Cmentarzu Rzymskokatolickim przy ul. Unickiej w Lublinie.

Stanisław Marciniak pseud. „Niewinny”, „Janusz”, żołnierz Batalionów Chłopskich, Armii Krajowej – Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”
Urodził się 1 sierpnia 1915 r. w miejscowości Dratów w powiecie lubartowskim. Był synem Stanisława i Józefy z d. Ozga. W latach 1937 – 1938 odbył służbę wojskową w 12. Pułku Ułanów Podolskich. W okresie niemieckiej okupacji był żołnierzem Batalionów Chłopskich na placówce w Abramowie. Od stycznia 1946 r. był członkiem oddziału Józefa Struga „Ordona”. Ujawnił się w 1947 r. przed Powiatowym Urzędem Bezpieczeństwa Publicznego w Chełmie, jednak pozostał dalej w konspiracji. Po śmierci „Ordona” i jego zastępcy Stanisława Falkiewicza pseud. „Ryś”, przejął w grudniu 1947 r. komendę nad oddziałem. Grupa przetrwała w terenie do maja 1948 r., kiedy uległa rozpadowi. Marciniak wyjechał wówczas na Ziemie Odzyskane, a następnie do Płocka. Pracował w stoczni rzecznej w Płocku jako strażak i strażnik przemysłowy. Poszukiwany przez UB, powrócił we wrześniu 1951 r. na Lubelszczyznę i dołączył do oddziału Edwarda Taraszkiewicza pseud. „Żelazny”. Został aresztowany 6 października 1951 r. w wyniku obławy zorganizowanej przez UB-KBW w kolonii Zbereże nad Bugiem i przewieziony do Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego we Włodawie. Stamtąd został przeniesiony do Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Lublinie, a następnie osadzony w więzieniu na Zamku w Lublinie. Przeszedł intensywne i ciężkie śledztwo. Wojskowy Sąd Rejonowy w Lublinie 14 sierpnia 1952 r. skazał Marciniaka na karę śmierci, którą wykonano 12 stycznia 1953 r. w więzieniu na Zamku w Lublinie. Szczątki Stanisława Marciniaka odkryto w listopadzie 2017 r. podczas prac ekshumacyjnych prowadzonych przez IPN na Cmentarzu Rzymskokatolickim przy ul. Unickiej w Lublinie.
Ppor."Żelazny" poległ mając 30 lat, z których 6 poświęcił na bezkompromisową walkę z komunistycznym zniewoleniem, najpierw jako z-ca dowódcy w oddziale swojego brata por. Leona Taraszkiewicza "Jastrzębia", a po jego śmierci 3 I 1947 r. dowodząc pozostałymi u jego boku straceńcami.
Przez pół wieku komuniści, by zniszczyć pamięć o braciach Taraszkiewiczach i ich żołnierzach, piórami usłużnych propagandzistów i literatów zrobili z nich pospolitych bandytów, patologicznych morderców. Dopiero po 1989 r. powoli zaczęła przebijać się do opinii publicznej prawda o tych ostatnich bohaterach Antykomunistycznego Powstania, lecz nawet w wolnej Polsce potrzeba było prawie 20 lat by mogli zostać upamiętnieni tak jak na to zasłużyli - okazałym pomnikiem w reprezentacyjnym miejscu ich rodzinnej Włodawy, wybudowanym dzięki staraniom Fundacji „Pamiętamy”. [google maps]

Swoistym dopełnieniem elementarnej sprawiedliwości i oddaniem im hołdu było nadanie przez Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego,  postanowieniem z dnia 20 sierpnia 2009 r. „za wybitne zasługi dla niepodległości Rzeczypospolitej Polskiej”, pośmiertnie obu braciom - „Jastrzębiowi” i „Żelaznemu” - Krzyży Wielkich Orderu Odrodzenia Polski - Polonia Restituta, jednego z najwyższych polskich odznaczeń państwowych. 25 września 2010 r. w imieniu dowódców odebrała je ich siostra, Pani Rozalii Taraszkiewicz – Otta.

Rozalia Tarszkiewicz-Otta, siostra por. "Jastrzębia" i ppor. "Żelaznego", 25 IX 2010 r.

28 września 2012 r. na ścianie budynku Urzędu Miejskiego w Parczewie odsłonięto mural poświęcony Żołnierzom Wyklętym z oddziału ppor. Edwarda Taraszkiewicza "Żelaznego". Uroczystość uświetnił swoją obecnością mjr Stanisław Pakuła "Krzewina", jeden z bohaterów, którego wizerunek upamiętniono na muralu, a zarazem adiutant i ostatni żyjący żołnierz ppor. "Żelaznego".
[kliknij w zdjęcie aby powiększyć]

[kliknij w zdjęcie aby powiększyć]

16 lipca 2017 r. we Włodawie odbyły się uroczystości pogrzebowe ppor. Leona Taraszkiewicza "Jastrzębia. Jego szczątki wydobyto 28 listopada 2016 r. w czasie prac ekshumacyjnych na cmentarzu parafialnym w Siemieniu. Informację o ich identyfikacji podano do publicznej wiadomości 21 kwietnia 2017 r. Dowódcę oddziału partyzanckiego Wolność i Niezawisłość Obwodu Włodawa pochowano na Cmentarzu Wojennym we Włodawie, przy ul. Lubelskiej, ok. 300 m od jego rodzinnego domu. Miejsce spoczynku ppor. "Jastrzębia" jest również symboliczną mogiłą jego brata i zastępcy ppor. Edwarda Taraszkiewicza "Żelaznego", którego miejsce pochówku jak dotąd pozostaje nieznane.

Włodawa, ul. Lubelska, Cmentarz Wojenny Żołnierzy Wojska Polskiego - miejsce spoczynku ppor. Leona Taraszkiewicza "Jastrzębia" i symboliczna mogiła jego brata i zastępcy ppor. Edwarda Taraszkiewicza "Żelaznego", którego miejsce pochówku jak dotąd pozostaje nieznane.

GLORIA VICTIS !!!

Poniżej zdjęcia wykonane przez bandytów z UB 6 października 1951 r. na  dziedzińcu PUBP we Włodawie. Leżą zabici: Stanisław Torbicz "Kazik" (z lewej) i Edward Taraszkiewicz "Żelazny" (z prawej). W środku siedzi Stanisław Marciniak "Niewinny", skazany na karę śmierci, zamordowany wraz z Józefem Domańskim "Łukaszem" 12 stycznia 1953 r. w więzieniu na Zamku w Lublinie.




Stanisław Torbicz ps. "Kazik". Pośmiertne zdjęcie wykonane przez UB. Na czole widoczna rana po kuli.

Pośmiertne zdjęcie ppor. Edwarda Taraszkiewicza "Żelaznego", wykonane na dziedzińcu PUBP we Włodawie 6 X 1951 r. Na ciele widoczny (na granicy zawinięcia koszuli) ślad po kuli, która go zabiła.


[kliknij, aby obejrzeć program]


[kliknij, aby obejrzeć program]
  Z racji tej tragicznej rocznicy zapraszam do lektury opowieści przybliżającej okoliczności, które doprowadziły do osaczenia i śmierci ppor. „Żelaznego”:
Więcej o walce ppor. Edwarda Taraszkiewicza "Żelaznego" i jego brata Leona Taraszkiewicza "Jastrzębia" czytaj w kategorii Im poświęconej: Czytaj również: Strona główna>
Prawa autorskie>

65. rocznica śmierci kpt. "Huzara"

0
0
65. rocznica zamordowania kpt. Kazimierza Kamieńskiego "Huzara"

...Nie dajmy zginąć poległym.
Zbigniew Herbert
Kpt. Kazimierz Kamieński "Gryf", "Huzar"
65 lat temu, 11 października 1953 r., w białostockim więzieniu komunistyczni bandyci zamordowali ostatniego dowódcę 6. Brygady Wileńskiej AK, legendarnego kpt. Kazimierza Kamieńskiego "Huzara".

Kazimierz Kamieński "Huzar" należał do najdłużej i najskuteczniej walczących żołnierzy Polski Podziemnej. Do dziś jest dla mieszkańców Podlasia legendą, a dla historyków symbolem pokolenia, które nie zawahało się stawić opór obu najeźdźcom, przechodząc długą drogę od lokalnych konspiracji niepodległościowych, poprzez ZWZ-AK, następnie struktury poakowskie (AKO) i Zrzeszenie "WiN", by zakończyć swój szlak w szeregach niezależnych organizacji poakowskich. Wojenne oraz powojenne dzieje Kazimierza Kamieńskiego i jego podkomendnych to trzynaście lat nieprzerwanej walki z obydwoma wrogami wolności Polski – z hitlerowskimi Niemcami i z komunistami, zarówno z Sowietami, jak i z rodzimymi zdrajcami Ojczyzny.

Kpt. Kazimierz Kamieński "Huzar" w wyniku prowokacji przygotowanej przez MBP - związanej ze sprawą tzw. V Komendy WiN - został zwabiony podstępnie do Warszawy i tam 27 X 1952 r. aresztowany. W końcu marca 1953 r. w dwóch pokazowych procesach w Łapach i Ciechanowcu kpt. Kazimierza Kamieńskiego "Huzara" i jego pięciu żołnierzy skazano na karę śmierci. Rada Państwa odmówiła skorzystania z prawa łaski. Starannie wyreżyserowany proces stał się narzędziem najbardziej brutalnej komunistycznej propagandy – żołnierzy Armii Krajowej oskarżano w nim o współpracę z Niemcami, działanie z niskich pobudek, itp. Te propagandowe kłamstwa powtarzali później, niemal do czasów nam współczesnych, sprzedajni historycy, literaci i publicyści.  Oprócz kpt. "Huzara", w dniach 22 IX i 11 X 1953 r., zamordowano również pięciu jego żołnierzy. Byli to:
  • Mieczysław Grodzki  "Żubryd",
  • Wacław Zalewski "Zbyszek",
  • Kazimierz Parzonko "Zygmunt",
  • Kazimierz Radziszewski "Marynarz",
  • Józef Mościcki "Pantera".
Miejsce ich pochówku do dzisiaj pozostaje nieznane...

GLORIA VICTIS !


Od lewej: ppor. Witold Buczak "Ponury", kpt. Kazimierz Kamieński "Huzar", N.N.

Patrol oddziału "Huzara". Od lewej: Mieczysław Grodzki "Żubryd" , Eugeniusz Tymiński "Ryś", Tadeusz Kryński "Rokita", Stanisław Gontarczuk "Rekin". Zdjęcie z 1950 r.

Podlasie, prawdopodobnie 1950, żołnierze z oddziału kpt. Kazimierza Kamieńskiego "Huzara", stoją od lewej: sierż. Lucjan Niemyjski "Krakus", 22 sierpnia 1952 otoczony przez GO UB-KBW popełnił samobójstwo, Józef Brzozowski "Zbir", "Hanka", zginął latem 1952 w walce z KBW; Wacław Zalewski "Zbyszek", zamordowany 11 X 1953 r. w więzieniu w Białymstoku , ppor. Witold Buczak "Ponury", zginął w walce z KBW 28 maja 1952 r.,  NN"Jurek", Eugeniusz Welfel "Orzełek", zginął w walce z KBW 30 IX 1950 r.

Podlasie 1951 r., kadra oddziału "Huzara". Stoją od lewej: Kazimierz Jakubiak "Tygrys" († 10 V 1952) , Eugeniusz Tymiński "Ryś" († 30 V 1951) , Wacław Zalewski "Zbyszek" († 11 X 1953) , Józef Mościcki "Pantera" († 22 IX 1953) , siedzą od lewej: Kazimierz Parzonko "Zygmunt" († 22 IX 1953) , Adam Ratyniec "Lampart" († 11 V 1952) .

Żołnierze kpt. "Huzara". Chwila odpoczynku przy muzyce, od lewej: Kazimierz Parzonko „Zygmunt” († 22 IX 1953) , Kazimierz Radziszewski „Marynarz” († 22 IX 1953) i NN.

Pierwszy z lewej: agent MBP wprowadzony w początkowej fazie rozgrywki z "Huzarem" - Janusz Terlikowski , były akowiec z Obwodu AK Bielsk Podlaski, a w 1952 r. TW "Rytel", "Ryglewski".

Marian Strużyński vel Reniak. Zdrajca i agent UB wprowadzony do oddziału kpt. "Huzara", sprawca aresztowań i śmierci wielu wybitnych żołnierzy Niepodległościowego Podziemia, m.in. w 1949 r. oddziału "Wiarusy", skupiającego byłych żołnierzy mjr. Józefa Kurasia "Ognia", działający na Podhalu .


Kpt. Kazimierz Kamieński „Gryf", „Huzar" , ur. 8 I 1919 r. we wsi Markowo Wólka gm. Piekuty pow. Wysokie Mazowieckie, w rodzinie pochodzenia drobnoszlacheckiego (jego ojciec posiadał duże gospodarstwo i jednocześnie pełnił funkcję wójta tej wioski). Ukończył Gimnazjum Handlowe w Wysokiem Mazowieckiem. Następnie jako prymus ukończył 10-miesięczną szkołę podchorążych rezerwy kawalerii, po czym skierowany został do Centrum Wyszkolenia Kawalerii w Grudziądzu. Szkolenie zakończył uzyskując stopień kaprala podchorążego rez. kawalerii. Otrzymał przydział do 9 psk (Dywizjon Osowiec). W szeregach tej jednostki wziął udział w wojnie obronnej 1939 r., przechodząc jej cały szlak bojowy. Brał udział m.in. w walkach na pograniczu z Prusami Wschodnimi, oraz w dalszych działaniach odwrotowych - aż po Lubelszczyznę. Po dołączeniu do Grupy Operacyjnej "Polesie" uczestniczył w ostatnich bitwach Września w rejonie Kocka jako konny łącznik pomiędzy dowódcą 9 psk i dowódcą GO "Polesie" (podczas tej służby zabito pod nim cztery konie, on sam odniósł tylko lekkie kontuzje). Dostał się do niewoli niemieckiej, z której od razu zbiegł, jeszcze w październiku 1939 r., i powrócił w rodzinne strony, na teren okupacji sowieckiej. W konspiracji pracował od pierwszych tygodni 1940 r., początkowo w lokalnej organizacji Podlaski Batalion Śmierci (tzw. Legion Podlaski). Zaprzysiężony w ZWZ-AK od maja 1940 r. Ścigany przez NKWD, w 1940 r. znajdując się w sytuacji przymusowej miał ponoć zabić dwóch funkcjonariuszy usiłujących go aresztować. W okresie okupacji niemieckiej pełnił pod pseudonimem "Gryf" różne funkcje dowódcze w Komendzie Obwodu ZWZ-AK Wysokie Mazowieckie (m.in. dowódcy plutonu terenowego, szefa uzbrojenia i adiutanta KO). Wiosną 1944 r. dołączył do lotnego oddziału Kedywu Obwodu Wysokie Mazowieckie dowodzonego wówczas przez ppor. Romana Ostrowskiego "Wichra". Uczestniczył w akcjach zbrojnych, m.in. w czerwcu 1943 r. w walce pod Lizą, w akcji pod Szepietowem w maju 1944 r., w czerwcu 1944 r. w akcji na bagnie Podosie (likwidacja bandy komunistyczno - rabunkowej) i w akcji "Burza" w lipcu 1944 r. Po lipcu 1944 r. szef samoobrony Obwodu AK-AKO-WiN Obwodu Wysokie Mazowieckie.
Działalność"po wyzwoleniu" rozpoczął późną jesienią 1944 r. z przydzielonym przez Komendanta Obwodu czteroosobowym patrolem. Po kilku miesiącach miał już spory oddział partyzancki w sile plutonu (podlegały mu też 4 rejonowe grupy dyspozycyjne i partyzanckie). Wykonał kilkadziesiąt akcji przeciw UBP, KBW, NKWD i ich agenturze. Awansowany do stopnia podporucznika (2 XI 1943 r.), porucznika (1 VI 1945 r.), w WiN przedstawiony do awansu na kapitana (30 IV 1946 r.). Za męstwo i zasługi został odznaczony Krzyżem Walecznych. W okresie amnestii lutowej 1947 r. dowodzony przez niego oddział został rozformowany, zaś większość żołnierzy ujawniła się. Sam nadal ukrywał się, wkrótce wokół niego skupiła się grupa byłych żołnierzy AK - WiN ściganych przez UBP i zagrożonych aresztowaniem, co pozwoliło na odbudowę oddziału partyzanckiego. W maju 1947 r. podporządkował się por./kpt. "Młotowi", zaś dowodzona przez niego grupa weszła na zasadach autonomicznych w skład 6 Brygady Wileńskiej AK. Po śmierci "Młota" w czerwcu 1949 r. objął komendę nad pozostającymi w polu patrolami 6. Brygady Wileńskiej AK.
O poparciu jakim cieszył się wśród mieszkańców Podlasia świadczy fakt, że utrzymał się w polu niemal do końca 1952 r. W wyniku prowokacji przygotowanej przez MBP - związanej ze sprawą tzw. V Komendy WiN - został zwabiony podstępnie do Warszawy i tam 27 X 1952 r. aresztowany. 26 III 1953 r. skazany na karę śmierci przez WSR w Warszawie w procesie pokazowym na sesji wyjazdowej w Łapach i 11 X 1953 stracony w więzieniu w Białymstoku (miejsce pochówku nieznane).
11 listopada 2007 r. Prezydent RP Lech Kaczyński odznaczył pośmiertnie kpt. Kazimierza Kamieńskiego "Huzara" Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski "Polonia Restituta".
1 8 listopada 2007 roku, z inicjatywy Fundacji "Pamiętamy", w centrum miasta Wysokie Mazowieckie odbyła się uroczystość odsłonięcia pomnika upamiętniającego kpt. Kazimierza Kamieńskiego "Huzara" i jego żołnierzy z oddziałów partyzanckich Obwodu AK-AKO-WiN Wysokie Mazowieckie oraz 6. Brygady Wileńskiej AK poległych w latach 1944 – 1953. Pomnik Fundacji "Pamiętamy" w Wysokiem Mazowieckiem upamiętniający kpt. Kazimierza Kamieńskiego "Huzara" i jego żołnierzy.

Zainteresowanych historią walki kpt. "Huzara" i jego żołnierzy  zapraszam również do pobrania i lektury publikacji  wydanej przez Fundację "Pamiętamy" - Kazimierz Krajewski, Tomasz Łabuszewski, KAZIMIERZ KAMIEŃSKI „HUZAR” - ostatni podlaski komendant 6 Brygady Wileńskiej AK i jego żołnierze 1939-1952 [kliknij w okładkę] >
Czytaj również:
Strona główna>
Prawa autorskie>

55. rocznica śmierci sierż. "Lalka"

0
0
55. rocznica śmierci sierż. Józefa Franczaka "Lalka" - ostatniego żołnierza niepodległej Polski
...Nie dajmy zginąć poległym.
Zbigniew Herbert

Józef Franczak "Lalek" (1918-1963)

55 lat temu, 21 października 1963 roku, w obławie funkcjonariuszy SB (Służba Bezpieczeństwa) i ZOMO (Zmotoryzowane Odwody Milicji Obywatelskiej) we wsi Majdan Kozic Górnych na Lubelszczyźnie zginął Józef Franczak "Lalek", ostatni żołnierz niepodległej II Rzeczypospolitej.Jego siostry, dopiero 20 lat później mogły złożyć ciało [pozbawione przez komunistów głowy] w rodzinnym grobowcu.

Po wieloletnich poszukiwaniach, w styczniu 2015 r., śledczy z Instytutu Pamięci Narodowej odnaleźli czaszkęostatniego partyzanta podziemia niepodległościowego st. sierż. Józefa Franczaka ps. "Laluś", "Lalek"w zbiorach Uniwersytetu Medycznego w Lublinie. To efekt śledztwa prowadzonego przez lubelski oddział Instytutu Pamięci Narodowej.
Siostra Józefa Franczaka - Celina Mazur i jego syn Marek Franczak przy grobowcu"Lalka" na cmentarzu w Piaskach (fot. Mariusz Kamiński, 2008).

Przez lata utrzymywała się wersja, że "Lalka" zadenuncjował sąsiad - Wacław Beć, u którego ukrywał się feralnego dnia. Tak myślała rodzina i okoliczna ludność. To oskarżenie powielił i utrwalił na wiele lat Henryk Pająk, m.in. w książce "Uskok kontra UB". Tymczasem obciążony został niewinny człowiek!
Jak wynika z akt znajdujących się w IPN SB wydał bezpiece TW "Michał" - Stanisław Mazur - stryjeczny brat Danuty Mazur (narzeczonej "Lalka" i matki jego syna). Pozostawał poza podejrzeniami właśnie dzięki opinii mieszkańców podlubelskich miejscowości, dla których zdrajcą był Wacław Beć. Nie zmienił tego fakt, że 12 czerwca 1964 r. Sąd Wojewódzki w Lublinie skazał Becia na 5 lat więzienia za współpracę z "Lalkiem".
Z bezpieką Stanisław Mazur współpracował jeszcze długo po śmierci "Lalka". Trwała ona od przełomu 1962/63 r. do 11 maja 1967 r. TW "Michał" przekazywał m.in. informacje o nastrojach ludności wsi, w których wcześniej ukrywał się Franczak i rozpracowywał jego najbliższych współpracowników. To prawdopodobnie na podstawie donosów Mazura aresztowano i osądzono Wacława Becia. Za kapowanie dostał w sumie 12.050 zł, z tego prawie połowę - ok. 5000 zł za ustalenie miejsca pobytu "Lalka"
w 1963 roku.

Odnowiony nagrobek sierż. Józefa Franczaka ps. "Lalek" na cmentarzu w Piaskach.

1963... to był niesamowity rok. W Dallas ginie John F. Kennedy. Walentina Tiereszkowa macha ludzkości z orbity okołoziemskiej. Na osłodę imperialistom - The Beatles nagrywają singiel "She Loves You". A w Polsce...? Na całego trwa nasza mała stabilizacja. Rewelacyjny Zbigniew Pietrzykowski po raz czwarty zostaje mistrzem Europy w boksie, a Roman Zambrowski wylatuje z KC, co jest wyraźnym sygnałem, że okres błędów i wypaczeń jest już za nami. Prawdziwe rewelacje jednak czekają rodaków na odcinku kultury. Przy salwach spontanicznego śmiechu odbywa się w Warszawie premiera "Jak być kochaną" Wojciecha Hasa, Bohdan Łazuka bierze udział w zdjęciach do filmu "Beata", zaś rewelacyjny Zbigniew Maklakiewicz występuje w aż czterech filmach.
No i jeszcze jedno. W małej wsi koło Piask w województwie lubelskim ginie podczas obławy 45-letni Józef Franczak, poszukiwany listem gończym były AK-owiec. Ten ostatni polski partyzant z bronią w ręku przeciwstawiał się komunistycznemu zniewoleniu dokładnie 24 lata.

Sierż. Józef Franczak "Laluś", "Lalek" był ostatnim partyzantem polskiego podziemia niepodległościowego. Jego życiorys jest typowy dla wielu z pokolenia Kolumbów. Urodził się w 1918 roku w małej podlubelskiej wiosce Majdan Kozic Górnych . Nie mając środków na dalsze kształcenie zgłosił się do Szkoły Podoficerskiej Żandarmerii w Grudziądzu, a następnie służył w Równem na Wołyniu. We wrześniu 1939 roku walczył z Sowietami, udało mu się zbiec z niewoli i powrócić w rodzinne strony. W czasie okupacji niemieckiej był żołnierzem ZWZ i AK, dowodził drużyną, a następnie plutonem. Prowadził też zajęcia w konspiracyjnej szkole podoficerskiej. Po wkroczeniu Armii Czerwonej znalazł się w szeregach organizowanego przez komunistów "ludowego" WP. Stacjonował w Kąkolewnicy, gdzie Sąd Polowy II Armii WP skazywał na kary śmierci byłych żołnierzy AK. Prawdopodobnie w pierwszych miesiącach 1945 roku zdezerterował. Początkowo ukrywał się w okolicach Łodzi, a następnie na Pomorzu.

Józef Franczak "Lalek"

Rozpoznany, powrócił w rodzinne strony, ale tutaj już w czerwcu 1946 roku wpadł w obławę grupy operacyjnej wojewódzkiego UB w Lublinie. Podczas transportu uciekł wraz z dziewięcioma innymi aresztantami, zabijając m.in. trzech funkcjonariuszy bezpieki. Na krótko dołączył do jednego z pododdziałów zgrupowania mjr. Hieronima Dekutowskiego „Zapory". Na początku 1947 roku zgłosił się do oddziału kpt. Zdzisława Brońskiego "Uskoka" . Po akcji ujawnieniowej z wiosny 1947 roku został dowódcą jednego z pododdziałów. Wraz ze swoimi partyzantami (było ich zazwyczaj od czterech do sześciu) patrolował podległy mu teren na pograniczu powiatów lubelskiego i krasnostawskiego; zbierali informacje dotyczące aresztowań i operacji przeprowadzanych przez aparat represji, a także na temat osób współpracujących z UB oraz najbardziej gorliwych funkcjonariuszy UB i MO. Z powodu małej liczebności patroli działalność zbrojna w owym czasie była znacznie ograniczona. Sprowadzała się do zasadzek na małe patrole milicyjne, akcji ekspropriacyjnych oraz wykonywania kar chłosty lub śmierci na konfidentach i aktywistach komunistycznych. Patrole musiały ciągle uchodzić przed ścigającymi je grupami operacyjnymi UB–KBW. Po stratach w zasadzce z maja 1948 roku jego pododdział przestał istnieć. Z pięciu partyzantów poległo dwóch, a dwóch zostało rannych (z których jeden zmarł). Bez szwanku wyszedł jedynie "Laluś". W kolejną zasadzkę wpadł sam w Wigilię 1948 roku. W czasie walki ranił jednego z milicjantów, sam też został ranny w brzuch. Od tego czasu nie posiadał już zorganizowanego pododdziału zbrojnego, ale utrzymywał łączność z kontynuującymi walkę zbrojną. Jego towarzysze ginęli w walce lub wpadali w ręce UB w wyniku kombinacji operacyjnych. Jemu nadal udawało się umykać przed tropiącymi go funkcjonariuszami UB, niejednokrotnie dopisywało mu niesamowite szczęście.

1947 rok. Od lewej: Stanisław Kuchciewicz "Wiktor", kpt. Zdzisław Broński "Uskok", Józef Franczak "Lalek", Walenty Waśkowicz "Strzała".

"Lalek" nie budował świetnie zamaskowanych bunkrów, aby przebywać w nich przez wiele miesięcy. Był w ciągłym ruchu, często zmieniając kwatery. Jak szacowali funkcjonariusze UB/SB, jego siatka współpracowników liczyła około dwustu osób, co jest liczbą imponującą, tym bardziej że za udzielanie pomocy tak "niebezpiecznemu bandycie" groził kilkuletni wyrok więzienia. Franczak poważnie zastanawiał się nad skorzystaniem z uchwalonej 27 kwietnia 1956 roku amnestii i powrotem do normalnego życia. W rozmowie z jednym ze swoich współpracowników miał powiedzieć, że gdyby miał gwarancję, że otrzymałby wyrok mniejszy niż 15 lat więzienia, to zdecydowałby się na ujawnienie. Jednak po konsultacjach z jednym z lubelskich adwokatów zrezygnował, bo ten miał mu wyjaśnić, że za popełnione przez niego przestępstwa groziła mu kara dożywotniego więzienia.

W rozmowach ze swoimi współpracownikami mówił, że w najbliższym czasie w Polsce musi dojść do zmiany ustroju, a on zrobi wszystko, aby do tego dotrwać. Pragnienie powrotu do normalnego życia powodował związek z Danutą Mazur z Wygnanowic, z którego 11 stycznia 1958 roku urodził się syn Marek. Oboje podejmowali próby sformalizowania swojego związku. Kończyły się one niepowodzeniem, gdyż księża, obawiając się prowokacji SB, odmawiali udzielenia ślubu. Funkcjonariusze UB/SB używali przeróżnych sposobów, aby go wytropić. Pozyskiwano konfidentów, którzy z jednej strony mieli penetrować jego rodzinę i środowisko pomocników, z drugiej próbowali ustalić jego kryjówkę. W domach członków najbliższej rodziny "Lalusia" oraz jego najbliższych współpracowników instalowano aparaturę podsłuchową; w zabudowaniach sąsiadujących organizowane były tzw. zakryte punkty obserwacyjne, w których dwóch – trzech funkcjonariuszy spędzało po kilka tygodni w oczekiwaniu na pojawienie się "Lalusia". Bezskutecznie.

Na początku 1963 roku funkcjonariuszom Wydziału III SB KW MO w Lublinie udało się wyselekcjonować człowieka, który mógł przyczynić się do ujęcia lub likwidacji "Lalusia". Był to Stanisław Mazur – bratanek ojca Danuty Mazur, mieszkający wtedy w Lublinie. Na podstawie "materiałów kompromitujących" oficerom  SB udało się go zwerbować jako tajnego współpracownika; nadano mu ps. "Michał". Przez kolejne miesiące dojeżdżał do Wygnanowic, spotykał się ze swoimi krewnymi, a jednocześnie współpracownikami "Lalusia". Jako bliski krewny darzony był przez nich zaufaniem. W sierpniu 1963 roku udało mu się spotkać z "Lalusiem". Przez następne trzy miesiące SB przy pomocy TW "Michała" coraz bardziej osaczała "Lalusia". 20 października 1963 roku agent wyposażony w aparaturę podsłuchową spotkał się z Józefem Franczakiem. W okolicy oczekiwała grupa likwidacyjna złożona z dziesięciu oficerów operacyjnych SB i 60 funkcjonariuszy ZOMO . Akcja zakończyła się fiaskiem z powodu awarii środków łączności posiadanych przez agenta, trudnych warunków terenowych oraz wyznaczenia spotkania na wieczór. Następnego dnia rano TW "Michał" przekazał swojemu oficerowi prowadzącemu, że poprzedniego dnia udało mu się ustalić markę i numer rejestracyjny motocykla, którym "Laluś" został przywieziony na spotkanie.

21 października 1963 roku zorganizowano grupę operacyjną składającą się z dwóch oficerów SB i 35 funkcjonariuszy ZOMO, którą dowieziono w okolice wsi Majdan Kozic Górnych. O godz. 15.45 zabudowania Wacława Becia – właściciela motocykla – zostały okrążone. "Laluś" zauważywszy zbliżającą się obławę, próbował – udając gospodarza – przejść przez linię obstawy. Gdy został wezwany do zatrzymania się, wydobył pistolet, oddał kilka strzałów i zaczął uciekać. Przebiegł ok. 300 metrów, po czym został śmiertelnie ranny i po kilku minutach zmarł. W prosektorium Zakładu Medycyny Sądowej w Lublinie przeprowadzono sekcję zwłok i pozbawiono je głowy, a następnie złożono w bezimiennym grobie na cmentarzu komunalnym przy ul. Unickiej w Lublinie. Dzięki pomocy pracownika cmentarza rodzinie udało się ustalić miejsce pochówku. Dopiero w 1983 roku siostry "Lalusia" przeniosły prochy do rodzinnego grobowca, na cmentarzu parafialnym w Piaskach .

21 października 1963 rok. Pośmiertne zdjęcie Józefa Franczaka, wykonane przez SB po zastrzeleniu "Lalka" w Majdanie Kozic Górnych.

Wykonane przez SB pośmiertne zdjęcie Józefa Franczaka ps. "Lalek". Jak widać, ciało jeszcze w całości...

11 maja 2007 r. z inicjatywy Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość Obszaru Wschodniego w Lublinie oraz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa odsłonięto w Piaskach pomnik Ostatniego Partyzanta RP – sierż. Józefa Franczaka ps. "Lalek".

Odsłonięty 11 maja 2007 r. w Piaskach pomnik w hołdzie ostatniemu żołnierzowi Rzeczypospolitej Polskiej, sierż. Józefowi Franczakowi ps. "Lalek".

21 października 2008 roku. Marek Franczak, syn „Lalusia”, przy pomniku ojca na cmentarzu w Piaskach.

17 marca 2008 r. Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Lech Kaczyński nadał Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski, pośmiertnie, ostatniemu żołnierzowi wyklętemu Józefowi Franczakowi ps. "Lalek".
Józef Franczak odznaczony został za wybitne zasługi dla niepodległości Rzeczypospolitej Polskiej w 90. rocznicę swoich urodzin. Odznaczenie odebrał syn Marek Franczak.


Ostatni Żołnierz Niepodległej Polski, który najdłużej walczył z bronią w ręku przeciwko komunistom, w końcu doczekał się należnego pochówku . Uroczystości pogrzebowe rozpoczęły się 24 marca 2015 r. o godz. 10.00 Mszą świętą w Archikatedrze Lubelskiej pod przewodnictwem ks. Adama Lewandowskiego, proboszcza Parafii Archikatedralnej. Następnie kondukt przejechał na cmentarz w Piaskach, gdzie pochowano doczesne szczątki Józefa Franczaka "Lalusia". Oprawę uroczystości zapewniła wojskowa asysta honorowa z Dowództwa Garnizonu Warszawa. Uroczystości pogrzebowe sierż. Józefa Franczaka "Lalka", Lublin, 24 marca 2015 r.

Nagrobek sierż. Józefa Franczaka "Lalka" na cmentarzu w Piaskach, 2018 r.
GLORIA VICTIS !!!

Więcej na temat życia i walki sierż. Józefa Franczaka "Lalka" czytaj:
Strona główna>
Prawa autorskie>

72. rocznica śmierci mjr. Żubryda

0
0
72. rocznica śmierci mjr. Antoniego Żubryda "Zucha"

...Nie dajmy zginąć poległym.
Zbigniew Herbert

Mjr Antoni Żubryd "Zuch"

72 lata temu, 24 października 1946 r., w lesie w pobliżu Malinówki (pow. brzozowski), agent UB Jerzy Vaulin strzałem w tył głowy podstępnie zamordował mjr. Antoniego Żubryda „Zucha”, dowódcę Samodzielnego Batalionu Operacyjnego NSZ „Zuch”, jednego z największych antykomunistycznych oddziałów partyzanckich działających na terenie ówczesnego województwa rzeszowskiego, operującego w powiatach sanockim, brzozowskim i krośnieńskim w latach 1945-1946. Wraz z Żubrydem śmierć poniosła również jego żona Janina, będąca w ósmym miesiącu ciąży.

Oddział„Żubryda” został ostatecznie rozbity przez pracowników Informacji Wojskowej z 8 Dywizji Piechoty, którzy wprowadzili do oddziału własnych ludzi. Dzięki nim 23 czerwca 1946 roku grupa ppor. Kazimierza Kocyłowskiego (dowódca ochrony oddziału Żubryda) została otoczony przez 32. Pułk Piechoty w rejonie Niebieszczan; do niewoli dostało się wówczas 21 partyzantów. Wcześniej, trzech schwytanych „żubrydowców” zostało na przełomie maja i czerwca powieszonych w publicznych egzekucjach: dwóch na stadionie piłkarskim „Wierchy” (Władysław Skwarc, Władysław Kudlik), a trzeci na rynku (Henryk Książek).
29 września 1946 roku Żubrydowi wraz z resztą oddziału udało się jeszcze rozbić grupę operacyjną wojska, MO i UB z Sanoka – partyzanci ujęli i rozstrzelali kilku milicjantów oraz aktywistę PPR biorącego udział w obławie, jednak od tego czasu inicjatywę strategiczną na polu walki przejęły komunistyczne siły bezpieczeństwa. W tych okolicznościach Żubryd, zdając sobie sprawę z beznadziejności sytuacji, postanowił wraz zżoną Janiną przedrzeć się do Austrii.

Janina Żubryd z d. Praczyńska ps. „Janek”

O zmierzchu 24 października 1946 roku Żubrydowie przybyli do Malinówki. Był wraz z nimi towarzysz broni Jerzy Vaulin ps. „Mar”. Vaulin, były żołnierz AK, kilka miesięcy wcześniej zwerbowany przez UB jako tajny współpracownik „Mewa” i skierowany do oddziału Żubryda.
MajorŻubryd pozostawił małżonkę i wraz z Vaulinem poszli sprawdzić dalszą trasę przemarszu. Kiedy obaj weszli do lasu Vaulin niepostrzeżenie wyjął z kabury swojego browninga – kal. 7,65 mm i strzałem w tył głowy zabił Antoniego Żubryda. Chwilę potem podstępem zwabił w to samo miejsce będącą w ósmym miesiącu ciąży Janinę Żubryd i ją również zamordował. Następnego dnia UB zabrała ciała małżeństwa Żubrydów. Nigdy nie odnaleziono miejsca ich pochówku.

Mjr Antoni Żubryd "Zuch" - pośmiertne zdjęcie wykonane przez UB.

Zdjęcie wykonane przez UB. Ciała mjr. Antoniego Żubryda "Zucha" i jego żony Janiny, zastrzelonych przez agenta UB Jerzego Vaulina 24 X 1946 r.

GLORIA VICTIS !


Antoni Żubryd

Antoni Żubryd urodził się 4 września 1918 roku w rodzinie robotniczej w Sanoku jako syn Michała i Anny z d. Wołoszyn. W Sanoku ukończył Szkołę Męską nr 2 im. Króla Władysława Jagiełły. W 1933 r. rozpoczął naukę w Szkole Podoficerów Piechoty dla Małoletnich Nr 2 w Śremie, którą ukończył w 1936 r., otrzymując przydział wojskowy do 40. Pułku Piechoty „Dzieci Lwowskich”. Do 1939 r. dosłużył się stopnia sierżanta zawodowego. W czasie wojny aresztowany przez Sowietów na granicznym Sanie, zgodził się na współpracę z wywiadem sowieckim. Później aresztowany przez gestapo, skazany na karę śmierci, zbiegł z miejsca egzekucji i powrócił do Sanoka, gdzie ukrywał się aż do lata 1944 r., gdy po wejściu Sowietów został zatrudniony w sanockim Powiatowym Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego na stanowisku oficera śledczego. Zajmował się głównie volksdeutschami, konfidentami gestapo i członkami UPA. Będąc funkcjonariuszem UB, utrzymywał też kontakty z ukrywającymi się członkami podziemia antykomunistycznego.

Budynek byłego Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Sanoku.

Zagrożony dekonspiracją 8 czerwca 1945 r. zdezerterował z sanockiego PUBP i skontaktował się ze znanymi sobie, ukrywającymi się członkami AK. Pierwszą akcją, jaką wykonał już po "drugiej stronie barykady", była likwidacja szefa sanockiego PUBP, Tadeusza Sieradzkiego. Stało się to 15 czerwca 1945 r.
Wykorzystując swoje wojskowe wykształcenie oraz posiadane zdolności przywódcze, wkrótce podporządkował sobie drobne grupy zbrojne działające w terenie, tworząc duży oddział zbrojny. W skład oddziału weszły grupy Edmunda Sawczyna "Mundka", Mariana Skiby "Ryszarda" i Stanisława Kossakowskiego "Ułana" - dezertera z KW MO w Rzeszowie. Oddział ten stworzony był również z inspiracji działającego w konspiracji Stronnictwa Narodowego. Na jednym z jego zebrań, w obecności przedstawiciela SN z Krakowa, prezes Zarządu Powiatowego SN w Sanoku Tadeusz Wojtowicz "Wilk" przyjął od dowódców poszczególnych grup partyzanckich przysięgę. Dowódcą nowo powstałego oddziału został Stanisław Surowiak "Ursus" (związany z NOW), a jego zastępcą Żubryd, który faktycznie dowodził oddziałem, ponieważ Surowiak nie cieszył się zaufaniem ze względu na swoje niejasne kontakty z UB.

W połowie listopada 1945 r. na leśnej polanie między miejscowościami Raczkowa i Końskie odbyła się odprawa wszystkich dowódców grup partyzanckich i ich zastępców podległych Żubrydowi. Odprawę prowadził NN oficer w stopniu kapitana, który przyjechał z Krakowa. W odprawie oprócz Żubryda brali udział: Mieczysław Kocyłowski "Czarny", Kazimierz Kocyłowski "Wichura", Marian Skiba "Ryszard", Edmund Sawczyn "Mundek", Władysław Stefkowski "Rura", NN "Marynarz", NN "Józek", Stanisław Kossakowski "Ułan", NN "Dąb". Na tej odprawie oddział przyjął nazwę Samodzielny Batalion Operacyjny Narodowych Sił Zbrojnych. Dowódcą został Żubryd, awansowany do stopnia kapitana, a jego zastępcą mianowano Mieczysława Kocyłowskiego "Czarnego", awansując go do stopnia podporucznika.
Wszystkie grupy podległe Antoniemu Żubrydowi stały się kompaniami batalionu. Dowódcami kompanii zostali: Kossakowski, Sawczyn i Skiba. Osobną grupą, składającą się z kilku zaufanych partyzantów, którzy stanowili jednocześnie ochronę Żubryda, dowodził on sam. Łączność między poszczególnymi kompaniami zapewniała doskonale zorganizowana sieć łączników. Poszczególne kompanie batalionu miały dość dużą swobodę działania i decyzje o przeprowadzeniu akcji były podejmowane samodzielnie przez ich dowódców, w zależności od sytuacji.

Ppor. Mieczysław Kocyłowski "Czarny", zastępca Żybryda.

Z powyższego, oraz z relacji samych "żubrydowców", jasno wynika, że oddział Antoniego Żubryda najprawdopodobniej został podporządkowany NSZ. Niestety, jak dotychczas, nie natrafiono na żadne inne dokumenty, które mogłyby to potwierdzić. Być może wynika to z tego, że, jak pisze LeszekŻebrowski we wstępie do III t. "NSZ - dokumenty, struktury, personalia": w okresie między lipcem a listopadem 1945 r. NSZ-ONR zostały rozbite aresztowaniami, a dowództwo zostało zdezorganizowane [...] natomiast istniejące oddziały partyzanckie posługujące się nazwą NSZ, w znacznej mierze podlegały już NZW lub działały samodzielnie bez łączności z dowództwem NSZ-ONR i właśnie do tych ostatnich, jak wszystko na to wskazuje, mógł należeć Samodzielny Batalion Operacyjny NSZ pod dowództwem Antoniego Żubryda. Niewątpliwie oddział Żubryda wpisywał się w nurt narodowego podziemia zbrojnego. Aresztowani członkowie oddziału wymieniali następujące cele, o które walczyli:
  • Ażeby nie było w Polsce komunistów i wyniszczyć członków partii PPR.
  • Walczyć za Polskę demokratyczną, a nie żydowską i komunistyczną.
  • Walczyć za Polskę katolicką.
  • Walczyć z Bezpieczeństwem, bo tam są sami komuniści.
  • Walczyć o granice do roku 1939, za Lwów i Wilno.
Szacunkowo liczebność oddziału można określić na 120-150 partyzantów. Miał on duże wsparcie wśród miejscowej ludności, ponieważ bronił polskie wioski przed napadami bojówek UPA. Oddział zwalczał przede wszystkim funkcjonariuszy UB, likwidował gorliwych działaczy PPR oraz konfidentów UB. Natomiast, wbrew temu, co przez lata twierdzono, między żołnierzami "ludowego" Wojska Polskiego a "żubrydowcami" często dochodziło do współpracy. Z wojska docierała do oddziału amunicja, w wojskowej rusznikarni remontowano partyzancką broń, a oficerowie z 34. Pułku Piechoty, który stacjonował w Sanoku, wielokrotnie spotykali się towarzysko z "żubrydowcami". Doszło nawet do tego, że partyzanci pomagali wojsku wysiedlać Morochów w kwietniu 1946 r.

Janina Żubryd z d. Praczyńska, żona Antoniego Żubryda. Po zwolnieniu z aresztu UB stale przebywała w oddziale męża. Zastrzelona wraz z mjr. Żubrydem przez agenta UB Jerzego Vaulina 24 października 1946 w okolicach wsi Malinówka.

Najbardziej spektakularną akcję przeprowadzono 16 grudnia 1945 r., kiedy cały batalion pod dowództwem Żubryda zajął na przeszło pół dnia Korczynę, obsadzając wszystkie ważniejsze urzędy. Z rąk "żubrydowców" zginęło wielu funkcjonariuszy UB, a także dwóch wysokiej rangi oficerów sowieckich służących w "ludowym" Wojsku Polskim: szef sztabu 8. Dywizji Piechoty ppłk Teodor Rajewski oraz zastępca szefa wydziału wydziału polityczno-wychowawczego wspomnianej dywizji, "enkawudzista", kpt. Abraham Preminger.
Rozbicie oddziału Żubryda stało się jednym z głównych zadań dla funkcjonariuszy miejscowej "bezpieki". Starano się też zastraszyć miejscową ludność poprzez zorganizowanie publicznych egzekucji ujętych partyzantów Żubryda. 24 maja 1946 r. na stadionie miejskim w Sanoku, w obecności młodzieży szkolnej, powieszono Władysława Kudlika i Władysława Skwarca, a 4 czerwca na sanockim rynku w ten sam sposób stracono chor. Henryka Książka.

Władysław Skwarc "Krzew", żołnierz oddziału mjr. Żubryda. Powieszony wraz z Władysławem Kudlikiem w publicznej egzekucji 24 maja 1946 r. na stadionie miejskim w Sanoku.

Do samego oddziału udało się też wprowadzić trzech agentów Informacji Wojskowej, m.in. "Zucha" i"Bystrego", którzy przyczynili się do śmierci czterech "żubrydowców" i rozbicia oddziału. Jednak Żubryd z grupą ok. 30 ludzi działał dalej na terenie pow. Brzozów i Krosno.

Urodzony 8 IX 1941 r. syn Janiny i Antoniego Żubrydów - Janusz, w wieku 4 lat aresztowany przez UB; spędził ponad 6 miesięcy w rzeszowskim więzieniu. O koszmarze zgotowanym dziecku przez komunistów czytaj więcej: Januszek Żubryd, lat 4 – najmłodszy więzień UB>

We wrześniu 1946 r. w jego najbliższe otoczenie przeniknął agent UB Jerzy Vaulin "Warszawiak". Vaulin był akowcem o pięknej konspiracyjnej karcie, który dał się zwerbować UB i podjął się zlikwidowania Antoniego Żubryda. Dokonał tego 24 października 1946 r. w lesie w pobliżu Malinówki. Wraz z Żubrydem zginęła jego żona, Janina. Zamordowani zostali strzałami w tył głowy. Vaulin do dziś uważa, że zamordowanie Żubrydów było jego największym bojowym wyczynem. W 1999 r. sprawca podwójnego morderstwa stanął przed sądem, jednak sprawa została umorzona. Żołnierze Żubryda znajdowali się w kręgu zainteresowań UB, a później SB aż do końca lat 80. i niewielu z nich dożyło czasów, kiedy prawda o ich działalności powoli przestaje być "białą plamą" w naszej najnowszej historii.

Pomnik w miejscu śmierci Antoniego i Janiny Żubrydów odsłonięty 28 X 2012 r. [zobacz relację i zdjęcia>]

Więcej na temat mjr. Antoniego Żubryda ps. "Zuch" czytaj:
Strona główna>
Prawa autorskie>

TRZEBA PRZECZYTAĆ !!! (120)

0
0

Tomasz Greniuch
Chrystus za nas, my za Chrystusa. Historia Zgrupowania Oddziałów Leśnych VII Śląskiego Okręgu Narodowych Sił Zbrojnych pod dowództwem kpt. Henryka Flamego "Bartka"

(do książki dołączona jest płyta DVD z filmem "Ziemia przemówiła")
Fundacja Kwartalnika Wyklęci 2018, 768 s. (w tym 205 s. wkładka zdjęciowa), oprawa twarda, format: 165 x 235 mm.

Dr hab. Tomasz Panfil: Książka o Zgrupowaniu NSZ kpt. Henryka Flamego „Bartka” jest właśnie próbą policzenia, zawołania po imieniu tych, których komunistyczni oprawcy mordowali w mroku nocy, wrzucali do tajemnych dołów, zacierali ślady i pamięć. Książka ta to obowiązkowa lektura każdego, kto interesuje się dziejami polskiego podziemia niepodległościowego walczącego z niemieckim terrorem, a następnie komunistycznym zniewoleniem.

Dr hab. Krzysztof Szwagrzyk: Legendarny oddział „Bartka” stał się tematem szeregu opracowań poświęconych antykomunistycznemu oporowi zbrojnemu w Polsce, w tym szczególnie podziemiu na Śląsku Cieszyńskim. Żadne z nich nie było jednak opracowaniem monograficznym, opisującym go w sposób całościowy. Pionierskiego – i co należy podkreślić – trudnego zadania opracowania pełnej historii Zgrupowania podjął się dr Tomasz Greniuch.

Prof. dr hab. Jan Żaryn: Szanowni Czytelnicy! Książka, którą państwo mają w swoich rękach, czytana przez mieszkańca Podbeskidzia wzmacnia tożsamość narodową, wpłynie na rozumienie tegoż dziedzictwa, któremu na imię – mała ojczyzna. Ci wszyscy, którzy nie utożsamiają się z dziejami Podbeskidzia, znajdą w niej nowe fakty pozwalające na coraz bogatsze zdefiniowanie fenomenu polskiego patriotyzmu. Bardzo się cieszę, że praca ta trafia na rynek, do polskich mieszkań i domów!
Książka do nabycia m.in.:
Strona główna>
Prawa autorskie>

Konferencja naukowa IPN

0
0
Konferencja naukowa "Walka zbrojna w programach organizacji podziemia niepodległościowego po 1944"– Warszawa, 3 grudnia 2018

Instytut Pamięci Narodowej Oddział w Warszawie serdecznie zaprasza na konferencję naukową „Walka zbrojna w programach organizacji podziemia niepodległościowego po 1944”.

Sesja odbędzie się 3 grudnia 2018 r. (poniedziałek) w Przystanku Historia Centrum Edukacyjnym IPN im. Janusza Kurtyki przy ul. Marszałkowskiej 21/25 w Warszawie.


Sympozjum będzie poświęcone problematyce akcji czynnej podejmowanej przez konspirację niepodległościową w okresie dyktatury komunistycznej. Po przypomnieniu koncepcji walki czynnej przyjętych w wojskowych strukturach Polskiego Państwa Podziemnego podczas okupacji niemieckiej zostanie omówiona „geografia” podziemia antykomunistycznego i zjawiska oraz mechanizmy jego funkcjonowania – swego rodzaju „koła zamachowe”, nadające mu dynamikę. Prelegenci scharakteryzują modele działań partyzanckich w latach 1944–1956. W kolejnych referatach będzie można zapoznać się z poszczególnymi kategoriami akcji zbrojnych – takimi jak uwalnianie więźniów, walki z grupami operacyjnymi sił komunistycznych, akcje ekspropriacyjne, zaopatrzeniowe, rozbrojeniowe i likwidacyjne, a także mające wymiar propagandowy. W kolejnych referatach zostaną przedstawione działania podziemia mające na celu utrzymanie porządku publicznego oraz zwalczanie przestępczości pospolitej i patologii we własnych szeregach, a także akcje szczególnie drastyczne, tj. o charakterze „pacyfikacyjnym”.

PROGRAM KONFERENCJI(kilknij w obraz, aby powiększyć)

Konferencja organizowana jest przez Oddziałowe Biuro Badań Historycznych w ramach Centralnego Projekty Badawczego „Podziemie niepodległościowe w Polsce 1944–1956” .
Strona główna>
Prawa autorskie>

71. rocznica śmierci kpt. "Bartka"

0
0
71. rocznica zamordowania kpt. Henryka Flamego "Bartka"

...Nie dajmy zginąć poległym.
Zbigniew Herbert


Kpt. Henryk Flame "Bartek"

71. lat temu, 1 grudnia 1947 roku, w Zabrzegu pod Czechowicami został zamordowany kpt. Henryk Flame "Bartek", legendarny dowódca zgrupowania partyzanckiego Narodowych Sił Zbrojnych na Śląsku Cieszyńskim.

Dnia 1 grudnia 1947 roku o godzinie 14.00 Henryk Flame przyszedł do warsztatu znajomego Wiktora Cimali z prośbą, żeby zrobił drzwi żelazne do kościołaŚw. Katarzyny. Praca nad drzwiami, w której pomagał Flame, trwała do godziny 18.00. Po skończonej pracy, Cimola zaproponował „Bartkowi", że odprowadzi go do domu. Po drodze wstąpili do restauracji prowadzonej przez Kozika na piwo. Tam spotkali Wiktora Ryszkę do którego się dosiedli. Później doszło kilku innych znajomych między innymi Rudolf Stafi z żoną i Stefan Kapela. W tym mniej więcej towarzystwie na propozycję Stefana Kapeli cała grupa udała się samochodem do restauracji Czyloka w Zabrzegu.

Pod restaurację prowadzoną przez Józefa Czyloka w Zabrzegu samochód z gośćmi, wśród których był Flame, podjechał między godziną 19.00 a 20.00.  Z samochodu oprócz wyżej wymienionych gości, wyszło również dwóch funkcjonariuszy MO oraz kilku członków orkiestry, którą wzięto z restauracji Kozika. Całe towarzystwo bez przeszkód weszło do restauracji i zajęło stoliki. W tym czasie około godz. 20 funkcjonariusz MO o nazwisku Drapacz poznawszy wchodzącego do restauracji Henryka Flame poszedł na miejscowy posterunek, gdzie poinformował komendanta placówki Kazimierza Dolacińskiego, że widział jak „Bartek" w towarzystwie znajomych wszedł do restauracji u Czyloka, mówiąc przy tym, że może dojść do „gradny" gdyż kilka dni wcześniej, 29 listopada 1946 roku, Flame strzelał w tej restauracji na wiwat i nieprzychylnie wypowiadał się o „władzy ludowej". Obaj milicjanci poszli zatem do restauracji, tam zastali już funkcjonariusza MO Całujka a chwilę później przyszli milicjanci, Rudolf Dadak i Multak.  Byli tam również czechowiccy milicjanci Stanisław Kopeć i Jan Zygowski, którzy przyjechali w towarzystwie Flamego. W związku z tym, że miejscowy posterunek został bez obstawy, komendant Dolaciński odmeldował Dadaka i Drapacza na placówkę MO. Jednak Dadak został, a zamiast niego na posterunek poszedł Multak.

Około godziny 21.20 do baru, przy którym stali milicjanci, podszedł Flame i zaprosił komendanta Dolacińskiego do stolika, ale ten odmówił mówiąc przy tym, że jest na służbie a zresztą nie pije z nieznajomymi na co Flame przedstawił się podając jednocześnie swój NSZ-owski pseudonim, tak że wszyscy w pobliżu to usłyszeli. W tym czasie w restauracji znajdowało się pięciu milicjantów pilnujących porządku przed ewentualną awanturą, zwłaszcza, że towarzystwo Flamego było już mocno rozbawione. O godzinie 22 Czylok zabrał się do zamykania baru, widząc to Flame podszedł do Dolacińskiego i poprosił o dłuższe pozostanie obecnych na sali, ponieważ ma obawy, że na zewnątrz może dojść do awantury. Dzięki interwencji komendanta posterunku Czylok zrezygnował z zamknięcia restauracji.

Gdy kolejny raz Flame podszedł do baru zaczepił go Rudolf Dadak pytając czy pamięta go z roku 1944 na co zapytany odpowiedział, że jeżeli był w partyzantce to walczyli razem przeciwko okupantowi i na tym rozmowa się skończyła. Według późniejszej relacji samego Dadaka rozmowa przebiegła nieco inaczej, a mianowicie, że „podchmielony" Flame podszedł do niego i mu ubliżył używając przy tym wulgarnych słów. Bezpośrednio po tym incydencie Flame poszedł do osobnego pomieszczenie gdzie przysiadł się do Marii Stafi i do żony Ryszka. Był podłamany, skarżył się, że jego na świecie już nic nie cieszy, żyje tylko dla dzieci i dla matki.

Dochodziła godzina 23 dnia 1 grudnia 1947 roku gdy usłyszano serię strzałów i towarzyszący jej krzyk kobiet. Chwilę później Henryk Flame leżał bez ruchu w kałuży krwi obok krzesła na którym siedział. Strzał oddał funkcjonariusz MO Rudolf Dadak, który stał w drzwiach z karabinem w ręku z lufą skierowaną do pokoju, w którym siedział Flame. Od razu dopadł go funkcjonariusz Całujek, który odebrał Dadakowi broń. Na zapytanie dlaczego to zrobił odparł, że „nie może znosić by tacy wrogowie Demokracji, którzy przed niedawnym czasem strzelali do milicjantów chodzili teraz bezkarnie."
Tomasz Greniuch


Zwłoki kpt. "Bartka" skrytobójczo zastrzelonego przez milicjanta w barze w Zabrzegu.
Henryk Antoni Flame, ps. "Grot", "Bartek", (ur. 15 stycznia 1918 we Frysztacie na Zaolziu, zm. 1 grudnia 1947) – pilot wojskowy, żołnierz NSZ.

Był synem Emeryka i Marii z domu Raszyk. W 1919 roku rodzina Flame przeniosła się do Czechowic (obecnie Czechowice-Dziedzice) znajdujących się w granicach II Rzeczypospolitej. Wykształcenie zdobył w miejscowym gimnazjum i w Szkole Przemysłowej w Bielsku. W 1936 roku wstąpił na ochotnika do wojska rozpoczynając naukę w Szkole Podoficerów Lotnictwa dla Małoletnich w Bydgoszczy, którą ukończył w roku 1939 w stopniu kaprala pilota dostając przydział do 123 eskadry 2 pułku lotniczego stacjonującego na lotnisku w podkrakowskich Rakowicach.

Zdjęcie wykonane po amnestii 1947 r. Henryk Flame „Bartek” (pierwszy od prawej) wraz ze swoimi żołnierzami (od lewej: Gustaw Matuszny, ps. „Orzeł Biały”, N.N., Stanisław Włoch, ps. „Lis”).

W wojnie obronnej Polski w 1939 r., jako pilot 123 eskadry myśliwskiej przydzielonej do Brygady Pościgowej, Henryk Flame, bronił nieba nad Warszawą przed samolotami wroga. 1 września w okolicach Zakroczyma doszło do pierwszej bitwy powietrznej II wojny światowej, w wyniku której maszyna kpr. Flame została zestrzelona, a on sam od tej pory znajdował się w dyspozycji prezydenta Warszawy, Stefana Starzyńskiego. Z 6 na 7 września 123 eskadra została wycofana z Warszawy na podlubelskie lotniska, a 17 września jej żołnierze przekroczyli granicę rumuńską. W tym czasie Henryk Flame dostał prawdopodobnie przydział do nowo sformowanej Eskadry Rozpoznawczej operującej na linii Lwów – Zaleszczyki.

Po 17 września został zestrzelony przez Rosjan w okolicach Stanisławowa po czym zorganizował z luźnych grup żołnierzy z rozbitych jednostek konwój, który pod koniec września przekroczył granicę z Węgrami. Na Węgrzech Flame wraz z innymi żołnierzami został internowany i osadzony w tymczasowym obozie, z którego jednak szybko uciekł. Ukrywając się u węgierskiego gospodarza został zadenuncjowany i przekazany władzom niemieckim, które umieściły zbiega w obozie jenieckim zlokalizowanym na ziemiach austriackich wcielonych do III Rzeszy. W drugiej połowie 1940 roku, dzięki interwencji rodziny, Flame został wypuszczony z obozu (historycy o orientacji lewicowej, uważają, że kluczową rolę w wypuszczeniu Flamego z obozu, odegrał fakt podpisania przez niego volkslisty). Po powrocie do Czechowic, Henryk Flame, podjął pracę jako maszynista na miejscowej kolei i związał się jednocześnie z niepodległościową konspiracją.

Założył organizację HAK podległą AK, która zajmowała się wywiadem i sabotażem. Na przełomie roku 1943 i 1944, zagrożony dekonspiracją i aresztowaniem, wraz z podkomendnymi uciekł do lasu, gdzie zorganizował samodzielny oddział partyzancki operujący w podbeskidzkich lasach. Zauważony przez dowództwo NSZ otrzymał propozycję wejścia w raz z oddziałem w szeregi tej organizacji, z której to propozycji skorzystał i w październiku 1944 roku został zaprzysiężony na żołnierza NSZ.

12 lutego 1945 roku do Czechowic wkroczyła Armia Czerwona, a Flame, realizując zalecenia dowództwa NSZ, ujawnił się, i wraz z oddziałem, zachowując konspiracyjne struktury, oddał się do dyspozycji "władzy ludowej" i wbrew protestom miejscowych komunistów, objął stanowisko komendanta miejscowego komisariatu MO. W dalszym ciągu realizując wytyczne dowództwa NSZ, Flame obsadził swoimi ludźmi komisariat i podległe mu jednostki, a także gromadził wokół siebie ludzi opozycyjnie nastawionych do komunistów gromadzić jednocześnie broń przygotowując się do nieuchronnej konfrontacji z komunistami.

W kwietniu 1945 roku, kolejny raz, jak za okupacji niemieckiej, zagrożony dekonspiracją i aresztowaniem, Flame uciekł ze swoimi ludźmi w pobliskie lasy. Od tej pory Flame zaczął występować jako"Bartek" odtwarzając odziały partyzanckie VII Okręgu Śląsko-Cieszyńskiego NSZ rozpoczynając tym samym "drugą konspirację". Od maja 1945 roku do lutego roku 1947 Henryk Flame stał na czele największego zgrupowania niepodległościowego na Śląsku Cieszyńskim, którego liczebność, w szczytowym okresie, wynosiła ponad 300 dobrze uzbrojonych i umundurowanych żołnierzy. Składające się z kilku oddziałów zgrupowanie przeprowadziło łącznie ok. 340 akcji zbrojnych. Do największego wystąpienia zgrupowania pod dowództwem Flamego należało zajęcie 3 maja 1946 roku małej, uzdrowiskowej miejscowości Wisły, w której przeprowadził, na oczach sterroryzowanych komunistów, dwugodzinną defiladę w pełni umundurowanych i uzbrojonych żołnierzy NSZ, co było ewenementem w państwach "władzy ludowej". W okresie tym Flame otrzymał stopień kapitana NSZ i stał się największym postrachem komunistów na Śląsku Cieszyńskim.

Od lewej: Alojzy Wizner „Lis”, Antoni Wizner „Brzoza”, członkowie zgrupowania „Bartka”, straceni 15 stycznia 1947 r. w Bielsku na mocy wyroku WSR w Katowicach.

We wrześniu 1946 roku, w wyniku ubeckiej prowokacji, co najmniej 100 żołnierzy zgrupowania "Bartka" zostało wywiezionych na Opolszczyznę i zamordowanych (według najnowszych przypuszczeń ten masowy mord miał miejsce w lasach w okolicach wsi Barut lub okolicach Grodkowa. Kolejnym postulowanym miejscem mordu są Łambinowice). Od tego czasu zgrupowanie pod dowództwem Flamego zaczęło tracić inicjatywę kosztem komunistów, którzy w licznych obławach dziesiątkowali oddziały podległe "Bartkowi".

Raport agenta MBP Henryka Wendrowskiego z prowokacyjnej operacji „Lawina”, zakończonej wymordowaniem żołnierzy „Bartka”.

W obliczu beznadziejnej sytuacji Flame podjął decyzję o ujawnieniu się przy najbliższej okazji, którą stała się uchwalona przez sejm na dzień 22 lutego 1947 roku amnestia. Sam "Bartek" z najbliższym otoczeniem ujawnił się dopiero 11 marca 1947 roku w Cieszynie. Był to dla komunistów ogromny sukces, który jednak przyćmiewał fakt, że Flame, ujawniając się na mocy amnestii, był bezkarny, a według nich musiał ponieść karę. Komuniści rozpoczęli więc kolejną prowokację mającą na celu "ukaranie" Flamego. Ponoć nieoficjalny wyrok śmierci na "Bartka" wydał sam Bierut, który nie mógł znieść myśli o przemarszu niemal 400 ludzi z NSZ przed posterunkiem MO w Wiśle.

Do skrytobójczego zamachu na Flamego doszło 1 grudnia 1947 roku w Zabrzegu pod Czechowicami. Zamachowcem był miejscowy milicjant Rudolf Dadak, który nigdy nie został osądzony za swoją zbrodnię, tak samo jak inspiratorzy zamachu (Henryk Wendrowski), mimo prowadzonego śledztwa, nie zostali ujawnieni i postawieni przed sądem.

Tomasz Greniuch
Chrystus za nas, my za Chrystusa. Historia Zgrupowania Oddziałów Leśnych VII Śląskiego Okręgu Narodowych Sił Zbrojnych pod dowództwem kpt. Henryka Flamego "Bartka"

(do książki dołączona jest płyta DVD z filmem "Ziemia przemówiła")
Fundacja Kwartalnika Wyklęci 2018, 768 s. (w tym 205 s. wkładka zdjęciowa), oprawa twarda, format: 165 x 235 mm.

Dr hab. Tomasz Panfil: Książka o Zgrupowaniu NSZ kpt. Henryka Flamego „Bartka” jest właśnie próbą policzenia, zawołania po imieniu tych, których komunistyczni oprawcy mordowali w mroku nocy, wrzucali do tajemnych dołów, zacierali ślady i pamięć. Książka ta to obowiązkowa lektura każdego, kto interesuje się dziejami polskiego podziemia niepodległościowego walczącego z niemieckim terrorem, a następnie komunistycznym zniewoleniem.

Dr hab. Krzysztof Szwagrzyk: Legendarny oddział „Bartka” stał się tematem szeregu opracowań poświęconych antykomunistycznemu oporowi zbrojnemu w Polsce, w tym szczególnie podziemiu na Śląsku Cieszyńskim. Żadne z nich nie było jednak opracowaniem monograficznym, opisującym go w sposób całościowy. Pionierskiego – i co należy podkreślić – trudnego zadania opracowania pełnej historii Zgrupowania podjął się dr Tomasz Greniuch.

Prof. dr hab. Jan Żaryn: Szanowni Czytelnicy! Książka, którą państwo mają w swoich rękach, czytana przez mieszkańca Podbeskidzia wzmacnia tożsamość narodową, wpłynie na rozumienie tegoż dziedzictwa, któremu na imię – mała ojczyzna. Ci wszyscy, którzy nie utożsamiają się z dziejami Podbeskidzia, znajdą w niej nowe fakty pozwalające na coraz bogatsze zdefiniowanie fenomenu polskiego patriotyzmu. Bardzo się cieszę, że praca ta trafia na rynek, do polskich mieszkań i domów!
Książka do nabycia m.in.:
Więcej na temat zgrupowania kpt. Henryka Flame "Bartka" czytaj:
Strona główna>
Prawa autorskie>

74. rocznica śmierci ppor. "Ragnera"

0
0
74. rocznica śmierci ppor. Czesława Zajączkowskiego "Ragnera"

...Nie dajmy zginąć poległym.
Zbigniew Herbert

Ppor. Czesław Zajączkowski ps. "Ragner", dowódca IV batalionu 77 pp AK, a następnie Zgrupowania "Południe" na Nowogródczyźnie.

74 lata temu, 3 grudnia 1944 r., podczas próby przebicia się przez okrążenie złożone z 1400 funkcjonariuszy sowieckiego NKWD, wspartych artylerią i bronią pancerną, poległ wraz z kilkoma swoimi żołnierzami ppor. Czesław Zajączkowski "Ragner", dowódca IV batalionu 77. pp Armii Krajowej, a następnie Zgrupowania "Południe" na Nowogródczyźnie.

W dniu 3 grudnia 1944 r. trzy pierścienie funkcjonariuszy WW NKWD (ponad 1400 ludzi) okrążyły teren pomiędzy Niecieczą i Cackami (do bezpośredniej akcji użyto 400 funkcjonariuszy). Walka z niespe łna 30-osobowym oddziałem "Ragnera" rozegrała się koło chutoru Jeremicze. Większość oddziału polskiego zdołała wymknąć się z pierścienia okrążenia, a sowieci zdołali zniszczyć jedynie 8-sobową grupkę partyzantów, w składzie której znajdował się komendant. Według polskich relacji poległo 7 partyzantów, w tym ppor. Czesław Zajączkowski "Ragner", jego brat Leon Zajączkowski "Drzewica" i plut. Stanisław Tobota "Ojciec" (śmiertelnie ranny), zaś jeden - Wacław Brylewski "Mucha" - dostał się do niewoli. Ciała poległych partyzantów i ppor. "Ragnera" funkcjonariusze NKWD pogrzebali w nieznanym do dzisiaj miejscu.

Ppor. "Ragner" (drugi z prawej) z grupą swoich żołnierzy. Pierwszy z prawej plut. Stanisław Tobota "Ojciec".

Ppor. Czesław Zajączkowski "Ragner" był jednym z najbardziej znienawidzonych przez sowietów dowódców nowogródzkiej Armii Krajowej. Jego działania przeciwko sowieckiej partyzantce permanentnie zwalczającej „białopolaków”, prowadzone na przełomie 1943/44 na Nowogródczyźnie, a także późniejsza niezłomna walka przeciw bandyckim działaniom, godzącym w ludność polską i podjęte w związku z tym poważne uderzenia odwetowe w sowiecką administrację i siły bezpieczeństwa, doprowadziły do tego, że nowi okupanci zaczęli bać się go jak ognia, nadając mu nawet wiele mówiący przydomek - "CZIORT W OCZKACH" (diabeł w okularach).

Ppor. Czesław Zajączkowski "Ragner" z żoną.

Ppor."Ragner" należał do tych dowódców AK, którzy nie złożyli broni przed Sowietami w lipcu 1944 r. Był najwybitniejszym organizatorem oporu przeciw sowieckim okupantom w centralnej części województwa nowogródzkiego. Dowodzone przez niego oddziały wchodzące w skład Zgrupowania AK „Południe” wykonały setki akcji przeciw NKWD i sowieckiej administracji. W liście z września 1944 r. skierowanym do władz sowieckich w Lidzie „Ragner” informował, że w odwet za zbrodnie popełnione przez komunistów na ludności Nowogródczyzny będzie likwidował przedstawicieli aparatu okupacyjnego.

Bielica nad Niemnem. Wśród dziewcząt ppor. Czesław Zajączkowski "Ragner".

Pośmierci ppor. "Ragnera", pozostali przy życiu jego podkomendni kontynuowali działalność pod nowym dowództwem, przeciwstawiając się sowieckim okupantom jeszcze przez kilka lat. Z pozostałych w polu ludzi na przełomie 1944 i 1945 r. nowy oddział partyzancki zorganizował adiutant "Ragnera" sierż. Anatol Urbanowicz „Laluś”, a ostatni z tych Kresowych Straceńców walczyli i ginęli jeszcze w maju 1949 roku, pod rozkazami ppor. Anatola Radziwonika "Olecha".

Sierż. Anatol Urbanowicz "Laluś". Adiutant ppor. "Ragnera", dowodził oddziałem po jego śmierci. Okresowo pełnił funkcję Komendanta Obwodu Szczuczyn-Lida. Wiele razy starł się z grupami operacyjnymi NKWD. 27 maja 1945 pod Lidą osaczony z oddziałem przez grupę zwiadu 34. zmotoryzowanego pułku strz. NKWD. Nie chcąc wpaść w ręce Sowietów zastrzelił się.

Ppor. Anatol Radziwonik „Olech”, „Mruk”, „Ojciec”, „Stary” , oficer VII batalionu 77 pp AK, komendant połączonych poakowskich obwodów Szczuczyn i Lida, walczył z reżimem komunistycznym do 12 maja 1949 r., kiedy to poległ przebijając się przez trzy kordony obławy NKWD.

Śmierć ppor. Anatola Radziwonika "Olecha" oznaczała symboliczny kres zorganizowanego polskiego oporu przeciwko Sowietom na Kresach Wschodnich II RP, jednak co najmniej do połowy lat 50-tych walka zbrojna na tym terenie była kontynuowana przez drobne grupki „ostatnich leśnych”, nawet przez pojedynczych partyzantów, których propaganda bolszewicka nazywała „terroristy odinoczki”.

GLORIA VICTIS !

Więcej informacji o ppor. "Ragnerze" znajdziesz w artykule:
Zainteresowanych walką polskich partyzantów na Kresach Wschodnich II Rzeczypospolitej (m.in. ppłk cc Macieja Kalenkiewicza "Kotwicza", por. Jana Borysewicza "Krysi"ppor. Anatola Radziwonika "Olecha") po wkroczeniu Sowietów, zapraszam do lektury kategorii Im poświęconej:


Czytaj również:

Kazimierz Krajewski
Na straconych posterunkach. Armia Krajowa na kresach wschodnich II Rzeczypospolitej 1939-1945
Wydawnictwo Literackie 2015, ss. 928, oprawa twarda, format: 160x240 mm


Dramatyczna i wciąż bardzo mało znana historia polskiej armii i partyzantki na Kresach Wschodnich w czasach drugiej wojny światowej i początków komunistycznej Polski.

Kresy Wschodnie — sam termin może narzucać skojarzenie z niewielkim pasem ziemi na wschodzie II Rzeczypospolitej, a były to przecież obszary stanowiące ponad połowę terytorium ówczesnej Polski.
Gdy sięgniemy do podstawowych danych dotyczących owych „kresów”, okaże się, że wymowa liczb jest wstrząsająca. Kresy Wschodnie to nie był żaden odległy skrawek naszych ziem, tylko przeszło połowa terytorium Rzeczypospolitej Polskiej! Kresy Wschodnie, zagarnięte w 1939 roku przez Związek Socjalistycznych Republik Sowieckich i ostatecznie anektowane przez to państwo w latach 1944–1945, to siedem najdalej wysuniętych na wschód województw, a także część województwa białostockiego (tj. Grodno z powiatami grodzieńskim i wołkowyskim) oraz spora część powiatu augustowskiego (gminy Balla Kościelna, Łabno, Sopoćkinie i Hołynka). Tereny, o których mówimy, zamieszkiwało w 1939 roku około trzynastu milionów obywateli Rzeczypospolitej Polskiej.
To tam niemieccy i sowieccy najeźdźcy uścisnęli sobie dłonie we wrześniu 1939 roku, a po hitlerowskiej inwazji na Związek Radziecki właśnie na Kresach rozpętała się wojenna zawierucha, w której walkę toczyły dwa totalitarne reżimy i partyzantki kilku narodów na czele z Polakami.
Wojna na Kresach nie skończyła się po kapitulacji Niemiec, trwała jeszcze przez kilka lat, a układy sił i sojuszy kilkukrotnie uległy zmianom. Książka Kazimierza Krajewskiego, historyka warszawskiego IPN-u, jest opowieścią o walce, którą na Kresach stoczyła Armia Krajowa.
Od pierwszych polskich oddziałów, przez działalność w ramach AK, a następnie, już po jej rozwiązaniu, konflikt z nowym, „czerwonym” okupantem pod szyldami różnych podziemnych organizacji poakowskich. Historia, o której jeszcze niewiele uczą w szkołach: walka każdego z każdym – Wehrmacht, Polacy, Ukraińcy, Litwini, Żydzi, Armia Czerwona i komunistyczna partyzantka. Najpierw wojenny cyklon, który wymagał czasem nieoczekiwanych taktycznych sojuszy AK z Niemcami czy Sowietami. Potem dalsza walka „leśnych żołnierzy” z komunistycznym reżimem – bezpieką i wojskiem Polski Ludowej i ZSRR.

Zobacz spis treści i przeczytaj fragment książki


Książka do nabycia m.in.:
Zapoznaj się również z opracowaniem, autorstwa Kazimierza Krajewskiego i Tomasza Łabuszewskiego, zatytułowanym "Polegli na straconych posterunkach. Z dziejów polskiego podziemia niepodległościowego na Kresach  II Rzeczypospolitej (1944-1956)", które - klikając na okładkę poniżej - można pobrać w całości (w formacie PDF).


Strona główna>
Prawa autorskie>

69. rocznica śmierci ostatniego komendanta NZW

0
0
69. rocznica śmierci p or. Kazimierza Żebrowskiego "Bąka" i Jerzego Żebrowskiego "Konara"

...Nie dajmy zginąć poległym.
Zbigniew Herbert
Por. Kazimierz Żebrowski "Bąk", ostatni komendant III Okręgu NZW Białystok. Poległ 3 grudnia 1949 r.

69 lat temu, rankiem 3 grudnia 1949 r., w wyniku doniesienia agenturalnego, zabudowania w Mężeninie (pow. Łomża), gdzie przebywał komendant białostockiego Okręgu Narodowego Zjednoczenia Wojskowego por. Kazimierz Żebrowski "Bąk" wraz ze swoim synem Jerzym ps. "Konar", zostały otoczone przez grupę operacyjną II Brygady KBW i UB. Dowodzący operacją wezwał partyzantów do poddania się. W odpowiedzi "Konar" wystrzelił serię z automatu i wybiegli z ojcem przez tylne drzwi stodoły, ale i tam natknęli się na linię obławy, którą ostrzeliwując się próbowali sforsować. Teofil Lipka, gospodarz, u którego się ukrywali, tak wspominał ostatnie chwile Komendanta:

[...] "Bąk" z synem biegną w kierunku olszyny. Ci z podwórka grzeją do nich. "Konar" zachwiał się, krzyczy: "Tato! Jestem ranny" – i zwalił się na ziemię. "Bąk" zaraz się wrócił, ukląkł przy głowie syna, przeżegnał się, przystawił mu pistolet do głowy i dwa razy strzelił. Tamci krzyczą, żeby przestał się bić. "Bąk" strzelił sobie w głowę. Bój się skończył.

Ciało ostatniego komendanta białostockiego Okręgu NZW zastygło obok ciała jego syna. Walczyli i zginęli razem. Stało się tak, jak często w rozmowach z Teofilem Lipką zapowiadali. Mówili mu, że jeżeli znajdą się w sytuacji bez wyjścia, nie dadzą się wziąć żywcem. Wedle rachuby: zginąć, ale nikogo nie wydać. Uznawali, że są to winni ludziom, którzy przez lata udzielali im schronienia; wedle przyrzeczenia "Bąka", że z komunistami będzie się bił do ostatniego naboju, a ten ostatni nabój zostawi dla siebie. Słowa dotrzymali!

JerzyŻebrowski "Konar", syn por. Kazimierza Żebrowskiego "Bąka". Żołnierz NZW Okręgu Białystok. W konspiracji od 1941 r. Poległ 3 grudnia 1949 r.

Komendant Kazimierz Żebrowski "Bąk" (oznaczony cyfrą 4) przed szeregiem żołnierzy III Okręgu NZW. Zdjęcie wykonane na przełomie kwietnia i maja 1947 na kolonii Tabędz (za domem Jana Głębockiego „Brzytwy” – dowódcy batalionu). Pod numerami:
1. 17-letni wówczas Jerzy Żebrowski „Konar” (syn Kazimierza Żebrowskiego "Bąka") zginął wraz z ojcem 3.12.1949 r. w Mężeninie. (W związku z licznymi błędami w publikacjach, podaję prawidłową datę jego urodzenia: 21 I 1930 r.); 2. Stanisław Zienkiewicz „Kalina” zginął 28.01.1948 r. w Lipiance; 3. NN.; 4. Por. Kazimierz Żebrowski „Bąk” zginął 3.12.1949 r. w Mężeninie; 5. Antoni Przychodzeń „Grom” zginął 3.05.1947 r. w Tabędzu (obok zabudowań Jana Głębockiego „Brzytwy”) - pochowany na miejscowym cmentarzu; 6. Henryk Rogowski „Sokora” zabity 22.07.1947 w Kleczkowie, pochowany na miejscowym cmentarzu; 7. NN „Marian” od „Śmiałego” (z Brygady Wileńskiej); 8. Marian Łuba „Smal” zabity 14.05.1948 w Krajewie Borowym; 9. NN.; 10. NN; 11. Teofil Jemielity „Wicher” zabity 30/31.07.1947 w PUBP w Ostrołęce; 12. NN; 13. NN „Śmiały” – zabity. (Opis zdjęcia: Leszek Żebrowski ).
GLORIA VICTIS !
Więcej informacji o por. Żebrowskim znajdziesz w artykule:

Czytaj także:

Strona główna>
Prawa autorskie>

72. rocznica śmierci ppor. "Jeża"

0
0
72. rocznica śmierci ppor. Zacheusza Nowowiejskiego "Jeża"

...Nie dajmy zginąć poległym.
Zbigniew Herbert

Ppor. Wiktor Zacheusz Nowowiejski ps. "Jeż" (1915-1946).

72 lata temu, 6 grudnia 1946 r., oddział funkcjonariuszy UB z Przasnysza, silnie wzmocniony przez pluton żołnierzy z 3. Pułku Ułanów Warszawskich (LWP), przeprowadził obławę na Zembrzus, rodzinną wieś dowódcy Obwodu "Las" ROAK (Ruch Oporu Armii Krajowej) Przasnysz - ppor. Wiktora Zacheusza Nowowiejskiego „Jeża”, w której wówczas przebywał na kwaterze.

Przeciwko jednemu partyzantowi rzucono kilkudziesięciu uzbrojonych po zęby ludzi. Por. Nowowiejski nie poddał się - zawsze mówił, że nie da się wziąć żywy - i podjął próbę przebicia w kierunku pobliskich bagien. Kapitan Radaj, dowódca pułku LWP, oparł karabin o płot i strzelał do uciekającego partyzanta. Ranny „Jeż”, będąc bez szans na przerwanie pierścienia okrążenia, przyłożył do głowy pistolet i ostatni strzał przeznaczył dla siebie.

Północne Mazowsze, 1946 r. Żołnierze oddziału ppor. Wiktora Zacheusza Nowowiejskiego "Jeża". Od lewej stoją: Stanisław Borzuchowski "Niedźwiedź", Tadeusz Piotrowski "Zbyszek", Mieczysław Szczepkowski "Beton", ppor. Zacheusz Nowowiejski "Jeż", klęczy Mirosław Krajewski "Wiesiek".

Wiktor Zacheusz Nowowiejski urodził się 28 grudnia 1915 r. we wsi Zembrzus w gminie Janowo, w dawnym powiecie przasnyskim, w patriotycznej rodzinie szlacheckiej. Rodzice, Władysław i Marianna z Zembrzuskich, posiadali 50-hektarowe gospodarstwo rolne. Po ukończeniu szkoły gminnej w Janowie, uczył się w Seminarium Nauczycielskim w Mławie. Seminarium ukończył w 1936 r. i wkrótce rozpoczął służbę wojskową w Szkole Podchorążych w Zambrowie. Po zakończeniu służby podjął pracę nauczyciela w szkole podstawowej. Brał udział w wojnie obronnej 1939 r. Po udanej ucieczce z obozu jenieckiego, powrócił w rodzinne strony. Wraz z innymi nauczycielami zorganizował siatkę tajnego nauczania. Był członkiem Związku Walki Zbrojnej, następnie Armii Krajowej. Posługiwał się pseudonimem „Jeż”. Latem 1943 r. włączył się do oddziału partyzanckiego AK kierowanego przez Stefana Rudzińskiego „Wiktora”. Oddział ten wsławił się wieloma brawurowymi akcjami przeciwko Niemcom na terenie Prus.

Oddział samoobrony Obwodu ROAK Przasnysz, dowodzony przez ppor. Zacheusza W. Nowowiejskiego "Jeża" (stoi czwarty od lewej).

Po wkroczeniu sowietów na tereny powiatu przasnyskiego, nie złożył broni. Wraz z innymi partyzantami, jako oddział samoobrony Obwodu ROAK (Ruch Oporu Armii Krajowej)Przasnysz, prowadził akcje, w których bronił ludzi represjonowanych przez komunistów. Na „Jeża” organizowano obławy, szczególnie w jego rodzinnej wsi, prześladowano rodzinę. 6 grudnia 1946 r. grupa funkcjonariuszy UB z Przasnysza wspierana przez pluton żołnierzy z 3. Pułku Ułanów Warszawskich doprowadziła do śmierci Nowowiejskiego w Zembrzusie, niedaleko jego własnego domu. Trafiony kulą, próbował ucieczki, a gdy ta okazała się niemożliwa, strzałem w głowę pozbawił siężycia. Ciało „Jeża” zabrano do Przasnysza. Miejsce jego pochówku do dziś pozostaje nieznane.

Wykonana przez funkcjonariuszy UB z Przasnysza fotografia ppor. Wiktora Zacheusza Nowowiejskiego "Jeża", poległego w walce 6 XII 1946 r. w miejscowości Zembrzus - Mokry Grunt.
GLORIA VICTIS !

Więcej na temat por. "Jeża" czytaj:
Strona główna>
Prawa autorskie>

72. rocznica śmierci por. "Jastrzębia"

0
0
72 . rocznica śmierci por. Leona Taraszkiewicza "Jastrz ę bia"

...Nie dajmy zginąć poległym.
Zbigniew Herbert

Por. Leon Taraszkiewicz "Jastrząb", "Zawieja" (1925-1947)

3 stycznia 2019 roku mija 72 lata od śmierci legendarnego dowódcy oddziału partyzanckiego Obwodu WiN Włodawa , por. Leona Taraszkiewicza "Jastrzębia", "Zawiei" . Zmarł on w wyniku ran odniesionych podczas ataku na grupę ochronno - propagandową KBW stacjonującą w Siemieniu.

Nocą z 31 grudnia 1946 r. na 1 stycznia 1947 r. oddział Obwodu WiN Włodawa pod dowództwem ppor. Leona Taraszkiewicza „Jastrzębia” wspólnie z połączonymi oddziałami radzyńskiego Obwodu WiN, wziął udział w jednej z największych akcji polskiego antykomunistycznego podziemia, kiedy to ok. 350-osobowe zgrupowanie partyzanckie przeprowadziło atak na komunistyczne organy represji w Radzyniu Podlaskim.

Leon Taraszkiewicz "Jastrząb", "Zawieja"

Kontakty pomiędzy Obwodami WiN Włodawa i Radzyń Podlaski zapoczątkowano na początku grudnia 1946 r. Przez komendanta placówki Miłków [gm. Siemień pow. radzyński], Józefa Stanisławskiego „Trutnia”, ppor. „Jastrząb” nawiązał kontakt z komendantem rejonu w Obwodzie WiN Radzyń Podlaski, por. Jerzym Skolincem „Krukiem”, dzięki któremu w połowie grudnia 1946 r. doszło do spotkania z komendantem radzyńskiego Obwodu WiN  kpt. Leonem Sołtysiakiem ps. James. Tak opisał je na kartach swojego pamiętnika brat i zastępca dowódcy Edward Taraszkiewicz „Żelazny”:
„[...] Na spotkaniu tym przedstawił „Dżems” [„James”] swój projekt zaatakowania UB w Radzyniu i uwolnienia więźniów politycznych. Według jego słów, akcja ta miała się odbyć w noc sylwestrową. „Jastrząb” nie odmawia prośby udzielenia pomocy, obiecując przyjechać na umówiony punkt autem. Otrzymaliśmy hasło w największej tajemnicy, brzmiące pasująco do wym [ienionej] akcji, a mianowicie „Północ-Pożar” [...]”.
Kpt. Leon Sołtysiak "James", "Znachor", Komendant Obwodu WiN Radzyń Podlaski.

Zgodnie z ustaleniami, choć spóźniony z powodu problemów z samochodami, oddział„Jastrzębia” przybył na miejsce koncentracji wieczorem 31 grudnia 1946 r. Dalszy rozwój wypadków znany jest z pamiętników „Żelaznego”:
„[...] Na lotnisku w pobliżu Radzynia, na punkcie koncentracyjnym czekało już ok. 300-350 ludzi z całego Obwodu. Była to prawie cała „armia” jak to określił „Jastrząb”.  „Dżems” [„James”] czekał też już na nas. Brakowało jeszcze dwóch dużych grup konspiracyjnych z dalszych okolic pow. radzyńskiego, mających przyjechać autami, które zawiodły w podobieństwie naszych [...]”. Po przybyciu oddziału „Jastrzębia” odbyła się ostatnia odprawa. Dowodzący wszystkimi grupami kpt. „James” przedstawił na niej plan opanowania miasta, według którego w pierwszej kolejności postanowiono zaatakować i rozbroić PUBP i KPMO oraz ok. 50-osobowy oddział KBW. Przedstawiony plan wzbudził jednak kontrowersje, a zastrzeżenia co do jego niektórych punktów  przedstawił „Jastrząb”, który zaproponował, by podstępem rozbroić wartowników i wydobyć od nich hasło, co pozwoli niepostrzeżenie i bez walki opanować budynek PUBP. Niestety, plan „Jastrzębia” został odrzucony, co - jak się później okazało - było błędem.

Styczeń 1946 r. Część oddziału ppor. „Jastrzębia”. Dowódca siedzi przy rkm-ach.

Ostatecznie uzgodniono, iż oddział „Jastrzębia” będzie atakował główny, najtrudniejszy cel – budynek PUBP, grupy Jerzego Skolińca „Kruka” i Jana Grudzińskiego „Płomienia” budynek szkoły obsadzony przez KBW, a bojówka Antoniego Grochowskiego „Kuli” miała zająć pocztę i zniszczyć centralę telefoniczną. Plutony pod dowództwem por. Wacława Stelmaszuka „Marnego” z rejonu VIII oraz por. Piotra Waszczuka „Roli” z rejonu II, stanowiły ubezpieczenie od strony Łukowa, Radzynia, Międzyrzeca i Parczewa. Atak miał nastąpić o północy, jednak do akcji ruszono z dwugodzinnym opóźnieniem, bez dwóch grup, którym nie udało się dotrzeć. Ok. godz. 4.00 żołnierz stojący na warcie przy Urzędzie Pocztowym zauważył wchodzących partyzantów z rejonu VI. Natychmiast powiadomił o tym kwaterującą w szkole załogę punktu kontrolnego KBW. Dowódca tego punktu por. Pudłowski ogłosił alarm. Doszło do wymiany strzałów. Nie udało się również zdobyć budynku PUBP. Podłożona pod murem budynku UB mina wyrwała zbyt mały otwór. Następny, 9-kilowy ładunek nie wybuchł, gdyż miał przemokniętą spłonkę. Ostrzał budynku także nie przyniósł spodziewanego efektu. Drobny sukces odniosły grupy atakujące budynek szkoły, w którym bronili się żołnierze KBW, bez strzału zaś opanowano jedynie budynek poczty.

Dawna siedziba Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Radzyniu Podlaskim przy ul. Warszawskiej 5 i 5a.

Oświcie dowodzący akcją kpt. Sołtysiak zarządził odwrót zgrupowania. Kolejno, w kierunku swoich rejonów, wycofywały się poszczególne grupy. Oddział „Jastrzębia” odszedł z placu boju w kierunku Marynina jako jeden z ostatnich. W ogólnym rozrachunku akcja okazała się nieudana, nie zdobyto strategicznych punktów, jednak pokazała komunistom, że nadal nie mogą się czuć bezpiecznie nawet w dużych miastach powiatowych.

Podczas odskoku z Radzynia 1 stycznia 1947 r. „Jastrząb” zorganizował pod Okalewem [gm. Milanów] zasadzkę na 40-osobową pościgową grupę operacyjną UB-KBW, w trakcie której zniszczone zostały strzałami z rusznicy dwa samochody, zginęło 4 żołnierzy KBW, referent UB z Radzynia Podlaskiego Jan Smoraczewski, do niewoli wzięto 7 żołnierzy. Spośród partyzantów zginął Stefan Kucharuk „Ryś II” i Kazimierz Kłosiński „Biały”, ranny zaś został Stanisław Łuć „Żandarm”. „Jastrząb” kazał uwolnić szeregowców, zaś plut. Władysława Klimsa zlikwidowano, a powodem była - jak zapisał „Żelazny” -  „pełna pierś medali za walkę z bandami”.

Po akcji w Okalewie,  nocą z 1 na 2 stycznia 1947 r., oddział wycofał się do kolonii Sarnów [gm. Siemień], gdzie doszło do kolejnego spotkania z oficerami radzyńskiego Obwodu WiN: zastępcą por. Skolinca - Januszem Traczem „Kłosem” oraz Józefem Stanisławskim „Trutniem”. Podczas narady podjęto decyzję o rozbrojeniu, liczącego 29 żołnierzy, oddziału KBW stacjonującego w nieodległym Siemieniu [pow. radzyński]. Późnym wieczorem 2 stycznia 1947 r. partyzanci ruszyli do akcji, która okazać się miała jedną z najtragiczniejszych w historii oddziału.

Zdecydowano, by jedną grupą podejść do budynku szkoły, w którym kwaterowali żołnierze i wezwać ich do złożenia broni. Na wypadek oporu zastosowano manewr okrążenia, który miała wykonać grupa pod komendą „Żelaznego”. Początkowo wszystko przebiegało zgodnie z planem. Pierwsza grupa pod osobistym dowództwem „Jastrzębia”, udając oddział wojska, zaczęła zbliżać się do szkoły. Tuż przed budynkiem partyzanci zostali wezwani przez wartownika do zatrzymana się i podania hasła. W trakcie krótkiej wymiany zdań, niespodziewanie padły strzały. Po krótkiej wymianie ognia i szturmie, budynek szkoły został zdobyty przez partyzantów. Żołnierzy rozbrojono i rozstrzelano kilku z nich: komendanta grupy - sierż. Stefana Rabendę, kaprala Magdziaka za odznaczenia „za walkę z bandami”, strzelca Hamala, gdyż telefonował po pomoc do UB oraz strzelca Uruska, gdyż powiadomił dowódcę o zbliżaniu się partyzantów. Następnie wyprowadzono żołnierzy na zewnątrz, zdjęto z nich mundury i kazano położyć się na ziemi, po czym „Żelazny” wygłosił przemówienie, w którym nawoływał ich do przyłączenia się do partyzantki. Atakujący, oprócz mundurów, zdobyli 3 rkm, 21 PPSz i 4 kb. Akcja rozpoczęła się o godz. 1.00 i trwała 45 minut. Jedynym poszkodowanym wśród partyzantów był dowódca oddziału ppor. Leon Taraszkiewicz „Jastrząb”. Został on ciężko ranny w brzuch, w wyniku czego po kilku godzinach, podczas transportowania go przez Janusza Tracza „Kłosa” na placówkę terenową, zmarł 3 stycznia 1947 r.

Por. Leon Taraszkiewicz "Jastrząb" (1925-1947). Zdjęcie ze stycznia 1946 r.

Do dzisiaj nie są jasne okoliczności ranienia „Jastrzębia”. Według jednej z wersji, został on postrzelony przez domniemanego agenta UB o ps. "Bolek-Łapka" [N.N.], ulokowanego w oddziale. Śledztwo przeprowadzone przez ppor. „Żelaznego” miało rzekomo potwierdzić te podejrzenia i niedługo później agent został zlikwidowany przez patrol podległy kpt. Zdzisławowi Brońskiemu „Uskokowi”, pod komendą Stanisława Kuchciewicza „Wiktora”.

Wersja ta budzi jednak spore wątpliwości, chociażby w świetle raportu Naczelnika Wydziału I Departamentu III MBP mjr. Łanina z dnia 10 stycznia 1947 r., w którym cytował zeznanie uczestnika tej akcji, Edwarda Wrzaszcza "Groma":
„[...] kiedy banda podeszła pod budynek [...] ,„Jastrząb” rozkazał wszystkim bandytom rozsypać się w tyralierę i lec na ziemi, a sam podszedł do wartownika na odległość paru metrów. Na krzyk wartownika »stój, kto idzie« „Jastrząb” odpowiedział »Wojsko Polskie«. Wartownik zapytał wtedy o hasło, na co „Jastrząb” nie odpowiedział nic i począł się zbliżać do wartownika. Wtedy wartownik otworzył ogień z PPsz i trafił 4-ma kulami w brzuch „Jastrzębia”, z których dwie przeszły na wylot, a dwie pozostały w ciele [...]”. Podobnie zapamiętał to zdarzenie, biorący udział w tej akcji Jan Jarmuł „Wąż”, który tak relacjonował okoliczności ranienia swojego dowódcy:
„[…] Zawsze Leon pierwszy, w każdej akcji... nie to, że ludzi posyłał - on pierwszy szedł. Wartownik stał przy szkole na warcie i on [„Jastrząb”] krzyczy do wartownika »ręce do góry« - to słyszeliśmy. Wartownik do strzału się mierzy... i równocześnie jeden drugiego trzasnął. Ten wartownik Leona tu [po brzuchu] przejechał, a Leon jego na śmierć położył... wymiana strzałów była. Ja to tak widziałem”. Ppor. Leon Taraszkiewicz „Jastrząb” spoczął na cmentarzu w Siemieniu. Dzięki temu, że jego koledzy pochowali go potajemnie, jako jeden z nielicznych dowódców antykomunistycznego podziemia spoczął we własnym grobie, choć do 1990 r. na prostym brzozowym krzyżu mógł widnieć jedynie tajemniczy napis „Leon”. Dopiero po 44 latach, 30 czerwca 1991 r., mogły odbyć się oficjalne uroczystości pogrzebowe i poświęcenie jego mogiły w Siemieniu.

Grób por. Leona Taraszkiewicza "Jastrzębia" na cmentarzu w Siemieniu.


62 lata od śmierci por. "Jastrzębia" i 58 lat po śmierci jego brata ppor. "Żelaznego", postanowieniem z dnia 20 sierpnia 2009 r. Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Lech Kaczyński nadał pośmiertnie obu braciom, legendarnym dowódcom oddziału partyzanckiego Obwodu WiN Włodawa - por. Leonowi Taraszkiewiczowi ps. "Jastrząb" i ppor. Edwardowi Taraszkiewiczowi ps. "Żelazny", Krzyże Wielkie Orderu Odrodzenia Polski, Polonia Restituta .

Jedne z najwyższych polskich odznaczeń państwowych, nadane za wybitne zasługi dla niepodległości Rzeczypospolitej Polskiej, odebrała w imieniu poległych dowódców ich siostra Pani Rozalia Taraszkiewicz - Otta w dniu 25 września 2010 r.

Rozalia Tarszkiewicz-Otta, siostra por. "Jastrzębia" i ppor. "Żelaznego", 25 IX 2010 r.

W listopadzie 2016 r. z grobu znajdującego się na cmentarzu w Siemieniu ekshumowano szczątki Leona Taraszkiewicza. W 1991 r. postawiono tam pomnik, na którym znalazły się pełne dane Leona Taraszkiewicza, jednak wtedy nie przeprowadzono ekshumacji. O ekshumację zwłok "Jastrzębia" i przeniesienie szczątków na Cmentarz Wojenny we Włodawie  zwróciła się do wojewody lubelskiego jego rodzona siostra – Rozalia Otta.
16 lipca 2017 r. we Włodawie odbyły się uroczystości pogrzebowe por. Leona Taraszkiewicza "Jastrzębia". Szczątki dowódcy oddziału partyzanckiego Zrzeszenia "Wolność i Niezawisłość" Obwodu Włodawa zostały pochowane  na Cmentarzu Wojennym we Włodawie, przy ul. Lubelskiej, ok. 300 m od jego rodzinnego domu [zobacz FOTORELACJĘ].

Włodawa, ul. Lubelska, Cmentarz Wojenny Żołnierzy Wojska Polskiego - miejsce spoczynku por. Leona Taraszkiewicza "Jastrzębia" i symboliczna mogiła jego brata i zastępcy ppor. Edwarda Taraszkiewicza "Żelaznego", którego miejsce pochówku jak dotąd pozostaje nieznane.
„Jastrząb” został pochowany w mogile będącej także symbolicznym grobem jego brata, ppor. Edwarda Taraszkiewicza „Żelaznego”, którego miejsce pochówku pozostaje nieznane.

[kliknij w biogram, aby powiększyć]

GLORIA VICTIS ! ! !

Z racji tej smutnej rocznicy chciałbym przypomnieć trzy z wielu [kalendarium działań bojowych, część: 1> , 2> , 3> ] , najbardziej spektakularne akcje, jakie wykonał oddział pod dowództwem por. "Jastrzębia" w 1946 r., a mianowicie zajęcie Parczewa, atak na Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego we Włodawie i bitwę pod Świerszczowem. Wprawdzie była jeszcze bezprecedensowa akcja uprowadzenia rodziny B. Bieruta, ale o tym można przeczytać tutaj:
Artykuły znajdują się w kategorii: „JASTRZĄB" I "ŻELAZNY" – OBWÓD WiN WŁODAWA, pt.:
Więcej o walce por. Leona Taraszkiewicza "Jastrzębia" i jego brata ppor. Edwarda Taraszkiewicza "Żelaznego" czytaj: Strona główna>
Prawa autorskie>

Viewing all 289 articles
Browse latest View live